Dla Panien Młodych ślub jest wydarzeniem ważnym, znajdowały zdjęcia z wcześniejszych realizacji i nie chciały wyjść poza, nie zostawiały mi pola do kreatywnego działania. Rozumiem, że to wystarcza, bo od strony klientki dekoracja była jedyna i niepowtarzalna, a dla mnie "znowu rozmaryn" (jak to kiedyś ktoś skomentował).
Problemem była też moja kondycja i kwestie montażu nad stołami, gdy nie posiada się furgonetki, by przewozić drabinę. Skakałam po chybotliwych stołach, robiłam niebezpieczne konstrukcje dające mi możliwość zaczepienia jakiegoś druciku, dowiązania czegoś.
Tak samo brak auta stanowił problem - to było ciągłe ustalanie i z Krzysztofem i Asią, kto kogo gdzie zawiezie. Asia często dowoziła organistkę, więc moja osoba z brakiem transportu stanowiła następny problem.
Najczęściej dostawałam zlecenie i na dekorację kościoła i wesela. Wyobraźcie sobie podołać wszystkiemu jednej osobie w jednym dniu. Jakże często śpieszyła mi z pomocą Joanna, Krzysztof, a nawet muzycy gotowi do oprawy muzycznej. Bardzo mnie to krępowało, ale w przypadku dużych upałów nie można było robić kwiatowych dekoracji dzień wcześniej, bywało też, że za późno mogłam wejść z dekoracją stołów. Zawsze nas z Asią niepokoiło, że kończymy coś już na oczach gości, ale przecież nie będziemy im tłumaczyć, że stoły dopiero co nakryto, że Para Młoda podjęła decyzję o zmianie lokalizacji, że wiatr wieje i nie można dużo naprzód nakrywać do stołu.
Na pewno było jeszcze o wiele więcej drobnych motywów, które skłoniły mnie do powiedzenia "basta". Chociażby kwestia pochłonięcia przez własną działalność artystyczną oraz przez Tobbianę. Mimo, że zrezygnowałam z wyraźnego zastrzyku finansowego, jestem pewna, że podjęłam dobrą decyzję.
Nie myślcie jednak, że ostatni sezon to była droga przez mękę. Te kilka ślubów, których dekoracji się podjęłam, zapisało się w mojej pamięci nad wyraz pozytywnie, nie śpieszyłam tylko z ich opisaniem, jakoś smutnawo było pisać o ślubach wiedząc, że w tym roku do Asi trafi niewielu klientów. Teraz, wiedząc, że ktoś się ostał i że następny rok szykuje się jej szalenie zajęty, mogę spokojnie wrócić do 2019.
Zaczął się i skończył parami, które mnie zaprosiły na przyjęcie. To była doskonała i przesmaczna klamra wszystkich sezonów. Przy czym pierwsza para tamtego roku nie była nowożeńcami, lecz jubilatami, czasami mało dostojnymi, dzięki czemu miałam zakwasy ze śmiechu po przyjęciu, A robiłam tylko bukiecik dla drobniutkiej Żony, matki trojga dzieci, która bez problemu, po niewielu przeróbkach wskoczyła w swoją ślubną suknię.
Pomiędzy dwiema parami ze spotkaniami przy stole był jeszcze ślub w moim ulubionym kościele w Pistoi i oprawa stołu z zawieszonymi nad nim lampionami.
Zakończył się ten mój skrócony sezon parą, której inspirację ślubu w Toskanii podpowiedziała Mama Panny Młodej - moja Czytelniczka. To było zamówienie "totalne" czyli kwiaty w kościele i na stole oraz oprawa kaligraficzna stołu.
Świetny akcent na zakończenie współpracy z Asią.
Ja już podziękowałam Joannie za te wszystkie śluby razem, za bogate doświadczenie, które z nich wyniosłam, za zaufanie mi okazane, za pomoc.
Jestem szczerze pełna podziwu dla profesjonalizmu Asi, która przygotowana na każdą ewentualność zajmuje się każdym ślubem z takim zaangażowaniem, jakby to był jej pierwszy projekt w życiu i ze znajomością tematu, jakby zęby zjadła na samych tylko ślubach. Chociaż ... słowo "jakby" jest nie na miejscu, bo kilka lat i niemal 80 ślubów mówią same za siebie. Mimo, że już się nie zobaczę z Pannami Młodymi, wszystkim przyszłym, rozważającym ślub w Toskanii podaję jedyny słuszny adres:
W pewnym sensie Uffffff, bo już się przeraziłam, że to koniec bloga, a to nie do przyjęcia!!!
OdpowiedzUsuńPowodzenia na nowej drodze życia i pracy :)
Czeko
Heheh, fajnie brzmi ta nowa droga życia :) Dziękuję :)
UsuńŚledziłam Wasze dokonania, jak wiesz, i podziwiałam
OdpowiedzUsuńWaszą pracę. Prawdziwe cuda razem zdziałałyście, pokonując trudności, przy ograniczonych zapewne często budżetach. Do tego stopnia podziwiałam, że marzyło mi się odnowienie przysięgi małżeńskiej przed don Cristoforo. Ale wszystko się zmienia. W 2020 roku nasze ukochane agriturismo è chiuso, nie jedziemy do Włoch wcale. 30 rocznicę w lipcu obejdziemy w Polsce, z naszymi świadkami. Szkoda oczywiście, że już nie będziecie wyczarowywać, jak dwie wróżki, cudownych chwil dla młodych (i starych) par, żeby mogły mieć piękne wspomnienia. Super, że Wasza przyjaźń to zakończenie przetrwała... bo to nie jest w takiej sytuacji proste: czym innym jest dokończenie pracy z zapowiedzią, że to ostatnia, a czym innym zostawienie przyjaciółki z problemem w trakcie. Co bym zrobiła, gdyby to była moja impreza?... Chybabym się zapłakała :( Pozdrawiam, Aldona
No tak, covid dał się wszystkim we znaki, nie tylko ciałom, ale i duszom, a może tym drugim bardziej. Asia sobie świetnie daje radę beze mnie, ja byłam tylko podwykonawcą, miała innych w ofercie, jedynie może problemem być to, że teraz cena będzie bardziej włoska, bo ja jednak miałam niższe, no i mogłam się bezpośrednio kontaktować z klientami. Biorę na klatę wszystkie baty, jakie mi się należą. Nie chcę się wdawać w szczegóły, gdzie leżał problem klientki, ważne, że to mi otworzyło oczy, jak bardzo męczyłam się właśnie ze stroną ogranizacyjno-finansową. Być może bez tak drastycznego kroku, nie umiałabym jeszcze długo zrezygnować.
UsuńWspaniale, że Wasza przyjaźń przetrwała, bo przecież różnie bywa w podobnych sytuacjach... Jesteście mądre, dojrzałe i pełne inspiracji. Powodzenia Dziewczyny! Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńInaczej być nie mogło! Dziękuję ślicznie, w imieniu Asi i swoim.
Usuń