sobota, 27 stycznia 2018

SPRAWDŹ PRZESYŁKĘ

Pamiętacie początki zakupów internetowych? Ten lęk, że się otworzy pudełko z cegłą, zamiast książki?
Wiele osób dotąd woli kupować w stacjonarnych sklepach.
Mnie zawsze zadziwia wymóg sprawdzenia paczki, inaczej nie uzna się reklamacji. Serio? Jesteście w stanie przekonać za każdym razem kuriera, by czekał, aż sprawdzicie stan paczki?
A co zrobić, jeśli paczkę zostawiają u sąsiada, czy też w barze?
Zdarzyło mi się wysyłać zbiorową paczkę do Polski, z zewnątrz wyglądała bez zarzutu, niestety wewnątrz nie było tak wesoło. Już widzę minę kuriera, gdyby mój adresat zażądał przeglądu wszystkich  paczuszek.
Myślicie, że to współczesny problem?
Ostatnio trafiłam na stary artykuł z  jakiejś gazety.
Cofnijmy się do XIV wieku. Pobożny lud Florencji chciał mieć relikwię pierwszej patronki katedry - św. Reparaty.
Stara Katedra - https://operaduomo.firenze.it/blog/posts/firenze-prima-di-arnolfo-retroterra-di-grandezza

Doczesne szczątki świętej mieli w Klasztorze w Teano, w dalekiej Casercie. Obiecali ramię.
Szacowna przesyłka dotarła na miejsce 22 czerwca 1352 roku, witana przez tłumy została uroczyście wniesiona do Duomo.
Wszyscy byliby zadowoleni, gdyby nie ta "nieznośna chęć dekoru". Postanowiono wykonać udekorować relikwiarz. Zatrudnieni rzemieślnicy odkryli, że ramię jest z gipsu i drewna. Ciągle jeszcze ni dowierzali, rozkruszyli konstrukcję. No, nic, nulla.
Po jakimś czasie Florencja w końcu zyskała relikwie Reparaty, ale niesmak pozostał.


Jakoś myśli od razu wędrują do Jana Kochanowskiego i zakończenia Pieśni V
Cieszy mię ten rym: "Polak mądr po szkodzie";
Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.

Słowa, jak znalazł dla mieszkańców Florencji, wszak już kiedyś świętowali dar od Pizy, którą wspomogli w XII wieku.  Pisałam o tym w artykule KOLUMNOWE TAJEMNICE BAPTYSTERIUM. 
Ale że Mistrz z Czarnolasu niezbyt wpisał się w literacką kulturę Toskanii, przypomnijmy słowa cytowane przez Dantego w XVI Pieśni Piekła "Boskiej Komedii
Florentczycy ślepi, Pizańczycy zdrajcy. 

środa, 24 stycznia 2018

PIZZA, PO PROSTU.

Kuchnia już zaprezentowana. W końcu mogę spokojnie fotografować potrawy, albo pokazać Wam przygotowania uwiecznione przez moich gości.
W końcu dotrzymam obietnicy złożonej gościom i napiszę o pizzy, której dziesiątki wykonałam w minione wakacje.


Szukałam wielu różnych przepisów na ciasto, robiłam je na drożdżach i zakwasie.  Wyczytałam, że im mniej drożdży i dłuższe wyrastanie ciasta, tym lepiej. Dla chleba jestem w stanie poświęcić dużo czasu, ale nie dla pizzy, więc zdecydowałam się na prosty przepis, który pozwala na szybkie przygotowanie ciasta według włoskiego Thermomixa (zwanego tutaj Bimby).



30 g oliwy
220 g wody
1 łyżeczka cukru (opcjonalnie)
20 g świeżych drożdży (pokruszonych)
400 g silnej mąki (np. chlebowej albo manitoby)
1 łyżeczka soli

Wymieszać najpierw drożdże w wodzie (ewentualnie z cukrem), dodać mąkę, sól i oliwę. Doprowadzić do gładkiego ciasta. Thermomix robi to przez dwie minuty, więc nie umiem podać czasu, lecz wygląd ciasta. Wysmarować miskę oliwą i włożyć do niej wyrobione ciasto. Czekać mniej więcej godzinę, aż objętość się podwoi. Od razu powiem, że bywało, iż nie trafiałam z ilością ciasta, zawsze w kierunku "zrobiłam dla pułku wojska", wtedy albo piekłam od razu z niego paluszki, albo wkładałam na noc do lodówki i rano piekłam bułki.

