Dzisiaj zaproszę Was do muzeum, które od dłuższego czasu wydawało mi się być tylko fantazmą.
Bardini chyba niezbyt dobrze odnalazł się w świecie jako artysta i przerzucił się na restaurację zabytków, a potem na rynek antykwaryczny, szybko stając się gwiazdą, mentorem i postrachem sprzedawców. Gdy orzekał, że jakiś przedmiot jest nic niewart, nie dało się go sprzedać. Podkupował też innych antykwariuszy. Domyślacie się więc, że napytał sobie wielu wrogów.
Jednocześnie był postacią fascynującą, erudytą, pasjonatem, nie tylko sztuki, ale i ... kobiet.
Siedzibą centralną całej instytucji, jaką stworzył było właśnie florenckie palazzo przetworzone na laboratoria, magazyny, no, i oczywiście, miejsce zamieszkania antykwariusza.
Kluczem do sukcesu było postawienie na wysoką jakość i wprowadzenie mody na Renesans.
Inaczej traktował dzieła przeznaczone do wglądu publicznego, inaczej te sprzedane do prywatnych kolekcji. Te pierwsze traktował z większą uwagą, nie poddawał grabieżczej restauracji, czy wręcz zafałszowaniom, a tak było w drugim przypadku. Wiele o tym mówi anegdota o niemieckim kupcu pragnącym posiadać renesansową bibliotekę. Bardini długo tłumaczył, że wtedy nie było takich mebli, ale kolekcjoner tak szedł w zaparte, że Bardini "stworzył" dla niego rensansowe półki.
Muzeum, jako takie, utworzył dopiero w 1914 roku, kiedy kryzys zmusił go do zamknięcia działalności. Nie odpuścił tylko marzeniu o utworzenia galerii, w której światło dzienne ujrzały jego osobiste zbiory. Na dwa dni przed śmiercią w testamencie przekazał muzeum miastu.
Teraz już zapraszam Was na wędrówkę po miejscu niezwykłym, naznaczonym osobowością Stefano Bardiniego.
Niemal przez wszystkie pomieszczenia zwiedzającym towarzyszą wszelkiego rodzaju niebieskości.
Ponoć ich zastosowanie wzięło się z częstych kontaktów ze światem rosyjskiej arystokracji, która z upodobaniem malowała w błękitach ściany swoich włości.
Muzuem samo w sobie jest dziełem szalonego kolekcjonera, doskonale zaspokajającym moje zapotrzebowanie na kluczenie po pomieszczeniach, zaskakujące zmiany poziomów, wielkie i małe sale, przenikające się plany, elementy architektury z różnych miejsc wpisane w pałac antykwairusza. Portale gotyckie i renesansowe przestają po pewnym czasie zaskakiwać, to takie oczywiste, że są.
Zwieńczeniem kolekcji jest "Caritas" Tino da Camaino.
Prawdopodobnie pochodząca znad wschodniego portalu florenckiego Baptysterium. Na pierwszy rzut oka wydaje się być niezgrabna, z wielką głową, krótkim tułowiem, dopiero po chwili spostrzegam wybrzuszenie w sukni sugerujące siedzącą pozycję. W sukni rozcięcia na karmiące piersi. A więc nic nowego nasze czasy nie wymyśliły? Niezwykle spodobały mi się dzieciaczki, pełen żywioł. To z lewej niechybnie zsunęłoby się z kolana, gdyby nie ręka opiekuńczej Miłości.
Przyznam, że trudno mi honorować tylko "Caritas". W lapidarium jest pełno pięknych fragmentów rzeźb, w tym moje ukochane średnioweczne, romańskie, cudownie nieporadne.
Rozejrzyj się po sali:
Na parterze jest jeszcze kilka pomieszczeń, wszędzie cuda i cudeńka.
Trzeba uważać, przy nie przeoczyć sali z majolikami i pięknym Della Robbią nad kominkiem.
Stratą byłoby też ominięcie miejsca, gdzie można obejrzeć oryginalną fontannę "Porcellino", tak głaskanego pod Loggia del Mercato Nuovo, a odlanego według marmurowej rzeźby przez Pietro Tacca, ucznia Giambologny.
Ponieważ salę wypełnia tematyka żeńska, nie dziwi, że Bardini ulokował tu skrzynie posagowe. Część ma zachowaną polichromię, część jest bogato rzeźbiona, należały do prywatnej kolekcji, ale samego antykwariusza, więc nie przyłożył ręki do zbędnej renowacji.
Każda skrzynia "do przygarnięcia".
Czy ktoś pamięta moje początkowe rozczarowanie Villą Bardini?
Pisałam o tym w drugiej połowie artykułu pt. "Falstart".
Już prawie odpuściłam znalezienie Muzuem Bardini, ale coś mnie ciągle dręczyło.
Pewnego razu, wśród florenckich facebookowych profili pojawił się świetny film promocyjny Museo Bardini.
A jednak!
Istnieje!
Tylko gdzie?
Wymyśliłam sobie, że pewnie zbiory, których nie zobaczyłam w willi, są tam, gdzie drugie wejście (dolne) do Ogrodu Bardini. Wrzuciłam w mapy google adres i ze zdumieniem odkryłam, że pomyliłam się (znowu?) ... o jedną przecznicę.
A jednak!
Istnieje!
Tylko gdzie?
Wymyśliłam sobie, że pewnie zbiory, których nie zobaczyłam w willi, są tam, gdzie drugie wejście (dolne) do Ogrodu Bardini. Wrzuciłam w mapy google adres i ze zdumieniem odkryłam, że pomyliłam się (znowu?) ... o jedną przecznicę.
Film pokażę na końcu, byście nie zobaczyli za szybko wszystkiego od razu :)
Nie dziwię się, że tak długo nie mogłam trafić na to muzeum. Nigdy nie przechodziłam tam pieszo, a i przejeżdżając autem, widzi się dłuższy bok budynku, z pięknym portalem używanym obecnie jako wyjście, ściany "nie hańbi" żaden napis informacyjny. Wejście do muzeum jest od strony Via dei Renai, na rogu z Piazza dè Mozzi.
Instytucja należy do sieci miejskich muzeów, ale powstała tylko dzięki pasji i pieniądzom jednego człowieka - Stefano Bardiniego, kolekcjonera i antykwariusza żyjącego na przełomie wieków XIX i XX.
Zakupiony przez niego kompleks budynków, pod koniec XIX wieku został zamieniony w neorenesansowy pałac. Wcześniej był tu klasztor z kościołem założonym, z woli papieża Grzegorza X, ku upamiętnieniu pokoju zawartego między Guelfami a Ghibellinami.
Po śmierci Bardiniego pałac wraz z kolekcjami przeszedł pod zarząd miejski i przeszedł też poważne zmiany wystroju, które usunięto dopiero podczas renowacji w latach 1999 - 2009.
Dobrze, że je usunięto, bo ...
Dobrze, że je usunięto, bo ...
Jeszcze chwilka, jeszcze minutka.
Muszę najpierw choć kilka słów napisać o samym Bardinim.
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/4/48/Stefano_Bardini.jpg |
Przybył do Florencji jako 18 latek, by studiować sztuki piękne. Z jego działalności artystycznej zachował się jedynie fresk w Villa Triboli w Imprunecie. Na ich stronie znalazłam takie zdjęcie, które pasuje mi do opisu "Francja wspierająca Italię":
http://www.villatriboli.it |
Jednocześnie był postacią fascynującą, erudytą, pasjonatem, nie tylko sztuki, ale i ... kobiet.
Siedzibą centralną całej instytucji, jaką stworzył było właśnie florenckie palazzo przetworzone na laboratoria, magazyny, no, i oczywiście, miejsce zamieszkania antykwariusza.
Kluczem do sukcesu było postawienie na wysoką jakość i wprowadzenie mody na Renesans.
Inaczej traktował dzieła przeznaczone do wglądu publicznego, inaczej te sprzedane do prywatnych kolekcji. Te pierwsze traktował z większą uwagą, nie poddawał grabieżczej restauracji, czy wręcz zafałszowaniom, a tak było w drugim przypadku. Wiele o tym mówi anegdota o niemieckim kupcu pragnącym posiadać renesansową bibliotekę. Bardini długo tłumaczył, że wtedy nie było takich mebli, ale kolekcjoner tak szedł w zaparte, że Bardini "stworzył" dla niego rensansowe półki.
Muzeum, jako takie, utworzył dopiero w 1914 roku, kiedy kryzys zmusił go do zamknięcia działalności. Nie odpuścił tylko marzeniu o utworzenia galerii, w której światło dzienne ujrzały jego osobiste zbiory. Na dwa dni przed śmiercią w testamencie przekazał muzeum miastu.
Teraz już zapraszam Was na wędrówkę po miejscu niezwykłym, naznaczonym osobowością Stefano Bardiniego.
Niemal przez wszystkie pomieszczenia zwiedzającym towarzyszą wszelkiego rodzaju niebieskości.
Ponoć ich zastosowanie wzięło się z częstych kontaktów ze światem rosyjskiej arystokracji, która z upodobaniem malowała w błękitach ściany swoich włości.
Muzuem samo w sobie jest dziełem szalonego kolekcjonera, doskonale zaspokajającym moje zapotrzebowanie na kluczenie po pomieszczeniach, zaskakujące zmiany poziomów, wielkie i małe sale, przenikające się plany, elementy architektury z różnych miejsc wpisane w pałac antykwairusza. Portale gotyckie i renesansowe przestają po pewnym czasie zaskakiwać, to takie oczywiste, że są.
Trzeba tylko pamiętać, by nie skupiać uwagi na eksponatach, lecz przyglądać się dokładnie wszystkiemu. Zdajecie sobie sprawę z tego, że jest to niemożliwe? Sama jestem ciekawa, ile przegapiłam?
Zadanie opisania tego muzeum utrudnia fakt, że mamy do czynienia z wieloma kolekcjami, chociaż przyznam, że świetnie wystawionymi, często wręcz w innowacyjny sposób, jak na początek XX wieku. Spokojnie można mówić o autorskich pomysłach Bardiniego, gdyż obecny wygląd muzeum drobiazgowo odtworzono na podstawie zdjęć, gdyż, czemu mnie to nie dziwi, Stefan Bardini był też zapalonym pionierem fotografii, dzięki czemu powstała bogata dokumentacja dzieła jego życia.
Pierwszym zwiedzonym pomieszczeniem jest olbrzymie lapidarium, przykryte sufitem z XVI wieku, zakupionym w Weronie, którego płaszczyzny Bardini kazał zastąpić szkłem, co pozwala operować naturalnemu światłu, tak, jak w czasach, gdy w tym właśnie miejscu zielenił się klasztorny ogród.
Dzięki górnemu oświetleniu i błękitnym ścianom można z zachwytem oglądać każdy szczegół wystawionych w lapidarium obiektów, zazwyczaj stworzonych w jasnych kamieniach, marmurach, itp.
Mamy tu do czynienia z krótkim przeglądem dziejów rzeźby, poczynając od antyku, na renesansie kończąc.
Prawdopodobnie pochodząca znad wschodniego portalu florenckiego Baptysterium. Na pierwszy rzut oka wydaje się być niezgrabna, z wielką głową, krótkim tułowiem, dopiero po chwili spostrzegam wybrzuszenie w sukni sugerujące siedzącą pozycję. W sukni rozcięcia na karmiące piersi. A więc nic nowego nasze czasy nie wymyśliły? Niezwykle spodobały mi się dzieciaczki, pełen żywioł. To z lewej niechybnie zsunęłoby się z kolana, gdyby nie ręka opiekuńczej Miłości.
Przyznam, że trudno mi honorować tylko "Caritas". W lapidarium jest pełno pięknych fragmentów rzeźb, w tym moje ukochane średnioweczne, romańskie, cudownie nieporadne.
Rozejrzyj się po sali:
Na parterze jest jeszcze kilka pomieszczeń, wszędzie cuda i cudeńka.
Trzeba uważać, przy nie przeoczyć sali z majolikami i pięknym Della Robbią nad kominkiem.
Stratą byłoby też ominięcie miejsca, gdzie można obejrzeć oryginalną fontannę "Porcellino", tak głaskanego pod Loggia del Mercato Nuovo, a odlanego według marmurowej rzeźby przez Pietro Tacca, ucznia Giambologny.
Nie przez przypadek więc w tej samej sali wystawiono słynnego "Diabła" Giambologny (o którym pisałam tutaj).
Jest dużo bliżej oczu oglądającego, niż na narożniku kamienicy, więc przekonuję się o jego roli jako uchwytu na drzewce.
Krążę po parterze, ale wzrok ciągle idzie ku górnej sali, z bogato rzeźbionym sufitem, ale to nie sklepienie woła zwiedzających, tylko olbrzymi krucyfiks oparty o specjalnie dla niego wybudowany po środku sali filar.
Autor anonimowy, ale piękno oczywiste.
Wbrew temu eksponatowi, sala nazywana jest Salą z Madonnami, bo to oczko w głowie Stefano Bardiniego, unikatowy w świecie zbiór.
