Od początku spotkania z językiem i architekturą włoską borykam się z niektórymi nazwami. Tak było i we wpisie o Certosa di Firenze, tak jest i w przypadku palazzo. Najczęściej tłumaczy się to słowo jako "pałac".
Wracam więc do polskiej definicji słowa z encyklopedii PWN:
pałac [łac.], reprezentacyjna budowla mieszkalna pozbawiona cech obronnych; od XIX w. także okazałe gmachy rządowe i użyteczności publicznej; znany od starożytności, rozwój od renesansu.
Definicja angielska słowa palazzo mówi o znacznie szerszym rozumieniu tego słowa w języku włoskim, niż angielskie palace.
Przez lata swojego życia w Polsce kojarzyłam pałac z budynkiem otoczonym zazwyczaj parkiem, faktycznie reprezentacyjny.
Dajmy na to, że reprezentacyjne budynki we Florencji nazwę po polsku pałacami, ale moi tutejsi znajomi mówią palazzo właściwie na każdą kamienicę. I masz babo placek!
Niby nie obronne te pałace, ale takie Palazzo Davanzati? Właściwie nie do zdobycia. No i to spostponowanie nazwy poprzez nazwanie pałacami budynków użyteczności publicznej, jak chyba wielu nam znane pałace kultury, ludowe i młodzieży. Kociokwik!
Szukałam i szukałam, aż znalazłam określenie "pałac miejski". I tej wersji będę się trzymać, nawet jeśli w skrócie będę pisać tylko słowo "pałac".
Skąd w ogóle te rozważania językowe? Otóż kilka tygodni temu, niedzielnym popołudniem w końcu wybraliśmy się zobaczyć Palazzo Medici-Riccardi, jedną ze sztandarowych budowli wśród miejskich pałaców florenckich położoną nieopodal Kościoła Świętego Wawrzyńca. w dzielnicy należącej kiedyś do Medyceuszy. Pisanie o tej wyprawie szło mi jak krew z nosa. Trudno jest opisać własne wrażenia i wpleść w to czysty kawałek historii sztuki.. Poza tym, co tknęłam jakiegoś nawet niewielkiego problemu,coś mnie zaczynało zastanawiać, a szukając odpowiedzi grzęzłam w coraz dalszych odniesieniach, ryłam po książkach i internecie. Upłynęły niemal cztery tygodnie od wyprawy do Florencji i oto mogę Wam zaprezentować własne przeżycia i dociekania na temat pałacu miejskiego Medyceuszy i Riccardich.
Długie panowanie Kosmy Medyceusza sprzyjało wzrostowi fortun wielu rodów miasta. Zaczęła się era budownictwa nowych rodzinnych rezydencji. Przykład dał sam władca, który żył w przyjaźni ze znamienitym architektem, skądinąd nam znanym Filipem Brunelleschi :) Kogo innego więc miał prosić o projekt swojej rezydencji? Według anegdoty architekt pieczołowicie wykonał polecenie, ale ku jego zaskoczeniu Kosma odrzucił propozycję artysty zauważając, że model przedstawia zbyt wspaniałą budowlę, a wszak, jak ze znajomością charakterów ludzkich zauważył, że "zazdrość jest rośliną, której nie należy podlewać". Brunelleschi ponoć tak się rozzłościł, że roztrzaskał makietę.
Po prawdzie Filip wcale nie był nadwornym architektem Medyceuszy, tylko Michelozzo di Bartolomeo Michelozzi, wzorujący się na genialnym twórcy katedralnej kopuły. Dzieło Michelozzo uważa się za pierwszy monumentalny pałac o przeznaczeniu prywatnym i reprezentacyjnym jednocześnie.
Dwuczłonową nazwę budynku wyjaśnię w trakcie.
Zbliżając się do pałacu od razu widzimy jego trójkondygnacyjność przedzieloną małymi gzymsami, symetryczność, specyficzne opracowanie powierzchni, czy olbrzymi gzyms.
Zatrzymajmy się więc i rozpoznajmy, co czemu służy.
