Città Nascosta niedawno zorganizowała spotkanie z właścicielką szlifierni kryształów, jak ogólnie można nazwać zakres działań firmy. Maniacko lubię szkło, więc z chęcią skorzystałam z propozycji przyjrzenia się z bliska wielce uznanemu warsztatowi działającemu od ponad 100 lat.
Pierwsze zaskoczenie to miejsce.
Dzielnica nazywa się Oltrarno (Zarzecze Arno), na Via Domenico Burchiello 10 stoi dziwny dom, w dolnej partii kamienny, mniejszy i młodszy brat Palazzo Vecchio, u góry współczesny, otynkowany. Nie wydaje się, by mógł zmieścić jakiś pokaźny warsztat, nic bardziej mylnego.
Wędrowaliśmy od bardziej reprezentacyjnych pomieszczeń, przez samą szlifiernię, magazyny, itp.
Pokazała, z jakiej dmuchanej formy powstaje po odcięciu filiżanka.
Właścicielka mówiła, że obiekt został namalowany na obrazie "Bankiet Nostaggio". Są dwie jego wersje (jedna w Madrycie, druga we Florencji), ale na żadnej nie wypatrzyłam charakterystycznego stożka na dnie butelki. Ja bym raczej powiedziała, że to butelka z "Ostatniej Wieczerzy" Ghirlandaio w klasztorze San Marco. Bez względu na inspirację - chciałabym, oj, chciałabym ją mieć.
Znalazłam tylko jedną stronę z produktami Moleria Locchi, na której podane są ceny, flaszeczka na oliwę kosztuje ponad 40 €, więc nie spodziewam się, by duża butla kosztowała mniej. Dobrze, że nie znam ceny, pewnie cały czas bym myślała, czy jej zakup nie byłby zbyt wielkim szaleństwem, aż w końcu znalazłabym pokrętne argumenty na "tak" dla oczywistego zbytku. Chociaż... przyznacie, że przepiękna ta butla?
A oliwna flaszeczka, o której wspomniałam, też ma swoją historię, jak niemal każdy obiekt w szlifierni. Dziadek Signory Paolo Locchi był kiedyś w Madrycie i w antykwariacie wypatrzył dziwną butelczynę. Przytargał ją do domu i tak sobie używano jej do polewania oliwą, ani kropla nie spadła na obrus. Aż pewnego razu przyszła do Paoli Locchi markiza Frescobaldi. Zapowiadała się u niej jakaś mocno wystawna uczta. Markiza ma w zwyczaju podawać potrawy na bogato zastawionym stole. Szukała więc małych buteleczek na oliwę, z własnego gaju oliwnego, wyjątkowo pyszną tamtego roku (i na pewno nie chodzi o 2014 rok). Paola Locchi pokazała niezwykłej urody olejarkę i zaczęła się produkcja. Już widzę ten stół, jeśli specjalnie z okazji przyjęcia, zamówiono po buteleczce dla każdego zasiadającego.
Podczas całej opowieści przewijały się słynne nazwiska i instytucje, jak chociażby burmistrz Florencji, Biały Dom, czy Książę Karol, którego zdjęcie przy szklanym kandelabrze, z dumą nam prezentowała właścicielka warsztatu.
Niesamowite jest, jak prowadzenie tego typu pracowni wymusza na właścicielu zdobywanie bardzo wyspecjalizowanej wiedzy, nie tylko o technicznych aspektach produkcji kryształu, ale i z zakresu historii sztuki, zwłaszcza użytkowej, a to oznacza współpracę ze specjalistami z tych dziedzin. Paola Locchi z wielką swobodą mówiła o typach butelek, waz, o rodzajach szlifów w zależości od kraju, o tym, że włoski kryształ jest cięższy.
Ha! To oczywiste, że lubimy podglądać fachowców przy pracy, więc i my trafiliśmy w końcu do serca pracowni, czyli do samej szlifierni. Czy wiecie, że po szlifowaniu szkło jest matowe i nabłyszcza się je z powrotem, między innymi, korkiem? Oczywiście, nikt nie pociera ręcznie korkiem. Jest to specjalne koło, ciągle podlewane wodą.
Wyobraźcie więc sobie zdziwienie Paoli Locchi, gdy pewnego razu przechodziła przez rynek w Forte dei Marmi (nadmorska miejscowość nieopodal Viareggio) i zobaczyła na kramie jeden ze swoich produktów? Jak to? I to w cenie może jednej trzeciej oficjalnej? Kramiarz polecał, że to świetne szkło, bardzo uznanego warsztatu we Florencji, nie wiedząc że ma przed sobą właścicielkę. Ta wykupiła wszystkie swoje prace, dbając o markę i dobre imię. Potem zrobiła własne dochodzenie.
Moleria współpracuje z dwoma hutami szkła. Pewnego razu w jednej z nich miała być wykonana reprodukcja jakiegoś, prostego dosyć, kieliszka. Sprawa nie wymagała osobistego kontaktu, więc wysłano projekt, rysunek, wymiary. Jakież było zdziwienie, gdy okazało się, że hutnicy sami zmienili długość nóżki, uznając, że taka będzie ładniejsza. Niedoróbki, względem zamówienia Paoli Locchi, miały pójść do przetopienia. Tak się jednak nie stało, trafiły pomiędzy zwyczajne szkło.
Widać było, jak wielkie wrażenie zrobiła wizyta na zwiedzających. Dobrze, że się na nią zapisałam zaraz po ogłoszeniu terminów, z powodu ciasnoty pomieszczeń i kruchego, acz cennego, towaru liczba miejsc była ograniczona.
Bardzo lubię ten cykl i już ręce zacieram na myśl o następnym warsztacie zapowiedzianym w programie Città Nascosta. A kropką końcową dla tego artykułu niech będzie moje ulubione zdjęcie: