niedziela, 28 maja 2017

SWOJSKA MADONNA - z cyklu "Galeria jednej fotografii"

Zobaczyłam Ją pod koniec zwiedzania, prawie przegapiłam, bo obok Niej jest dzieło dominujące, a Ona taka w słabiej oświetlonym miejscu, w samym rogu sali.
Z wrażenia zapomniałam zrobić zdjęcia tabliczce i długo szukałam autora obrazu. Problem gmatwał się tym bardziej, że jeśli już, to nazywają go "Madonną z królikiem".
Autorem jest mało znany malarz flamandzkiego pochodzenia Hans Clemer, tworzący na przełomie XV/XVI wieku.  Zasłynął głównie z fresków dla parafialnego kościła w Elva, małej piemonckiej miejscowości.
To może zacznijmy od królika?
Dlaczego królik na obrazie z Madonną i Dzieciątkiem?
Wszak zazwyczaj w symbolice występuje jako przedstawiciel grzesznej natury człowieka. Otóż dużą rolę odgrywa tutaj jego kolor - niewinnej bieli, a także fakt narodzin wiosną, w oczywisty sposób kojarzoną ze Zmartwychwstaniem Pańskim. Spotkałam interpretację, że królik pokazuje, iż przez zwycięstwo nad śmiercią Chrystus prowadzi nas od grzesznej natury ku zbawieniu.
Malarz wyeksponował zwierzę poprzez tło, dał mu wkoło zieleń trawy, kwiaty, w ten sposób jeszcze bardziej oddzielił go od niebiańskich postaci Madonny z Dzieciątkiem ulokowanych w złotej przestrzeni transcendencji. Dwa światy, ten nasz, pełen grzechów, ale i niewinności, drugi królewski, pełen splendoru, księga - bogactwo samo w sobie, ciężkie korale na szyi Maryi, płaszcz i sukienka wykończone złotą listwą i ... warkocze.
No, właśnie!
Warkocze.

Przeszperałam wiele przedstawień Maryi. Nulla! Nie znalazłam żadnego innego przedstawienia, na którym Madonna miałaby opadające warkocze. Owszem, upięte, owszem, może gdzieś tam pod koniec XIX wieku, czy wręcz później. Może ktoś z Was zna dawne wizerunki Matki Bożej z warkoczami? One takie przaśne, tak mi niepasujące do królewskiego wizerunku, takie swojskie.
A o tym, gdzie wisi ten obraz, w następnym artykule.



L'ho vista alla fine dell’una visita al museo, quasi La perso perché accanto a Lei c’è  l’opera più dominante e Lei era così, nel luogo meno illuminato, in un angolo della stanza.
Mi ha fatto grande impressione perciò ho dimenticato di leggere la tavoletta con indicazioni dell'autore. Il problema cresceva tanto più perché chiamano questo quadro "Madonna con il coniglio."
L'autore è un poco noto pittore fiammingo Hans Clemer, era attivo alla fine del XV inizio del XVI sec. Divenne famoso soprattutto per gli affreschi della chiesetta parrocchiale a Elva, un piccolo paese piemontese.
Si può iniziare con il coniglio?
Perché coniglio su l'immagine della Madonna con il Bambino?
Dopo di tutto, nel simbolismo del genere coniglio agisce come un rappresentante della natura peccaminosa dell'uomo, ma qui gioca un ruolo importante del suo colore - bianco innocente, e il fatto di nascita nella primavera, che ovviamente contraddistingue la Risurrezione del Signore. Ho incontrato l'interpretazione che il coniglio e rappresentazione della vittoria sulla morte con quale Cristo ci conduce dalla natura peccaminosa alla salvezza.
Pittore ha esposto l'animale attraverso il fondo, gli ha dato intorno all’erba verde, fiori, così ulteriormente lo separava dalla forma celeste della Madonna col Bambino rappresentati  in uno spazio d'oro di trascendenza. Due mondi. Questo nostro, pieno di peccato, ma anche d’innocenza. Altro è reale, pieno di splendore, si vede il libro - la ricchezza in sé, perline  di collo, cappotto e vestito rifiniti con una striscia d'oro ... e trecce.
Esattamente!
Trecce.
Ho cercato tra molte rappresentazioni di Maria. Nulla! Non ho trovato alcun altro quadro, in cui Madonna avrebbe sciolto le trecce. Sì, sono acconciate, sì, forse da qualche parte alla fine del XIX secolo, o anche più tardi. Forse alcuni di voi sanno le vecchie immagini della Madonna con le trecce? 
Ma queste? 
Sembrano di non essere dal mondo notevole, reale, sono così familiare, di campagna.

E su dove si trova il dipinto, nel prossimo articolo.

piątek, 26 maja 2017

PASTELOWO

No i się zepsuło. Jak nie urok, to ... wtyczka. Wyobrażacie sobie trafić wtyczką od ładowarki do komputera wprost w kapkę płynu? Ja już mogę to sobie wyobrazić i wiem, jakie tego są skutki.
Nowa ładowarka dotarła wczoraj późnym wieczorem.
Taką przerwę dobrze wynagrodzić sobie czymś smacznym, nieprawdaż?
Dzisiaj będzie lekko, pysznie i rybnie. Przepis pochodzi ze strony thermomixa, przystosowałam go na gotowanie klasyczne. Ważne, że składniki są bardzo łatwe do kupienia w Polsce.

RISOTTO Z WĘDZONYM ŁOSOSIEM
(może wystarczyć nawet na 4 osoby)

1-IMG_7021 

 200 g porów
100 g łososia
ok. 40 g oliwy
80 g mleka
320 g ryżu na risotta
50 g białego wina
ok. 700 g wody (nie mierzę)
łyżeczka soli
20 g masła (można dodać więcej)
świeżo zmielony pieprz


3-IMG_7036 

Drobno pokrojone pory "znurzyć" przez 5 minut na gorącej oliwie, dodać mleko i gotować przez 2 minuty. Zostawić i osobno przygotować ryż.
Na rozgrzaną oliwę wrzucić ryż, zeszklić i zalać winem. Poczekać, aż alkohol wyparuje,  nie zapominając o mieszaniu. Dodać soli i gorącej wody. Wolę opcję dodawania wody częściami,  w ten sposób kontroluję sama ugotowanie ryżu i nasiąknięcie wodą. Pod koniec gotowania dodać przygotowany krem z porów, a po paru minutach dodać pokrojonego w paski łososia. Gotować jeszcze 4 minuty. Wyłączyć. Zostawić na minutkę w garnku. Dodać masło i ... smacznego.
Nie zapomnijcie posypać świeżo zmielonym pieprzem.

4-IMG_7039

Riuscite a immaginare di mettere la spina del caricabatterie del computer direttamente nel poca quantità di liquido? Io posso già immaginare, e so quali sono le conseguenze.
Il nuovo alimentatore è arrivato ieri.
Pausa così lunga vale di premiare con qualcosa di gustoso, non è vero?
Oggi sarà qualcosa leggero, buono e di pesce. La ricetta viene dal pagina di Bimby, ma l’adattata alla cottura classica.

RISOTTO AL SALMONE AFFUMICATO
(4 porzioni)
 200 g di porri
30 g di olio extravergine
80 g di latte
320 g di riso per i risotti
50 g di vino bianco
700 g di acqua
1 cucchiaino di sale
100 g di salmone affumicato
20 g di burro
pizzico di pepe nero macinato

2-IMG_7033 

I porri ben tagliati insaporire con olio caldo per 5 minuti, aggiungere il latte e far bollire per 2 minuti. Lasciare a parte.

Tostare riso per 3 minuti, poi sfumare col vino. 
Aggiungere il sale e l'acqua calda. Meglio aggiungere porzioni di acqua, così si controlla cottura del riso. Aggiungere crema di pori alla fine della cottura, e dopo pochi minuti, aggiungere salmone tagliato a listarelle. Cuocere per 4 minuti. Lasciar agire per un minuto nella pentola. Aggiungere il burro e ... buon appetito!
Non dimenticate di cospargere risotto con pepe macinato. 

5-IMG_7050

sobota, 20 maja 2017

OGŁOSZENIE PRAWIE PARAFIALNE

Kochani!
Pytaliście mnie o najtańszy sposób na dostarczenie prezentu z okazji 10 lecia bloga. 
Trafia się okazja - specjalny kurier (pod postacią zaprzyjaźnionego księdza z samochodem osobowym) zabierze przesyłki z Polski. 
Trzeba je tylko wysłać na adres:

Agnieszka Wyrostkiewicz
ul. Redutowa 4/24
22-400 Zamość


koniecznie z dopiskiem: 
dla ks. Krzysztofa

Termin dostarczenia tam przesyłek jest nieprzekraczalny - 7 czerwca.

Pamiętajcie, proszę, o opisaniu swoich marzeń inspirowanych tym blogiem.


piątek, 19 maja 2017

RÓŻANY MAJ

Zanim napiszę o różach, zwracam się z prośbą do tych Czytelników, którzy chcą ze mną świętować 10 lecie bloga. Doszło już parę prezentów, ale nikt z Was nie napisał o marzeniach, które powstały pod wpływem tego, co tu piszę. Tytuł bloga zobowiązuje. Może macie jakieś już spełnione marzenia inspirowane Toskańskimi Zapiskami, albo takie, które są w trakcie realizacji, lub wręcz traktujecie je jako mżonki? Piszcie, proszę, o tych małych i o tych dużych. A ja się rozkoszuję już otrzymanymi prezentami. Wszystko opowiem 27 czerwca.

Ten artykuł zacznę od rozwiązania zagadki, którą ogłosiłam na Facebooku.
Pokazałam zdjęcie Florencji i prosiłam o wyznaczenie miejsca, z którego je zrobiłam.


Zagadka okazała się bardzo trudna.

Najbliżej rozwiązania był T., który napisał mi w prywatnej wiadomości, że ujęcie powstało podczas drogi na Piazzale Michelangelo.

Był bardzo blisko, tam, gdzie trakt pieszy wiodący góręę, odłącza się od samochodowego, wystarczy wejść w jedną z bramek w murze po lewej stronie i voilà:

Giardino delle Rose - Różany Ogród 

W końcu! Po wielu latach dotarłam do tego uroczego zakątka Florencji.
   

 Wiedziałam, że najlepiej dotrzeć tu w maju, najbardziej obfitym w różane kwiaty. Kwiatów obfitość, ale i obfitość chętnych na wypoczynek. Wielu ludzi opalało się, była jakaś grupa kursu malarskiego, studentki, kobiety obchodzące Dzień Matki (we Włoszech w drugą niedzielę maja), nie zabrakło turystów i zakochanych.

 Bogactwo róż, bogactwo ludzkich zachowań. I do tego zawsze doskonała panorama Florencji. 



Con questo articolo risolvo il mistero, che ho proposto su Facebook.
Ho mostrato la foto di Firenze ed ho chiesto quale fosse il luogo da cui era fatto.



L’enigma si è dimostrata molto difficile.

T. (mi ha scritto in messaggio privato) era più vicino alla soluzione, ha indovinato la strada di accesso al Piazzale Michelangelo.
Precisamente, ho scattato la foto la dove strada pedonale che sale, si disconnette dalla strada per le macchine, poi basta passare un cancello nel muro a sinistra e voilà:

Giardino delle Rose 

Finalmente! Dopo molti anni potevo visitare questo affascinante angolo di Firenze. 

