poniedziałek, 6 marca 2017

RZYMSKA MOZAIKA cz.II

Jednym ze sposobów, w jaki odkrywam nowe miejsca, jest wejście na mapę i krążenie po interesującej mnie okolicy.
Szukam na mapach Google, po zdjęciach, albo na mapie Wikipedii.
Pewnie napiszę oczywistość, ale może przyda się ona komuś.
Większość opisanych na Wikipedii zabytków nad zdjęciem w prawej kolumnie ma malutkie menu z koordynatami geograficznymi i mapą, na to ostatnie słowo klikam, bo można przez link dojść do następnych zaznaczonych na mapie obiektów, najbliższych temu, co pierwotnie sobie oznaczyłam.

Zaczęłam od konsulatu i promieniście wyszukiwałam czegoś, na czym zawiesiłabym oko.
Jest! Nie wchodziłam w opisy, szybko przeszłam na stronę kompleksu, żeby się zorientować, jakie są jego godziny otwarcia. Uważajcie! Mają przerwę obiadową.
Zanotowałam w pamięci nazwę, ogólny kształt budynku i lokalizację. To wszystko.

Nie doczytałam nawet, na którym przystanku konkretnie należy wysiąść (strajk, na szczęście, już się skończył), a tak pojechaliśmy o jeden za daleko, dzięki czemu zaczęliśmy od lepszej strony; lepszej, bo zachwyty mogły wzrastać, a trudniej byłoby zacząć od wysokiego C i się na nim utrzymać.
Gdzie dotarliśmy?
Do kompleksu zabytkowego Św. Agnieszki za Murami, oddalonego o około 2 kilometry od aureliańskich murów.
Wszyscy miłośnicy Piazza Navona mogą się zdziwić, że znowu św. Agnieszka, wszak tam jest też kościół pod jej wezwaniem, słynący też z historii pojedynku artystycznego między Berninim a Borominim.
Według legendy to tam zginęła nastoletnia Agnieszka, która sama przyznała się do bycia chrześcijanką. Obnażono ją, lecz cudownie urosły jej długie włosy, by okryć niewinne ciało; oddano ją do domu publicznego, bo prawo rzymskie zabraniało zabijania dziewic, ale jedyny mężczyzna, który odważył się do niej podejść, został rażony ślepotą, wrzucono ją do ognia, nie spaliła się, więc dobito ją mieczem przebijając gardło, inne wersje mówią o ścięciu głowy. Tak czy siak, łatwo nie przyszło jej zabicie.
Rodzina pochowała ją w już wtedy funkcjonujących katakumbach za murami.
Weszliśmy najpierw do Bazyliki św. Agnieszki, z zewnątrz mocno romańskiej, położonej w narożniku między ulicami Nomentana i S.Agnese.

Kościół ten ma tytuł bazyliki mniejszej (większe są tylko cztery), który przyznaje się kościołom o większym znaczeniu liturgicznym, pielgrzymkowym, czy zabytkowym. Nie znam życia liturgicznego, ani pielgrzymkowego tego miejsca. Sprawdziłam potem, czy Hanna Suchocka wymienia go wśród bazylik stacyjnych - nie, ku mojemu zaskoczeniu (patrz: "Rzymskie Pasje. Kościoły Stacyjne Wiecznego Miasta"). Jestem za to bardzo przekonana, że Bazylika św. Agnieszki zasługuje na swój tytuł jako dzieło sztuki.

Wewnątrz widać wiele przeróbek, lecz nadal czuć charakter średniowiecznej świątyni, bo trudno tu pisać o zupełnych jej początkach, czyli IV wieku. Ciągle trwają rytmy kolumn i arkad, tworząc rzadkie w Rzymie empory.

Wyraźna różnorodność kolumn każe domyślać się "odzysku". To pozostałości z różnych antycznych ruin. Widać trzony gładkie, z pionowymi żłobieniami, ze spiralnymi - różne materiały, wiek powstania, wielka zbieranina.
Światło leniwie sączy się przez małe okna, jednak pozwala wyłapać mgnienia najcenniejszego chyba zabytku - mozaiki w apsydzie. Pochodzi z VII wieku i przedstawia św. Agnieszkę, koło której stoi dwóch papieży: Honoriusz i Symmachus (i tu się rodzi niepewność, bo są źródła, które mówią, że to Grzegorz Wielki, z księgą jako atrybutem). Kompozycja jest bardzo prosta, ze schematycznie przedstawionymi postaciami, widać wyraźnie wpływy sztuki bizantyjskiej.

Zapamiętajcie koniecznie te sztywne postaci, ich niematerialność, symboliczność. To nie są portrety realnie żyjących osób. Nawet się nie będę wysilać na lepszy opis, bo bardzo sugestywnie uczyniła to Bożena Fabiani w książce "... Muszę i Rzym zobaczyć":
W ... Santa Agnese fuori le Mura w lśniącej złotem apsydzie pojawiają się mozaikowe postaci zaledwie dwuwymiarowe, pozbawione wypukłości, odcieleśnione. Śliczna buzia św. Agnieszki o rysach laleczki jest całkiem płaska, a jej postać "wprasowana"  w złote tło boskiej krainy, gdzie słońce nigdy nie zachodzi, ale też i nie ma cienia. Tracą też swą zwyczajną wypukłość fałdy szat, znika wszelki modelunek, a światłocień zastępuje kreska, linia, kontur. Jest to sztuka czystko dekoracyjna, pozbawiona iluzji przestrzeni i narracji, daleka już od tradycji hellenistycznej.
A że bidulkę usiłowano najpierw spalić, potem przebito gardło, to po bokach stóp ma płomienie, które się rozstąpiły by jej nie tknąć, a pod stopami leży miecz. Uczyniono tutaj z niej władczynię, może władczynię rzymskich serc? Zwą ją wszakże pupilką Rzymian (od słowa źrenica = łac.pupilla). Stoi więc sztywno ubrana w we władczą purpurę, obwieszona perłami. Na szacie "wyszyte" feniksy - symbol nieśmiertelności, odrodzenia się (tutaj dosłownie) z popiołów.
Ciekawe, że Agnieszce nie dodano istotnego atrybutu, po którym od razu można ją rozpoznać - dwóch baranków. Baranki? Znowu pojawia się kilka tłumaczeń.
Jedni twierdzą, że jest to pamiątka po wizji, jaką mieli rodzice świętej - zobaczyli córkę z dwoma barankami.
Inni zauważają, że greckie słowo hagnè (czysta, dziewicza) kojarzyło się Rzymianom ze słowem agnus (baranek).  No i że baranek jest wszak symbolem Chrystusa.
Przez stulecia potem składano w bazylice te zwierzęta, jako ofiarę. Ale niech się nie gorszą obrońcy zwierząt, nie zabijano ich, tylko wręczano je papieżom właśnie w święto Agnieszki (21 stycznia). Z wełny tych baranków robiono paliusze (pasy, swoiste stuły, wręczane co ważniejszym kapłanom Kościoła Katolickiego, obecnie nowo mianowanym metropolitom). Tradycja jest nadal aktualna, paliusze przed wydaniem leżą najpierw w urnie, która jest ulokowana nad grobem św. Piotra i to ją widzą wyglądający miejsca pochówku pierwszego papieża w Bazylice św. Piotra.
XVII wieczny baldachim usiłuje odwrócić uwagę patrzącego, ale nie jest w stanie, mozaika, każe wykręcać szyję, szlachetna prostota ma większą siłę przebicia.
Mozaika ma tak wielkie znaczenie, że w zwykłych przewodnikach niewiele więcej pisze się o wnętrzu. A przecież wystarczy podnieść głowę, by zobaczyć pozłacany drewniany sufit z pełnoplastycznymi rzeźbieniami.

