wtorek, 3 października 2017

PARAFIA ŚWIĘTUJE

I znowu zawiesiłam się blogowo, ale ... udowodnię Wam w najbliższym czasie, że miałam co robić.
Zacznę od końca, czyli od odpustu parafialnego, pierwszego mojego w Tobbianie, wieńczącego jednocześnie rok pobytu na nowym.
Święto łączyło się dla mnie z przyjemnym zobowiązaniem - przygotowaniem kwiatów. Dzięki współpracy z Joanną z Visi Toscana mam już przetarte szlaki na giełdę kwiatów, gdzie warto jechać, gdy się ma ich więcej do kupienia. Dla przykładu powiem Wam, że latem musiałam kupić 10 słoneczników od kwiaciarza i zapłaciłam 30 euro. Na festę kupiłam 120 kwiatów za 40 euro. Czujecie różnicę? Wystarczy tylko wczesnym piątkowym rankiem wyruszyć do Pesci.
Potem jeszcze dobrych parę godzin zrobić z kwiatów kompozycje, zostawić trochę na zapas (do zrobienia wianka) i mogę uznać zobowiązanie za wypełnione.




 

 Kwiaty przygotowałam już na piątek, bo wieczorem była uroczysta Msza św. za wszystkich zmarłych z tej parafii, w sobotę z kolei proboszcz zaprosił do kościoła chorych, zazwyczaj zamkniętych w domach. W niedzielę była część Maryjna, z procesją z figurą, w poniedziałek po Mszy też była procesja, ale eucharystyczna. Wzdłuż ulic, którymi przeszły procesje, mieszkańcy powiesili dekoracje ze światełek, świec, latarenek, itp.




 

 Obydwie procesje prowadziła orkiestra dęta z Fognano, której trębacza Martino już tu kiedyś poznaliście, gdy grał "Ciszę" podczas składania wieńca pod pomnikiem poległych.




 

 Przyznam się, że nigdy nie byłam wielką miłośniczką procesji, ale coś w tych Tobbiańskich chwyta mnie za serce. Może jej malarskość? Kluczenie między domami, schodzenie i wspinaczki? Jedno podejście jest tak ostre, że orkiestra wtedy nie gra.
Dużo ludzi stoi przed swoimi domami pozdrawiając idących w procesji. Jest tak jakoś familiarnie, wcale nie ma wielu rozmów, ludzie się modlą, albo słuchają granej muzyki. A mi samej prawie głupio jest robić zdjęcia, tylko pamięć o Was, Drodzy Czytelnicy, kazała mi sięgać po aparat.
W tym roku było skromnie, wiem, że kiedyś bywały nawet sztuczne ognie, dłuższy koncert orkiestry, itp. Potem powoli wszystko zaczynało zanikać, chyba ze względów finansówych. Proboszcz na razie przyglądał się świętowaniu, tak jak to robił przez cały rok, starając się jak najmniej ingerować, by poznać, co tu się wcześniej działo.
Na razie więc, poza stricte liturgicznymi działaniami, był skromny poczęstunek i mini loteria z jedną nagrodą w postaci maryjnego reliefu.


Już rodzącym się pomysłom towarzyszą dźwięki orkiestry:  


 

I jeszcze wyjaśnienie:
Ostatni natłok zajęć, plus wcześniejsza zapaść wakacyjna, dały mi wiele do myślenia. Nie chcę rezygnować z pisania bloga, więc intensywnie zastanawiałam się, jak zorganizować sobie czas na Toskańskie Zapiski. Już wiem, tłumaczenie to było za dużo, jak na moje możliwości lingwistyczne, bardzo spowolniło powstawanie artykułów, gdyż często konsultowałam je jeszcze z Krzysztofem. Dodatkowo starałam się wklejać inne zdjęcia do włoskiej wersji. Porwałam się z motyką na słońce. Odpuszczam ten pomysł. Szkoda, bo sama się wiele przy okazji uczyłam, a i powoli ktoś tu zaczął odzywać się po włosku. Decyzja podjęta. Blog pozostanie nadal polskojęzycznym. Na pewno dzięki temu szybciej przedstawię Wam wiele wydarzeń, miejsc, moich prac. A mam spore w tym zaległości.

2 komentarze: