Tradycyjnie już była Florencja, dokładnie w Boże Narodzenie.
Tym razem już nie polowałam na wszystko, co proponował Festiwal Światła, ta edycja była poświęcona rocznicy lotu na Księżyc.
Starałam się ominąć wzorkiem straszliwe "choinki" zaprojektowane przez wieeeeelce uznanych artystów, których zadaniem była interpretacja klasycznej formy jako uniwersalnego obrazu, święta i nadziei.
Powiem tak: te formy najwięcej wzbudziły we mnie nadziei, że przyjdzie czas, gdy znikną. Żenująca instalacja przed Santa Maria Novella nawet nie dotrwała do Świąt z pełnym oświetleniem.
Nie mam ochoty nawet ich omawiać. Po prostu, nie podobały mi się.
Niektóre sklepy przodujących marek poszły jeszcze dalej w zerwaniu z tradycją, "nie zauważyły" Świąt. Ich wystawy zionęły pustką i smutkiem. Bywało, że usiłowano wybrnąć maskowaniem wystaw w postaci strojów sylwestrowych.
A ja kocham tę świecidełkowość, kiczowatość, złoto na równi z rustykalnością. To, co pozwala nam, by i w ten sposób wyrazić radość, nadzwyczajność, niecodzienność - bo takie też jest Boże Narodzenie.
Z lubością przyglądałam się więc ludziom, temu niezwykłemu charakterowi Florencji, gdy jej ulice wypełniają się rodzinami, gdy nawet turyści zapominają o zwiedzaniu, i absolutna większość z nich cieszy się świętowaniem.
Tylko jedna samotna dziewczyna biegała jak nakręcona z aparatem i usiłowała jakby na czas zrobić jak najwięcej interesujących zdjęć miasta.
Lukka.
W dekoracjach postanowiono nawiązać do najsłynniejszego jej mieszkańca Pucciniego oraz Teatru Giglio - w całym mieście powstała spójna instalacja z nutami, pięcioliniami i słowami, między innymi z "Nessun Dorma" czy też fraza tegoż kompozytora, że sztuka jest formą szaleństwa.
Do Pistoi dotarłam rzutem na taśmę. Bałam się, że już nie załapię się na ośnieżone drzewa projektowane na budynek Sądu.
To był absolutnie najefektowniejszy element dekoracji, reszta to smętne sznury albo kule z lampkami.
Tradycyjnie ustawiany żłóbek w krypcie katedry był czynny w godzinach przeze mnie nieosiągalnych.
Choinka pod ratuszem zbudowana z piłkarzyków? Hmmm.
Tak sobie pomyślałam, że na szczęście wszystkie te miasta bronią się same sobą, swoim urokiem, tak więc każdy spacer po nich jest czystą przyjemnością. Tym bardziej ten świąteczny.
Żeby Wam ułatwić rozpoznanie, którego miasta dotyczą zdjęcia, na blogu umieściłam między innymi zdjęcie pierwsze i ostatnie zrobione w danym mieście, umieszczając je w odpowiedniej kolejności.
Piękne podsumowanie.
OdpowiedzUsuńZdjęcia, jak zawsze piękne.
Co do dekoracji, to ,,markowe sklepy" z Twojej relacji mnie... zawiodły. Czyżby pragnęły być ,,neutralne"? Eh.
Ta choinka z piłkarzyków, to cóż... ,,Co autor miał na myśli" albo ,,czego się nachlipał"? 😉.
Festiwal świateł piękny.
Szacun dla Włochów za włoskie napisy na mieście.
Ogólne wrażenia pozytywne.
Też mam pozytywne wrażenia, a te "wielkie marki" niech się schowają ze swoją wielkością :)
UsuńBardzo piękny post. Obejrzałam se to na co sama byłam zbyt leniwa...
OdpowiedzUsuńBo pięknie jest tu na Święta. Choćbym nie wiem, jak mało czasu miała, zawsze zrobię wypad na spacery.
UsuńGosiu! dzięki za relację! Włosi poszaleli zgodnie ze swoją fantazją. Ciebie zaskoczyła W Pistoi choinka z czerwonych piłkarzyków a nnie, ogromna choinka z czerwonych poduszek w wileńskim hotelu. Prawdą więc jest, że "sztuka jest formą szaleństwa" i dzieje się to w różnych częściach świata :)
OdpowiedzUsuńTe poduszki jakoś tak bardziej adekwatne do miejsca, piłkarzyków nadal nie rozumiem :)
Usuń