Sapevo che maggio è mese perfetto per questa visita, il più abbondante per quanto riguarda fiori di rosa. Fiori in abbondanza, la gente che desidera rilassarsi anche in abbondanza. Molte persone sdraiate per abbronzarsi, un gruppo del corso della pittura, i studenti, donne che celebrano la Festa della Mamma, non potevano mancare i turisti e innamorati.
 
La ricchezza delle rose, la ricchezza di comportamenti umani.

E sempre eccellente vista panoramica su Firenze.



Tutte le foto.


poniedziałek, 15 maja 2017

STREET FOOD ALL'ITALIANA

Kilka niedziel temu pojechałam ze znajomymi z Tobbiany do Quarraty na festę gastronomiczną nazwijmy ją po polsku "budy z zapiekankami". Oczywiście, aż tak mocno nie jestem opóźniona w rozwoju ulicznego handlu gastronomicznego, ale już o włoskim miałam nikłe pojęcie.


 Pojechałam z ciekawości, nie z głodu. I to był błąd. Z chęcią spróbowałabym więcej potraw, z ledwością dawałam radę kosztowaniu potraw kupionych przez Katię. Wybranych z doskonałym rozeznaniem, więc z czystym sercem mogę polecić krabowe kuleczki w panierce, oliwki nadziewane mięsem w panierce oraz paski pizzy z pomidorami i serem provola. Wszystkie trzy potrawy powstawały poprzez głębokie smażenie.


Oprócz degustacji, zrobiłam wnikliwy przegląd menu i już wiem, że nie tylko bułą z lampredotto street foody stoją.



Atrakcją, samą w sobie, były "budy".
   
Przerobione stare samochody, detale udomowienia, lampki, doniczki z kwiatami, itp.
 

 A już o obsługujących nie wspomnę.

A w ogóle to zaczęłam od wspominkowego trunku, bardzo niewłoskiego piwa Grolsch, które kiedyś kupowałam, nie wiem, czy dla smaku, czy dla butelek z zamknięciem w stylu starej oranżady. Pierwszy raz zobaczyłam je tutaj i nie mogłam się oprzeć nostalgii :)




IN ITALIANO:
Qualche domenica fa sono andata con gli amici dalla Tobbiana a Quarrata al street food festival. Non ho avuto nessuna idea come si presenta street food all’italiana.
Sono andata per curiosità, non avevo la fame, e questo è stato un errore. Volevo provare più piatti, ma sono solo riuscita di provare un gusto per il cibo acquistato da Katia. 
Cibo selezionato con grande discernimento, quindi con un cuore puro, sono in grado di consigliare le palline di granchio nel pangrattato, olive ripiene di carne nel pangrattato e striscioline di pizza con pomodoro e provola. Tutti i tre piatti sono stati fritti.


Oltre alla degustazione, ho fatto una revisione profonda del menu e ora so che non solo panino con lampredotto fa bancarelle con street food.

Bancarelle fatte dalle vecchie machine erano un'attrazione in sé, mi piacevano tutti dettagli di addomesticamento, lampade, vasi di fiori.

   

 Non dimentichiamo di commercianti, così belli.



Tutto ho cominciato dalla bevanda speciale, non italiana birra Grolsch, che spesso compravo in Polonia, non so se per gusto o per la chiusura delle bottiglie nello stile di una vecchia aranciata. La prima volta che la ho visto qui e non ho potuto resistere alla nostalgia :)

czwartek, 11 maja 2017

DOLCE FAR NIENTE

Mam nadzieję, że już Was nie straszę wirusem. Okazało się, że wszystko z radości i odliczania dni do okrągłej rocznicy bloga. Licznik, który sobie ciuchutko tykał w prawej kolumnie, nie spodobał się programowi antywirusowemu.

Wracam jeszcze do chwil przed Świętami, gdy nie było zbyt wiele czasu na byczenie się, co nasi goście bardzo dobrze rozumieli i pomagali nam w miarę swoich możliwości.
Raz tylko wybraliśmy się na ulubione wzgórze zwane przeze mnie Wzgórzem Jane Eyre, a w oryginale będące miejscem o nazwie Reticaia.






