Tak zacząć nowy
rok życzyłabym każdemu. Z poczuciem nieśpieszności, naładowaniem energii
życiowej i wieloma pięknymi doznaniami. Tym razem tylko na cztery dni
wróciliśmy do ostoi ciszy, gdzie nikt niezapowiedziany nie zadzwoni do drzwi, bez
samochodów tuż pod oknem, bez internetu i TV. Myśliwych też wywiało.
Już na wejściu wzruszyłam się, bo w kominku czekał na nas żarzący się pniak. Kto przeczytał artykuł Tessy Capponi-Borawskiej z miesięcznika „W drodze”, ten wie, że to stary tutejszy świąteczny zwyczaj. W Polsce miałam mały kominek, ale na plebanii niestety zniknął w przeciągu dziejów, a ja atawizmami jakimiś czuję się jak magnes przyciągana do żywego ognia. Tym więc głównie zajmowałam się w te dni. Godzinami siedziałam przy palącym się drewnie, czytałam i rysowałam, rysowałam i czytałam. Z jednym głównie wyjątkiem, o którym osobny wpis planuję.
Już na wejściu wzruszyłam się, bo w kominku czekał na nas żarzący się pniak. Kto przeczytał artykuł Tessy Capponi-Borawskiej z miesięcznika „W drodze”, ten wie, że to stary tutejszy świąteczny zwyczaj. W Polsce miałam mały kominek, ale na plebanii niestety zniknął w przeciągu dziejów, a ja atawizmami jakimiś czuję się jak magnes przyciągana do żywego ognia. Tym więc głównie zajmowałam się w te dni. Godzinami siedziałam przy palącym się drewnie, czytałam i rysowałam, rysowałam i czytałam. Z jednym głównie wyjątkiem, o którym osobny wpis planuję.
Boguś od razu zaakceptował formę leżenia pod kominkiem, jako sposób na życie. Z Druso bywało różnie, to ciekawski piesek, więc nie wyleży bezczynnie zbyt długiego wycinka czasu.
Przeczytałam kilka książek, w tym w całości „ Dzień w Toskanii” Dario Castagno
(chyba jednak najbardziej podobało mi
się „Za dużo wina w Toskanii”), przejmujący „Pokój” Emmy Donoghue i lwowski kryminał Krajewskiego „Liczby Charona”. Do tego przeglądałam różne inne
ciekawe pozycje leżące na półkach u naszych kochanych gospodarzy.
Długo zapewne tak nie wytrzymałabym,. gdyż brakowałoby mi zwyczajnej codzienności, ludzi i tęskno by mi się zrobiło za pracownią, a ze sobą zabrałam
tylko minimum w postaci ołówkowego niezbędnika i bloku. Choć przyznam, że taka
koncentracja na jednym medium też jest pociągająca. I tu poniekąd jest odpowiedź dla Justi na pytanie zadane w komentarzu pod rysunkami o czas poświęcony na ich rysowanie. One właśnie powstały w tym czasie, kiedy całymi godzinami mogłam sobie rysować.
Gdzieś pomiędzy
tym robiłam plany artystyczne na ten rok, notowałam pomysły wszelakie, by nie
uciekły z pamięci.
Czasami bawiłam się śmiesznym urządzeniem (zbudowanym z gwoździ) odwzorowując trójwymiarowe przedmioty, własną twarz i ręce.
A gdy wzrok
oderwał się już od czaru ognia, od druku i ołówka, to znowu światło na
zewnątrz kazało iść z aparatem i uwieczniać delikatności wschodu, krzyczące
zachody i gęste ciche mgły.
Jednego dnia były tak gęste, że się podnieść do
lotu nie mogły i do południa snuły się po dolinach. Co za spektakl!
To był dobry czas! Dobry, bo wypoczęłam, i dobry, bo z chęcią wracałam do domu.
A mnie się bardzo podobała też "Osteria w Chianti". „ Dzień w Toskanii” troszkę mnie zmęczył- jakby autor za dużo chciał opowiedzieć, a narzucił sobie wąskie ramy jednego dnia. Udanego Nowego Roku! Spokoju i zdrowia!
OdpowiedzUsuńAch, niesamowite są te zdjęcia zachodów, mgieł, coś wspaniałego!
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona!
Chciałabym na własne oczy zobaczyć takie widoki:).
Ściskam ciepło Małgosiu:*
A jeszcze na forum wyczytałam, że marzy się Pani powrót do Wenecji - wczoraj kupiłam pięknie wydaną książkę Johna Berendta "Miasto spadających aniołów". Ciekawie skonstruowana, czytam z mapą pod ręką!
OdpowiedzUsuńwidoki na zdjęciach powalają!!!! a obrazy z gwoździ rewelacja!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńWow! Co za urzadzenie! Wspanialy pomysl! Obrazy(?), plaskorzezby uzyskane przy jego pomocy maja niesamowity charakter. Mam nadzieje, ze nie bylo to zbyt bolesne, zwlaszcza dla twarzy ;-)
OdpowiedzUsuńPieknie tam bylo, zazdroszcze
Pozdrawiam
Marzenie..
OdpowiedzUsuńKażdemu przydałby się taki azyl i wyhamowanie. I jeszcze te piękne widoki !
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.
OdpowiedzUsuńJaki poczatek taki caly rok;)
Pozdrawiam!
Bardzo się cieszę, że odrobinkę wypoczęliście.
OdpowiedzUsuńTrochę się obawiałam, że wtłoczenie jednej opowieści do jednego dnia może być zadaniem trudnym (mam na myśli książkę D. Castagno).
Boguś... to dla niego wyjechaliście. Dla niego zbudowano ten kominek. Mistrz świata w wypoczywaniu!
Mnie najbardziej zachwycił krajobraz w kolorze pomarańczowym.
Co do Wenecji... zaczęłam właśnie przeglądać hotele w Mestre, które byłyby skłonne zaakceptować 2 buldożki z ADHD. Są! :)))
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
Kinga
Przepiękne widoki. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku
OdpowiedzUsuńCudny początek Roku! Miejsce musi być magiczne :) a miałam kiedyś taki wynalazek z gwoździ,dziękuję za przypomnienie!
OdpowiedzUsuńO Boże!
OdpowiedzUsuńRonja, dziękuję za uwagę i pamięć. Akurat tę książkę mam już od kilku lat.
OdpowiedzUsuńMajanko, rozumiem, że też chciałabyś zobaczyć takie widoki. Polowałam i polowałam na taką chwilę. Do tego potrzeba kilku warunków: co najmniej jesieni, odpowiedniego ciśnienia powietrza wduszającego te kłęby w dolinki i wzgórza ponad nimi. Dopiero dzięki moim znajomym udało mi się spełnić marzenie o mgłach.
Kinguś, masz rację, Boguś właśnie tak się zachowywał. Bardzo jestem ciekawa jego reakcji na Waszych ADHDowców.
Co do gwoździ uspokoję Was, miały obcięte końcówki.
Niebieska - w końcu!
Chi, chi, chi..., mam taki sam przedmiot - ramkę z gwoźdźmi, którą kupiłam w Paryżu, w parku de la Villette :)
OdpowiedzUsuń