Bardini uzbierał terakotowe, polichromowane płaskorzeźby, których produkcję zaczęto z nastaniem XV wieku. W średniowieczu, we Florencji, glinę traktowano jako pośledni surowiec, nie doceniano jej w rzeźbie, dzięki takim nazwiskom jak Brunelleschi, czy Donatello, na nowo wraca w łaski artystów. W tamtych czasach zapotrzebowanie na rzeźby było tak ogromne, że właśnie użycie gliny dało możliwość nasycenia rynku, tworzenia replik, co przyśpieszało powstawanie dzieł, dawało możliwość ich powielania. Dowód na to w kolekcji stanowi "Madonna del Presepe" ( "Madonna od żłóbka", jasna tablica z wołem). Dzieło pojawia się dwukrotnie, z lewej strony zbioru jako prototyp (z kręgu Donatello), z prawej jako kalka.
Dokładnie po drugiej sronie sali ulokowano dwa bardzo cenne dzieła samego Donatello.
Jedno jest dosyć zniszczone, ale widać np. charakterystyczne dla rzeźbiarza skróty perspektywiczne.
Ciekawym jest eksperyment z zastosowaniem różnych materiałów: drewna oliwnego jako bazy, gipsu, skóry, szkła i ważnego "opus signinum" formującego relief. Materiał ten (po włosku cocciopesto) to potłuczone kawałki terakoty zmieszane z zaprawą.
Druga Madonna Donatella, niemal w pełnu wychodzi w trzeci wymiar, zwana jest "Madonną z jabłkiem", nie wiedzieć czemu, gdyż w ręce trzyma owoc granatu. Przy całej delikatności rysów, jest w nich jakaś surowość, nieugiętość, spokój. Nic nie wytrąci matki z równowagi, nawet wyrywające się dziecko.
Dzieło było pokryte jakąś farbą naśladującą brąz, nawet Bardini nie odważył się usunąć tej warstwy. Prace renowacyjne pozwoliły odkryć autorską polichromię, co na pewno dodało rzeźbie uroku.
Ciekawa jest historia dzieła. Znajdowało się w prywatnym domu w Scarperii. Antykwariusz wywiózł je nocą, gdyż mieszkańcy nie chcieli zgodzić się na zabranie Madonny.Ponieważ salę wypełnia tematyka żeńska, nie dziwi, że Bardini ulokował tu skrzynie posagowe. Część ma zachowaną polichromię, część jest bogato rzeźbiona, należały do prywatnej kolekcji, ale samego antykwariusza, więc nie przyłożył ręki do zbędnej renowacji.
Każda skrzynia "do przygarnięcia".
Rozejrzyj się po sali:
Po schodkach w narożniku tego pomieszczenia dostajemy się na piętro z następnymi wspaniałościami.
Tak, tak, ramy potraktowane jako dzieło sztuki samo w sobie, mniej więcej na sto lat przed tym, gdy dizajnerzy bezproblemowo zaczęli traktować ramy jako obiekt wystroju wnętrz.
Są to nie tylko ramy do obrazów, ale i do luster, w tym dwie bardzo charakterystyczne, z kolumienkami, były swego rodzaju toaletką, miały uchwyty do odwieszania szczotek i grzebieni.
W szklanej gablocie kuriozum!
Buty na koturnach.
Któraś z Was odważy się je założyć? Nie mówię o tych 12 cm, te może jeszcze jako tako pozwoliłyby na marsz, ale co powiecie o koturnie 70 cm?
Co to za twór?
Spotkałam kilka tłumaczeń, od najprostszych, czyli mody i możliwości założenia bardzo długiej sukni, co wydłużało sylwetkę, aż po tłumaczenie społeczne. Wydłużenie figury dodawało dostojeństwa, pożądanego przez wysoko urodzone kobiety. Jasne jest, że nie szło poruszać się w takich butach. Jak więc radziły sobie XVI wieczne damy? Potrzebowały wsparcia, męskiego ramienia, rozbudowanego dworu.Nie chcę opisywać każdej sali po kolei, musielibyście poczekać jeszcze wiele dni na efekt końcowy, ale nie mogę nie wspomnieć o klatce schodowej z dywanami, które, wbrew przeznaczeniu, najlepiej ogląda się, gdy wiszą na ścianie. Najdłuższy z nich źle zasłynął w historii Florencji, to po nim szedł Hitler po wyjściu z pociągu.
Mimo, że nie pasjonuję się bronią, ale nie mogłam nie zauważyć rewelacyjnych zdobień kolb, uchwytów, itp. I tu znowu przypominają się słowa mojej śp. Mamy: "Wiesz córuś, kiedyś to się ludziom chciało". Ileż cierpliwości i zapału włożono w pracę nad użytkowym przedmiotem, w dodatku o niezbyt pięknym zastosowaniu.
Gdy przejrzycie album ze zdjęciami z Museo Bardini, znajdziecie na pewno "Warkoczową Madonnę". Postarajcie się znaleźć, gdzie wisi.
Na koniec chciałam opowiedzieć o swoich niepokojach, które wywołało we mnie zwiedzanie prywatnej kolekcji. Ciągle zadawałam sobie pytanie o pochodzenie eksponatów. O kilku wspomniałam powyżej, a reszta? Przecież wyraźnie widać, że wiele z nich przeznaczono do kościołów.
Kradzież?Niekoniecznie.
Grabież była, ale wcześniej, gdy w XIX wieku skasowano wiele klasztorów i kościołów, gdy zabrano zakonom ich własność i oddano w prywatne ręce.
Inna przyczyna jest "naturalna". W 1895 roku Florencję nawiedziło wielkie trzęsienie ziemi. Wcale nie było z tych najsilniejszych, jego "wielkość" polega na zniszczeniach. Przy zagęszczeniu dóbr kultury, jakie posiada Florencja, łatwo o znaczące zniszczenia.
Inne zniszczenia dające potem niezły rynek dla antykwariuszy to wyburzenie niektórych świątyń w ... Pistoi. Ano, był tu taki biskup heretyk (władający na przełomie XVIII i XIX wieku), o którym mam w planach kiedyś napisać. Na razie wspomnę tylko, że wynikiem swoich poglądów, kazał zniszczyć wiele cennych dzieł, które posiadała pistojska diecezja.
Innym źródłem była zmiana w prawie. To za życia Bardiniego zniesiono obowiązek zachowania rodzinnego dziedzictwa. Zaczęła się więc wyprzedaż rodzinnych majątków.
To tylko niektóre możliwości, jakie otworzyły się przed florenckim antykwariuszem. Muzealna kolekcja zachwyca, ale nie pozwala też zapomnieć, że tenże człowiek przyczynił się do wywiezienia z kraju wielu cennych dzieł. Myślę, że współcześnie miałby problem z legalną sprzedażą zagranicę.
I jeszcze obiecany film na koncie Florenckich Muzeów:
Grande gioia - non sono pazza fino alla fine. Pensavo che ho un grosso problema di leggere e guardare con la comprensione. Oggi vi invito al museo, che per lungo tempo mi sembrava di essere solo un fantasma.
Qualcuno ricorda la mia delusione iniziale contro Villa Bardini?
Di questo ho scritto nella seconda metà dell’articolo "Falsa partenza" (solo in lingua polacca).
Quasi ho lasciato l’idea di trovare Museo Bardini, ma qualcosa mi ha spinto di preoccuparmi.
Una volta tra i fiorentini profili di Facebook apparve un bellissimo video promozionale di Museo Bardini.
Eppure si muove!
Ecco ci qua!
Ma dove?
Mi sono inventata che Museo dovesse stare nel Palazzo di secondo ingresso al Giardino Bardini (questo basso). Cercavo in Google maps indirizzo mappe e con stupore, ho scoperto che mi sbagliavo (ancora?) ... mancava una strada per trovarlo.
Il film mostrerò alla fine.
Non mi sorprende che per così tanto tempo non ho potuto localizzare il museo. Mai passavo li a piedi o con la macchina. Dal passaggio, attraversando Piazza dè Mozzi si vede il lato lungo dell'edificio, con un bel portale è adesso utilizzato come uscita, ma sulle mura non si vede nessuna informazione. Si entra al museo dal Via dei Renai.
Museo Bardini fa parte dei musei della città, ma era creato solo dalla passione di un uomo e suo denaro – Stefano Bardini, collezionista e antiquario che ha vissuto a cavallo tra il XIX e XX secolo.
Bardini ha acquistato complesso di edifici alla fine del XIX secolo e questo fu trasformato in palazzo neorinascimentale. In precedenza, era un monastero con una chiesa fondata per volontà di Papa Gregorio X. La chiesa era edificata per commemorare la pace conclusosi tra Guelfi e Ghibellini.
Dopo la morte di Bardini palazzo con le collezioni è passato sotto l'amministrazione della città e subito lì è toccato dalle importanti modifiche di progettazione, che poi sono stati rimossi durante lavori di ristrutturazione negli anni 1999-2009.
Bene che sono stati rimossi, però ...
Aspettate solo un secondo, neanche un minuto.
Egli è venuto a Firenze come un diciottenne per studiare belle arti. Dalla sua attività artistica è rimasto unico affresco nella Villa Triboli a Impruneta. Sul loro sito web ho trovato una foto che si inserisce alla descrizione "La Francia sostiene Italia":
Bardini probabilmente non si trovava molto bene nel mondo come artista e passato a un ristoratore, e poi al mercato antiquario. Rapidamente è diventato un mentore per i venditori. Quando ha ritenuto che un oggetto era senza valore, nessuno poteva venderlo.
Immaginate, dunque, che sì è fatto un sacco di nemici.
Allo stesso tempo, si presentava come un personaggio affascinante, colto, appassionato, non solo per l'arte, ma anche per... le donne.
La sede centrale di tutta la sua attività si trovava proprio nel palazzo fiorentino trasformato in laboratori, magazzini e, naturalmente, in luogo di residenza antiquaria.
L'introduzione della moda rinascimentale e l'alta qualità delle merci – questa è la chiave del successo di Bardini.
Stefano trattava in modo diverso le opere per il pubblico, e quelle per le collezioni private. Questi primi trattava con maggiore attenzione, non usava rinnovamenti o addirittura falsificazioni come succedeva nel secondo caso.
Di questo secondo caso si dice un aneddoto su un mercante tedesco che desiderava avere una libreria rinascimentale. Bardini spiegava che non c'erano come mobili tipo questo, in epoca rinascimentale, ma collezionista insisteva fino che Bardini ha "creato" per lui scaffali di Cinquecento.
Bardini ha creato il Museo nel 1914, quando la crisi lo ha costretto di chiudere attività. Mai perso il sogno di creare la galleria con la sua collezione.
Ha ceduto il museo alla città nel suo testamento due giorni prima di morire.
Ora vi invito ad un viaggio attraverso un luogo straordinario, segnato dalla personalità di Stefano Bardini.
Quasi tutte pareti sono tinteggiate in colore blu. In questo si vede influenza del mondo di nobiltà russa che amava pareti in blu.
Museo in sé è il suo lavoro di collezionista straordinario, posso soddisfarci coi variazioni di livello, piccole e grande sale, scalinate inaspettate, elementi architettonici provenienti da luoghi diversi (le chiese, le case private), porte gotiche e rinascimentali.
Dovete ricordarsi di non focalizzare l'attenzione sulla mostra, guardate su tutto con attenzione.
Il compito di descrivere questo museo è ostacolato dal fatto che abbiamo serie di collezioni.
L'aspetto attuale del museo è ricostruito in conformità alle foto.
Ma non mi stupisce affatto.
Stefan Bardini è stato anche un pioniere appassionato di fotografia, quindi ha lasciato una ricca documentazione del suo lavoro.
La prima stanza è un enorme lapidario coperto con il soffitto del XVI secolo, acquistato a Verona, il cui alcuno elementi sono stati sostituiti col vetro, e ciò permette alla luce naturale di penetrare. Proprio qui nel tempo antico esisteva giardino verdeggiante del monastero.
Con le pareti blu e la luce si vede con tanto piacere ogni dettaglio negli oggetti di solito fatti in pietra serena, marmo, ecc.
Lapidario è come una breve storia della scultura, dall’antichità, fino al Rinascimento.
"Caritas" Tino di Camaino è il culmine della collezione. Probabilmente proviene dal portale est del Battistero fiorentino. A prima vista sembra essere goffo, con una grande testa, corpo corto. Un po’ dopo ho notato un rigonfiamento nell’abito – ginocchio. Questa è posizione seduta. L'abito è tagliato al seno per allattamento quindi, nulla di nuovo ai nostri giorni hanno inventato. Mi piacciono molto piccoli bambini, cosi vivaci. Uno inevitabilmente scivola dal ginocchio, senza aiuto della mano di Caritas.
Non posso ammirare solo la "Caritas". Il lapidario è pieno dei belli frammenti delle sculture, tra cui il mio amato medioevo, meravigliosamente impacciato.
Vedi tutta la sala:
Al piano terra ci sono diverse stanze, piene delle opere straordinarie. Dovevo essere attenta di non perdere la stanza con belle maioliche, specialmente robbiane, sopra il camino.
Nell’altra stanza ho trovato famoso “Porcellino", tanto toccato sotto la Loggia del Mercato Nuovo, fatto di bronzo da Pietro Tacca, un allievo di Giambologna. Non per caso quindi nella stessa stanza è esposto famoso "Diavolo" di Giambologna (di cui ho scritto qui). E 'molto più vicino a l'occhio dello spettatore, quindi sono stata convinta del suo ruolo di una maniglia per bandiera.
