Nie obyło się bez płaczu i szlochów. Nie spodziewałam się takich ciepłych słów i gestów. Nasłuchałam się wiele dobrego o proboszczu, trochę splendoru spłynęło i na mnie. Zostałam obdarowana podarunkami, a rozmowom nie było końca. Podchodziły pożegnać się osoby, z którymi ani jednego słowa dotąd nie zamieniłam. Część była zaskoczona, że i ja się wyprowadzam, tak im wrosłam w krajobraz. Cierpliwie tłumaczyłam, że mam umowę o pracę z Krzysztofem, nie z parafią.
Na koniec festy niebo przyoblekło się w niesamowitą tęczę, silną, nasyconą, podwójną - dla wielu widomy znak Boskiej opieki. Nie zdołałam jej sfotografować w zenicie swojego piękna, ale i tak jej obraz nad plebanią i ogrodem jest doskonałą wisienką na torcie, jaką było obfitych 9 lat w San Pantaleo.
Właściwie to się jeszcze nie przeprowadziliśmy, a raczej nie przeprowadziliśmy domu i pracowni. Mieszkamy w Tobbianie, którą powolutku rozpoznajemy, odkrywamy niespodzianki.
Domu na razie nie pokażę, jest jednym wielkim chaosem. Przekładamy, wyrzucamy, odkrywamy.
Na facebooku pokazałam amforę (wysoką na 110, szeroką na 100 cm) znalezioną w ciemnym pomieszczeniu z małym otworem drzwiowym, która musiała się tam znaleźć przed przebudowami. Obecnie nijak nie da rady wynieść tego cudu w całości. Zdjęcie mało ciekawe, z telefonu, ale oddaje ponurość miejsca.
W przyszłości będzie to zakątek na wina, a może i spiżarkę, tylko nie magazynową, jak to wcześniej planowałam. Do tak szacownego naczynia trzeba dobrać całe otoczenie.
I to na razie tyle, jeśli chodzi o wnętrza. Działamy! Wraz z pomocnikami, czyli moimi siostrzeńcami i szwagrem Krzysztofa.
Teraz o samej Tobbianie.
Jest położona na poziomie 310 m n.p.m. z południową wystawą, dzięki czemu mamy spektakularny widok na dolinę, który "trochę" przeszkasza w pracach. Co chwilę podchodzę do okna, biegnę po aparat i wzdycham z zachwytu.
Żeby nie było za słodko, to niemal na pierwszym planie widać obrzymi dach jakiejś hali przemysłowej, dobrze chociaż, że z normalnych dachówek.
Na szczęście sam budynek zasłaniają oliwki z parafialnego gaju oliwnego. Szaleję z radości na ich widok. I wcale nie dla korzyści posiadania oliwy (nigdy nam nie brakowało podarunków w postaci oliwy, właściwie nie kupowałam tego cennego płynu), chodzi mi o sam widok i piękno tych drzew. Jesienią ich srebrzysta zieleń, wypunktowana ciemnymi owocami, to szlachetność sama w sobie. Dodajcie to tego, że cała Tobbiana otoczona jest gajami. Mrmrmrmrmr... mruczę z zadowolenia.
Co widać w dole? Po kolei: drugą parafię Krzysztofa - Fognano, potem siedzibę gminy - Montale, daleko pod górami Montalbano - Quarratę.
Już łapki zacieram na zimowe efekty dolin wyściełanych mgłą i słońca ponad nimi. Widziałam fotografie, na których Tobbiana jest szczęśliwą miejscowością zalaną słońcem, nie mgłą.
To są widoki na południe, na północ zaczyna się wspaniały las, który po 7 kilometrach zamienia się w rezerwat przyrody, pełen zwierzyny, takiej jak daniele, jelenie, czy nawet wilki.
Tam właśnie pojechaliśmy pierwszy raz, gdy jeszcze nie mieszkaliśmy w Tobbianie.
Chyba zgodzicie się ze mną, że i północne okolice Tobbiany warte są zachwytu?
W minioną niedzielę była ładna pogoda, wyciągnęłam moich siostrzeńców we wschodnie rejony Tobbiany.
Chciałam dotrzeć do pewnego miejsca. To było już drugie podejście, na razie nie wiem, jak tam dotrzeć, więc nie napiszę, o co chodzi, za to pokażę malutką osadę, u której stóp utworzono staw hodowlany do sportowego połowu ryb.
Jest przy nim jakaś osteria (Lago dei Lupi), a co bardziej zaskakujące, chwilę dalej, wśród kilku budynków, zapachami iście domowego jadła kusi Trattoria Torracchi (wszystko do wypróbowania w przyszłości).
Wyprawa przyniosła wymierną korzyść dla proboszcza, który w tym czasie odprawiał Mszę w niedalekim Fognano.
