Udaliśmy się do Villi Medycejskiej w Castello, zwanej inaczej Villa Reale, L'Olmo lub Il Vivaio. Jest ona siedzibą Accademia della Crusca ( Akademia Otrąb).*
Zdawałam sobie sprawę, z faktu, że wnętrz nie zobaczymy. Zagrałam jednak na czas, czyli wchodzimy i patrzymy, dopóki nikt nas nie wyrzuci. Co zobaczymy to nasze, no i Wasze, bo kilka fotek pstryknęłam.
W końcu jednak podeszła jakaś pani i powiedziała że tu nie ma wejścia. Gdy zapytałam po włosku, a gdzie jest wejście do ogrodów, to ona odpowiedziała mi po angielsku. He, he. Ja się domyślam i wręcz wiem, że nie mówię jak rdzenny Toskańczyk, ani inny włoskojęzyczny obywatel, ale żeby aż tak?
No dobrze, nie można, to nie można, za to do ogrodów i owszem, i bezpłatnie.
Zajechaliśmy tam cudownie słonecznym poniedziałkowym porankiem, więc, oprócz ogrodników, niewielu zwiedzających zastaliśmy wśród żywopłotów. Były to dwie malutkie grupy - raz małżeństwo z dzieckiem, a drugi raz sam tatuś (?). Pracownicy za to licznie uwijali się wśród roślin. Już większość cytrusów wyciągnęli z limonai (po naszemu to chyba oranżeria?), jej wnętrze było mocno opustoszałe, choć i tak znalazł się obiekt, na widok którego poczułam się malutka.
Zapachu kwitnących krzewów pomarańczowych nie dały rady zmóc piwonie czy róże. Żałuję, że na blogu nie ma opcji dla zmysłu ulokowanego w naszym nosie. Siedzielibyście teraz otoczeni chmurą słodkiej zniewalającej woni.
Nie będę się trudzić opisywaniem roślin, bo znowu stanęłam wobec wielu niewiadomych, np. były to rośliny o liściach podobnych do szałwii, lecz bardziej mięsistych i o żółtych lub fioletowych kwiatach. Albo fioletowe kwiaty o smukłych łodygach i pąkach, czy też jakiś absolutnie mi nieznany krzew cytrusowy o owocach z daleka przypominających głóg. Po kwiatach sądziłam, że mam do czynienia z cytrusem, więc śledztwo rozpoczęłam w tym dziale, mam nadzieję, że z sukcesem, choć ponoć nie określa się tej rośliny mianem "cytrus". Widzieliśmy prawdopodobnie murraya exotica, której suszone owoce stanowią składnik przyprawy curry.
Wróćmy do ogrodu i jego założeń. Zupełnie odmienna "polityka ogrodnika". Ogród schować, odciąć się od świata. Nieważne, że Florencja. Niektóre części ogrodu tak mocno schowano, iż zyskały określenie "sekretne". Nie dane było nam ich zobaczyć, choć jest taka możliwość. Trzeba zgłosić się na portiernię i trafić na dwie osoby z obsługi, wtedy jedna z nich może pójść z kluczem i otworzyć przejście do sekretnych ogrodów. Jak się domyślacie, trafiliśmy tylko na jedną osobę.
Porównywałam sobie widziany dzisiaj ogród z tym z Villi Petraia. Odcięcie od świata, (główny szlaban stanowi horyzontalnie rozłożony pałac, o bardzo prostej, mało mnie zachwycającej bryle) powoduje, że człowiek bardziej koncentruje się na ogrodzie, nie ma naturalnego przedłużenia w postaci panoramy miasta, więc inny teatr rozgrywa się przed naszymi oczami - teatr rzeźb.
Zaraz po przejściu przez bramki wyłania się obraz z wielką fontanną. Niestety nieczynną. Za to jej program rzeźbiarski świetnie zgrywa się z klimatem ogrodu. Brykających chłopców nie przerazi nawet ukryty pomiędzy nimi maszkaron, ani groźna scena walki Herkulesa z Anteuszem (udusił giganta trzymając go ciągle nad ziemią, gdyż stąd Anteusz czerpał siły).
Tak jak chętnie usiadłam przy fontannie, tak nie mam przekonania do Groty Zwierząt. Jakoś tu do mnie manieryzm Giambologny nie przemawia i nie zachwyca. Wydaje mi się to maksymalnie kiczowate. Może ktoś mnie nawróci?
Już ja wolę inne rzeźby z tego ogrodu.
A jeśli tych by zabrakło, to pozostają zawsze piękne kwiaty.
Cała wyprawa była antidotum na ból głowy z jakim zasnął po bardzo intensywnej niedzieli Krzysztof, i z jakim się obudził. Aplikacja leku przebiegła nad wyraz pomyślnie, że dał się zaciągnąć do Florencji. Ale to już osobna historia i osobny wpis, którego przygotowanie zabierze mi chyba kilka dni. Poczekajcie więc cierpliwie. Ja wróciłam do domu wniebowzięta.
*Akademia Otrąb - to utworzona w XVI wieku akademia mająca się zajmować czystością języka włoskiego. Utworzyła ją grupa zapaleńców zwąca się "brygada otrąb", by wyraźnie odróżnić się od scholastycznej Akademii Florenckiej. Potem znaczenie tej nazwy stało się symbolicznym, określającym działania Akademii jako oddzielanie otrąb od mąki, czyli doprowadzanie języka do jego czystej postaci. Tak więc z żartobliwej nazwy utworzono określenie dla obecnej włoskiej akademii językowej. Kilka zdjęć z siedziby można zobaczyć na stronie wikipedii.
Myślę, że Grota Zwierząt jest bardzo ciekawym miejscem dla zwiedzających dzieci, ile tam się dzieje... ;)
OdpowiedzUsuńWitaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńJa tak samo do groty Gaimbologny nie za bardzo mogę się przekonać,mam podobne odczucia...ale tak poza tym bardzo mi się podobają jego rzeźby, chociażby zwierzaki z Bargello!
Co do limonaia to istnieje polska nazwa, chociaż faktycznie chyba wyparta przez francuską nazwę oranżeria, po prostu pomaranczarnia.
Ogród zimowy chyba znowu wziął się nam z niemieckiego wintergarten czy włoskiego giardino d'inverno, wszystkie te nazwy określają właściwie to samo, tylko czasami było to głównie miejsce przechowywania cytrusów a innym razem mieszanki roślin egzotycznych, pozdrawiam serdecznie jeszcze z Krakowa,
m
Zgadzam się z Twoim gustem. Wgapiam się w niebo, słyszę owady a zapachy może też. Śliczne miejsce.
OdpowiedzUsuńPani Małgorzato!
OdpowiedzUsuńDzięki za "zapiski..." niespełnionych moich marzeń, dzięki którym mogę, choć na chwilę, oderwć się od świata pomalowanego teraz dla mnie na szaro.
M. - Wierna podcztywaczka z Puław
Uczta! Jaka przestrzeń...
OdpowiedzUsuńMałgosiu,
OdpowiedzUsuńspokoju mi nie daje, pakuję się do drogi, ale wciąż mi się po głowie kręci, że ta grota Zwierząt to nie tak do końca Giambologni, tam były chyba te zwierzątka - które mi się podobają- właśnie Giambologni, które teraz są w Bargello (indyk na przykład), ale sama grota tak jak się ją ogląda teraz to chyba jest dzieła Ammanatiego tzn. rzeźby Ammanatiego tak jak i rzeźba Herkulesa i Anteusza ???
Pozdrawiam,
m
Możesz jechać spokojnie, Giambologna miał swój udział w tej grocie i jego właśnie zwierzątka znajdują się obecnie w Bargello. W powstawaniu Groty Zwierząt miało udział wielu artystów, ale ja dokonałam skrótu, żeby nie zalewać bloga przewodnikowymi informacjami. Jeśli miałabym być skrupulatna, to musiałabym wymienić takie nazwiska jak: Tribolo (główny architekt miejsca), Vasari (przeróbki), Ubertini (prawdopodobny twórca wanien), także Ammannati (niektóre zwierzęta). Bez względu na autorstwo, ten zestaw razem z muszelkowym sufitem do mnie nie przemawia i nadal zadaje mi się kiczowatym. Ale o gustach wszak się nie dyskutuje :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe miejsca.
OdpowiedzUsuńNie wiem kiedy będę mieć okazję je odwiedzić. Ehh.
Cieszę się, że mogę poczytać sobie o nich na Pani blogu i pooglądać te wspaniałe foto.
Pozdrawiam
Hihi, te rzeźby przypominają mi gadżety, np. szkatułki bądź inne kopczyki uklejone z muszelek i innych dziwów morskich, które bywają opatrzone napisem "Pamiątka znad Bałtyku".
OdpowiedzUsuńKinga z Krakowa
O to, to! Właśnie, najbardziej artystyczny nadmiar sprowadza się do szkatułki :) Dokładnie takiego skojarzenia mi brakowało, ale klimat czułam :)
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona!:)))
OdpowiedzUsuńMałgosiu, chyba nie podziękowałam jeszcze za karteczkę. Dziekuję Ci :**
Wybacz, jestem ostatnio strasznie zabiegana. Synek za tydzień 15 maja będzie miał Pierwszą Komunię Świętą.
Pozdrawiam ciepło:*
Zdecydowanie, kwiaty najpiękniejsze w tym ogrodzie, reszta to tylko dekoracje, no może fontanna warta uwagi, ale tak bez wody bidusia wygląda smętnie.Bożena
OdpowiedzUsuń