Stała tam od lat nieużywana kaplica, do której wstępu grodziła taśma, grożąc, że wejście tam jest niebezpieczne. Już nikt nie pamiętał, kto i kiedy uznał, że kaplicę należy zamknąć.
Za to sama kaplica nie dawała ludziom spokoju, w ich pamięci były wielkie festy na św. Annę, gdy ludzie pieszo z Tobbiany, o 4 nad ranem, ruszali w góry.
Może kiedyś pokuszę się o pieszą wędrówkę do Casciny, smaku narobili mi znajomi mijani po drodze. Tym razem nie wyruszyli tak wcześniej, jak onegdaj bywało, wystarczyło dużo później, by dojść na 11 na Mszę św. odprawioną w odnowionej kaplicy. To tylko 8 kilometrów od domu. Z tym, że niemal 700 metrów pod górę.
Pierwszy raz od lat zabrzmiał dzwonek z małej dzwonniczki na wierzchołku dachu. Był z pieczołowitością przechowywany w domu, bo sięga XVII wieku.
Próbę dzwonka nagrałam.
Potem owce chciały udowodnić, że ich janczary są równie piękne. No, siła w stadzie!
Kaplica jest niewielka, więc większość wiernych stała na zewnątrz, załapałam się na wnętrze, bo pełniłam rolę organistki. Nie, nie, nie myślcie, że grałam na jakimkolwiek instrumencie muzycznym, włączałam nagrania, bo wykonawcy na żywo nam zabrakło.
Do czytań poszli wolontariusze, którzy odnowili kaplicę.
W kaplicy zachowało się miejsce na relikwie, w ołtarzu, nie wiem, czy są tam jeszcze. Pod ołtarzem jest tablica pozostawiona pamięci pewnego człowieka, który w 1700 odnowił miejsce. W narożniku zachowało się nawet tzw. święte źródełko, do którego kiedyś zlewano wodę święconą, stare oleje, itp.
Na koniec Mszy Krzysztof podziękował wszystkim wolontariuszom, którzy przyczynili się do ponownego otwarcia kaplicy św. Anny. O patronce świadczy jedynie zwykły oleodruk na bocznej ścianie, za to w ołtarzu jest cudna Madonna, majolikowa rzeźba w stylu della Robbi.
Po liturgii nie zabrakło odwiecznego włoskiego elementu każdej festy - posiłku. Czas narzucał się sam z menu, wszystko wokół kaczki, która była bohaterką poprzedniego dnia, na św. Jakuba.
Wszystkim polecam wyprawę do Cascina di Spedaletto, można tam urządzić sobie własny piknik, można zasiąść ze znajomymi przy stole, położyć się w swoim hamaku, można po prostu podziwiać otoczenie, zadbane kwiaty w wielu, wielu donicach i ... widoki.
Skoro już zaczęłam karierę muzyczną, to w Cascinie niebawem mogę wygrać jakąś intrygującą nagrodę. Odbędzie się tam festiwal fałszujących. Na pewno załapię się na podium :)
Następna Msza w Cascinie 15 sierpnia o 18.00. Mam nadzieję, że z liczną reprezentacją polską, bo właśnie w tym czasie czekamy na przyjazd jednego księdza z grupą młodzieży. Potem, oczywiście, można zjeść tam kolację.