czwartek, 9 września 2021

ONA, ONA NAIWNIONA

Chciałam napisać dokładnie 8 września, stąd zaskakująco dla mnie samej tak szybko odzywam się ponownie. Poślizg mam niewielki, gdyż do pisania siadłam po malowaniu, wieczorem i nie zdążyłam do zebrania z Pro Loco (omawialiśmy różne pomysły na odpust parafialny i nie tylko). A dlaczego to miał być 8 września? Bo dzień wcześniej namówiłam Krzysztofa, by zobaczyć pewną florencką tradycję, związaną ściśle ze Świętem Narodzenia NMP, a kultywowaną w jego wigilię. 

Tym razem jestem spokojna, że to nie mój poziom języka włoskiego rozczarował mnie co do Rificolony, słyszałam obok siebie głosy ludzi równie jak ja zaskoczonych, że zapowiedziane łodzie, które miały paradnie przepłynąć pod mostami Florencji, owszem przepłynęły, nawet nie gęsiego, bardzo po cichu i bardzo po ciemku. 



Dlaczego byliśmy wszyscy zdegustowani? Bo Rificolona to Święto Lampionów. A na łodziach spodziewaliśmy się pewnie zobaczyć coś takiego, jak widać na starym zdjęciu znalezionym na Facebooku (profil Vecchia Firenze Mia):


Być może dużo jaśniej było na Piazza Santissima Annunziata, ale dotarliśmy tam grubo po 22, więc już niewiele dzieciaków paradowało z lampionami, sądząc jednak po śmieciach, musiało ich więcej tak około godziny 21, na którą to zapowiadano spotkanie dzielnicy Florencji, do której należy ten plac. Wydaje mi się, że cała zabawa polega nie tylko na przechadzaniu się z lampionami, zauważcie, że dzieciaki z krótkimi kijkami czaiły się na lampiony, po czym zostały one spalone. 





Na szczęście oczekiwanie na nieszczęsne łodzie umilił nam pewien muzyk, ale o tym za chwilę.

Najpierw wyjaśnię Wam sedno tradycji oraz skąd taki tytuł wpisu. Festa dela Rificolona ponoć (bo już teraz nie dowierzam) jest organizowana nie tylko we Florencji, ale i w całej florenckiej diecezji. Odbywa się zawsze 7 września w przeddzień Święta Narodzenia NMP.  

Rificolona jest ukierunkowana głównie na dzieci. Sama tradycja wzięła się stąd, że w dawnych czasach chłopi z okolic schodzili się do Florencji po nocy, by zająć najlepsze miejsce na targu. A, że szli w nocy, to czymś musieli oświetlać sobie drogę. Konstruowali lampiony z papieru, lub tkaniny, zawieszone na kijach. Gdy docierali na Piazza Santissima Anunziata, rozsiadali się pod loggiami kościoła, bądź sąsiednich budynków i śpiewali pieśni maryjne, w końcu zasypiali. Taki targ nazywano La Fierucola (czyt fierukola),  a na przaśną chłopkę młodzi florentyńczycy wołali fierucolona. Ci młodzi mieszkańcy miasta także gromadzili się na tym samym placu, by drwić sobie z wieśniaków, przeszkadzać im we śnie, wyzywać, Chłopi rankiem odbijali sobie wszystkie "niedogodności" w cenach towaru. W ciągu wieków słowa fierucola, fierucolona przerodziły się w rificolona. To słowo do dzisiaj używane jest wobec kobiety ubranej i umalowanej bez gustu, w sposób wyraźnie ekscentryczny. 

Powoli w samej Florencji zaczęto naśladować wieśniacze lampiony, aby nadać nocy z 7 na 8 września bardziej fantazyjny charakter. Nie mam pojęcia, czy resztki tego, co zobaczyliśmy na Piazza Santissima Annunziata (w zapowiedziach wszystko miało trwać do północy) miały charakter Rificolony. Zamiast targu stały tam trzy budy z jedzeniem i kręciło się trochę ludzi z lampionami, a dwoje dzieci właśnie dokonywało ich spalenia. Czy to że w lampionie jest prawdziwa świeczka nakazuje potem go spalić? Hmmm, nie wiem, spróbuję się dowiedzieć, może kiedyś dopisze tu wyjaśnienie.

Musi w końcu pojawić się i wierszyk, który przetrwał po nasze czasy i stanowi część tytułu tego artykułu. Tym razem postaram się go przetłumaczyć, bo wielką poezją to on nie jest. Wrzucę Wam też dobre wykonanie wersji muzycznej:

Ona, ona, ona ma che bella rificolona! La mia l'è co' fiocchi e la tua l'è co' pidocchi. E l'è più bella la mia di quella della zia.

Ona, ona, ona, jaka ładna rificolona. Moja z kokardami, ale twoja to jest z wszami. I najładniejsza jest ma, nawet od tej, którą ciocia ma.


Pierwsze zdanie jest sztandarowym zawołaniem lampionowego święta. 

A skoro już przy muzyce jesteśmy, to ... Nie wiedząc, że lepiej było udać się nam o 21:00 na Piazza Santissima Anunziata, czekaliśmy na Ponte Vecchio słuchając świetnego, dowcipnego, nawiązującego doskonały kontakt z publicznością piosenkarza. 





Zasiedliśmy na krawężniku koło niego, gdy akurat zadawał pytanie, jaką teraz ludzie życzą sobie piosenkę, gdy Krzysztof dosłownie pod nosem powiedział do mnie, że filozoficzną, Claudio Spadi zadedykował mu następny utwór. Siedzieliśmy i w niezwykle wakacyjnej atmosferze słuchaliśmy kolejnych włoskich szlagierów, czasami śpiewając ze wszystkimi. Gdy wstaliśmy, żeby już pójść, Claudio zawołał za nami "Nie możecie mi tego zrobić i właśnie przed tą piosenką odejść!". A, o jaką chodziło? O "Lasciatemi cantare" (tłum. Pozwólcie mi śpiewać). No nie mogliśmy odejść. 
Na pocieszenie Wam i sobie samej, że tak niedobrze przygotowałam się informacyjnie, że znowu dałam się nabrać na opis świętowania, z którego wyszło wielkie nic, wklejam piosenkę dedykowaną Krzysztofowi. Przed Wami Claudio Spadi (profil na instagramie) wykonujący utwór autorów Eugenio i Edoardo Bennato. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz