piątek, 17 kwietnia 2020

NAJWYŻSZY CZAS NA PRZEPIS

Moja babska grupa wsparcia na whatsappie to forum nastrojów wszelkich, porad, dzielenia się pięknem, śmiechem. 
Oczywiście, nie może tu braknąć zdjęć potraw i przepisów. Powoli się zastanawiam, jak to wszystko pogromadzić, bo dopiero teraz mam tak częsty wgląd do talerzy w domach znajomych. 
Zacznę od czegoś banalnie prostego, czym zachwyciłam się podczas pierwszej wizyty w Rawennie i nigdy sama nie odtworzyłam tego smaku. Zawsze zamawiam sobie tę potrawę będąc w Regionie Emilia-Romagna.
Chodzi o sztandarową piadinę, rodzaj macy, do której dodatki są właściwie kwestią naszej wyobraźni. 
Tuż przed kwarantanną dostaliśmy od Marco smalec, pyszny, lecz już bardzo odwykłam od jego stosowania w kuchni, więc go zabarykadowałam w lodówce i czekałam na natchnienie. Aż przyszła kwarantanna i Dorella zapytała, czy ktoś ma przepis na piadinę. No i dostała odpowiedź. Skorzystałam i ja. I to nie jeden raz. 
Mam nadzieję, że i Wy skorzystacie. 

PIADINA

500 g mąki chlebowej (we Włoszech 0, w Polsce chyba 650)
70 g smalcu
10 g soli (daję mniej, bo mój smalec jest solony)
140 g wody
140 g mleka
3 g sody (niektórzy unikają nawet i tego spulchniacza)

Wszystko wymieszać na gładką masę, co jako leń patentowany robię w maszynie. Przełożyć do miski, przykryć folią spożywczą i zostawić na minimum pół godziny w lodówce. Zdarza mi się nie czekać. Podzielić ciasto na 10 kulek, rozwałkować na koła o średnicy mniej więcej 23 cm. Nie myślcie, że mi wychodzą koła. Piec na patelni po 30 sekund z każdej strony, na dość wysokim ogniu, bez smarowania czymkolwiek patelni. 
Świetne w tej potrawie jest to, że czas jej przygotowania jest krótki, że nie trzeba podsypywać mąką przy wałkowaniu, a nawet moja nie najlepsza patelnia nie powoduje przywierania ciasta. 
Na koniec możecie uderzyć w tony słone, bądź słodkie. 
Możecie też przechowywać padinę tak z dwa dni, podgrzać ją przed podaniem, albo niecierpliwe zjeść zimną. Cieplejsza jednak jest o wiele łatwiej pochłanialna.
Wersja słona na zdjęciu to zestaw pulpecik, cebula z octu, sałata - pozostałości po wcześniejszym obiedzie. Nie ma ograniczeń, nakładajcie, co Wam tylko do ręki się przyklei. Jednym z klasycznych zestawów tego regionu jest surowa szynka i mozzarella, 
Na słodko zaszalałam kiedyś i nałożyłam sobie resztki kajmaku (który mi został po robieniu mazurków) oraz dżem pomarańczowy. 







Smacznego!




poniedziałek, 13 kwietnia 2020

ZACHOWAĆ NORMALNOŚĆ

Zewsząd namawia się nas, byśmy się odnaleźli w tej sytuacji, dopasowali do niej, zastosowali nowe podejście do codzienności, do liturgii, do wszystkiego. 
W swoim myśleniu o Wielkanocy poszłam w innym kierunku: jak najwięcej zachować z tego, co "zawsze". Nie chciałam śpiewać "jeszcze będzie normalniej", w kółko powtarzałam "ma być normalnie". 
W kościele musiałam trochę dopasować się do wymogów i zaleceń biskupa.  
W ostatniej chwili znajoma kwiaciarka uruchomiła dostawy do domu, więc cudem udało mi się przyozdobić prezbiterium pysznymi różami,  delikatnymi tulipanami, czy azaliami, które potem zawędrują przed dom. 
O jeździe na giełdę kwiatową mogłam tylko pomarzyć.  Zamiast Grobu Pańskiego (nie wiedzieć czemu zakazanego przez biskupa), zasłoniliśmy tabernakulum moim obrazem, który już Wam zaprezentowałam. Pierwszy raz, komponując dekoracje, myślałam też o kadrowaniu przez telefon. 








W domu rozwinęłam ideę masy z pakowego papieru, którego szlachetne brązy zawsze mnie zachwycały. Wieczorami siadałam więc naprzeciw kominka i kleiłam, kleiłam, kleiłam. Dorobiłam odpowiednie świece, by razem z  papierem stanowiły tło dla bieli talerzy, czy margaretek (ciesząc się, że tak obficie zakwitły i miałam z czego naciąć całe naręcza).



W innych miejscach domu porozstawiałam starsze dekoracje. 



Żurek w Toskanii? Nic niemożliwego, udało mi się nawet znaleźć kogoś, kto podrzucił zakwas do Asi i wiem, że i w jej domu królował nasz polski specjał.
Mazurki tak polubione już przez parafian, symbolicznie poszły do dwóch zaprzyjaźnionych domów. Jedna z parafianek podarowała nam włoski specjał toskański - wieniec paschalny, robiony z francuskiego ciasta nadziewanego szpinakiem, jajkiem, ricottą, parmezanem, doprawionego majerankiem. Pycha!

A że pogoda na zewnątrz wyśmienita, rozprzestrzeniłam się i na ogród, który mamy to szczęście dany do użytku. 


Zapraszam do obejrzenia zdjęć: 




niedziela, 12 kwietnia 2020

ZAWSZE JEST NADZIEJA


Bo nawet najokrutniejszy Wielki Piątek ma swój koniec w Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego. 
Życzę nam wszystkim, byśmy w tym trudnym czasie zobaczyli Światło. 

czwartek, 9 kwietnia 2020

GDZIE JEST JEJ ZWYCIĘSTWO?

Słowa z jednej z pieśni wielkanocnych niech będą wprowadzeniem w Triduum Paschalne.
A do tego mój obraz, następny z cyklu "Droga Krzyżowa". Tym razem ostatnia stacja "Pan Jezus złożony do grobu". 
Śmierć błogosławiona i błogosławiąca. 


niedziela, 5 kwietnia 2020

Z GULĄ W GARDLE

Dziękuję wszystkim za pomoc w uzbieraniu odpowiedniej liczby subskrybentów. Jak pewnie niektórzy zauważyli, nadajemy przez You Tube.
Staramy się wykorzystywać media, na ile tylko się da. Docieramy nie tylko do parafian, ale i daleko poza granice parafii, a nawet Italii.
Nie każdy ksiądz radzi sobie z nadawaniem na żywo, wielu parafian pozostało skazanych tylko na media krajowe, a to w przypadku tak wielkiego przywiązania do dzwonnicy (campanilismo) jest dla Włochów dodatkowym utrudnieniem w przeżywaniu kwarantanny.
Moja whatsappowa grupa pań, początkowo ograniczona do uczestniczek zajęć plastycznych, rozrasta się i ma obecnie nazwę "Kobiety z Tobbiany". Towarzyszymy sobie w codzienności kwarantanny, podnosimy na duchu, podsyłamy przepisy, śmiejemy się. Zaproponowałam, żeby zamiast obrazków z internetu, wrzucały swoje zdjęcia, ze swoich domów, kwiatów, potraw. I to robią! Gdy moja przyjaciółka w Polsce obchodziła 50 urodziny, część pań z rodzinami nagrała dla niej życzenia. 
Widać, że ludzie powoli się ogarnęli, znaleźli swoje rytmy w zamknięciu.
Gorzej sprawa przedstawia się na polu kościelnym. Niektóre ograniczenia budzą rozżalenie, trudno zrozumieć nielogiczność i nierówność pewnych zarządzeń. Trzeba szukać innego sposobu na dotarcie do parafian, jeśli zabrania się księdzu samotnego wyjścia na ulicę w celu pobłogosławienia parafii, palm, itd. 
Żeby nie nawoływać ludzi do wychodzenia po gałązki oliwne, zaproponowałam zrobienie sobie palemek alla pollacca, podarowałam do wydruku namalowaną przez siebie tablicę botaniczną z oliwką (jeśli ktoś już koniecznie musiał mieć oliwkę, zwyczajową tutaj palmę). Mam sygnały, że ludzie faktycznie ją sobie wydrukowali. Skonstruowaliśmy też coś w rodzaju olbrzymiej palmy, wykorzystując słup stojący na łączce przed plebanią. 







Tylko jak pobłogosławić palmy u ludzi w domach?
Z dzwonnicy!To było niezwykłe machać do ludzi z wysoka, widzieć drobne figurki i domyślać się, kogo kryją. Widziałam człowieka z lornetką, znajoma wzięła lustro, żeby nadawać znaki do nas. 
Najbardziej niezwykłe było jednak błogosławieństwo, które wywołało we mnie tytułową gulę w gardle. Chyba nie muszę tego wyjaśniać?