poniedziałek, 23 listopada 2015

NA WYŻYNACH

No to jedziemy. Spokojne, niedzielne popołudnie, najwyższy czas zobaczyć wystawę "Boskie piękno" w Palazzo Strozzi.
Hmm, tego nie przewidzieliśmy - kolejka po bilety!

O nie! Wystawa trwa do 24 stycznia, więc postanawiamy wrócić tu w dzień powszedni, może będzie luźniej? No, to co robimy?
Ja tam mogę snuć się po Florencji bez celu. Sklepowe wystawy powoli przybierają świąteczny charakter, nawet pogoda szykuje się na zimę, w górach wczoraj spadł śnieg.
Zaraz po wyjściu z Palazzo Strozzi trafiła się następna kolejka.

Składała się z tylko z Japończyków i oczekiwała na wpuszczenie do sklepu Louis Voutton. Przyznam, że z dziką radością spodobało mi się to, że ta na wystawę była o wiele, wiele dłuższa.
Ostatnio pytałam znajomą Japonkę, dlaczego jej krajanie tak wariują na punkcie produktów znanych projektantów. Czy dla nich jest tu tanio? Powiedziała, że tak, że w Japonii te same rzeczy kosztują co najmniej jeszcze raz tyle. Kolejka tylko potwierdziła jej słowa. Swoją drogą, w sklepie nie widziałam tłumów, więc skąd kolejka? Mają jakąś szaloną normę metrów kwadratowych na jedną osobę?
Idziemy, idziemy.
Obowiązkowo na Piazza Signoria.
Gdy się do niej zbliżamy, Krzysztof rzuca hasło "wieża".
Jeśli tylko wpuszczają, to tak, bardzo tak.
Od dawna już miałam nadzieję na przyjrzenie się ratuszowej wieży. Można ją zwiedzać od 2012 roku, tylko w dni bezdeszczowe. Tych, na szczęście, jest dość dużo i takim był ten niedzielny.
Wieża (ukończona w 1310 roku) została zaprojektowana  przez Arnolfo di Cambio, jest jednym z architektonicznych symboli Florencji.

Wznosi się na wysokość niemal 95 metrów. Historycy sztuki twierdzą, że Arnolfo wykorzystał starszy dom-wieżę "Della Vacca". I to jest nie do podważenia, bo fachowcy odnaleźli ślady poprzedniego budynku. Rodzi się tylko pytanie, dlaczego uznany architekt zaryzykował budowę na nieznanych sobie fudamentach? Czy nie bał się zniszczenia nie tylko wieży, ale i swojej reputacji? A może był pewny eksperymentu? Chociażby... wiedział, że trzeba zamurować stare otwory okienne.
Obawiałam się, że wspinaczka będzie dla mnie dość trudna, o dobrej kondycji wszak mogę pomarzyć. Nie było problemów, a i zakwasy mnie nie nawiedziły.
Pierwszy etap prowadzi dość łagodnymi schodami.

Mija się makietę pinaklu z charakterystycznym lwem, którego oryginał można obejrzeć w głównym hallu, na parterze.

Przez okrągłe okienka, w niewielkim stopniu, widać renesansowe wykończenie pierwszego krużganku.


Pierwszym miejscem widokowym jest obejście szczytu podstawowego budynku. To średniowieczna pozostałość po funkcjach obronnych.

Korytarz powstał w wyniku wysunięcia części pomieszczenia poza lico muru, co z zewnątrz odczytujemy jako machikuł, tak bardzo ulubiony przeze mnie element średniowiecznych budowli obronnych. Strukturę podpierają rytmiczne kroksztyny, a całość wieńczą ząbki krenelażu. Tutaj blanki są prostokątne, wyżej Arnolfo wprowadził zakończenia zwane jaskółczym ogonem.



Ale pozostańmy jeszcze na wysokości machikułu. Skoro obronny, skoro wysunięty, to w konkretnym celu. W jego podłodze są otwory, którymi wylewano ... No, właśnie, co? Popularnie twierdzi się, że gorący olej, ale co wnikliwsi badacze, uważają, że to byłoby zbyt drogocenne tworzywo na wroga. Bardziej pasują tu ekstrementy, gorąca woda.
Z lekka zaszumiało mi w głowie, mimo solidnego szkła i kraty, gdy pod stopami zobaczyłam ludzieńków w dole.

Obejście korytarzem daje przedsmak tego, co czeka turystów na górze. Z każdej strony jakaś atrakcja, z każdej strony znajome kształty.

A potem jest już bardziej stromo.

Nie ma co się śpieszyć, zawsze znajdzie się jakieś okienko.







Kto by pomyślał kilkaset lat temu, że ludzie będą płacić za oglądanie średniowiecznego wychodka, czy celi, w której uwięziono Cosimo I, czy potem Savonarolę.

Gdyby było mi za mało atrakcji, to chodzący po dachu robotnik (bez zabezpieczenia) z Santa Croce w tle, musiał wywołać niezłe ciarki.

Leko byłam rozczarowana, bo naiwnie myślałam, że zobaczę z bliska sam szczyt wieży, dzwony, które wybijają godziny, albo ten uruchamiany tylko na dzień wyzwolenia Florencji. Pocieszyły mnie cięcia w grubych drewnianych belkach. Oczu nie mogłam oderwać od tych inskrypcji, a  szczególnie od, dosłownie, przewrotnie zapisywanej cyfry 5. Zafiksowałam się zupełnie na punkcie literek i cyferek :)

Kilka razy robiłam za fotografa. Jednak nie wszyscy jeszcze mają wysięgniki i lubią "selfiki". Woleli mieć normalny odstęp obiektywu od siebie, a było międzynarodowo :)
Z bliska cztery kolumny podtrzymujące górną część wieży stają się olbrzymie.

Wokół jednej z nich wiją się schody. Nie można na nie wejść, ale nie mogę się za to opanować, by nie umieścić tu zdjęcia z archiwum Antinori. Ten pan w kapeluszu!
http://www.artribune.com
Kręciłam się niczym dziecięca zabawka bączek, a to tu, a to tam.
O! Samolot ląduje!

O księżyc!

O chmury!

O Ponte Vecchio!

O! O! O!













I jak tu nie popaść w emocje?
Jakoś dawałam radę, nie uleciałam na skrzydłach zachwytu.
Już myślałam, że będzie dobrze, że Stendhal mnie nie dopadnie.
Przyczepiłam się wzrokiem do ziemi.

Krzysztof już dawno zszedł na dół, a ja sobie powoli schodziłam i ciągle zatrzymywałam się, by robić zdjęcia.





Nagle naprzeciw mnie wyszedł starszy pan. Grzecznie mnie przepuścił, stanął w oknie obok i mówi, właściwie do siebie: "Piękna ta nasza Florencja". I... zaczął sobie podśpiewywać.

No i trach!  Rozłożył mnie na łopatki. Łza się w oku zakręciła i znowu Bogu dziękowałam, że tak sobie mogę to oglądać, że tak pięknie, że  ....


Znalazłam potem tę piosenkę, to "Florencja marzy". Śpiewało ją wielu znanych i mniej znanych. Wybrałam klimat przedwojennej piosenki w wykonaniu Carlo Butiego.

15 komentarzy:

  1. Niesamowita wycieczka! A tu słońce zachodzi..tez tak kiedyś miałam po wjeździe wprawdzie windą na wieżę w Wenecji. Teraz każda wieża powoduje, że zapominam o czasie tu pstryk tam pstryk...Warte zadyszki !!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, właśnie! Twoje wprawne oko od razu wyłapało złotą godzinę fotografii. Idealny czas dla wejścia na wieżę.

      Usuń
  2. niby nic nadzwyczajnego - wycieczka na wierzę... ale jak ktoś potrafi patrzeć tak jak Ty Małgosiu to znajdzie tu MNÓSTWO piękna i widoków godnych uwagi!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aniu. Ja i tak się starałam ograniczyć w pisaniu artykułu.

      Usuń
  3. Pięknie! Oj jak mi się zatęskniło...

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię te Twoje opisy, radość jak u dziecka. Jakbym tam była. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafne określenie - jak u dziecka. Tak się czułam, jak w sklepie z zabawkami :)

      Usuń
  5. Piosenka w klimacie mojej ulubionej "Herbatki z Mussolinim". Ależ mnie każdorazowo wzrusza panorama Florencji. Dzięki Pani ja też popadłam w emocje.:Dziekuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam absolutnego bzika na punkcie Florencji. Bywa, że nie dowierzam jej bliskości, jej obecności w moim życiu.

      Usuń
  6. Świetne zdjęcia, ciekawe ujęcia,przepiękna architektura i natura.Wszystko na Pani blogu jest ciekawe ,inspirujące i na poziomie.Serdecznie pozdrawiam.Jola Skorupa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, dobrze, że tych słów nie mogłam przeczytać na wiezy, bo bym już chyba na ziemię nie zeszła :) Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  7. .........a ja poszukałam innych piosenek Carlo Butiego-Graj piękny cyganie.....

    OdpowiedzUsuń
  8. Wieże są chyba równie lecznicze dla lęku wysokości, jak Tatry :) A ten pan był przypięty klamrą do rozpiętej równolegle wzdłuż dachu liny - przynajmniej tak to wygląda na twoim zdjęciu. Musiałaś zamknąć oczy na jego widok ;) Och, wlazłabym! Paweł chciał tylko jedną rzecz zrobić we Florencji: wejść na kopułę Duomo, o której uczył się na architekturze, którą odtwarzał na rysunkach. Kolejka była tak długa, że sam z tego marzenia zrezygnował...

    OdpowiedzUsuń