niedziela, 12 czerwca 2011

PLEBANIJNE PLOTECZKI

Wczoraj znowu podglądałam wnętrze kościoła przez okienko z mieszkania. Bardzo byłam ciekawa ludzi, którzy przyszli kiedyś z chęcią ochrzczenia bliźniąt, a namówieni przez proboszcza postanowili się pobrać.  Mały sukces duszpasterski :) Mali chłopcy oczywiście zostali ochrzczeni, podczas tej samej Mszy św., stąd delikatne niebieskości hortensji w kompozycjach. Krzysztof chcąc uspokoić pannę młodą, powiedział jej, że nawet jeśli się spóźnią, to nie ma problemu, bo nie ma potem Mszy św. Ona powiedziała, że absolutnie się nie spóźni, no i przybyła 20 minut po terminie, hi hi hi. 
Ostatnio zadano mi  w wywiadzie (który jeszcze się nie ukazał, dam znać, gdy to nastąpi) pytanie o różnice między życiem sąsiadów a moim, na plebani. Pomyślałam, że mogłabym do tamtej odpowiedzi dodać następny obrazek. Otóż w piątek wieczorem byliśmy na kolacji u Ani i Francesco, podczas przemiłego posiłku zadzwoniła do Krzysztofa panna młoda z takim problemem, że zostawiła w kościele podczas jego strojenia swój bukiet. Poprosiła, by przechować go w lodówce. Nigdy nie przechowywałam bukietu ślubnego, musiałam zrobić przemeblowanie na półkach, jedną wyjąć, by kwiaty spokojnie stały i się nie pogniotły. Nie można ich było włożyć do wody, gdyż rączka była owinięta atłasową wstążką.
Ciekawe, co jeszcze mi się przytrafi z racji wykonywanej pracy ?
Wrócę jeszcze do ciekawości i podglądania: zwróćcie uwagę, że hrabiuńcio Boguś także bardzo był ciekaw całej uroczystości. Nie dałam mu podglądać przez wewnętrzne okienko, musiał się zadowolić tym w jadalni.
Na dzisiaj miałam zaplanowaną "rysunkową" niedzielę, ale.. Druso od wczorajszego wieczoru zachowywał się dość niepokojąco, miał problemy z poruszaniem się, a raczej z wchodzeniem po schodach i wskakiwaniem chociażby na parapet okienny, czy na kolana swojej pani. Postanowiłam więc go poobserwować. Znosiłam po schodach, pomagałam dostawać się na poziomy powyżej podłogi, typu kanapa, dlatego siedziałam w domu i obmyślałam różne zajęcia na najbliższe tygodnie. 
Przydaje się taka spokojna niedziela, Druso ma się lepiej, jako i ja.
Przyjemnie w domu, gdy za oknem słońce, ale bez szalonych upałów.
Dzięki takiej pogodzie wszystko rośnie w tempie zwariowanym. Jeszcze ogarniam to, co posadziłam i posiałam, całe szaleństwo zbiorów przede mną. Na razie pożądliwym wzrokiem wypatruję ogórków, jak dotąd poczyniłam raz mizerię z dwóch. Sałata w sklepie już nie ma u mnie szans, główki dojrzały, a rukola rozkrzewiła się tak, że garściami ją można rwać. Świeży koperek na młodych ziemniakach i kefir wypatrzony w Penny Market - czysty smak dzieciństwa. Nie, nie - ziemniaków nie uprawiam, koperek tak. Powoli zaczynam myśleć nad nowymi potrawami z cukinii. Dokładnie według wskazówek tubylców podwiązałam pomidory, w tym roku nie wybieramy się w sierpniu do Polski, więc mogłam zdecydować się na ich uprawę. Jeszcze parę grządek wytyczymy i ścieżki wysypiemy żwirem i orto (ogród warzywny) zyska mniej więcej ostateczny kształt.
Upały mi niestraszne, na szczęście całość objęta jest systemem nawadniającym.

Giardino ciągle nie do pokazania, to główne zadanie na wakacje.
Niewiele w nim roślin cieszy obecnie wzrok, trudno jednak nie zauważyć majestatycznego akantu, zwiewnej lawendy i drobnego jaśminu.
A na koniec mały drobiazg wypatrzony przez Krzysztofa u handlarza starzyzną. Naczynie  (ok. 25 cm szerokości) wydaje się być dziwne, acz wielofunkcyjne. Były już w nim owoce, teraz są kwiaty, zostawienie w nim cukierków jest niemożliwe, bo bym od razu je podjadała.

7 komentarzy:

  1. Poproszę garść rukoli :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak cudownie mieć w ogródku tyle piękności!
    Bukiecik prześliczny! Pomysłów Pani pewnie nigdy nie zabraknie, zazdroszczę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    rukola w Polsce świetnie się udaje, szczególnie lubię tę wersję "rucola selvatica" taka bardziej postrzępiona, u nas też już są nasiona, ale te włoskie też się świetnie sprawdzają, rośnie ona tak dobrze, że jedyny kłopot, że staje się chwastem.... bo rozsiewa się znakomicie. To co jeszcze lepsze ku mojemu zdziwieniu krzaczki świetnie zimują i później szybkona wiosnę, jak na nasze polskie warunki znowu się nadają do konsumpcji, znacznie szybciej niż taka siana na nowo. Ta "selvatica" ma kwiatki o kolorze żółtym, a inne rukole białawe, im bliżej kwiatka, można jeść je zresztą też, tym intensywniejszy smak.
    Pozdrawiam,
    m

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam taka rukolę w ogrodzie, po raz pierwszy nabyłam sadzonkę, kwitnie na żółto, już ładnie się rozrasta. Natomiast moje kabaczki dopiero raczkują, a siewki dyni i cukinii wypatruję:)
    Ech, jak patrzę na te zdjęcia, tęsknota mnie ogarnia....
    Pozdrawiam
    Eugenia

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie z tym ślubem, to nie tak, że wszystkich łączyłabym w pary, ale może ks.Krzysztof miał dobrą rękę i wystarczyła sugestia, przecież to oni podjęli decyzję. Naczynie urocze, wręcz zacznę rozglądać się za podobnym! Macie dodrze miłe Panie z własnymi ogródkami, mi pozostaje polować na smaczne warzywa i owoce i ufać, że nic nie zaszkodzi! kartofelki z koperkiem - mniam, rukola do sałatki i kanapki i zupki na wierzch.. Martwię się o psinkę, może to chwilowe.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniala ogrodniczka z Ciebie Malgosiu, radzisz sobie swietnie, zazdrtoszcze pogody i tego, ze dzieki niej wszystko rosnie. Na Kaszubach noce wciaz za chlodne aby wszystko dobrze dojrzewalo.
    A nasion rucoli u nas w ogole nie widzialam, na szczescie bywa w marketach, bo ja uwielbiam :
    Piekne zdjecia, wyglaszcz prosze psiaczki ode mnie i spokojnego Druso i ciekawskiego Bogusia :)

    POzdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Psiaczek wrócił do formy i pozdrawia swoim zakręconym ogonkiem :)

    OdpowiedzUsuń