czwartek, 3 września 2020

PSZCZÓŁKOWO

Polska nazwa miejscowości, o której dzisiaj piszę, nie ma nic wspólnego z oryginałem, poza pewnym skojarzeniem i tym, że chyba dla nas jej wymówienie może być dość trudne, tak jak dla Włocha "Pszczółkowo". 

Zapraszam Was na spacer po Roccatederighi (czyt. rokkatederigi) położonej na południu Toskanii. Ta długa nazwa wprost oznacza Skałę Tederygów, czyli rodu zarządzającego lokalnymi włościami. Miasteczko nie jest oblegane przez turystów (może tylko w tym roku?), czasami sprawia wrażenie zaniedbanego, ale niezwykłe położenie musi wzbudzić podziw osób je wizytujących.

Zaczyna się zupełnie przeciętnie, bo dość współczesnymi zabudowaniami. Jadąc od strony Sassofortino, wjeżdża się w długą odnogę i tylko uważny obserwator zobaczy, na czym polega niezwykłość Roccatederighi. Razem z przyjaciółmi zajechaliśmy od strony Montemassi, więc wyraźnie dane nam było podziwiać panoramę miasta. 


Nie zauważyłam głównego placu, na malutkim skwerku do niedawna jeszcze gościł parking, czego ślad widać jeszcze na mapach Google. Obecnie miejsce zajęli starsi panowie grający w karty i przyglądający się grze osioł. 

Jego pojawienie się rozszyfrował nam niebawem jeden z mieszkańców. Najpierw jednak musieliśmy wspiąć się baaaaaardzo wysoko. 





Niech was nie zwiedzie starością wieża górująca nad miasteczkiem - to architektoniczny wytwór z 1911 roku, wybudowany z okazji 50 rocznicy utworzenia włoskiego państwa. 



Tym, co bardzo wyróżnia Roccatederighi jest sama rocca, czyli skała. Co chwilę trafia się na domy, które wręcz wyrastają ze skały, bądź w nią wrastają. Zależy chyba od punktu widzenia. 





Pod domami odkryliśmy korytarz, który skojarzył nam się z podobnymi strukturami z Pitigliano.


Na samym szczycie miasteczka jest kościół pod wezwaniem św. Marcina. 

Krzysztof przezornie zadzwonił pod znaleziony w internecie telefon, dzięki czemu mało włoskojęzyczny uprzejmy młody człowiek, mieszkający chyba na byłej plebanii, otworzył nam świątynię korzeniami sięgającą średniowiecza, czego niemal nie widać po XV wiecznych interwencjach. 

Byłam zupełnie nieźle przygotowana na tę wizytę, gdyż nasi przyjaciele mają album poświęcony okolicznym terytoriom. Wyszukałam XV wieczny krucyfiks i inne obiekty znalezione w książce, aż w końcu zaczęłam kręcić się w kółko w poszukiwaniu jeszcze jednego obrazu. 






Zapytałam młodzieńca, który nawet zakojarzył, o jakie dzieło chodzi, szybko ruszył tam, gdzie powinno wisieć i bezradnie rozłożył ręce. Mam nadzieję, że malunek nie zniknął w tajemniczy sposób, tylko chłopiec nie wiedział, co się z nim stało. 

Coś mi się ostatnio już bardzo biesi aparat i mam problemy z ustawianiem ostrości, dolegliwość natężyła się po naprawie innej części, więc złudne nadzieje, że mi to zreperują. Żałuję, bo dopiero w domu odkryłam brak dobrych fotografii ze współczesną Drogą Krzyżową. Miała w sobie jakiś urok, mimo braków warsztatowych malarza. W ogóle dużo obiektów mam rozmytych. Na szczęście widać ciekawą kopułę nad transeptem. Zazwyczaj w wiejskich kościołach gwiazdy są umieszczone dość schematycznie, a tutaj, proszę - prawdziwy nieboskłon.



Czy ktoś z Was umiałby otworzyć taką chrzcielnicę? Ciągnęłam w górę za białą kulkę i nic. 


Wystarczyła ręka proboszcza, który po prostu przesunął ciężkie wieko w prawo. 


Kościół San Martino jest bardzo spektakularnie położony. Niemal przytulają się do niego skały, na które, oczywiście, nie weszłam, bo już widok towarzyszy mojej wycieczki na nich przyprawiał mnie o zawrót głowy. 



Pomiędzy tymi skałami wypatrzyliśmy pełno budyneczków, często mocno zburzonych. 


Zaciekawiły nas na tyle, że schodząc z powrotem zaczepiliśmy pewnego mieszkańca, prosząc, by nam wyjaśnił ich tajemnicę. Okazały się być chlewikami, właściwie na jedną świnię. Pan mieszkaniec był bardzo rozmowny i sympatyczny, z chęcią opowiedział kilka ciekawostek o Roccatderighi. 


O tym, że kiedyś Ośle Palio odbywało się we wrześniu, że turniej przeniesiono na sierpień ze względu na turystów, że flagi są w tym samym stylu, co flagi sieneńskiego Palio, że na osłach jeżdżą tylko mężczyźni, że kiedyś w Roccatederighi mieszkało ponad 2000 osób, teraz zostało ich raptem 600, że po miejscowości, a właściwie jej starszej części, najlepiej poruszać się samochodzikami Ape. W ten sposób wyjaśniła się mnogość pojazdów, którą napotkaliśmy w Roccatederighi, i to one nasunęły mi pomysł na tytuł wpisu. 






Ape to po polsku pszczoła, więc tak sobie wymyśliłam tytułowe Pszczółkowo. Pszczółkowo pełne starych drzwi, zakamarków cudownych do zabawy w chowanego, miejsce, gdzie artysta ma swoją tabliczkę (czy wypadałoby umieścić taką na plebanii?). 








Po więcej zdjęć zapraszam do albumu ROCCATEDERIGHI. 

3 komentarze:

  1. A gdzie pszczoły w tym Pszczółkowie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wycieczka jak z bajki. Najpiękniejsze są takie miejsca które są autentyczne a nie przygotowane dla turystów.
    P.S. Gratuluję cudownej imprezy!!!. Widziałam relację z Facebooka i jestem pod wrażeniem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń