Reakcja łańcuszkowa:
Gdy zobaczyłam odczyszczone Baptysterium, przypomniałam sobie, że nie opowiedziałam o akcji "Obejmij Baptysterium", a wszak zobaczyłam ją tylko po drodze do innego miejsca, którego nie opisałam. No to teraz kolej na Palazzo Ramirez de Montalvo.
Zapewne większość spacerujących po Florencji osób, idąc Borgo degli Albizi, spostrzegło ciekawy dom, pokryty resztkami sgraffito, taki z "łuszczycą". Trudno całość objąć wzrokiem, bo ulica jest gęsto zabudowana, a i szerokością nie grzeszy.
Palazzo Ramirez de Montalvo - brzmi hiszpańsko? I tak ma brzmieć, bo to Hiszpan, przybyły w XVI wieku wraz z dworem Eleonory di Toledo, która została żoną Cosimo I de' Medici. Musiał być bardzo docenianym dworzaninem, bo otrzymał w darze dom-wieżę należący wcześniej do rodu Bonafede. Widać, że nie tylko dom otrzymał od władcy, ale i dobre uposażenie finansowe, gdyż zaraz dokupił jeszcze dwie posiadłości przylegające do jemu darowanej. Przypuszcza się też, że Wielki Książę użyczył swojemu podwładnemu także nadwornego architekta, Ammannatiego, oraz materiałów potrzebnych do realizacji wyrafinowanego palazzo.
Projekt sgraffito przypisuje się innemu nadwornemu artyście, samemu Giorgio Vasariemu. Tematyką są, a raczej były, zalety dobrego dworzanina. Technika sgraffito pochodzi ze starożytnego Rzymu, a jej rozprzestrzenienie się zawzięczamy włoskiemu renesansowi. Przypomnę, że polega na nakładaniu co najmniej dwóch warstw tynku o zróżnicowanych barwach, przy czym pierwsza warstwa musi zupełnie wyschnąć, by w następnej mokrej móc wydrapywać wzory ukazujące poprzednią barwę. W tym przypadku pierwszy tynk był szary, a na niego nałożono biały.
Te niezwykłej urody drapanki nie przetrwały nie tylko próby czasu, ale i nieudanych interwencji restauratorskich. Użyto fatalnych materiałów, które weszły w reakcję z tynkami i kamieniem, niszcząc bezpowrotnie piękną fasadę. Niektóre uratowane fragmenty są teraz w przejściu, zaraz za bramą wiodącą do
palazzo.
Oprócz efektów malarskich zauważa się szybko olbrzymi herb Medyceuszy, "dowód wdzięczności" Ramireza wobec protektora.
Ciekawostką jest nazwa rozdzielającego piętra ornamentu w kształcie fal - po włosku nazywa się go "biegnący pies".
Palazzo Ramirez de Montalvo jest wcale nie tak trudno dostępny dla turystów, wystarczy zainteresować się rynkiem wtórnym ze sztuką, gdyż dom jest siedzibą jednego z najbardziej uznanych i najstarszych we Florencji domów aukcyjnych, o nazwie Pandolfini pochodzącej od nazwiska założyciela.
Pierwszy raz w życiu byłam w jakimkolwiek domu aukcyjnym, więc czułam się mocno rozdwojona pomiędzy chęcią obejrzenia pomieszczeń, a szczegółowego obejrzenia dzieł właśnie wystawionych z okazji zbliżającej się aukcji.
Właściwie to byłam roztrojona, bo jeszcze powinnam była słuchać przewodniczki. Awykonalne!
Tutaj prezentuję wersję niezwykle uporządkowaną, w porównaniu do chaosu w mojej głowie. To był istny przekładaniec, trochę posłuchałam oprowadzającej, przyjrzałam się pracy rzeczoznawcy, która akurat szykowała opinię dla jakiegoś klienta.
Pomyszkowałam po salach, przyjrzałam się niektórym dziełom, zagadałam do pracowników domu aukcyjnego, by dowiedzieć się, jak się zabezpieczają przed aukcją skradzionych rzeczy. Ponoć im się to nie zdarza.
Pandolfini to nie jest dom aukcyjny o dużym, międzynarodowym zasięgu.
Chociaż, czy ten zasięg faktycznie mało ważny?
Dokładnie w roku okrągłej, 90 rocznicy istnienia, czyli w 2014, zgłosiła się do nich właścicielka pięknej chińskiej wazy.
|
http://www.artribune.com/wp-content |
Zażądała 15 tysięcy euro, jako ceny wywoławczej. Rzeczoznawca z domu aukcyjnego miał niezły orzech do zgryzienia. Zauważył najwyższych lotów chińskie rzemiosło, na spodzie było oznakowanie mówiące, że wazę wykonano za cesarza z dynastii Qing, ostatniej cesarskiej dynastii władającej między 1644 a 1912 rokiem.
|
http://corrierefiorentino.corriere.it |
Fachowiec udał się po poradę do innego, ale wolał nie ryzykować i nie orzekać XVII wieku, jako czasu powstania wazy. I przy ostrożnym XIX wieku obiekt sprzedano anonimowemu chińskiemu kolekcjonerowi za ... 7,5 miliona euro!
|
http://images.corrierefiorentino.corriereobjects.it/ |
To jest największa przebitka i najdroższy przedmiot, jaki sprzedano na aukcji we Włoszech. Dodatkowo, na tej samej aukcji sprzedano jeszcze kilka obrazów bliskich 1 miliona euro, co spowodowało, że ta aukcja przeszła też do historii, w całości, jako najdroższa.
A ja tak sobie patrzę na tę wazę na zdjęciach, owszem, absolutnie podziwiam kunszt. Rozumiem, że jest arcyrzadkim okazem, bo ma około 70 cm wysokości, podczas, gdy inne, powstałe za czasów tej dynastii, nie sięgają 50 cm. Rozumiem, że kto da więcej, że ceny ustala popyt, ale ... to jest jakieś strasznie, hmm ... demoralizujące? Żeby pojedynczy ceramiczny przedmiot wart był fortunę? No, tego nie rozumiem. Tak jak cen Van Goghów, Picassów i innych takich. A przecież cenię sobie sztukę bardzo, a bardzo :) Ale i tak nie rozumiem tych cen. Jaka emocja, jaka chęć posiadania każe wydać tyle pieniędzy?
I jeszcze pomyślałam sobie o pracownikach Domu Aukcyjnego Pandolfini, co się z nimi działo w momencie, gdy pakowali wazę? Ja chyba bym osiwiała (gdybym już siwa nie była), pakując tak kruche 7 milionów.
Jeśli ktoś ma akurat do wydania drobną fortunkę i jest mocno zainteresowany nabyciem dzieła sztuki, a zarazem chciałby zwiedzić Palazzo Ramirez de Montalvo, najbliższa aukcja u Pandolfinich już 17 listopada. W dniach ją poprzedzających dzieła zostaną wystawione do wglądu. Kto da więcej?