Odnalazłam kościółek, do którego ma jeździć kilka razy w roku, by i tam celebrować liturgię.
Nie udało nam się zajrzeć do wnętrza. W oku zatrzymałam jedynie prostą bryłę i zadziwiająco zdobną dzwonnicę żagielkową oraz boczne wejście z ledwo czytelnym napisem "Scuola comunale" (gminna szkoła). Od razu uruchomiłam wyobraźnię, uzupełniłam wybrakowane kołatki i zobaczyłam dzieciaki przebiegające koło nich z okrzykami.
Obecnie ciszę przerywają odgłosy pobliskich domostw.
Wielu z Was dopytuje się o psy. Mają się dobrze, choć początki były trudne. Druso pierwszy raz w życiu zostawił część jedzenia w misce, gdy musieliśmy na chwilę wybyć z domu.
Boguś z kolei ma problemy w ogrodzie, który jest położony na boku wzgórza.
Powierzchnia podzielona jest na terasy, z lekkim spadem, ale w niektórych miejscach spadek kończy się prawie 2 metrowym urwiskiem i mający problemy z zachowaniem równowagi staruszek (16 lat i 8 miesięcy) omal mi nie spadł. Żebyście widzieli efektowny, sportowy ślizg, jaki wykonałam, by go złapać w ostatniej chwili. Teraz wyprowadzamy go na smyczy. Czeka pod drzwiami, sam już nie da rady.
Urządzanie domu jest już o wiele ciekawszym zajęciem, niż pakowanie starego, choć równie czasochłonnym, więc wybaczcie, że ciągle mnie tu mało.
Łoooooo! Ależ cudne widoki!
OdpowiedzUsuńEkipa przeprowadzkowa - bardzo przystojna!
I jakie nogi widzę! nono, Pani Małgosiu! :)
Amfora jest w tym wszystkim wisienką na torcie.
Niech Wam się dobrze mieszka w nowym miejscu.
Kinga
Pani Kochana, a co to ja pierwszy raz w spódnicy? Widoki czekają na Twoją wizytę. Montagnana pozostaje, jeszcze nie wiem, na jakich warunkach :) Będziemy się starać o to dobre mieszkanie, a za życzenia dziękuję w imieniu pryncypała i swoim :)
UsuńMałgosiu myślę że odnajdziecie tam wszysto czego potrzebujecie. A czas zrobi swoje. Piękne miejsce choć inne. Radości i szybkiej normalnisci. Pizdrawiam ekipę pomocnoków. A psiaki też przywykną....Ta tęcza to cudo!
OdpowiedzUsuńTeż jestem co do tego przekonana. Miejsce inne i to dobrze, bo jego odmienność nie pozwala tęsknić za mocno za San Pantaleo, po prostu na razie jest fascynacja nowym :)
UsuńTyle miałam w życiu przeprowadzek, wszystkie stresujące w czasie trwania ale jak się później okazało, owocne i potrzebne. Tak będzie i z Twoją.
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa otuchy. Teraz to już chyba z górki :)
UsuńWidoki. Pomyślałam ,że skądś je znam. Zerknęłam na mapę i już wiem.No to teraz masz całkiem blisko. Przepięknie.
OdpowiedzUsuńBravissima! Ano, niedaleko, szkoda, że nie można jechać górą, bo by był rzut beretem. Niestety, trzeba zjechać do Montale, ale nie ma na co narzekać :)
UsuńNowe miejsce, nowe wyzwania przed Toba Malgosiu! Juz widze jak dopieszczasz kazdy zakatek domu:)
OdpowiedzUsuńOkolica przepiekna, zycze Wam aby ludzie tam mieszkajacy byli rownie serdeczni jak w ci w miejscu, ktore musieliscie opuscic.
Pozdrawiam serdecznie:)
Mam nadzieję, że zapracujemy na tę serdeczność. Dziękuję za dobre myślenie o moich możliwościach :)
UsuńCzy to znaczy, ze w tym malym kosciolku byla szkola?
OdpowiedzUsuńSądząc po budynku, to mogła być albo zakrystia, albo dodatkowa przestrzeń, bo kościołek nadal jest używany, choć dość rzadko.
UsuńJa też się ucieszyłam, że wreszcie z tej długiej kiecy Pani zrezygnowała - przeprowadzka Pani wybitnie służy!!! Okolica cudna - bajka! Może kiedyś pojadę tam z bliskimi... Życzę wszystkiego dobrego w nowym domu.