Pogoda nam sprzyjała na Wielkanoc, więc wykorzystaliśmy wolny czas.

W Niedzielę Wielkanocną pojechaliśmy po obiedzie do Cascina di Spedaletto. Zabraliśmy nawet psy, to był pewnie jeden z ostatnich wyjazdów słabnącego, a wszak już ponad 17 letniego Bo.


 

 Druso spodobał się pewnemu trzynastolatkowi, a spodobał się na tyle, że chłopiec przykleił się do nas i długo ze mną rozmawiał, opowiadając swoją bardzo smutną historię. O umieraniu taty, o depresji mamy, o zmianie miejsca zamieszkania, o braku tam przyjaciół.  Jejka, ile może udźwignąć dziecko! Na szczęście, mówił też i o swoich planach na przyszłość, te są pogodne, mądre i dobre. 
Cascina di Spedaletto była świetnym wyborem na słodki wypoczynek. Wybraliśmy część oddaloną od stolików, bo akurat piknikowała tam rodzina. Piękny widok, zwłaszcza tatusiowie bawiący się z dziećmi w puszczanie latawców.


Sprawdziliśmy też, jak to jest ze sprzedażą owczych serów. Sprawdziliśmy, a  po kilku dniach kupiliśmy w Spedaletto pyszne pecorino (wszak jest oddalone od Tobbiany tylko 7 km). Można też tam kupić świeżą, niepasteryzowaną ricottę (produkt lokalny, charakterystyczny, zarezerwowany dla Pistoi), ale trzeba się najpierw upewnić, czy akurat będzie w sprzedaży. 

Następnego dnia był Wielkanocny Poniedziałek zwanym Poniedziałkiem Anioła lub Małą Paschą.
To była Pasquetta perfetta. 
Pogoda absolutnie idealna, po Mszy został jeszcze długi dzień na dolce farniente.


 Zaczęliśmy od  Cappuccino Boccaccio w Certaldo, a potem ruszyliśmy w nowe miejsca.

   

 Wymyśliłam, by zobaczyć pewien kościół, już nawet nie pamiętam, co mną kierowało.
Najpierw zatrzymaliśmy się w przydrożnym gaju oliwnym, by podjąć tutejszą tradycję wielkanocnego piknikowania.
Wszysycy pialiśmy nad szczęściem, jakie było naszym udziałem, pogoda tak piękna, że (jak dotąd jedyny raz w tym roku) założyłam sandały. W oddali majaczyły zarysy wież San Gimignano.

 

Menu, przyznam się nieskromnie, było pyszne.

 


 Eh ....

W pewnym momencie podszedł do nas pies, a za nim rodzina, wyglądało na to, że gospodarzy.
 

Myślałam, że będą mieć do nas pretensje o piknik w ich gaju oliwnym, a nie - mile porozmawialiśmy, tylko ich drugi pies zostawił na kocu urynowy ślad i tyle :)
Potem jeszcze z daleka machali do nas na pożegnanie.


 Cel: Pancole.

A konkretnie Sanktuarum  Maryi Matki Bożej Opatrzności i jego renesansowa architektura.

Po drodze zaciekawiła nas imponująca posiadłość Villa del Monte.


Po powrocie doczytałam, że kiedyś właścicielem całego kompleksu był jeden z bajbardziej znanych rodów z Pistoi - Panciatichi. Obecnie rezydencją zarządza rodzina Ruffo z Calabrii, przekazując posiadłość pod władanie turystów, uczestników różnych uroczystości, itp.
Jeśli chcecie, zajrzyjcie na stronę Villa del Monte.

Dojechaliśmy do renesansowego Sanktuarium w Pancole.
 

Faktycznie, bryła jest bardzo wyważona, z wielką ciekawostką: przyjeżdżający do Pancole od strony Certaldo, jadąc dalej do San Gimignano, może skręcić w lewo i objechać budynek, ale może też przejechać ... pod nim.



