Najpierw o samej postaci. Skoro już mam iść na wystawę, to wypadałoby choć trochę wiedzieć, o kim mowa.
Pozwólcie więc, że Wam krótciutko scharakteryzuję bohatera wystawy:
Leonardo Bruni (1370 - 1444) to jedna z bardziej znaczących postaci kultury XV wieku. Urodził się w Arezzo, ale część swojego życia związał z Florencją, nie tylko jako jej mieszkaniec, lecz i autor. Uważa się, że mało kto, jak Leonardo, miał tak duży wpływ na rozwój nurtu intelektualnego miasta, i nie tylko. Zafascynowany greckim erudytą Chrysolorasem, przebywającym wtedy we Florencji, porzucił studia prawnicze, by zgłębiać filozofów kultury helleńskiej. Zaowocowało to rozwojem postawy aktywnego obywatela, przeciwstawianego człowiekowi średniowiecznemu, nakierowanemu na kontemplację. Od razu zaznaczę, że to nie moje spostrzeżenia, tylko próba opisania novum, jakie wniósł swoją postacią Bruni.
Nie posiadam wiedzy o socjalnych postawach ludzi w średniowieczu, by skonstruować wniosek, że główny nacisk kładziono na kontemplację.
Pewnikiem za to jest fakt, że Leonardo będąc przez lata kanclerzem papieskim, papieży i antypapieży, umiał dotrzeć do wielu przedstawicieli Kościoła i przekonać ich, że mogą się uczyć od antycznych filozofów, że i tam znajdą wiele na temat cnot ludzkich, moralności, itp. Na podstawie jego życiorysu i poczynań literackich można zobaczyć, że jako humanista nie odwracał się od Boga, jedynie pogłębiał rozumienie człowieka. Był tłumaczem, filozofem, politykiem, dyplomatą, kanclerzem Republiki Florenckiej i papieży, jak już wspomniałam. Dodał nowe informacje do biografii Dantego, zapewnej zdobytym dzięki żmudnym przeszukiwaniom archiwów, czemu poświęcał wiele czasu i energii. Absolutną jego pasją była historia, a za dzieło życia humanisty uznaje się "Dzieje ludu Florencji". Przy ich pisaniu wzorował się na antycznych dziejopisarzach, między innymi na Liwiuszu. Już po ukazaniu się pierwszego tomu został honorowym obywatelem Florencji, a po dziewiątym tomie Republika Florencka uznała, że jest godzien zwolniena z opodatkowania.
Swoją drogą, które współczesne państwo uhonorowałoby tak swojego obywatela? Może mam małe pojęcie o historii, znacie taki przypadek? Medale medalami, odznaczenia, odznaczeniami, ale dożywotnie zwolnienie z podatku? Marzenie, nieprawdaż?
W różnych źródłach spotkałam wzmianki o rodzinie, jak chociażby o tym, że na potomków przeszło zwolnienie z podatku, albo, że delegacja z Arezzo rozmawiała z synem Bruniego o godnym nagrobku w Kościele Świętego Krzyża. I ... to wszystko. Szperałam i szperałam, śledziłam żonę, rodzinę i nic, zero śladów. Wszyscy z zamiłowaniem wymieniają fakty z życia naukowego Leonardo, skrupulatnie wypisują listy jego dokonań, ale jakim był człowiekiem? Cisza. Na pewno doceniano go już za życia, o czym świadczy chociażby uznanie rady miasta, chciano też, by i następne pokolenia zapamiętały, że kiedy Leonardo opuścił to życie, historia płakała a elokwencja stała się niema i opowiada się, że zarówno muzy greckie, jak i łacińskie, nie mogły powstrzymać się od łez.
https://upload.wikimedia.org/ |
Jeśli kiedykolwiek zajdziecie do Santa Croce we Florencji będziecie wiedzieli, że dość spokojna i harmonijna kompozycja z wyrytą po łacinie inskrypcją, kryje doczesne szczątki wielkiego erudyty z XV wieku.