OdpowiedzUsuńDziękuję, tylko komu? A tak nawiasem, to długich sukienek nie noszę od dobrych kilku lat :) Zgadzam się, okolica przepiękna :)
UsuńAnna Chmielewska. W zeszłym roku trafiłam na Pani książkę "Moje życie w Toskanii" - wciągnęło, od książki do internetu jeden krok, zachwyt nie tylko urodą Toskanii, ale klimatem Pani opisów. Kibicuję Pani anonimowo ale z dużą sympatią. Pozdrawiam Panią i wszystkich miłych domowników.
UsuńTo jeszcze raz ja - Anna Chmielewska. Jestem roztrzepana - niestety. Oczywiście czytałam "Toskania dzień po dniu. Zapiski spełnionych marzeń". Przepraszam za pomyłkę i jeszcze raz pozdrawiam
UsuńPrzepiękny krajobraz, te wzgórza... Zazdroszczę tego piękna wokół, które będzie Pani miała teraz na wyciągnięcie ręki. A cóż to za fantazyjny mebel przy którym leży Druso? czy to nogi od stolika? MS
OdpowiedzUsuńTrafione w 10! Tak, to są nogi od jadalnianego stołu, tylko montowane z blatem na dole, w czym, jak widać, Druso dzielnie nam pomagał. Skoro jest coś innego, niż podłoga, to musiał wypróbować, jak się na tym leży :)
UsuńPrzepiękne widoki Małgosiu, naprawdę szczerze zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńTeż miałam kilka przeprowadzek w swoim życiu i wiem jak to jest, po prostu ciężko, ale wiem jaką satysfakcję sie czuje kiedy już wszystko znajdzie swoje miejsce. Jakiś spokój i radość w duszy... czego Wam wszystkim, pieskom oczywiście także - życzę, one niewiele rozumieją ale niepokój z pewnością czują i potrzebny im ład i spokój.
Trzymaj się i co jakiś czas pokaż widok z okna :)
Jestem pewna, że szczerze, Aniu :) Ty musisz być mistrzynią przeprowadzek i pakowania się :) Dziękuję za życzenia :)
Usuńpełen zachwyt, nie wiem do czego się odnieść. Piękne miejsce otrzymaliście na nowy dom. Pewnie po zagospodarowaniu będzie magiczny. A jak się rozprawicie z amforą i różnymi skarbami pochowanymi po kątach to już będzie prawdziwie swojsko.
OdpowiedzUsuńDobrze, że macie pomocników bo roboty widać sporo oj sporo.
Widoki przecudne nie wiem z której strony bardziej.
Miejsce zaprawdę cudowne, aż głupio było mi się cieszyć przy starych parafianach. I okolica i wnętrza zupełnie odmienne, z wieloma detalami z dawnych lat, starym drewnem w wewnętrznych okiennicach i cotto na podłodze. Mniam!
UsuńDzieki za relacje. Zycze kondycji,ale przy takich pomagierach to pikus.Najwazniejsze, ze promienieje radość zycia, powodzenia Malgosia z Wroclawia.
OdpowiedzUsuńPomagierzy już wyjechali. Bez nich marnie widzę tę przeprowadzkę. Dzięki nim jesteśmy już całkowicie przeniesieni do Tobbiany i teraz zaczynamy się tu rozlokowywać.
UsuńDziękuję za dobre słowa.
Bardzo miło czytać, co nowego u Pani, Pani Małgorzato. Widoki cudowne – Toskania wszędzie wokół :) Ale najpiękniejszy jest Pani entuzjazm do pracy, miejsca, oswajania rzeczywistości, czynienia dobra i piękna, poznawania nowego. Fajnie jest w tym Pani towarzyszyć. Szczęść Boże w nowym miejscu wszystkim domownikom – wspaniałej, owocnej pracy księdzu Krzysztofowi. Pozdrawiam serdecznie, Aldona
OdpowiedzUsuńMiejsce bardzo wzmaga entuzjazm. Cały czas myślę, jak bym zareagowała, gdyby ks. Krzysztofa przeniesiono do współczesnej, przemysłowej gminy, a takie też tu bywają.
UsuńNo i jeszcze w okolicy staw do połowu ryb! - moja wędkarska druga połowa jest wyrażnie zainteresowana. Tego mu tylko w Toskanii brakowało!
OdpowiedzUsuńA meble przewoziliście z San Pantaleo, czy wyposażenie było "w pakiecie" z nowym (STARYM!!!)domem? Całujemy mocno wszystkich nowych lokatorów!
Ależ tych stawów jest tu bardzo dużo. One nas ratują karpiem na Boże Narodzenie. Tak, część mebli powędrowała z nami. W pakiecie mieliśmy tylko puste ściany :) Za to pięknie położone :)
UsuńJakie pożegnanie z pełnym łukiem tęczy, nie gorsze niż powitanie z ptakiem w locie... Pan Bóg czuwa i laski zsyła :)
OdpowiedzUsuńOj, zsyła, zsyła :)
Usuń