Obejrzeliśmy całą serię "Don Camillo". Ostatnią projekcję poprzedziła spontaniczna kolacja na około 20 osób. Właściciel baru Avio zaoferował się z sosem, ja przygotowałam sałatkę chlebową (panzanellę), kilka pań uszykowało słodkości. Proboszcz dokupił do sosu dwa kilogramy penne i przygotował wino.
Ależ było wesoło!
A przyczyną kolacji był sos. Co tam sos! Poezja, nie sos. I to piszę ja, wcale nie taka amatorka głównego jego składnika.
Bohaterem wieczoru był "Sugo alla Boscaiola".
Opowiadałam o tym sosie koleżankom w Polsce, a one bez namysłu zauważyły homofoniczne brzmienie włoskiej nazwy i nazwały potrawę "boską Jolą".
Szukałam znaczenia boscaiola - trudno przetłumaczyć, bo kobiet o takim zawodzie dość mało w naszym kraju i chyba nie powstała oficjalna żeńska wersja leśnika - pani leśnik, leśniczyni, leśniczka?
Od czasu spotkania z koleżankami z chęcią nazywam ten sos "boska Jola".
Domyślacie się już, że jego obowiązkowym składnikiem są grzyby.
Skoro grzyby, to najlepiej je nazbierać własnoręcznie, co w Polsce w tym roku jest wprost dziecinnym zadaniem.
Już chyba wspominałam kiedyś, że trzeba opłacić pozwolenie na zbieranie (w granicach gminy łaskawie wolno robić to za darmo). Należy mieć koszyk, albo inny sztywny, przepuszczający powietrze pojemnik (za foliowe torebki grozi mandat).
Turystom wolno zbierać za 15€ dziennie.
Tubylcy mogą zaszaleć i uzbierać jednorazowo 10 kg grzybów, odleglejsi mieszkańcy mają prawo do 3 kg.
W piątki obowiązuje absolutny zakaz grzybobrania, we wtorki wolno zbierać tylko pobliskim mieszkańcom.
Wszystkim wolno zbierać tylko po wschodzie słońca!
Przypomniałam te zasady, żebyście wczuli się w atmosferę pierwszej anegdotki, którą Wam opowiem. Swego czasu żona grzybiarza zadzwoniła do carabinieri, że jej mąż nie wrócił z grzybów. Mundurowi zwrócili się do okolicznych grzybiarzy o pomoc w poszukiwaniach, ale ich pierwsza reakcja była zaskakująca. Zauważyli, że to był ... piątek.
Grzybiarze tutaj są specyficzną grupą, głównie męską. Przestrzegają przepisów dotyczących grzybobrania, rzadko pokażą komuś swoje ulubione miejsca, są zazdrośni o grzyby. Ich pasja czasami zakrawa o szaleństwo. Pewnego razu taki pasjonat spotkał innego poszukiwanego grzybiarza, ale nie chciał zrezygnować z rozpoczętej wyprawy do lasu. Kazał chodzić zgubie ze sobą, aż nazbierał wystarczająco grzybów. Zaginiony był chyba tak zalękniony, że grzybiarz nie obawiał się zdradzenia swoich łownych miejsc.
Na szczęście Krzysztof trafił na łagodnego grzybiarza, albo mało kumatego. Poszedł na grzyby ze znajomym i oznaczył sobie kilka miejsc na mapach google. Popłoch powstał wśród grzybiarzy, gdy się o tym dowiedzieli i słyszałam już deklaracje, że nikt inny księdza ze sobą nie zabierze :)
Pinezki na mapie bardzo się przydały, gdy wraz z Joanną i Giacomo wyruszyliśmy z koszykami do lasu i wróciliśmy wielce zadowoleni.
W koszykach wylądowały prawdziwki, rydze, kanie i podgrzybki. Z tych ostatnich zrobiłam "boską Jolę".
Poszperałam mocno w przepisach, chciałam znaleźć najbliższy temu, którym posłużył się Avio, gdy dostarczył sos na parafialną kolację w ogrodzie, a nie było czasu, by iść go wypytać osobiście. Dzięki temu odkryłam, że jest wiele wariantów "boskiej Joli", łącznie z użytym gatunkiem grzybów.
- Zazwyczaj na oliwie podsmaża się boczek, potem dodaje kiełbasę typu nasza polska surowa, rozdrabiając aż do uzyskania konsystencji zmielonego mięsa (zdarzyło mi się dać zastępczo polską wędlinę, co dodało wybitnego smaku, dodawałam też już zmieloną wołowinę).
- Wcześniej możemy zeszklić pokrojoną w kostki cebulę. Niektóre przepisy ją pomijają. Ja lubię i daję dużo.
- Po podsmażeniu dolewamy pół szklanki wina (daję białe, ale widziałam też przepisy z czerwonym) i czekamy, aż alkohol wyparuje.
- Dodajemy pokrojone na kawałki grzyby (spotkałam się nawet z pieczarkami w miejsce prawdziwków, podgrzybków, boczniaków), solimy i pieprzymy, możemy dodać zielony groszek i podsmażamy wszystko około 8 minut.
- na koniec dodajemy pomidory, dobrze gdy są świeże, mogą być też obrane z puszki, wystarczy nawet przecier (zazwyczaj daję taki zamrożony z własnych surowych pomidorów), dusimy na małym ogniu przez 45 minut.
- przed podaniem posypujemy siekaną natką pietruszki.
Avio nie zalecał posypywania startym parmezanem, jednak byłam na imprezie, gdzie nie stanowiło to problemu. Z sosem najczęściej podawanym makaronem są penne, ewentualnie wstążki.
Smacznego!
Czytając te zakazy i nakazy dotyczące zbierania grzybów to u nas panuje radosna samowolka. Ja niestety nie miałam okazji iść na grzyby czego bardzo żałuję ale sama nie chodzę do lasu a chętnych grzybiarzy aby mnie zabrać ze sobą nie było :-(. Potrawa wygląda smakowicie. Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńNie tyle samowolka, co swoboda. Ale Włochom to się nawet nie śniło, ile grzybów może rosnąć w lasach i jak łatwe w zbieraniu są nasze lasy :) Polecam wypróbowanie potrawy.
Usuń