Potem trzeba się rozejrzeć na boki, obejrzeć kaplice, w jednej widać średniowieczny fresk z Madonną, w innej św. Augustyna z następnej epoki. Jest też i kaplica z marmurowym ołtarzem, na którym ulokowano dwóch świętych oraz głowę Chrystusa, będącą XVI wieczną kopią z Michała Anioła.
W kościele wybudowanym na miejscu pochówku świętej nie może zabraknąć jej grobu, wystarczy zejść do krypty, w której pochowano i inną świętą - Emerencjanę.

Po prawej stronie od wejścia widać wielkie przeszklone drzwi, a za nimi schody wiodące w górę.

Stanowią rodzaj galerii z fragmentami tablic nagrobnych z lokalnych katakumb. Dla mojej duszy owładniętej literami, to uczta. Ileż tu krojów, ileż pomysłów na literę!



Schody wiodą na dziedziniec przyległego klasztoru, na który można też wejść prosto od Via Nomentana.

Ale nie wychodzimy, idziemy w drugim kierunku, odnotowujemy istnienie baru, zielonego zakątka na relaks, boiska, za którym skręcamy i "galerią zupełnie współczesnego liternictwa" idziemy ku następnym skarbom.




Ponieważ zachodzimy poniekąd z boku, najpierw widzimy wielką łąkę obramowaną ruinami starej bazyliki. To dopiero był kolos!

W chronologicznym porządku mamy do czynienia z pozostałościami najstarszej części całego kompleksu. Bazyliką konstantyńską, nazwijmy to, cmentarną. Teraz został tylko łuk apsydy, stoi wyrwany z kontekstu i chroni trawnik przed wiatrami. Był to bardzo intrygujący budynek, absolutnie odmienny w swojej roli od tego, do czego przyzwyczaiła nas nazwa "kościół".  Całą jego podłogę wypełniały pochówki, to jeszcze nic niezwykłego, ale już stypy w tym miejscu do naszych przyzwyczajeń nie należą. Ciekawe, że mimo wybitnie sepulkralnego charakteru, stara bazylika nie została wybudowana nad grobem św. Agnieszki, nad nim stanęła ta nowsza, z mozaiką.
Skąd nazwa konstantyńska? Budynek powstał na życzenie córki cesarza Konstantyna II - Konstantyny. To imię powoduje dużo zamieszania w tłumaczeniu na język polski. Raz się używa Konstantyna, raz Konstancja. Chodzi o wnuczkę (a nie córkę) Konstantyna I, tego, który wydał edykt proklamujący swobodę wyznawania chrześcijaństwa - Flavię Massimę Faustinę Costanzę żyjącą w IV wieku.
Mury, które zachowały się po dziś robią o wiele większe wrażenie od strony ulicy, na którą nie dotarliśmy. Nawet przez myśl mi nie przeszło iść je oglądać z tamtej strony, bo byłam pod wielkim wrażeniem tego, co zobaczyłam po tych ruinach.
Najlepiej zacznę od planimetrii:
http://www.santagnese.org/foto/plainmetria.jpg

W prawym rogu u góry widać pokazaną już przeze mnie Bazylikę św. Agnieszki. Główny, bardzo duży zarys, to owe ruiny z łąką, lecz tym, co mogę nazwać klejnotem niezwykłej urody, jest zaznaczone na mapie kołem Mausoleo di Santa Costanza, czyli kaplica grobowa poświęcona Konstancji, choć nie taki był cel jej wybudowana. To Konstancja postanowiła uhonorować ulubioną świętą Agnieszkę, dzięki której zaznała uzdrowienia, lecz Agnieszka pozostała w krypcie.
Zanurzamy się w IV wiek.
Kiedyś mauzoleum przylegało do konstantyńskiej bazyliki, teraz jest skarbem samym  w sobie, zamkniętą kompozycją, do której, idąc prosto od strony obecnej Bazyliki św. Agnieszki wiedzie aleja z żywopłotu. Nad nią pochylają się zadziwiająco wiotkie pinie. A może kłaniają się dumnym i prostym cyprysom po drugiej stronie?

Cały czas odsuwam moment wejścia.
Nabieram głębokiego oddechu, nie wiem, jak opisać to, co zobaczyłam, jak nie popaść w skrajną egzaltację (wiem, wiem, że mam do niej skłonności).
To może jeszcze chwilę, co się działo z budynkiem przez wieki.
Pochowano w nim nie tylko Konstancję ale i jej przyrodnią siostrę. Forma kaplicy wręcz sprzyjała temu, by zrobić z niej baptysterium i tak się stało. Na przestrzeni wieków, gdzieś w ludzkich głowach zalęgło się, że jeśli pochowano tu jakąś Konstancję, to znaczy się, że musiała być męczennicą i w powszechnym przekonaniu musiała być świętą. Stąd już niewielki krok do zmiany nazwy na Santa Costanza.
Około XIII wieku zmieniono funkcję i kaplica stała się kościołem.
Wchodzimy, z zalanego słońcem podwórza do półmroku, jeśli w ogóle oddycham, to tylko wczesnym chrześcijaństwem zakorzenionym w antyku.

Teraz staje się zrozumiałe, skąd w późniejszych wiekach pomysł na chrzty w tym miejscu. Kaplica powstała na planie centralnym, przestrzeń ołtarzową od ambitu oddziela podwójny rząd kolumn tworząc charakterystyczne rytmy. część centralna jest wyższa, co pozwoliło umieścić w niej rytmiczne ułożone okna, główne źródła dziennego światła.

Kontrast w oświetleniu jest tak wielki, że ambit doświetlony małymi okienkami pozostaje w głębokim cieniu.

Przyjrzyjmy się więc jeszcze środkowi, skoro przyciąga jasnością.
Wnętrze kopuły, wieńczącej na  antyczny sposób budynek, zostało pokryte freskami.

Trudno się jednak nimi zachwycić, jeśli wyobraźnia próbuje sobie wytworzyć wcześniejszy obraz - ponoć pełnej splendoru mozaiki.
Od razu widać, że pomieszczenie przeznaczono na uroczystości ślubne. Nie dziwię się wcale, bo architektura skupiona centralnie na ołtarzu i bliskiej niego Parze Młodej wspomaga w podkreśleniu podniosłości sakramentu.
Jest jeszcze coś w mauzoleum, co niesamowicie pasuje do zawieranego małżeństwa, do Mszy św., ale o tym za chwilę.
Odwróćmy się i przejdźmy ambitem, który wiedzie nas po kręgu. Uwaga ciągle jeszcze jest skoncentrowana na samej architekturze. Mimo centralnego planu, spostrzegamy chrześcijański element jakim jest krzyż. To nie tak oczywiste skrzyżowane naw i transeptu, lecz skrzyżowanie linii łączących największe nisze wyraźnie ulokowane symetrycznie tak, żeby powstawał równoramienny krzyż.
http://www.santagnese.org/img/scostanza_plan_sez.gif

W dużej niszy, dokładnie na wprost wejścia (4) ustawiono gipsową kopię nagrobka Konstancji. Oryginał wykonano z czerwonego porfiru, zarezerwowanego dla rodziny cesarskiej; od XVIII wieku znajduje się w Muzeach Watykańskich.
Powolutku doprowadzam Was do mojego największego zachwytu tego dnia. Do owego wysokiego C. Przyjrzyjcie się dekoracji wiernej kopii nagrobka.



