poniedziałek, 13 marca 2017

NIEDZIELNE RADOŚCI

Powiało zimą w poprzednim artykule, więc śpieszę donieść, że to wierutna nieprawda, albo baaaaardzo odległa przeszłość.
Wiosna w tym roku robi wielki ukłon, jest taka, jaka powinna być wiosna, chłodnawa nocą, za dnia spacerowa, lekko długorękawkowa, a w słońcu nawet obiadowa.

Miałam pisać o pewnych dwóch muzeach, ale one poczekają, a pogoda, jak to pogoda, bywa kapryśna, więc lepiej ją obłaskawić zachwytami.
Zanim ruszyłam z przygotowaniem niedzielnego obiadu, przeszłam się po ogrodzie. W końcu zeszłam na najniższy taras, gdzie odkryłam trochę kwietnych skarbów. Zresztą, cały ogród zachowuje się wiosennie. 
Ucieszyły mnie i proste stokrotki, malutkie, dzikie złocienie i anemony, które już prawie przekwitają, za to szykują się zasadzone przeze mnie jesienią. Żonkil, czy barwinek, nie sprawiły mi kłopotu w rozpoznaniu, ale miałam wielki problem z nazwaniem pewnych kwiatów, dopiero, gdy pochyliłam się z nosem nad nimi, z zadziwieniem rozpoznałam hiacyntowy zapach. Dzikie hiacynty? Liście mają zbliżone do żonkili.

Zaskoczyło mnie dużo niebieskości i fioletów, do wymienionych wcześniej trzeba dodać jeszcze fiołki, ogórecznik i rozmaryn, i takie maleństwa, których wszędzie pełno, a pszczoły teraz w nich buszują wypełniając całą łąkę bzyczeniem.



Część kwiatów musiała skończyć w wazonie - taki ich los! Lubię je w każdej formie, także tej udomowionej.
Na stół w ogrodzie zerwałam ciemierniki, resztą oprawy zajęło się słońce.

Pamiętając o skwarze, który latem będzie kazał chować się w domu, musiałam wykorzystać czas, gdy bez żadnego zadaszenia można usiąść i pałaszować z widokiem. 
Wyniosłam psom legowiska. Druso większość przeleżał w cieniu, ciągle jeszcze ma wystarczająco dużo czarnej sierści, by szybko się nagrzewać, a starowinka Bojangles nic sobie nie robił z ciepełka, najlepiej mu pod przykryciem, na chwilę najwyżej wysuwał pysk, albo ... łapy.

Miałam spędzić leniwe niedzielne popołudnie w domu, ale po Mszy, L. zaproponowała mi, byśmy się wybrali z jej mężem na spacer do Striglianelli. Motywacją, oprócz pogody, wspólnego towarzystwa, była też możliwość zobaczenia wnętrza kościółka, który Wam pokazałam we wpisie "Pierwsze impresje"Na zakończenie "Acqua Santa" (rodzaju kolędy), z którą Krzysztof poszedł do pobliskich domów, zaplanowana została tam Msza św. To rzadkie wydarzenie (w wykonaniu obecnego proboszcza po raz pierwszy), więc trzeba było łapać okazję. 


Szliśmy do Striglianelli trasą niezwykle urokliwą, przy dźwięku szumiącej górskiej rzeczki.

Dowiedziałam się na 100 %, że woda tu nie wysycha, więc mam silne postanowienie spróbowania, czy chłodzi w największe upały. Spotykane po drodze kaskady już teraz kusiły, by zrobić sobie masaż z biczy wodnych. 
Ponoć są tutaj pstrągi!

L. pokazywała mi różne roślinki, twierdząc uparcie, że są pysznymi sałatami. Dużo nauki przede mną.
Dwa tygodnie temu ja z kolei pokazałam jej gallusy, z których robi się atrament, więc podczas tego spaceru każdy dąb był pilnie oglądany, czy znajdują się na nim charakterystyczne narośle. Uzbieraliśmy następną porcję do warzenia.
208-IMG_2380

W końcu dotarliśmy do kościółka. Prościutki, wiejski, pełen uroku.

I te dzwony!


Warto było się wybrać dla samego ich dźwięku niosącego się po wzgórzach. Nazwa osady brzmi właściwie jak dzwonki - wymawia się ją striljanella.

Wyprawa do Striglianelli zakończyła się kawą w Trattoria Torracchi (pisałam tutaj o jej pysznie domowym jedzeniu). Kawa nie działa na mnie pobudzająco, za to takie dni, jak wczesno wiosenna niedziela i owszem, dodają animuszu, uskrzydlają, chce się chcieć!

205-IMG_2377

6 komentarzy:

  1. Jak pięknie!! Jak wiosennie! Mażena

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Malgosiu , Pani zapiski to balsam na serce ! To taki , dobry ,piękny świat /mimo z pewnością rożnych trosk , mam nadzieje że niewielkich /. W gorszej chwili mialam potrzebę poczytać od początku i doczytalam ,że własnie mija 10 lat od Pani przybycia do Italii i że po tym czasie jest możliwośc otrzymania obywatelstwa. Czy już ,jesli to niezbyt osobiste pytanie, może się Pani cieszyć z obywatelstwa tak przepięknego kraju ? Serdecznie pozdrawiam i życzę cudownej wiosny ! Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło Pani Marto! Trosk jest wystarczająco, jak to w życiu, wcale pewnie nie mniej, ale nie piszę o nich, bo staram się na nich nie koncentrować. Proszę sobie wyobrazić, że prawo do obywatelstwa nabyłam już niemal 6 lat temu, tylko ciągle nie wysłałam wszystkich potrzebnych papierów, a już mam niemal cały komplet wymaganej dokumentacji. Obywatele UE mają prawo do ubiegania się o obywatelstwo tego kraju po 4 latach od pierwszego zameldowania.

      Usuń
    2. To wspaniale! Dziekuje bardzo za odpowiedz bo troszke sie wystraszylam ,że wkroczyłam za bardzo w prywatnośc. A ciesze sie bardz dla Pani , poniewaz obcowanie na co dzień z taką ilością piękna wokół , wspaniałym klimatem jest po prostu świętem . Gdybym te 20 lat mniej ....Marta

      Usuń
    3. Pytania można zawsze zadać :) Najwyżej na nie nie odpowiem :) Pozdrawiam bardzo serdecznie.

      Usuń