Co robię z wyrośniętym ciastem? Nie wyobrażajcie sobie mnie podrzucającej placek, jak zawodowy pizzaiolo, nawet nie myślcie o rozciąganiu palcami.

 

 Biorę malutką porcję ciasta i wałkuję, bardzo cienko wałkuję.



Przedtem przygotowuję składniki na nadzienia.
Układam sobie w miseczkach i korzystam wedle fantazji i apetytów gości.

Nagrzewam piekarnik, wraz z kamieniem do pizzy (lub dwoma, gdy więcej chętnych na pizzę) do 250 stopni, albo i wyżej (mój piekarnik dogrzewa do 300 stopni).


Kolejność jest od białych pizz, przez pomidorowe, po lekko deserowe.
Pierwszy placek zawsze jest pusty, no, ewentualnie dorzucę podczas wałkowania listki rozmarynu.
Podaję do niego oliwę i to wszystko.

Potem mogą to być takie składniki jak:
- plastry surowej cukinii

- pasta truflowa
- sery
- mortadela
(po upieczeniu)
Sos pomidorowy robię sama.

Mam zamrożone zmiksowane surowe (ważne!) pomidory. Wystarczy je wrzucić na gorącą oliwę chwilę wcześniej aromatyzowaną czosnkiem, gotować aż zgęstnieje, pod koniec dodać listki bazylii i sos gotowy.
Tym sosem smaruję ciasto (ważne, żeby było już na łopacie, którą będę wkładać do piekarnika, choć na tym zdjęciu akurat o tym zapomniałam).

I tutaj znowu szaleję ze składnikami.
Nie może zabraknąć margherity, czyli dorzucam mozarellę, a po wyjęciu z piekarnika listki bazylii

 Dla proboszcza zawsze musi się pojawić neapolitańska, czyli z anchois i kaparami.

Ciekawie z sosem komponuje się też boczek - nie zapomnijmy o oliwkach, parmezanie.

Czasami lepiej nie znać się na gotowaniu, w ten sposób zastosowałam małe pomidorki, nie wiedząc, że surowych nie daje się na ciasto. Często dodaję do nich drylowane oliwki, kapary, mozarellę.


Umyśliłam sobie, że powinnam je przekroić na pół i położyć częścią rozkrojoną do góry (jak w placku ze śliwkami).



Poniekąd na deser pojawia się moja ulubiona pizza z gruszkami i gorgonzolą. Mogą być surowe, ale te ze słoika też mi bardzo smakują.






I jeszcze jedna rzecz, która zaskoczyła wielu gości: kroję pizzę nożyczkami.



Gdy jest ładna pogoda, zapraszamy gości do ogrodu, daleko nie mam, widok właściwie by im wystarczył.

Część chciała zachować nie tylko widok w pamięci, więc w końcu, pijąc Wasze zdrowie, zapraszam do pieczenia.

Za zdjęcia dziękuję Aldonie Wiśniewskiej i Monice Zawadzkiej, bez nich nie miałabym dokumentacji.

niedziela, 21 stycznia 2018

TYCH, CO SKACZĄ I FRUWAJĄ, NA BŁOGOSŁAWIEŃSTWO ZAPRASZAJĄ

Miejmy nadzieję, że błogosławieństwo zwierząt z okazji dnia ich patrona - Świętego Antoniego Opata - wejdzie na stałe do tradycji tobbiańskiej parafii. W tym roku też nam dopisała pogoda, piękne słońce wydobywało piękno zwierząt.
Ileż to było jazgotu podczas modlitwy, takiego symaptycznego, głównie psiego.
Nie zabrakło i koni, kozy (która chciała wybrać wolność i właściciel gonił ją po wsi), królików, kota bez sierści, a nawet kurki, która znosi niebieskie jaja! Na koniec przygotowaliśmy poczęstunek, trochę panettone, grzańca, ciepłej czekolady, zimnych napojów :) A co! Właścicielom też się należało.