Widzicie motywy chrześcijańskie? Szybko z chęcią odpowiemy, że tak, że przecież winorośl to główna roślina, poza kłosem zboża, która należy do bogatego świata symboliki chrześcijańskiej.
Nic z tego, mimo, że nawet widzimy uskrzydlone postaci. To antyczne putta i dionizyjskie sceny winobrania. Jeszcze nie wytworzył się chrześcijański kanon ikonograficzny. Oczywiście są proste elementy na tablicach nagrobnych, w katakumbach, ale sposób przedstawiania świata zostaje zapożyczony z bliskiego ówczesnym artystom antyku.
Mało przekonujące?
No to teraz spojrzymy w górę, na sklepienie beczkowatego ambitu. Zachowały się na nim oryginalne mozaiki. Koniecznie trzeba zapalić światło (wrzuć monetę, jakąkolwiek, ile wrzucisz, tyle oglądasz ze szczegółami). Czas za pierwszą monetę (sknerstwo nie popłaca) szybko się skończył. Na zachwyty pozwoliła druga, o dużo większym nominale. Pierwsza moneta przekonała mnie, że nie mam szczędzić.
Bogactwo kształtów, barw, kompozycji, wszystko się rusza, ćwierka, lśni, tańczy, fruwa, łopocze, pachnie cytrusami, laurem, tchnie dostojeństwem portretów. Życie.






Zawsze mnie intryguje zmysł estetyczny każący w znacznej odległości od wzroku lokować tyle piękna, tak szczegółowo przekazanego, w epoce bez zoomów i lornetek.
Jak zauważyliście zapewne, i na suficie dominuje dionizyjska żywotność. Wrócę jeszcze więc do sakramentu małżeństwa, który z chęcią zawierają tu Rzymianie.
Tak sobie pomyślałam, że na Mszy św. nie tylko wino w krew się zamienia, ale i pierwszy cud dotyczył wina u nowożeńców. Cudem też jest to, że ta opleciona mozaikowymi winoroślami struktura przetrwała do naszych czasów i cieszy oko, a serce wznosi ku radości.

Nie oprę się cytatowi znalezionemu w "Słowniku obrazów i symboli religijnych":
"Wino, wywołujące w człowieku poczucie wyższej formy życia ..."

A ja myślę, że nawet wina nie trzeba, by dotknąć doskonałości. 

Jeśli kilka zdjęć w artykule nie przekonało Was do moich zachwytów, 
zapraszam do obejrzenia całego albumu.



8 komentarzy:

  1. Piękne, Małgosiu, cudne to wszystko! A najbardziej podoba mi się część "roślinno-ptasia", rzeczywiście pachnie i ćwierka! Gdyby tak mieć taką tapetę na części ściany... Annamaria

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciało by się wszystkiego dotknąć nie tylko oczyma.Mozaiki krzyczą barwą i radością.Cud i miód.Rajski ogród,który śpiewa,tańczy,pachnie.........oddycha.Nagrobek Konstancji...najpiękniejsza "szkatuła" jaką widziałam.Dziękuję wyjątkowemu przewodnikowi za doznania.które to trudno słowem" ogarnąć"Roksana

    OdpowiedzUsuń
  3. "Wino"było wyśmienicie doskonałe A.P.

    OdpowiedzUsuń
  4. Achhh! Dziękuję za te wpisy i za b.ciekawe opisy. Ostatnio nie miałam czasu, teraz zaglądam, a tu taakie piękne rzeczy! Znowu inspiracja do zorganizowania "Rzymskich wakacji".
    Serdecznie pozdrawiam. Jagoda z Lublina

    OdpowiedzUsuń
  5. Nadrabiam dzisiaj zaległości w czytaniu Pani bloga i...taka niespodzianka! Miejsce,do którego nie udało mi się dotrzeć w Rzymie, a upamiętniające moją Patronkę - św. Agnieszkę. Dziękuję bardzo za wszystkie wpisy, ale za ten szczególnie! Pozdrawiam serdecznie, Agnieszka z Poznania

    OdpowiedzUsuń