niedziela, 13 grudnia 2009

STRUFFOLI

Kołowrót trwa. Krzysztof chciał mnie odciążyć z ułożeniem kwiatów na Gaudete czyli III niedzielę adwentu. Poprosił panią, która akurat miała sprzątać kościół i już parokrotnie układała kwiaty. A ta z chęcią się zgodziła, po czym zadzwoniła później, czy mogłabym jej pomóc no i skończyło się na tym, że gdy rano zeszłam jej pomóc to ona kazała mi zarządzić układaniem. Już bym wolała sama układać. Potem jeszcze zużyłam resztki kwiatów pozostałych z poprzednich dekoracji i po pogrzebie. A popołudniem prasowałam i prasowałam. Dzień osłodziły mi neapolitańskie słodkości o nazwie struffoli przyniesione przez parafiankę pochodzącą z Kampanii. 

 

To zwykłe ciasto będące deserem karnawałowym, lecz zamiast piec smaży się jego kawałeczki na oleju i układa w formie wieńca zlepiając miodową (tu Francesca dodała jeszcze soku z cytryny) polewą. Na koniec posypuje drobnymi ozdóbkami. Szukając informacji o tej słodkości trafia się od razu na stronę poświęconą tylko temu deserowi. A to fascynaci! Przy okazji dowiedziałam się o wpływach polskich na neapolitańskie cukiernictwo. Otóż za czasów Stanisława Leszczyńskiego nasza babka trafiła na dwór francuski a stamtąd znalazła ścieżki do Neapolu, gdzie zagnieździła się na dobre ulegając oczywiście zmianom. Tak czy siak neapolitańczycy mają ciasto ponczowe o nazwie "baba".



piątek, 11 grudnia 2009

NIESPODZIANKA ZA NIESPODZIANKĄ

Kto czytał o pewnej wyprawie do Florencji i pamięta zdjęcia z Mercato Centrale ten nie będzie miał trudności ze skojarzeniem, co robiłam wtedy we Florencji.  W końcu "Merlin" uruchomił promocję:

czwartek, 10 grudnia 2009

AUDIOBOOK


Taką niespodziankę przygotowało na Święta wydawnictwo Feeria. Ja mam jedynie próbkę, bo płyta jeszcze do mnie nie dotarła. Jej głos jest niższy od mojego i spokojniejszy, więc da się słuchać :) Sama korzystam z chęcią z audiobooków w podróży więc polecam.

KSIĄŻĘ ZIMY

Po polsku to raczej byłaby księżniczka, bo chodzi o ... czarną kapustę, którą wczoraj podarował nam niedaleki sąsiad.

Co ja się naszukałam po polskim internecie. Nie znalazłam nic. Owszem pod tą nazwą widnieje gorczyca, ale okazuje się, że to nie o tę roślinę chodzi. Więc co to jest?

Wyobraźcie sobie, jak byłam bardzo zaskoczona, gdy odkryłam na włoskich stronach, że jest to kapusta uprawiana jedynie w Toskanii. Jej określenie książę zimy (w języku włoskim kapusta jest rodzaju męskiego) związane jest z sezonem na zbiór i, co za tym idzie, spożywanie. Ponoć najlepsza i chyba najbardziej ciemna jest po przymrozkach. Większość przepisów na włoskich stronach kucharskich dotyczy zup, w tym najsłynniejszej toskańskiej ribolity, której akurat amatorką to ja nie jestem. Szukałam więc czegoś bardziej jako dodatek warzywny do obiadu, gotowy z poprzedniego dnia (pulpety i kasza jęczmienna). Niby w wymienianej już tu przeze mnie "Kuchni włoskiej" jest przepis na kotlety wieprzowe z czarną kapustą, ale ...

Myślałam, że jeśli z przepisu wykorzystam jedynie to, że kapusta była gotowana a potem podsmażana na pozostałościach po przygotowywaniu kotletów to... Czyli poobdzierane z łodyg liście ugotowałam w osolonej wodzie.

Na początku rozszedł się po kuchni kuszący aromat gotowane kapusty,  na koniec jednak zapach przypomniał o nielubianych przeze mnie buraczanych liściach.  Miałam jeszcze nadzieję na uratowanie dania podsmażeniem na oliwie z czosnkiem i cebulą. Porażka!

No książę to mi na pewno na stole nie zawitał, zdetronizowałam go koszem na śmieci. Szukam dalej, jestem otwarta na propozycje! Mnie na razie po głowie chodzą gołąbki w takiej kapuście, ale czy ryzykować?

A taka ładna. 

No i typowo toskańska! Ech :(

wtorek, 8 grudnia 2009

MOST I WOLNY DZIEŃ OD PRACY

We Włoszech nie ma długiego weekendu, tylko "stawia się mosty" spinające dni wolne ze sobą. W poniedziałek był więc ponte, bo w dzisiejszy wtorek, Święto Niepokalanego Poczęcia NMP, Włosi nie poszli do pracy, a część z nich przyszła do kościoła. Było ich więcej niż w niedzielę, co wyraźnie pokazuje jaką czcią darzą Madonnę. 

Przez ostatnie dni walczyłam (skutecznie) z przeziębieniem i po kwiaty wysłałam Krzysztofa. Część róż była zbyt rozwinięta, więc oberwałam płatki i ułożyłam je na ołtarzach przy wazonach z kwiatami. Ze zdziwieniem odkryłam, że pozostałości po oskubaniu wyglądają co najmniej interesująco, więc zrobiłam z nich kompozycję z trzema różami.

Ranek przywitał wszystkich okrutnym deszczem, ale powoli zaczynało się przejaśniać.  Nieśmiało zapytałam "Co zrobimy z tak pięknie rozpoczętym dniem?". "Nic". Zapomniałam o popołudniowym chrzcie. No ja nie udzielałam sakramentu, ale zupełnie z głowy mi wyleciało, że nie zrobiłam przedłużki do paschału. Na szczęście miałam gotowe bazy, więc trzeba było tylko pogrubić świecę poprzez zanurzanie w ciekłej parafinie. Potem domalować brakujący motyw i uff! zdążyłam. 

  

Reszta wieczoru przeszła mi na pakowaniu prezentów dla najgorliwszych komentatorek. Pisząc adresy stwierdziłam, że Trójmiasto jest zagłębiem gaduł, czyli aktywnych czytelniczek bloga :) Na 8 osób trzy pochodzą z tamtego rejonu.

Aniu W. to chyba najbardziej piękna i adekwatna wiadomość przed Świętami o Narodzeniu Pańskim. Gratuluję! Befana jeszcze się nie przebudziła, ale na pewno z chęcią obdaruje Marcelka, a ja zapewne jej pomogę, tylko trzeba poczekać do jej święta, bo teraz jeszcze "robię" za pomocnika Mikołaja i ledwie się wyrabiam.  Aniu W. napisz mi, proszę, w mailu swój adres. Myślę, że jeśli czekałaś 9 miesięcy, to do Trzech Króli wytrzymasz :)


niedziela, 6 grudnia 2009

ZABŁĄKANY MIKOŁAJ czyli ZAJRZYJ DO BUTA

Niestety św. Mikołaj nie przychodzi 6 grudnia do włoskich dzieci. Ale coś mu się "pokróliczkowało" i obudził mnie w nocy, że to niby mam mu dopomóc, bo nie daje rady, a parę osób mogłabym obdarować w jego imieniu. Kazał policzyć najczęstszych komentatorów bloga. Coś czułam pismo nosem i przygotowałam się wcześniej, więc od rana mogę ogłosić, że w okresie poddanym liczeniu, tj, od 1 października, na pierwsze miejsce wysunęła się wyraźnie majana z 37 komentarzami! Do niej powędruje poniższa świeczka, oczywiście pod warunkiem, że drogą mailową przekaże mi swój prawdziwy adres pocztowy.

 

Mikołaj uparł się jeszcze, żeby wyróżnić dwie następne osoby. No "łeb w łeb" z 27 wpisami niebieska i z 25 - wildrose otrzymają poniższe dwie większe świeczki. Została jeszcze malutka i ta pójdzie dla Kingi z Krakowa, nie tylko w podziękowaniu za 20 komentarzy, ale i płomienne obrony. Powinnam Cię Kingo ogłosić chyba rzecznikiem prasowym, hi hi hi.


I już nie świeczki, hmm, może to prozaiczne?, jeśli Joanna z Gdyni,  S_23, toja i wiga podadzą mi swoje adresy, to wyślę im wraz z życzeniami świeże liście laurowe z żywopłotu w ogrodzie :)

sobota, 5 grudnia 2009

PODSTAWY DECOUPAGE

Pisałam, że czekam na gości.
To było ostatnie wspólne spotkanie przed Świętami w gronie moich tutejszych koleżanek. Stąd piernik na stole a nad nim szybko spreparowana dekoracja z bombek i pozłoconego ostrokrzewu.

  

Tak nawiasem przyznam się, że jeszcze z bombkami nie dotarłam do galerii, chyba trudno mi się z nimi rozstać.
Jak to u mnie zazwyczaj bywa, moje marne umiejętności bycia gospodynią pokrywam pedagogicznym doświadczeniem. Tym razem więc wymyśliłam by pokazać moim gościom prosty decoupage, a właściwie oklejanie całych płaszczyzn serwetką. Celem było przygotowanie deseczki na zapiski.
W końcu poznałam sympatycznego męża Małgosi, który bardzo nie po włosku zabrał się najszybciej do pracy i najszybciej ją skończył. Okazało się że cztery Polki w jednym miejscu są bardziej zitalianizowane, gadają i gadają :)


Asię mobilizowała śliczna córeczka i dzięki temu wyszły aż z trzema deseczkami. Jak znalazł na prezenciki! 

 

Przy miłych pogaduchach, czas płynął niemiłosiernie szybko. Powstały deseczki, ale nie zdążyłam wszystkich sfotografować. Goście poszli, przyszła sobota.