wtorek, 26 stycznia 2016

CIASTKO Z KREMEM

Kiedy zaplanowałam podróż do Oleificio Andreini, poszperałam w internecie, co można zwiedzić w pobliżu. Sama "oliwna" strona wycieczki była bardzo interesująca, ale uszczknąć trochę turystycznej Toskanii nigdy nie zaszkodzi. Plany swoje, życie swoje, wizyta u Alissy tak się przedłużyła, że musiałam zadowolić się jednym miasteczkiem. Przymus to bardzo miły, zaskakujący w nadzwyczaj ciepłych promieniach listopadowego słońca.
Zapraszam na krótki spacer do Magliano in Toscana.
Kusiło imponującymi średniowiecznymi murami już z daleka, spod oleificio.  Na fragment z nich można wejść, poszłam na nie sama, więc, gdy pojawił się na nich jakiś dziwnie wyglądający mężczyzna, wolałam nie kontynuować eksploracji murów.

Magliano swoją historią sięga dużo dalej niż do średniowiecza - śa tam ślady po Etruskach, ale ja do nich nie dotarłam, eh ... ten czas.
Zobaczmy, co jest jeszcze w centro storico.
Nie wiem, czy to tak mi się udzieliła piękna pogoda i chodzenie w sweterku 4 listopada, ale Magliano urzekło mnie ciepłymi barwami, kremowymi kamieniami, spokojną atmosferą bez turystów.
Z chęcią usiadłabym koło kota wygrzewającego się w promieniach.

Był to spacer bez planów, przed siebie, co się spotka, to się zobaczy, a że miasteczko niewielkie, to zobaczyłam jego większą część.

Magliano wewnątrz murów ma dwa kościoły.
Kościół św. Jana Chrzciciela, o pochodzeniu romańskim, lecz mocno przebudowany.

Troszkę średniowiecza oparło się "odnowicielskim" zakusom, jak kolumny przy prezbiterium,  cieszą też XV wieczne freski i renesansowa chrzcielnica.

Zastanawiam się, jak dalekie były to przebudowy, bo wzdłuż kościoła, po drugiej stronie ulicy widać ciekawą ścianę z zamurowanymi, bądź przerobionymi gotyckimi oknami, ze wspornikami charakterystycznymi dla romańskich budowli.

Druga świątynia z daleka kusiła mnie czystością romańskiej bryły. Pieve di San Martino nie ma na zewnątrz znaczących ozdób, ale sam kamień jest piękny.

Uuu. zamknięte. Tylko przy bocznym wejściu robotnicy czyścili drzwi z wielu warstw farby. Z nadzieją w głosie zapytałam, czy pozwolą mi zajrzeć do wnętrza.
Czy muszę pisać, że tak? Bardzo to miłe.

Freski mnie, hmm, co by tu napisać, rozśmieszyły? Zastanowiły? Ciekawe, że w czasach, gdy potrafi się zdjąć każdą, nawet olbrzymią, połać malowidła ze ściany, a tutaj zostawiono odkrywki.

Część fresków to tak niesamowita amatorszczyzna, że aż wzruszająca. Brzydkie twarze, za duże oczy, bywa i zez. Wydaje mi się, że widzę co najmniej trzech autorów. Wyobrażam sobie lokalnego malarczyka, który może dla samej chwały zechciał pomalować ściany.
I to by były dwa najważniejsze sakralne zabytki budowlane Magliano in Toscana.
Jeszcze trudno nie zauważyć Palazzo Pretorio. Nie jest tak okazały, jak w słynniejszych toskańskich miastach, ale herby są, od razu pozwalają zrozumieć przeznaczenie budynku.

Wszędzie majolikowe tabliczki. Nie takie z fabryki, ale malowane i wypalane specjalnie dla danego miejsca. Tylko biuro turystyczne się nie popisało.

Elementem dodanym do miasteczka są widoki, wokoło pełno gajów oliwnych, a gdzieś tam pomiędzy nimi pamiątki po Etruskach, jakieś średniowieczne ruiny i inne skarby. Ale nie tym razem. Na razie nabrałam smaku, ma nadzieję, że i Wy też :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz