wtorek, 14 lipca 2009

KOMENTARZOWISKO

Oj! Dawno nie odpowiadałam na komentarze. Mam zaległości od 3 czerwca.
Na początku bardzo dziękuję za pamięć i polecane mi książki. Część miałam już zamówionych, część czeka w kolejce na dostawę. A co do filmów, to chciałam wyjaśnić, że ograniczyłam się tu do toskańskiego tła i to raczej osobiście obejrzanych, bo z tego co się orientuję to nawet lista toskańska jest o wiele dłuższa.

Parę słów jeszcze o ogrodzie. Zmiana w nim jest podytkowana pomysłem uczynienia miejsca parafialnego, nie tylko na użytek proboszcza i mnie niegodnej gosposi. Oczywiście sobie krzywdy nie zrobimy i czuć się w ogrodzie mamy zmaiar bardzo dobrze. Obecnie czekamy na specjalistę od kładzenia darni, bo ma nam wytruć resztki chwastów. Potem trzeba ściągnąć firmę od układania bezcementowego płytek a potem skrzyknąć okolicznych vivaistów, co by zasilli ogród w rośliny. Nawiasem wspomnę, że przesadzanie drzew to dla nich chleb codzienny. Często, gdy gotuję za oknem kuchennym widzę czubki majestatycznie sunących drzew. To transport roślin na specjalnej przyczepie.

O układaniu kwietnych kobierców w Spicimierzu, Śpicimierzu albo Spycimierzu słyszałam. Specjalnie piszę tylko o nazwie miejscowości, bo wydarzenia na własne oczy nie widziałam, ale zadziwił mnie fakt, że nawet na gminnej stronie internetowej istnieją dwie pisownie.

Nie wspominałam o wynikach malowania wanny, wyszło znakomicie, farba trzyma się podłoża, przeżyła pięcioosobową grupę naszych gości.

Wyjaśniam macedonię, myślałam, że już wspominałam o tym deserze. To rodzaj sałatki owocowej ze świeżych owoców, bywa z dodatkiem alkoholu, np maraskino. Wypatrzyłam też kiedyś macedonię suszoną i dzięki temu mogłam ugotować kompot na Wigilię.
A co do zbierania orzechów w noc świętojańską to raczej w Polsce, nasze już ledwie pokroiłam, w następnym roku trzeba będzie je zebrać wcześniej.A co do smaku tej orzechówki to ją robimy, bo właśnie kiedyś ją kosztowaliśmy u jednego parafianina.

Za życzenia udanego Nowego Roku Toskańskiego bardzo serdecznie dziękuję. Też mi się wydaje, że tyle się wydarzyło, jak bym mieszkała tu nie wiem ile. Podejrzewam, że przyczyna leży w robieniu tych zapisków. Krzysztof czasami mi się dziwi, że coś pamiętam, a ja po prostu utrwaliłam świeżą pamięć w sieci. A gdy nie pamiętam dokładnie, to siadam przed komputerem i szukam na własnym blogu.

Bogusiowe zdrowie uległo właściwie całkowitej poprawie, niemal zupełnie wrócił do równowagi. i to dosłownie. Apetyt też mu dopisuje, więc nieciekawe wklęśniecia ładnie mu się wypełniły. Szkoda tylko, że nie za bardzo jest kiedy pójść z nim na spacer, by się wybiegał. Dni na to za gorące. Nocami?

Na fiori di zucca mam następny przepis. Pomidory z puszki, takie obrane ze skórki, wymieszałam z pachnącymi ziołami i dodałam dwa wyciśnięte ząbki czosnku. Potem wrzuciłam na głęboki olej. Pyszności!

Patentu na świeczki nie sprzedam, pokazuje się go w praktyce, zapraszam :)

Co do mało zabytkowego Cutigliano nie chciałam, by to zabrzmiało w zblazowany sposób. Z chęcią wrócę do tego miasteczka, zwłaszcza na lody, które obiecałam mojemu Tatuśkowi, gdy tu zawita. A zawita już jutro.

Niebieska wspomniała o kiszeniu cukinii. Z chęcią bym to zrobiła, ale ogórki mi się nie kiszą, zrobiłam ostatnio dwie próby na różnych ogórkach. Miałam chrzan i koper, ale niestety nici :(

Ufff! W końcu odpowiedziałam. Pozdrawiam wszystkich nowych czytelników i oczywiście tych już zasiedziałych. Dziękuję za przemiłe słowa w mailach i tu na blogu. Upalne pozdrowienia z Toskanii :)

2 komentarze:

  1. Jejku, a mi się przypomniało,ze jadłam kiszoną cukinię i była boska!:)))

    OdpowiedzUsuń