Giravo attraverso il piano terra, ma i miei occhi sempre andavano alla camera superiore, con un soffitto riccamente intagliato, ma non il soffitto mi tirava, solo il crocefisso gigante nel centro della stanza.
Autore anonimo, ma la bellezza è evidente.
Autore anonimo, ma la bellezza è evidente.
La stanza si chiama Sala delle Madonne, era pupilla dell'occhio di Stefano Bardini, con una collezione unica al mondo.
Bardini ha raccolto i rilievi di terracotta policroma, la cui produzione ha avuto inizio nel XV secolo.
Prima Firenze trattava argilla come materiale povero, non apprezzato in scultura ma grazie a grandi nomi come Brunelleschi, Donatello di nuovo è tornata a favore di artisti.
L'uso di argilla ha consentito di saturare il mercato, creazione di repliche, ha dato loro la possibilità di duplicazione. C’è esempio nella collezione - "Madonna del Presepe". La stessa opera appare due volte sulla parete, dal lato sinistro come prototipo (cerchio di Donatello), a destra proprio come calca.
Di fronte alle bellissime Madonne si trovano due opere di grande valore di Donatello stesso.
“Madonna dei Cordai” è abbastanza distrutta, ma si può vedere ad esempio scorciatoie della prospettiva così caratteristiche per scultore.
Donatello sperimentava con diversi materiali: legno d’ulivo, gesso, cuoio, vetro e importante cocciopesto.
"Madonna della Mela" è tridimensionale, strano nome, perché nella mano della Madonna c’è melograno. Con tutta la delicatezza del volto, si sente un certo tipo di gravità, la fermezza, la calma.
La figura è stata rivestita con una vernice scura, sembrava essere bronzo. Anche Bardini non aveva il coraggio di rimuovere questo strato. I lavori di ristrutturazione hanno rivelato una policromia originale, che certamente ha dato il fascino della scultura.
La storia dell’opera è molto interessante. La scultura si trovava in una casa privata a Scarperia. Antiquario l’ha trasportato durante la notte, perché abitanti della città non volevano cedere la Madonna.
Bardini ha posto l’accento su carattere femminile della stanza posando qui rinascimentali cassoni dotali.
Ora prendiamo le scale in un angolo della stanza per ottenere altre meraviglie.
Immediatamente siamo accolti da un modello di legno del Battistero da Pisa.
Immediatamente siamo accolti da un modello di legno del Battistero da Pisa.
Sì, sì, cornici vuote trattate come un'opera d'arte in sé, circa cento anni prima, quando i progettisti hanno cominciato a trattare facilmente la cornice come oggetto di arredamento.
Queste non sono solo le cornici per i quadri ma anche per gli specchi, di cui due molto caratteristici, con colonnine, hanno maniglie per appendere spazzole e pettini.
In una vetrina c’è grande stranezza!
Calzature femminili del Cinquecento, tradizione veneziana.
Qualcuno di voi avrebbe coraggio di indossarle? Non sto parlando di quei 12 cm, ma anche quelli, dico di zeppe, circa 70 centimetri zeppa?
Ho incontrato diverse spiegazioni, dalla più semplice, la moda - la possibilità di impostare vestito molto lungo, fino alla traduzione sociale. L’altezza delle figure presentava la dignità, volute dalle donne d'alta nobiltà. E' chiaro che nessuna donna aveva intenzione di muoversi in tali scarpe. La signora del XVI secolo si serviva del braccio di un uomo.
Non voglio descrivere ogni sala, una dopo altra, in questo caso dovreste attendere ancora diversi giorni per articolo finale, ma non posso non parlare della scalinata coi tappetti, che, contrariamente allo scopo, sono visti meglio quando sono appesi alla parete. La più lunga di loro è famosa nella storia di Firenze, ma in brutto modo, dopo che Hitler è arrivato in città, uscendo dal treno passava sul questo tappetto.
Anche se non sono appassionata di armi da fuoco, non ho potuto di non notare abbellimenti di maniglie, ecc. E qui, ancora una volta, mi viene da ricordare le parole della mia Mamma: "Figlia sai, c’era tempo quando la gente aveva volontà di fare." Quanta pazienza ed entusiasmo c’è nel lavoro su un oggetto utilitaristico, oltre all'utilizzo che non è troppo bella.
Quando sfogliate album fotografico online troverete di sicuro "Madonna col Coniglio" descritta nell’ultimo articolo.
