środa, 11 kwietnia 2018

SZCZĘŚCIARZE PO SIEDMIOKROĆ

Nasi goście (w osobach Taty i siostrzeńca) cierpliwie czekali, aż świąteczne zabieganie się uspokoi. Przed Wielkanocą nie mogliśmy sobie pozwolić na dłuższe wypady z domu. Liczyliśmy więc na wtorek, tuż przed wyjazdem moich bliskich. Udało się! Plan został zrealizowany w nadmiarze.
Miał być piknik i jeden z toskańskich klasztorów, a było dużo więcej ...
Kierunek: wschód Toskanii.
Pierwszy punkt to połączenie średniowiecza z piknikiem.
Niestety, tylko z zewnątrz obejrzeliśmy dwa kościoły romańskie. Wiem, że przy jednym (S. Margherita a Tosina) jest nawet dziedziniec z krużgankami, ale, jak nam wyjaśnili akurat przybyli właściciele, to ich własność, w dodatku w remoncie. Szkoda ...
 Drugi kościół, w Pomino, też był zamknięty, lecz wynagrodził nam swoim otoczeniem i ławeczką, na której mogliśmy przysiąść podczas pikniku.
 Bryła świątyni wielka nie jest, ale ma wszystko, co potrzebne, by z daleka przyciągała romanizmem: ciosane grube kamienie, biforium (dwudzielne okno), a nawet apsydy, niestety, zaszyte w chaszczach.
 Smaczku dodaje dziwnie wyrastająca nad prawą nawą dzwonnica i już jestem bardzo zadowolona.
A że i w Toskanii w tym roku wiosna jakaś niemrawa  była, to cieszą mnie jeszcze fiołki, pierwiosnki i wszelkie inne objawy pobudki. 
 Swoją współczesnością miejscowość wokół nie sprawia przyjemnych doznań wzrokowych, za to po drodze, aż chciałoby się zatrzymać u Frescobaldich, których marmurowy herb wcześniej widzieliśmy na fasadzie pieve. To trzy wieże szachowe.
 Nie trzeba szukać po księgach, czy internecie, by znaleźć informację, z czego słynie ród.
 Wystarczy rozejrzeć się wokół i wpuścić do obiektywu zbiegające się linie winnic. Jeszcze bez liści, ale już stoją w blokach startowych, z napęczniałymi pąkami.
 Nie zatrzymaliśmy się, przejechaliśmy, by dotrzeć do zatopionionego w puszczy klasztoru Vallombrosa.
Sam przejazd przez puszczę budzi respekt przed naturą. Majestatyczne świerki poradziły sobie z gęstością drzewostanu. Poszybowały koronami ku górze, zostawiając nam maluczkim całe zastępy potężnych słupów.    
 Świeżo po zimie i opadach las huczał od wody.
 Już wiem, po wyprawie do niedalekiego Camaldoli, że to doskonałe miejsce dla umęczonych upałami. Postaram się to wykorzystać tego lata, zwłaszcza, że podczas wizyty w klasztorze okazało się, iż jest możliwość zwiedzania z przewodnikiem, ale trzeba poczekać na turystyczny sezon.
Dzisiaj więc głównie reportaż fotograficzny i garść wrażeń.
Obecny kompleks Vallombrosa nie powstał w okresie, który by mnie wielce zachwycał, ale chciałam zobaczyć kolebkę zakonu, na którego nazwę wiele razy trafiam, gdy zwiedzam Toskanię.
 To wielki barokowy zespół, w którym uważne oko doszuka się i romanizmu, ale bardzo szczątkowego, potwierdzającego XI wieczne korzenie klasztoru i zakonu Walombrozjan (opartego na regule benedyktyńskiej).
 Każdemu po pamiątce, czyli Krzysztof nabył w mniszej aptece lokalną nalewkę, a ja niewielki przewodnik. Poczekam z wykorzystaniem zawartej w nim wiedzy, bo podczas zorganizowanego zwiedzania udostępnia się za naszego pobytu zamknięte zakamarki klasztoru. Byle do lata!
Skoro tak miło nam się rozwijała wycieczka, postanowiliśmy pokazać naszym gościom esencję średniowiecznego zamku i ruszyliśmy do Poppi.
 Tym razem nie weszłam na zamek, czekając na moich obeszłam budowlę u jej stóp i trochę dalej od jej stóp. Po wielkim okołoświątecznym wysiłku wolałam powolne snucie się po okolicy.
 Jeśli macie niedosyt z Poppi, zapraszam do artykułu sprzed prawie 7 lat pt. "Mała Bolonia".
Aż tak się nie rozleniwiłam, by odpuścić jeszcze jeden punkt na mapie.
Już kilka razy jechałam drogą na Poppi i zawsze kusił mnie drogowskaz informujący, że Pieve di Romena jest położone tylko 2 km od głównej trasy. Trochę zniechęcała mnie amtosfera urzędującej tam wspólnoty, to nie moje klimaty, gdy w kościele maty. Tak, dosłownie.
Dobrze jednak, że pokonałam niechęć.
 Cóż za skarb!
Kościół powstał w 1152 roku, schodząc do krytpy możemy się przekonać, że wybudowano go na wcześniejszej świątyni chrześcijańskiej. 
 Znał go Dante, który znalazl schronienie na niedalekim zamku w Poppi. Wynikiem katastrofy budwlanej obecna wersja jest o siedem metrów krótsza, może dlatego już nikt nie postarał się o ozdobienie fasady? Po tym, co zobaczyłam wewnątrz, wolę nawet sobie nie wyobrażać, jakie mogła mieć zdobienia.
Środek nasyca mnie ulubionym średniowieczem, tym masywnym, ciężarem trzymającym się ciągle ziemi, ale zarazem każącym zadzierać głowę i oglądać centymetr po centymetrze wspaniałe kapitele.

 Każdy, kto lubi doszukiwać się porządku w strukturach, kto lubi mistycyzm, kto czyta symbolikę liczb, może choć trochę będzie zaskoczony, że owe stracone siedem (metrów) znajdujemy jako istniejące siedem pojedynczych okien w absydzie,  będzie żałował, że nie zachowało się siedem kolumn na nawę (jak było przed zawaleniem się części kościoła). Siedem - silnie wypełnia Apokalipsę św. Jana,  siedem - pełnia, siedem - tajemnica, siedem - doskonałość.
Siedem zachwytów wypełniło moją duszę. Aha! Jeśli dotrzecie do Pieve di Romena, zajrzyjcie koniecznie też na tył kościoła. Oczywiście, jeśli pasjonują Was zaokroąglone absydy z rytmicznie
rozłożonymi arkadami.

 

10 komentarzy:

  1. Poppi w stokrotkach! Pięknie. Tam jeszcze nie byłam, ale te romańskie kapitele... aż mnie dreszcz przeszedł. Jak w Gropinie! MUSZĘ :)
    Pozdrawiamy, świeżo nasyceni Pragą - gdzie w kościołach króluje barok, barok i barok.
    Aldona&Paweł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gropina większy rozmach ma, ale, co ciekawe, i w Romenie i w Gropinie kapitele z lewej nawy mają inny styl od prawej.

      Usuń
  2. Cudne Pieve di Romena... Jak tam byliśmy, cichutko słychać było muzykę chorałową.I to jest właśnie TO! A Gropina była w remoncie, obejrzeliśmy ją tylko z zewnątrz. Trzeba tam wrócić! Uściski Annamaria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miałaś szczęście, bo ja trafiłam na muzykę w stylu Enaudi, a nie przepadam za "robieniem atmosferki" w kościele.

      Usuń
  3. Świetna wyprawa. Średniowieczna architektura ma tyle w sobie majestatu. Pozdrawiam :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bo ukrywała architekta, a na czoło wysuwała przeznaczenie.

      Usuń
  4. Jakiż ja ciekawy blog znalazłam. :) Bardzo u Ciebie przyjemnie, a do tego kraj moich marzeń. Włochy marzą mi się codziennie i powoli oszczędzam, by wreszcie odwiedzić to cudo świata. :) Cudowny post, śliczne zdjęcia, cudna architektura, urokliwe uliczki. Cieszę się, że natrafiłam na Twój blog, a więc...miło mi Cię poznać. :)))

    Pozdrawiam bardzo serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że blog sprawia takie wrażenie, mam nadzieję, że nie minie w miarę lektury :) Pozdrawiam wiosennie.

      Usuń
  5. Przemila Autorko, długo tu nie bylam, nadrobiłam zaleglosci/lacznie z Ul.Mickiewicza/, popodziwiałam, stalam się radosna, serdecznie pozdrawiam Malgosia z Wroclawia.

    OdpowiedzUsuń