Popadałam naprzemiennie w histerię i melancholię, hmm, a może w histeryczną melancholię?
Przeprowadzka jest strasznie materialna. Trudno obcować z przedmiotami, jeśli nie służą niczemu, tylko wędrują do pudeł, będąc jedynie zapowiedzią życia.
Nie spodziewałam się, że tak ciężko przeżyję pakowanie.
Tylko głos się wzmacniał i obijał o pustkę.
Dom przestawał być domem.
Jedyne wyjście, to wyjście z niego.
Do końca października można obejrzeć kilka obrazów związanych z Villa la Quiete.
Nazwa miejsca jest dla mnie wspomnieniem jednej z moich turystycznych pomyłek. Poczas dni, kiedy otwiera się dla publiczności historyczne rezydencje, wybrałam się, by zobaczyć tę budowlę i okazało się, że zobaczyłam, i owszem, ale Villę Corsini, bo nie popatrzyłam dokładnie na mapę.
Gdy zobaczyłam ogłoszenie o wystawie prezentującej dzieła wykonane specjalnie dla tego miejsca, postanowiłam nadrobić stratę.
I znowu czegoś nie doczytałam, bo willi i przylegającego do niej ogrodu nie można było zwiedzać. Nie szkodzi, poczekam, aż na nowo udostępnią ją do zwiedzania.
Wyjazd nie był bezowocny, wręcz przeciwnie, Wystawa ukoiła ducha, wyciszyła wszelkie niepokoje. Nie miałam pojęcia, że sztuka tak mi pomoże. Miałam nadzieję, że trochę poprawi mi się nastrój, a ja po niedzieli ruszyłam z niezwykłym animuszem do dalszych prac.
Nie pokuszę się tym razem na nawet drobną analizę, z ledwością daję radę z pisaniem.
Wspomnę tylko, że na wystawie są dzieła ze szkoły Botticellego, z muśnięciami pędzla samego mistrza, czy Ridolfo Ghirlandaia syna sławnego Domenico.
Duch się naprawił, to i duszę dokarmiłam. Tydzień później pojechałam do Rzymu na diecezjalną pielgrzymkę. Nie interesowała mnie turystyczna strona Rzymu, jednak, gdy się okazało, że mamy trochę czasu, pognałam z grupką znajomych na Piazza Navona.
W końcu mieliśmy okazję poprzebywać ze sobą i, niestety, trochę się pożegnać :(
Wyjazd diecezjalny miał prosty program: przejście przez Porta Santa, modlitwy i Msza pod katedrą (tronem) św. Piotra.
Doskonały czas na przygotowanie się do następnego odcinka życia.
Piszę to w dniu szczególnym, ostatnim, który spędzam w San Pantaleo. Od jutra bedę mieszkanką Tobbiany.
Trzymam kciuki za szybką aklimatyzację i odkrywanie w nowej okolicy jej uroków :)
OdpowiedzUsuńPierwsze uroki już rozpoznane, tylko nie mam sił o tym pisać, bo po całym dniu wśród kartonów mogłabym tylko głupoty napisać :)
UsuńGosiu, niech Ci i tam dobrze będzie!
OdpowiedzUsuńDzięki. Obiecuję, że będzie!
UsuńPiękne zdjęcia. Niesamowite te delikatne, cudowne twarze, te szaty – bryły koloru. Dużo szczęścia, zdrowia i spokoju w nowej parafii, pani Małgorzato! Pozdrawiam, Aldona
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. Prawda, że takie łagodności pomagają?
UsuńŻyczę szybkiej aklimatyzacji i spokoju ducha. A na aklimatyzację najlepszy jest wyjazd z Nowego miejsca a potem wraca się jak do damu. Ja tak mam, przeprowadzki odchorowuję i wypróbowałam wyjazdową terapię. Ostatnie z tego miejsca ale nie tak w ogóle! Sił i radości! Choć łzy i kamień w środku to tylko pozytywne myślenie.....ściskam Cię serdecznie A reszta to czas.
OdpowiedzUsuńKto wie? Może posłucham Twojej rady? Będę nad tym myśleć :) Dzięki, Mażenko!
Usuńpowodzenia na nowym miejscu !
OdpowiedzUsuńUwielbiam Rzym ... jak jedziemy do Toskanii to przylatujemy do Rzymu i wypożyczamy tam samochód. Wtedy zawsze ten pierwszy dzień poświęcamy na Rzym w pigułce. Biegamy po wszystkich naszych ulubionych jego miejscach żeby nacieszyć oczy a potem jedziemy dalej ... :)
Czy palnę głupstwo mówiąc, że nasze polskie rzeźby/figury nie mają aż tak uwidocznionych na twarzach emocji ??? oczywiście mam tu na myśli Chrystusa na krzyżu. Jakoś nie kojarzę bym tak wymowną twarz gdzieś u nas widziała ...
Dziękuję bardzo! Też lubię wracać do Rzymu, chociaż na tak krótko.
UsuńA co do krucyfiksów - są i w Polsce. Np. Krzyż Baryczków w Warszawie, krucyfiks z Klimkówki, Wita Stwosza z Mariackiego, czy w Chotlu Czerwonym.
z tego zestawu znam tylko Wita Stwosza z Mariackiego ale w takim razie zaraz sobie wygooglam pozostałe :)
UsuńDodam jeszcze także krakowski krucyfiks z kościoła św. Marka, w Bieczu to cała figura jest niezwykła, w św. Jakubie w Toruniu są chyba aż dwa wyraziste. Może one odbiegają stylistyką od włoskich, ale też są bardzo dojmujące.
Usuńprzeglądnęłam i faktycznie są na nich wyraźne emocje. Zdecydowanie ten w Bieczu jest oryginalny wygląda jakby miał wyrzeźbione mięśnie. Ale najbardziej porusza mnie twarz tego jednak z Mariackiego ...
UsuńChyba muszę zacząć na to zwracać większą uwagę choć nie zawsze udaje się aż tak dobrze twarz zobaczyć jak krzyż jest wysoko ...
Dlatego błogosławię zoomy w apratach :)
UsuńKiedyś tworzono obrazy, utwory muzyczne, rzeźby. Przepełnione boską duchowością i duchem artysty. Teraz się produkuje. Taka smutna refleksja. Dlatego warto znajdować ukojenie i inspirację w tych wszystkich wspaniałych dziełach sprzed wieków. A jeśli mówimy o Piazza Navona - w wolnej chwili zapraszam do mnie na małe rzymskie wspomnienie dwóch postaci spotkanych w Rzymie - w tym jednej na Piazza Navona właśnie. Serdeczności z zalanej deszczem Warszawy.
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać tych wolnych chwil :) Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńPomyslnosci na nowym miejscu
OdpowiedzUsuńA
Dziękuję :)
UsuńTwarze i dłonie są takie piękne na tych obrazach, takie naturalnie ludzkie, z emocjami, uczuciami. I kolory...
OdpowiedzUsuńA w Tobbianie już "byłam" przez street viev, widziałam kościółek, gaje oliwne i śliczną okolicę! Nie będzie trudno tam się udomowić, tak myślę! Oby parafianie byli równie sympatyczni jak otoczenie. Pomyślności i radości życzę w nowym domu!!!
Wszędzie znajdą się sympatyczni ludzie, czasami tylko trzeba ich oswoić, nad czym będzie pracował i proboszcz i ja, bo już mam kilka pomysłów. Dziękuję za życzenia.
UsuńPowodzenia w nowym miejscu, mam nadzieję, że szybko sie tam odnajdziecie wszyscy i przy okazji obfotografujesz nowe miejsce i nam pokażesz jak się zadomowiliście :)
OdpowiedzUsuńMiło zobaczyć Rzym i bliskie sercu miejsca...
pozdrawiam :)
Postaram się jak najszybciej ruszyć z aparatem na uliczki Tobbiany i w ciut dalsze okolice. Serdeczności!
UsuńWszystkiego dobrego w nowym domu. I życzliwych parafian i sąsiadów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dziękuję za maila.
Jagoda z Lublina
Jak zwykle fantastyczne fotki. Tych jeszcze nie widziałam. Życzę byś się szybko zaaklimatyzowała, bo przeprowadzki i remonty są najgorsze. Rok temu robiłam niewielki remont a rzeczy było tyle, że momentami myślałam że oszalaje, wiec doskonale wiem, co czujesz. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńwww.kasinyswiat.blogspot.com