 Środek ma dość skromny wystrój, wzrok zatrzymują piękne rzeźby, czy słynący cudami fresk.



 Mamy do czynienia z odbudowanym kościołem, który został okaleczony bombą, na szczęście udało zachować założenie sprzed wieków.

Bardzo lubię wejścia typu krużgankowego.
   
 Podcienia są takie gościnne, dają schronienie w każdą niekorzystną pogodę, czy to deszczową, czy też w trakcie żaru lejącego się z nieba.

 Jeśli zapragniecie jeszcze większej ochłody, tuż przed placem przykościelnym jest zejście do groty ze ... Żłóbkiem.


Ciekawe przejście w kalendarzu liturgicznym, by w Wielkanoc oglądać scenę z Bożego Narodzenia. Jest to możliwe każdego dnia roku, gdyż Żłóbek to stała wystawa. Na pewno go nie przegapicie, wiodą do niego niezbyt urodziwie pomalowane olejną farbą figury.

 Postanowiliśmy zakończyć tak udany wyjazd lodami w San Gimignano.
Pomysł niezbyt trafiony, takich tłumów chyba jeszcze nigdy tam nie spotkałam, a o miejsca parkingowe było trudno nawet na bardzo odległym parkingu.


Zawzięliśmy się i nie przestraszyliśmy długiej kolejki po lody.

  Warto było! Jak zawsze.

Tydzień później wybraliśmy się na spacer do Lukki, w której trafiliśmy na coroczny targ kwiatów pod patronatem św. Zyty (przypomnę, że to lokalna święta, służąca, która resztki z pańskiego stołu wynosiła i rozdawała biednym, gdy raz ktoś na nią doniósł i sprawdzono, co niesie w zawiniętym fartuchu, resztki jedzenia cudownie zamieniły się w kwiaty).



Ostatnie chwile pobytu, tuż przed wylotem moich kochanych gości spędziliśmy w Pizie, na Placu Cudów. Tym razem tematykę zdjęć zawęziłam niemal do ludzi, bo patrząc tylko na ich pozycje, można od razu zgadnąć w jakim zakątku świata się znajdujemy.


Gości już dawno nie ma, za to zaległości na blogu co raz większe. Postaram się je nadrobić. Może uda się do 10 rocznicy? Zostało mi półtora miesiąca :)




Spero che non vi ho spaventato col virus. Si è scoperto che tutto per mia gioia per occasione del anniversario del mio blog. Al programma antivirus non piaceva il contatore, che tranquillamente doveva contare i giorni fino al 27 giugno.

Sto andando indietro sino al tempo prima della Pasqua, quando non c'era tanto tempo per riposare, e nostri ospiti prima di tutto aiutavano nei nostri lavori a casa e giardino, secondo loro capacità.
Solo una volta siamo andati alla Collina che io chiamo di Jane Eyre, ma luogo originale si chiama La Reticaia.







Durante la Pasqua il tempo è stato favorevole per noi, quindi abbiamo usatolo per dolce far niente.

La Domenica di Pasqua siamo andati a Spedaletto di Cascina. Abbiamo preso anche i cani, questo era probabilmente uno degli ultimi viaggi del vecchissimo cane Bojangles (più di 17 anni).


 

 Druso è piaciuto a un ragazzo di 13 anni, è piaciuto così tanto che il ragazzo si attaccava a noi e ha parlato lungo con me, raccontando la sua triste storia. Un padre morente, una madre depressa, un cambiamento di residenza, la mancanza di amici. O Madonna! Quanto può supportare un bambino! Per fortuna, Matteo ha parlato anche dei suoi progetti per il futuro - sono chiari, saggi e buoni.
Spedaletto di Cascina è stata un'ottima scelta per il dolce riposo. Abbiamo scelto la parte del prato senza tavoli,  perché la giocava una famiglia. Bella vista, soprattutto di papà che giocava con bambino con aquilone volante.