Alla fine voglio parlare delle mie ansie, che ho portato in me visitando la collezione privata. Continuavo a chiedermi, dove c’è l'origine di tutti questi oggetti esposti. Dopo tutto, è chiaro che molti di loro sono destinati alle chiese.
Furto?
Non necessariamente.
Il sacco è stato, ma prima, in XIX secolo, quando hanno sospeso e cancellato numerosi monasteri e chiese. La proprietà degli ordini religiosi è stata messa in mano privata.
Un'altra causa è "naturale". Nel 1895, Firenze era colpita da un grande terremoto. Non era il tanto più forte di questi, la "forza" portava alla distruzione. Con la densità di beni culturali, che ci sono a Firenze, è facile subire demolizioni.
Poi è causa di un vescovo. La demolizione delle chiese a ... Pistoia ha dato buon mercato per antiquari. Qui è stato un vescovo eretico (che governò a cavallo tra i secoli XVIII e XIX), che ho intenzione di descrivere in futuro. Per ora, basta ricordare che secondo sue opinioni hanno distrutto molte opere di pregio, che aveva diocesi di Pistoia.
Il cambiamento della legge è stato un'altra fonte dell’arte per Bardini. Il governo ha abolito l'obbligo di preservare il patrimonio delle grandi famiglie. Così è iniziata la vendita dell’eredità.
Queste sono solo alcune opportunità che si aprivano davanti a antiquario fiorentino. La collezione del museo mi delizia, ma non dimentichiamo che Stefano Bardini ha contribuito alla deportazione dal paese molte opere di pregio.
Penso che oggi avrebbe un problema con le vendite legali all'estero.
Tutte le foto.
Piękna.może kiedyś wrócę....
OdpowiedzUsuńKoniecznie, ja wśród tych błękitów czułam się jak ryba (nomen omen) w wodzie :)
UsuńJakże moja dusza chce tam być! I ten cudowny błękit do eksponowania złota!
OdpowiedzUsuńI złota i marmuru i w ogóle wszystkiego. Kochamy błękity! Już teraz widzisz, że masz następne konkretne punkty do zwiedzenia.
UsuńJak dobrze, że istnieją kolekcjonerzy sztuki, którzy na dodatek potrafią się swoimi zbiorami podzielić, najczęściej rodzina dostająca w spadku takie dobra zaczyna je rozprzedawać i to jest koniec kolekcji. Jestem z Wrocławia, Wrocław tez mógłby się szczycić wspaniałą kolekcją sztuki - kolekcją Lubomirskich, niestety wojna oraz członkowie rodziny spowodowali, że kolekcji własciwie nie ma, a były w niej dzieła Durera, Rembrandta, Tycjana itd.
OdpowiedzUsuńAle ten kolekcjoner miał te dzieła, między innymi, dlatego, że spadkobiercy dostali zielone światło na sprzedaż. Szczęściem, Bardini chyba nie zostawił potomstwa. Przynajmniej na razie nie spotkałam na ten temat żadnej informacji.
UsuńDziękuję Małgosiu za tę ucztę duchową. Pozdrawiam Grażyna Stoczko
OdpowiedzUsuńPolecam się na przyszłość :)
UsuńPiękne obrazy z ram ! Wszystko wyjątkowe... dobrze, że przetarłaś szlaki ;)
OdpowiedzUsuńTo chyba nie muzeum dla Ciebie, co? Wszystko przez te niebieskości, hi hi hi.
UsuńDzięki Tobie moja przyjaciółka przykuta do łóżka może być tam.....gdzie być nie może..Cudowne miejsce nie wiadomo w co"oczy włożyć",tyle dobra dziękuję Roksana To była swoista uczta do której można wracać,wracać....
OdpowiedzUsuńTo ja z całego serca przytulam się do Twojej przyjaciółki i serdecznie pozdrawiam ją otulając toskańskim słońcem.
UsuńDoskonały wpis, bardzo informatywny.
OdpowiedzUsuńKolekcja nie do pobicia, cud że dostępna dla publiczności.
Wiele obiektów sztuki, m.in. sakralnej przeniknęła na "wolny" rynek po Rewolucji Francuskiej. Dzięki za opis i zdjęcia.
We Włoszech tych pogromów sztuki sakralnej było jeszcze kilka, nie można tego nie wypomnieć księciu Leopoldowi, Napoleonowi i Garibaldiemu. Zresztą, dzisiaj wiele obiektów sztuki sakralnej należy do Państwa Włoskiego, które nie ma nawet mocy przerobowej zająć się wszytskimi.
Usuń