Trzy piętra:
Parter służył celom biznesowym. Oczekujący na przyjęcie siedzieli na długiej ławce okalającej budynek. Niektórzy zasiedzieli się po czasy współczesne. Obecnie na ławkach można oczekiwać na przykład na przyjęcie przez władze powiatu florenckiego, które tam właśnie mają swoją siedzibę.
Medyceusze trudnili się między innymi bankierstwem, ponoć nazwa bank wzięła się właśnie od takich ławek, gdyż po włosku ławka = banco (albo panca).
Z zewnątrz parter ma silną rustykę (boniowanie), czyli obrobiony kamień naśladujący wygląd takiego wydobytego z kamieniołomu, być może jest to mylna interpretacja antycznych ruin widzianych w Rzymie.
Inną ciekawostką parteru są okna, wstawione później, a projektu samego Michała Anioła. Zwie się je klęcznikowymi, bo mają konsolki pod parapetami, wraz z którymi przypominają fragment klęcznika.
Długo szukałam pierwotnego wyglądu pałacu, bez okien, bez rozbudowania bryły o następne elementy. Najbardziej wiarygodna może być mapa Cateny. Chodzi o budynek w prawej, dolnej ćwiartce, z widocznym słowem "Medici".
Starsza wersja pałacu jest bardzo trudna do wytropienia biorąc także pod uwagę czytelność obrazu. Znalazłam jeszcze dzieło Jan van der Straet (zwanego po włosku Giovanni Stradale, więc po polsku to byłby Jan Uliczny) pt "Giostra del Saracino in via Larga". Sam tytuł obrazu może zmylić, bo nie dość że Turniej Saraceński, który obecnie kojarzy się tylko z Arezzo, to jeszcze Via Larga, której obecna nazwa to Via Cavour.
Pierwsze piętro (piano nobile) z samej włoskiej nazwy wynika "szlacheckość" pomieszczeń znajdujących się na tym poziomie. Znajdziemy tam i reprezentacyjne salony i sypialnie, ale tylko dla tych najważniejszych postaci z rodu. Jeśli wyobrazimy sobie, że pierwotnie nie było Michałowo Aniołowych okien, to z łatwością uwierzymy, że okna pierwszego piętra musiały przykuwać uwagę swoją wytwornością. Spokojny rytm biforiów (dwudzielnych okien) nadał pałacowi dystyngowany wygląd. Rustyka jest tu mniejsza, bardziej płaska. Herb na narożniku budynku przypomina o pierwszych właścicielach. |
Drugie piętro rytmem i kształtem okien nawiązuje do niższego poziomu. Nie ma jednak już tej przestrzennej faktury ścian, pokryto je jedynie tynkiem. Zanikająca rustyka daje optyczne wrażenie, że budowla jest wyższa, niż by to wykazały ścisłe pomiary. Drugie piętro pełniło już tylko rolę mieszkalną.
Nad całością góruje olbrzymi, charakterystyczny dla miejskich pałaców gzyms. Wierzyć się nie chce, ale ma on 3 metry wysokości, a jego głównym zadaniem jest rzucanie cienia na budynek. Taka kamienna forma mocno wysunięta poza obrys budowli musiała być podparta zaklinowanymi blokami, co było bardzo skomplikowane oraz niezwykle kosztowne.
Gdyby poprzestać na tym opisie, to można by nie rozpoznać obecnego Palazzo Medici-Riccardi. Cosimo wyprowadził się z rodowej posiadłości do Palazzo Vecchio jako bardziej reprezentatywnego dla władcy miasta. Dom zamieszkali mniej poważani krewni. W końcu na scenie pojawia się rodzina Riccardi, u źródeł niemiecka, zajmująca się głównie sprzedażą tkanin i krawiectwem. Swoją potęgę zyskuje dzięki Medyceuszom. Po uzyskaniu tytułu arystokratycznego staje się możliwe odkupienie pałacu. Bardzo bogaty ród dostosowuje pałac do swoich potrzeb i powiększa całość o siedem osi.
http://www.palazzo-medici.it/mediateca/it/Scheda_1451-1537_-_Storia_della_casa_vecchia_dei_Medici_(II)&id_cronologia_contenuto=2 |
http://www.bellavitae.com/wp-content/uploads/2010/12/Palazzo-Medici-Riccardi.jpg |
Ta przebudowa wprowadziła w moim postrzeganiu pałacu niezłe zamieszanie. Otóż byłam przekonana, że po wejściu zobaczę od razu najbardziej innowacyjną część budowli, ale nie wzięłam pod uwagę faktu wejścia prawymi drzwiami. Znaleźliśmy się na małym, skromnym w porównaniu z głównym, dziedzińcu.
Szybko skierowaliśmy więc swoje kroki przejściem, w którym towarzyszyły nam reliefowe portrety, wśród których wypatrzyłam Dantego i Boccaccio.
No i jesteśmy na dziedzińcu. Tylko na planie widać zróżnicowaną szerokość krużganków, mnie zachwyca poczucie równowagi i harmonii. Klatka schodowa, w późniejszych budowlach niezywkle reprezentacyjna, tutaj schowana jest w bryle pałacu, dzięki czemu Michelozzi może zrealizować przestrzenną formę elewacji Szpitala Niewiniątek Brunelleschiego. Tam mamy do czynienia z rzędem arkad w jednej elewacji, tutaj kręcą one pod kątem prostym tworząc okalającą stojącego po środku człowieka strukturę. Specjaliści doszukują się w tej kolumnadzie niedoskonałości architekta. Razi ich, że nie zaakcentował narożników, tylko spłaszczył je stawiając dokładnie taką samą kolumnę, jak wszystkie pozostałe. To sztywne trzymanie się rozłożenia elementów elewacji zagęszcza okna i medaliony w narożniku, nie dając im odpowiedniej przestrzeni. A wszystko przez to, że osie okien dokładnie pokrywają się z osiami położonymi pod nimi arkad. Zostawmy jednak dalsze dywagacje specjalistom,
Ze zdumieniem spostrzegam, jak różnorodna może być szarość. Ona tu nie przygnębia, jest wręcz bogata odcieniami kamienia i sgraffito. Ociepla ją tło krużganków i złocenia w medalionach. Koronkowo wyglądają tablice umieszczone w podcieniach. Usiłuję wyobrazić sobie to miejsce pełne rzeźb. Wynikiem wypędzenia Medyceuszy oraz innych perturbacji historycznych wiele dzieł zniknęło po splądrowaniu pałacu. Został tylko Orfeusz Baccia Bandinellego z 1520 roku.
Wnętrza odkładamy na koniec, na razie kierujemy swoje kroki ku założonemu na tyłach pałacu ogrodowi, także projektu Michelozza. Bardzo formalne, proste rozwiązania, zieleń w odwrocie. Choć oczywiście i tak z chęcią przejęłabym ten ogród na własność. Zwłaszcza z szemrzącym strumieniem wody, który odciąga uwagę od odgłosów miasta dochodzących zza muru.
Mur kryjący ogród jest pierwszym, który się widzi idąc od Kościoła Św.
Wawrzyńca. Jest w nim nawet brama, lecz nieczynna i wejść na teren Palazzo
Medici można jedynie od frontu.
Tym co przyciąga turystów do pałacu, jest nie tylko jego znaczenie w
historii architektury, ale i Kaplica Trzech Króli, zwana po włosku Capella dei
Magi.
Dobrym wprowadzeniem będzie najpierw wizyta w pomieszczeniu na lewo od
przejścia z ogrodu. Znajdziemy tam coś, co wciąga swoją nowoczesnością i tym
samym uatrakcyjnia zwiedzanie oraz dopomaga w odczytaniu fresków, które się niebawem
zobaczy. Otóż w kilku językach można odsłuchać szczegółowych wyjaśnień
dotyczących niektórych fragmentów malowidła. W tym celu należy stanąć w
wyznaczonym miejscu i obserwować ekran, wyświetlany na nim fresk ma wyznaczone
aktywne części, właśnie te omówione. Jeśli wskaże się palcem na tę część,
powstaje powiększenie a z góry dobiega do nas głos omawiającego dzieło.
Niedogodnością jest pozycja stojąca, bo po pewnym czasie mój kręgosłup zaczynał
się już buntować. Jednak dla ludzi lubujących się w nowinkach technicznych to
ciekawy gadżet. Szkoda tylko, że są tam tylko dwa stanowiska.
Rzecz jest więc
niedostępna dla osób grupowo zwiedzających budynek.
Tak przygotowana znowu zostałam absolutnie zaskoczona. Widziałam wiele
razy reprodukcje dzieła Benozza Gozzolego. Mam je na okładkach
książek, często używa się ich przy okazji ilustrowania Świąt Bożego
Narodzenia. Myślałam, że wejdę do olbrzymiej sali i zostanę wchłonięta przez
olbrzymie freski. Jakoś umknął mej uwadze szczegół o gabarytach.
Miejsce okazało się małą kaplicą umieszczoną przedziwnie poniekąd w przejściu
pomiędzy klatką schodową a apartamentami. Zakaz zdjęć, każe mi Was odesłać do
stron opublikowanych w internecie, jak chociażby na włoskiej Wikipedii. Nie będę się też trudzić opisem, gdyż w wielu miejscach mozna znaleźć którego króla dopasowuje się do portretu osoby żyjącej w XV wieku. Pozwolę
jednak sobie na absolutny zachwyt nad strojnością, feerią barw, pietyzmem
pędzla. Trudno w niewielkim pomieszczeniu złapać oddech, bo zapomina
się o tak prostej czynności życiowej jaką jest dostarczanie powietrza do płuc.
Po latach można fotografować, więc zajęłam się bardziej szczegółowym opisem kaplicy
(patrz wpis z 7 stycznia 2017 roku).
Na szczęście nie zostałam sama wobec portretów osobowości z XV wieku ukrytych pod płaszczem tematu. Krzysztof
przywrócił mnie ku życiu popchnąwszy do dalszego zwiedzania. Nagle z XV
wieku przeniosłam się o co najmniej 200 lat w przód.
Przypomniałam sobie pierwszą wizytę w Rzymie i zobaczony taki żyrandol w sklepie z oświetleniem. Po surowym "dizajnie" swojego dotychczasowego żywota ten majstersztyk szklarskiego rzemiosła wydał mi się niemal kiczowaty. Teraz króluje on w wielu projektach wyposażenia wnętrz, pozwolił mi się ze sobą oswoić i spodobać.
Przeszliśmy do części dobudowanej przez Riccardich. Sale pustoszeją i biednieją.
Wydaje się więc, że nic mnie już nie zaskoczy, że tak właśnie należy zwiedzać wyciszając doznania. A tu niespodzianka!
Znajdujemy się w hallu pełnym życia, dobrze utrzymanym. Okazuje się, że tędy prowadzi droga do sali obrad Rady Powiatu Florenckiego. Nooo, dla takiego pomieszczenia to nie wiem czy nie byłabym łaskawsza dla polityki.
Jeśli by zaszła taka potrzeba to do dyspozycji jest też olbrzymia sala konferencyjna umieszczona w Galerii Zwierciadeł. Pomieszczenie oszałamia świetlistością i olbrzymią wypełniającą sklepienie Apologią Medyceuszy. Tak Riccardi uhonorował swoich protektorów i dobroczyńców. Zastanowił i rozbawił mnie sposób, w jaki zostałam wciągnięta do malowideł. Otóż lustra z tej sali są pomalowane, tylko częściowo pozostawiono puste powierzchnie dając iluzję dodatkowych przestrzeni, umieszczając obserwatora wśród pomalowanych elementów.
Na sam koniec zostawiłam jeden niepozornie w rogu umieszczony obiekt. Był dla mnie takim zaskoczeniem, że po obejrzeniu ostatnich pomieszczeń wróciłam by pod powiekami unieść przepiękny obraz Filippo Lippiego. Więc i Wam przedstawiam Madonnę na końcu, bo niezwykła i warta, by pozostać w naszej pamięci na dłużej. Co tam robiła, taka samotna, zamknięta w szklanej gablocie, w kącie?
PS. Dzięki ostatniemu komentarzowi, mogę dodać po latach, że popełniłam błąd, jedynie nierówno ciosane kamienie można nazwać rustyką, a boniowaniem to, co jest bardziej płaskie, jednak jeszcze trójwymiarowe, reliefowe, czasami nawet bywa boniowanie malowane, naśladujące tylko przestrzenność tego prawdziwego.