Abbiamo chiesto come si può comprarla il formaggio di pecora. Abbiamo controllato, e dopo pochi giorni in Spedaletto abbiamo comprato delizioso pecorino (dopo di tutto, che è lontano da Tobbiana a soli 7 km). Ci si può anche la ricotta non pastorizzata (prodotto locale, caratteristico, riservato a Pistoia), ma è necessario sapere, se la ricotta sarà in vendita.

Il giorno successivo è stato Lunedi di Pasqua.
Come ha detto Don Cristoforo: Pasquetta perfetta.


Abbiamo iniziato col Cappuccino Boccaccio a Certaldo, e poi ci siamo trasferiti in posto nuovo anche per me.


Ci siamo fermati in un uliveto lungo la strada per fare il picnic.


Tutti eravamo felici, il tempo faceva così bello che (finora) l'unica volta quando indossavo i sandali.

 

In lontananza si vedeva i contorni delle torri di San Gimignano. Menu era delizioso. Eh ....


In un momento un cane si avvicinò a noi con la famiglia dietro di lui, sembrava che erano i proprietari del uliveto. Ho pensato che sono venuti con le pretese, invece no - hanno parlato con noi piacevolmente.

Andiamo. Nostra metà: Pancole, in particolare Santuario di Maria Santissima Madre della Divina Provvidenza, con la sua architettura rinascimentale.
Per un minuto ci siamo fermati per fotografare una imponente Villa del Monte.


Dopo il ritorno a casa ho letto che una volta la villa era la proprietà della nota famiglia pistoiese - I Panciatichi. Ora la residenza è gestita dai Ruffo di Calabria, è adatta ai turisti, partecipanti di vari eventi, etc.
Se volete, potete guardare la pagina web di Villa del Monte.



Alla fine abbiamo raggiunto il Santuario di Pancole. Si sente la armonia dell'architettura rinascimentale, ma c'è una molto interessante curiosità. Quando si arriva a Pancole da Certaldo,  si può girare a sinistra e andare intorno all'edificio, ma si può anche guidare ... sotto la chiesa.



Interno della chiesa e modesto, con belle sculture e l'affresco miracoloso.
Mi piace molto l'ingresso con i portici che sono la protezione durante la pioggia o durante il caldo che cade dal cielo.



 Se si desidera fresco ancora di più, poco prima della piazza del sagrato è una discesa nella grotta con
... il presepe.

   

 Passaggio interessante nel calendario liturgico: guardare la scena di Natale durante la Pasqua. Questo è possibile tutti i giorni dell'anno, perché il presepe è una mostra permanente.


Abbiamo deciso di terminare il viaggio mangiando i gelati in San Gimignano.
Mai incontratotala le folle così grande, era difficilissimo di trovare il postu sul parcheggio, anche alontanato dalle mura.


 Non ci ha spaventata la fila per i gelati, ne valeva la pena! Come sempre.


 Una settimana dopo siamo andati a fare una passeggiata a Lucca, dove abbiamo raggiunto il mercato dei fiori annuo sotto il patrocinio di Santa Zita (volevo farvi ricordare che c'era una serva, che tutti avanzi tavola del padrone portava ai poveri. Una volta qualcuno ha fatto denuncia su di lei, hanno controllato che cosa porta nel grembiule, ma gli avanzi di cibo miracolosamente sono trasformati nei fiori).


Ultima visita, poco prima della partenza dei miei cari ospiti era trascorsa a Pisa in Piazza dei Miracoli.

 

Questa volta ho ridotto la tema delle foto quasi solo alla gente, guardando di loro posizioni, si può intuire subito in quale parte del mondo ci troviamo.



Ospiti sono andati tanto tempo fa, ma io avevo tanto da fare e non potevo scrivere. Cercherò di farlo per ora. Forse riesco di scrivere tutto prima il 10 ° anniversario del mio blog, 27 giugno.