poniedziałek, 27 września 2021

OBFITY NIEPOWRÓT

Massa Marittima. Tak, to ona, wytęskniona po pierwszym pobycie, po 9 latach doczekałam się, by zaspokoić chęć powrotu. Miałam tu całą wycieczkę opisać, ale ...

Zaczęło się od niepowrotu. Jadąc z Ceciny, zajechaliśmy zupełnie z innej strony i trafiliśmy na parking dokładnie u podnóża katedry, tylko, że od strony absydy. Bliżej się nie dało (jeśli ktoś jest zainteresowany tym parkingiem, to polecam wpisać Parcheggio Piazza Garibaldi, dla nierezydentów parking jest płatny). Nie tylko krótka odległość do katedry jest zaletą tego miejsca, dużo bliżej jest coś interesującego, po drugiej stronie ulicy. 


To Pałac Obfitości. Oj, jest tam tej obfitości, że ho ho ho. Na marmurowej tablicy można przeczytać, że obiekt ukończono w 1265 roku, podczas gdy rycerz Ildibrandino z Pizy odkrył (otworzył) różne urzędy i został podestą tego terytorium. Co mieści się w tym dosyć prostym, wręcz średniowiecznie minimalistycznym budynku (jest to wynik remontu ukończonego w 2007 roku)? 


Najprościej - ujęcie wody; trzy baseny, schowane pod ostrołukowymi arkadami, dawały wodę całemu średniowiecznemu miastu, a żeby było jeszcze obficiej, to na piętrze znajdował się spichlerz. 


W czasach zalążków miasta brakowało wody, jacyś górnicy (zapewne wydobycie metali, głównie ołowiu) trafili na bogate źródło wody i doprowadzili życiodajny płyn do trzech ujęć. Ponoć jeszcze dzisiaj w towarzystwie speleologów można zwiedzić ostatni odcinek akweduktu (długości 295 metrów i wysoki na 190 cm). Obecnie suche baseny (za chwilę o tym, dlaczego są puste) gromadziły wodę z ujęcia. Spichlerz nad basenami gromadził 5% produkcji ziarna w okolicy, stanowiąc rezerwę w przypadku głodu, wojny, itp. W połowie XVIII wieku olbrzymia sala traci oryginalne przeznaczenie, zamienia się w teatr, następnie kino, halę targową, sklep z odzieżą, aż kończy jako sala wystawowo-konferencyjna gminy. 

Jednak nie koniec z obfitością, ta, o której napiszę, spowodowała osuszenie basenów, by woda nie nie niszczyła fresków, z których jeden jest wprost niezwykły. Otóż nad lewym basenem zobaczycie między innymi dorodne drzewo, z maleńkimi rudawymi listkami, bogato owocujące 25 dorodnymi fallusami; tak, tak, drzewo z fresku owocuje męskimi przyrodzeniami. 

Sama tematyka mnie nie zdziwiła, wiecie, że interesuję się średniowieczem, znałam więc już podobne przedstawienia, lecz w miniaturze, na marginesach manuskryptu, bądź jako niewielka płaskorzeźba w drewnie, czy też przypinka z brązu. 

Opowieść o Róży. Z manuskryptu. 


Odznaka pielgrzymkowa (XV w.), wydobyta w Ieper we Flandrii Zachodniej, przedstawiająca parę kochającą się pod fallusem, na którą patrzy druga kobieta. Na prawej gałęzi drzewa widać fallusa penetrującego srom (kolekcja Van Wanzeele – katalog Van Beuningen nr 1724).


Długo szukałam, co to jest, znalazłam jedynie objaśnienie, że to fragment ołtarzowy z Francji.

Freski z Massy jednak nie należą do malarstwa miniaturowego, to pokaźnych rozmiarów mural, na którym zobaczymy owo drzewo i inne, rozwijające temat scenki. 



A to dwie kobiety ciągną się za włosy, by wygrać walkę o penisa, inna, albo usiłuje przyciągnąć gałąź z "owocem",  albo walczy z ptaszyskami.



Zaraz obok niej stoi skromnie kobieta, wydawać by się mogło, że tej nie tknęło szaleństwo z drzewa, ale jeśli się dobrze przyjrzeć to w lewy bok kłuje ją solidny penis. Ułożenie jest na tyle nieczytelne, że można powiedzieć, że to skromna panna, która chowa trafiony się jej owoc. No i co robią tam czarne orły kotłujące się nad grupą?

I tak oto my, nieżyjący w średniowieczu, nie posiadający dogłębnej wiedzy, stajemy przed takim freskiem i zaczynami dorabiać swoje teorie. Znajdujemy się w grupie "płodności" , a może mamy na oczach nakładkę erotyczną, albo tak się skupimy na penisach, że będzie to dla nas czyste porno? Gdy w 2000 roku odkryto freski, wcześniej niewidoczne ze względu na pokrycie warstewką mineralną, wytworzoną przez parującą wodę z basenu, ludność Massy była bardzo skonsternowana, nie wiedzieli, czy się cieszyć z tego odkrycia, czy też wstydzić się tak widocznej obsceny. Wszystko dlatego, że większość interpretacji koncentrowała się na pierwszej warstwie znaczeniowej. Dziwne było też ulokowanie fresku, nad jednym z basenów. Było to absolutnie główne ujęcie, dostarczające wodę dla całego miasteczka. Powstanie spokojnie możemy datować na czasy, gdy nagość nie zaczęła przeszkadzać ludziom, nie zakrywano jej domalunkami albo przestrzennymi zasłonkami, bądź znanymi wszystkim, nawet mało obcującym ze sztuką, liśćmi, oczywiście figowymi. Do pobierania wody nikt nikogo namawiał, to był bezcenny skarb w obrębie murów miejskich. Żadna to więc promocja, dla samych ujęć. A ponieważ przychodziły tam tłumy, to widać fresk nikomu nie przeszkadzał, nikomu nie wadziła jego erotyczność. To może wcale nie stanowiło to problemu? Nagość, fallusy stanowiły nieodrodną część natury. 

Na scenę wkracza Giorgio Ferzoco specjalista od średniowiecza i renesansu w Toskanii, który prowadzi swoją grupę naukową przy Uniwersytecie e Leicester, Zdarzyło się, że w 2005 roku wybrał na miejsce wakacyjnych badań, piękną Massę Marittimę i tam odkrywa drzewo zwane drzewem płodności. 

Jemu nie przyszły do głowy zestawienia życiodajnej wody z życiodajnym penisem. On sięgnął do sytuacji historycznej miasta pod koniec XIII wieku. Uznał, że tło bogactwa zbudowanego na wydobytych metalach oraz sytuacja wojenna stanowią podstawę do interpretacji fresku z Massa Marittimy.

Najpierw zachęca nas do spojrzenia na malowidło oczami mieszkańców z XIII wieku. Gdy przymkniemy oczy, zobaczymy nawet scenkę, gdy tłumy schodziły się do dużego ujęcia wody i rozprostowując plecy widzały przed sobą taki widok:

Naprawdę czuliby się dobrze, gdyby wśród nich byli zwolennicy wersji "eros-porno"? 

A samo miejsce budowy ujęć wodnych jest wielkim osiągnięciem dla średniowiecznego miasta. Można było pójść po wodę z cembrzykiem, nie trzeba było bać się o zatrucie wody, osiołki mogły pójść w odstawkę. Niezwykłą rzeczą w Massa Marittima było to, że dzięki swojemu bogactwu, a zwłaszcza dzięki swojej wiedzy technologicznej, rozwiniętej dzięki budowie chodników i szybów w górnictwie, byli w stanie skierować wodę w dużych ilościach do samego serca ich republiki miejskiej. Oznaczało to, że nikt nie musiał chodzić daleko, aby zdobyć duże ilości wody, a ta woda byłaby całkowicie bezpieczna, gdyby  wrogowie zaatakowali. Ludzie nie musieliby ryzykować biegania w stylu kamikaze, żeby dostarczyć wodę do domostwa.

Gdy już zarzucimy symbolikę pornograficzną, rzucamy się z ulgą na niezwykłe ujęcie symbolu płodności. Na pewno? Skąd pomysł. Ano i Etruskowie i Rzymianie - dla nich fallus był symbolem szczęścia i płodności. Ale ujęty jednostkowo, jako rzeźba, malunek. 

Penis z korala, na złotym łańcuszku.  British Museum.

Zgromadzenie takiej ich liczby na drzewie nie było naturalne, a jednak je przyjmowali. 

I tu Forzoco rzuca nam absolutnie zdumiewający pomysł w kontekście politycznym. Sama to postrzegłam, zanim dotarłam do artykułu Ferzoco, że o Massie Marittimie trudno znaleźć rzetelny wpis. Poczułam się, jak wielu naszych gości pytających, dlaczego o Pistoi tak mało. Otóż tylko w polskich jest niewiele, pytanie pozostaje takie samo, dlaczego we włoskkich przewodnikach jest tak mało, skoro  Massa jest taka piękna? Taka trochę zapomniana, zubożona, żę nikt nie pamiętał jej potęgi z  wieków  średnich, Przypatrzmy się bliżej latom prosperity miasta, tak mniej więcej od 1225 po 1335. Była zasobnym miejscem. Nie tkactwo, nie sprzedaż ubrań, ale minerały, w szczególności ołów, wzbogaciły Massę Marittimę. Myślicie, że sąsiedzi w pokojowy sposób obserwowali wzrost bogactwa miasta. Zaczęły rodzić się konflikty, szczególnie zadziorni byli najbliżsi - Pisa i Siena. W ostateczności wspomniana przeze mnie data 1335 stała się dniem przejęcia panowania przez Sienę.

Mając już w głowie kontekst zagrożenia, możemy kontynuować rozważania, poczynając od samej lokalizacji muralu. Większość takich miast-gmin, najczęściej położonych na wzgórzach, swoje ujęcie wody lokowała nisko, już poza murami. Musieli to bardzo doceniać mieszkańcy Massy Marittimy, oni nie musieli wędrować z osiołkiem, lub osobiście podejmować wodę i z wielkim wysiłkiem wracać ze zdobytą wodą. A jakież bezpieczeństwo sanitarne miała ich woda!Wędrowała podziemnymi akweduktami wprost do basenów, o wiele trudniej było ją zatruć.Już możemy sobie powiedzieć, że wody i mural nad nimi były ulokowane w strategicznym miejscu.

Zwróciłam już Waszą uwagę na fakt, że dwie kobiety ostro ciągną się za włosy w walce o fallusa. Dziwne, jeśli traktować penis jako symbol płodności i szczęścia. I taka zaciekła walka? Jeszcze bardziej jest zastanawiająca kobieta z tykającym ją w bok fallusem. Właściwie, jak przystało na średniowieczną perspektywę, trudno nam odkryć, czemu się tam z tym kryje, dlaczego ma skromną minę. Z dwóch tych zachowań można wyciągnąć wniosek, że penis nie jest tu traktowany w dotąd przyjętej symbolice. Wręcz przeciwnie, to to żaden symbol płodności, jeśli kobieta jest sodomizowana (w szerokim znaczeniu sodomii), to raczej wyraża ona niepłodność, gdyż trudno uwierzyć, że w ten sposób zajdzie w ciążę.

Ferzoco rzuca wręcz odwrotną propozycję, widzimy fresk o działalności wywrotowej, co jeszcze bardziej potwierdza obecność czarnych orłów będących symbolem jednej z dwóch zwalczających się frakcji, frakcji - Gibelinów. Smaczkiem jest fakt, że Massa Marittima żyła pod flagą Gwelfów. Nie pogubiliście się? Bo ja trochę tak, ale już niedaleko zostało do końca tych wywodów. No bo co na fresku robią orły stronnictwa, które nie królowało w Massie Marittimie? Tym bardziej, że innych miastach, przy bramach miejskich malowano portrety, niczym plakaty wyborcze. Miały za zadanie ukierunkować najeźdźców na przeciwników panującej wewnątrz murów władzy. I tak to z plakatami wyborczymi dzieje się dzisiaj: niszczeją, odrywają się od murów,zaostają zadeptane, unicestwione. Naszemu freskowi w przetrwaniu wieków dopomogła narośl z wapienia, która skrywała przez wieki zagadkę fallusowego drzewa. 

Wyobraźcie sobie, że nawet tak wykształcony w temacie Toskanii  naukowiec, nie odkrył w archiwach żadnej wzmianki o tym fresku, a przecież, kto jak nie naukowiec, umie dobrze szperać w archiwach.

Tak na prawdę, to na razie dotarł do innego malunku. Trafiamy w strefę czarów. Pod koniec XV wieku obupblikowno niezwykle popularny podręcznik dla polującuch na czarownice - Malleus Maleficarum. Jest tam taka scena: kobiety ucinają mężczyznom penisy i przenoszą je do gniazd na drzewie, gdzie spokojnie miały dojrzewać. I to Ferzoco znowu nas zaskakuje, wysuwając następną tezę. Na fresku z Massy  Marittimy jedna z kobiet strząsa gniazdo (choć przyznam się, że trudno zobaczyć owo gniazdo, raczej strąca penisy z drzewa), to stanowi podstawę, do stwierdzenia, że mamy do czynienia z jednym z najwcześniejszych obrazów pokazujących świat czarów. 


Jeśli przyjąć, żę czarownica ściąga gniazdo, to dalej układa się to w jeden ciąg, zbierze gniazdo, obetnie komuś penisa i z powrotem położy w tym gnieździe na drzewie.

Historia to nie do końca z happy endem, ani nie do końca rozwiązana zagadka, co tam namalowano, różnorodność pomysłów na jej rozwiązanie i niemoc pokazania Wam jednej słusznej interpretacji. Pozostawię więc Was z freskami albo ich brakiem z innych basenów. A do Massy Marittimy jeszcze wrócę, bo tam jest co opisywać.

Oto inne części z Fonte di Abbondanza:







Po pierwszym komentarzu dodam, że sama też mam mętlik w głowie i moje zdjęcie nie jest tak ostre jak profesjonalne, bo fresk jest w cienistej niszy, ale jeśli dobrze się przyjrzeć, to łatwiej znaleźć penisa (dodatkowo dodałam mu obrys) , niż gniazdo. Fresk był w bardzo złym stanie, nie jestem pewna, czy na nowo się nie degraduje, bo akurat w miejscu gdzie powinno byść gniazdo , widać jakieś uszkodzenie








4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe! Interpretacja nie do końca do mnie przemawia, może dlatego, że nie wszystko można na zdjęciu dostrzec, np. nie widzę gniazd ani fallusa przy postaci w czerwonej sukni, ale już same rozważania są fascynujące! Taki temat na fresku... Faktycznie w zdobieniach ksiąg nierzadki, ale ja mam w pamięci tylko z udziałem zakonnic, nie przypominam sobie świeckich dam. Chodzą mi po głowie te ptaki, z czymś się kojarzą, jakbym cos takiego już widziała.
    Piękna ta cisterna. Miałam okazję w tym roku zobaczyć cisternę w Monte San Savino, dopiero co udostępnioną. (https://vivaemerita1.blogspot.com/2021/08/niedziela-monte-san-savino.html) Skonstruowana po połowie XVI wieku również mieści się w historycznym sercu miasteczka, pod Palazzo Publico (a właściwie pod tarasowymi ogrodami). Jak głosi informacja jest to jedna z większych w Toskanii, druga po Livorno. Nie jest zdobiona freskami ani w inny sposób, ale za to nadal mieści wodę - nieprawdopodobnie wręcz czystą!
    Pozdrawiam serdecznie,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że największą przeszkodą w interpretacji jest nasza szeroka wiedza i niewiedza zarazem. Na prawdę nieźle się naszukałam , żeby znaleźć tak bogaty sposób interpretacji. Tej cysterny w Mone San Savino, nie widziałam, nie była jeszcze otwarta, muszę kiedyś tam pojechać. Tym razem to się o krok minęłyśmy. Jeszcze trochę i może znalazłaby się PAni na moim wernisażu.

      Usuń
    2. Teraz więcej widzę! I bicaudatę widzę - może była wcześniej, ale zaaferowana tym niespotykanym freskiem nie zwróciłam uwagi.
      To prawda - szukamy, grzebiemy, czytamy i bywa, że czym więcej wiemy tym mniej rozumiemy. Moją niemal obsesją są właśnie bicaudate - syreny z rozdwojonym ogonem, zazwyczaj szeroko uśmiechnięte. Czytam, szukam i nadal nie wiem, czemu one się tak cieszą w miejscach sakralnych, te stworki z innego świata? spoza chrześcijańskiego imaginarium? Na architrawach, na fasadach, na kapitelach, czasem jakby wyzywające, jak na posadzce w Otranto. Nie wiem - ale czy wszystko trzeba wiedzieć?
      Wernisaż - no niestety, z Gdańska nie dojadę, ale kto wie, może kiedyś się i tak zdarzy. Pamiętam portrety mieszkańców Tobbiany, były poruszające, bardzo mi się podobały. Z ciekawością czekam na najnowszą obrazy.
      pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Bardzo interesujące wyjasnienie. Rodowity mieszkaniec Massy twierdzi ze teraz jest miejsce spotkań młodych, taki tinder. Wracam co roku do Massy żeby doświadczać jej piękna, pewnego smutku pomieszanego z tęsknota za wielkością, elegancji, otwartości. W tym roku nowe, fenomenalne odkrycie - muzeum starych instrumentów, głównie organów z całej Italii, pozytywów, pianoforte- prywatne, w przestrzeni najstarszego kościoła Massy, założone i prowadzone przez pasjonata , doktora filologii klasycznej. Ten człowiek nienawidzi polityków bo nie pomogli Mu najmniejszym nawet grantem w dziele Jego życia. Wynajduje, kupuje i rekonstruuje instrumenty po to, by jak mówi grać wieczorami dla siebie, w doskonałej akustyce, wariacje goldbergowskie, wyraz geniuszu J.S.Bacha - boga, Jego osobistego boga. Tak wec Massa zadziwia , zaskakuje i zmusza do ciągłych powrotów.

    OdpowiedzUsuń