POSTQUAM LEONARDUS E VITA MIGRAVIT
HISTORIA LUGET ELOQUENTIA MUTA EST
FERTURQUE MUSAS TUM GRAECAS TUM
LATINAS LACRIMAS TENERE NON POTUISSE
Skoro więc bohaterem wystawy manuskryptów miał być Bruni, jako autor tłumaczeń, listów, itp. byłam na 100% pewna, że na żywo obejrzę znany mi dotąd z reprodukcji styl. Nie zawiodłam się.
Wystawa, zresztą, jak każda propozycja Biblioteki Medycejskiej Laurenziany, była świetnie zorganizowana. Ktoś przewidział, że znajdą się takie wariatuńcie, jak ja i będą żałować, że nie mogą wertować ksiąg. Na te potrzeby kilka tomów zostało zeskanowanych i wrzuconych do programu umożliwiającego ich przeglądanie.
Okazało się, że zdobne malarstwo miniaturowe pojawiało się głównie na początkach wydań, więc niewiele ukryto przed oczami zwiedzających. Pokazano ponad 60 manuskryptów, z których (jak się dowiedziałam) żaden nie był autografem Leonardo Bruniego.
Ciekawostką jest to, że w kilku ozdobnych inicjałach namalowano portrety renesansowego erudyty (towarzyszące części biograficznej tego artykułu), jakby mało było, że duża część dokumentów była zatytułowana, zawsze ze wskazaniem na autora.
O rany… jakie cuda. Mogę tylko westchnąć. Włochy to jakiś raj na ziemi, bo tylko tam rodziły się i kwitły tak wspaniałe, i w takiej liczbie, osobowości. Czy jeden z inicjałów zobiono w „3D”? Bo takie sprawia wrażenie na ekranie? Wyobraźmy sobie, że późną wnuczką Leonarda jest piękna Carla Bruni ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Aldona
Te osobowości miały bardzo sprzyjającą atmosferę ku rozkwitowi. To, o czym pewnie myślisz, że jest w 3D to wynik zestawienia doskonale położonego i zachowanego złota, z wzorem namalowanym farbą. Bywało też, że złoto kładziono na lekko wypukły podkład, ale na tej wystawie akurat nie widziałam tego sposobu. Bruni to popularne tutaj nazwisko. Na stronie pokazującej żyjące rodziny o tym nazwisku mówią, że jest ich 5720 w samych Włoszech. http://www.cognomix.it/mappe-dei-cognomi-italiani/BRUNI Oczywiście, prym wiedzie Toskania, tutaj większość nazwisk kończy się na "i".
UsuńWitaj, Małgosiu:) Ależ mnie ucieszył ten wpis, bo już byłam złakniona tych Twoich perełek. Jedno mnie tylko zastanawia, jak im serce nie pękło, jak stawiali te pieczątki biblioteczne na tych cudach. Będą się smażyć w piekle za to:) Pozdrawiam serdecznie - Barbara.
OdpowiedzUsuńStaram się jak mogę pisać o różnych sprawach, bo i sama mam takie różne zainteresowania. Niestety, nawet tak prosty wpis, wymaga ode mnie poświęcenia mu większej ilości czasu, niż wrzucenie zdjęć z własnymi pracami, więc muszę dokonywać wyboru. Ale cieszę się, że nie tylko ja mam hopsia na punkcie "perełek".
UsuńSuper,to COŚ właśnie dla mnie.Leonardo Bruni Aretino to jeden z najwybitniejszych uczni Coluccia Salutati...w jezyku polskim mozna przeczytać jego autorstwa Żywot Cycerona i Żywot Arystotelesa...zazdroszczę pani"wertowania" stron skanu manuskryptu pani Małgorzato.Super blog.pozdrawiam Marek K.
OdpowiedzUsuńNo, właśnie, tutaj nigdy nie będę się wykazywać pogłębioną wiedzą, bo mam inne priorytety. Cieszę się więc, że "musiałam" spotkać się z Brunim w winoroślowych okolicznościach. Zdarzało mi się już wertować oryginały, nie tylko wirtualne księgi. To duży plus dojścia do lokalnych źródeł.
Usuń