We Włoszech nie ma długiego weekendu, tylko "stawia się mosty" spinające dni wolne ze sobą. W poniedziałek był więc ponte, bo w dzisiejszy wtorek, Święto Niepokalanego Poczęcia NMP, Włosi nie poszli do pracy, a część z nich przyszła do kościoła. Było ich więcej niż w niedzielę, co wyraźnie pokazuje jaką czcią darzą Madonnę.
Przez ostatnie dni walczyłam (skutecznie) z przeziębieniem i po kwiaty wysłałam Krzysztofa. Część róż była zbyt rozwinięta, więc oberwałam płatki i ułożyłam je na ołtarzach przy wazonach z kwiatami. Ze zdziwieniem odkryłam, że pozostałości po oskubaniu wyglądają co najmniej interesująco, więc zrobiłam z nich kompozycję z trzema różami.

Ranek przywitał wszystkich okrutnym deszczem, ale powoli zaczynało się przejaśniać. Nieśmiało zapytałam "Co zrobimy z tak pięknie rozpoczętym dniem?". "Nic". Zapomniałam o popołudniowym chrzcie. No ja nie udzielałam sakramentu, ale zupełnie z głowy mi wyleciało, że nie zrobiłam przedłużki do paschału. Na szczęście miałam gotowe bazy, więc trzeba było tylko pogrubić świecę poprzez zanurzanie w ciekłej parafinie. Potem domalować brakujący motyw i uff! zdążyłam.

Reszta wieczoru przeszła mi na pakowaniu prezentów dla najgorliwszych komentatorek. Pisząc adresy stwierdziłam, że Trójmiasto jest zagłębiem gaduł, czyli aktywnych czytelniczek bloga :) Na 8 osób trzy pochodzą z tamtego rejonu.
Aniu W. to chyba najbardziej piękna i adekwatna wiadomość przed Świętami o Narodzeniu Pańskim. Gratuluję! Befana jeszcze się nie przebudziła, ale na pewno z chęcią obdaruje Marcelka, a ja zapewne jej pomogę, tylko trzeba poczekać do jej święta, bo teraz jeszcze "robię" za pomocnika Mikołaja i ledwie się wyrabiam. Aniu W. napisz mi, proszę, w mailu swój adres. Myślę, że jeśli czekałaś 9 miesięcy, to do Trzech Króli wytrzymasz :)