poniedziałek, 17 września 2018

PRODUKT BARDZO LOKALNY

Zdjęcie z poprzedniego wpisu poczyniłam oglądając zupełnie inne zwierzęta, ale że byłam na farmie, to i na krowy, świnie, króliki, kaczki, kury, psy i gęsi się też załapałam.  
Wybraliśmy się ze znajomymi do położonej w lesie na wysokości prawie 1000 m n.p.m 
Cascina di Spedaletto, tylko 8 km od domu.  
 W sezonie można tam zjeść smaczne obiady, a gdy upały doskwierają, to i zaznać ochłody. 
Tym razem  chodziło o pobłogosławienie i domostwa i obejścia, a przy okazji posiłek na świeżym powietrzu (m.in. mistrzowskie risotto z grzybami i takoż maccheroni z kaczką).  
Głównymi zwierzętami, hodowanymi w Cascina di Spedaletto, są owce.
Moje polskie wyobrażenie o owcach legło w zupełnych gruzach. Niby już znałam kilka tutejszych ras, bardziej wyrazistych z pyska, czasami wręcz diabolicznych, ale tego się nie spodziewałam.
Powiedzenie "czarna owca" traci zupełny sens.
Starsze   są lekko brunatne, ale młodziaki to czarniusieńkie i rozczulające cudo.
Najmłodsze jagnię miało jeden dzień, słabo trzymało się na nogach, więc nieźle wpasowało się uginanymi kończynami w modlitwę.
Mogłabym gadać i gadać, ale, oczywiście, czas mnie goni z pędzlami, więc dobijam do brzegu.
Z tych to czarniusieńkich owiec produkowane są sery, zwyczajne pecorino oraz biała ricotta.
Niedawno rozmawiałam z kimś o tej ostatniej. Mój rozmówca twierdził, że zna włoską ricottę. I ja mu wierzę. Jednego jestem pewna - nie zna "ricotta di Pistoia".
To lokalna odmiana, z wyjątkowym zezwoleniem na produkcję sera z niepasteryzowanego mleka. Jest aksamitna i słodka, tak pyszna, że trudno mi ją dawać do gotowanych potraw, zjada się właściwie  sama.
Jeśli więc będziecie w Pistoi, czy jej okolicach, zapytajcie o "ricotta di Pistoia"; bywa na garmażeryjnych stanowiskach w marketach, bywa w małych sklepikach, bywa, to rzecz pewna, u producentów :)



5 komentarzy:

  1. Takie wiejskie klimaty bardzo mi pasują szczególnie że już coraz mniej w moim otoczeniu ( czyli u rodziny bo sama mieszkam w mieście) takich gospodarstw z taką różnorodnością zwierząt.W październiku będę we Włoszech ale raczej nie w tych okolicach. Pozdrawiam :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie napisałam, ale gospodarz rozpoznaje wszystkie 500 owiec!!!

      Usuń
  2. tak ubrudzić owce... nie godzi się.
    może tam, koło Ciebie padają atramentowe deszcze, albo niewidzialna ręka robi szykany diabelskie?

    OdpowiedzUsuń
  3. To jednodniowe malenstwo jest rzeczywiscie liche na kopytkach. Ale tak zaczyna sie zycie. Uwielbiam kozy, owce i osiolki. To moje ulubione zwierzatka, naturalnie oprocz domowych.
    Malgosia Neuss

    OdpowiedzUsuń