poniedziałek, 1 sierpnia 2011

SMYCZKIEM PO DUSZY

Kilka razy korzystaliśmy już z corocznej imprezy "Opera festival". Miejsca koncertowe przyciągają bez względu na repertuar - do wyboru Ogrody Boboli lub Opactwo San Galgano. Wybraliśmy Haendla i Vivaldiego w San Galgano. Podróż dość daleka, zwłaszcza jak na powrót w nocy, ale nie ma problemu, już to wypróbowaliśmy. Wpadłam jednak na pomysł, by odwiedzić moich znajomych, którzy mieszkają właściwie nieopodal. Gdy się dowiedzieli o koncercie, dołączyli do nas i zaprosili na nocleg. Wyszła więc w piątek wyborna wyprawa gadano-koncertowa. Rozmów było znacznie więcej niż muzyki, gdyż zajechaliśmy na obiad i właściwie przerwaliśmy tylko na koncert i sen :) Za tło służyły wzgórza oraz olbrzymia wyrastająca wysoko ponad horyzont Monte Amiata. Błogostan.

A że noc była poza domem, to trzeba było wymyślić opiekę dla smoków, najlepsza to ich właścicieli. Psy więc pojechały z nami ciesząc się przestrzeniami wzgórza, na którym stoi dom.
Druso dwa razy wpadł w lekką histerię, gdy usłyszał grzmoty burzy oraz podczas spotkania z gigantyczną ropuchą. Myśmy nie spanikowali, bo burza była o odpowiedniej porze, do wieczora niebo się rozjaśniło, by pozwolić podczas koncertu błyszczeć gwiazdom nad głowami.
Miejsca mieliśmy wyborne: pierwszy i drugi rząd. Panowie siedli w drugim, a my w pierwszym czyniąc z niego malusią lożę szyderców. No bo oprócz muzyki ponadczasowo pięknej ja po prostu muszę się gapić, wyszukiwać charaktery, a to rzymski profil skrzypka, a to szalona kotłowanina włosów na głowie kontrabasisty, a to lekko zadufany w sobie solista, a to nieprześliczna wiolonczelistka, za to żywiołowa pełna energii, a to klawesynistka hołubiona przez solistę, ale chyba tylko on dobrze słyszał każde dźwięki wydobywane z instrumentu.
Konkurencją dla orkiestry było miejsce, jak zawsze mistyczne, pełne duchów mnichów, którzy niezbyt długo mieszkali w miejscu. Inwestycja nietrafiona, ale urocza i zasilająca wyobraźnię wielu pokoleń.


Vivaldi zresztą też się broni, nawet w tak fatalnym nagraniu,jak moje:

Wspaniały wypad, lekkość smyczków i rozmowy na cztery głowy rozmiłowane w Toskanii. Mniam!

A do tych głosów dołóżcie jeszcze niebywałą ciszę. Jakiż kontrast dla plebanii stojącej na rozdrożu ruchliwych dróg. Żadnych odgłosów cywilizacji, tylko świerszcze, cykady i ptaki. Ale bywa też i wycie wilków.
I jeszcze ten czas, by kontemplować drobiazgi wyłonione porannym słońcem.
Ileż w tym Boga!

12 komentarzy:

  1. Vivaldi i jeszcze w takim miejscu! Miody!
    Swoją drogą gdyby Galgano nie było ruiną.... byłoby jednym z wielu pięknych toskańskich opactw...chyba największą gotycką budowlą a tak jest takie unikalne!
    pozdrawiam,
    m

    OdpowiedzUsuń
  2. ...ja się zastanawiam czemu ty i pan Krzysztof jeszcze nie gracie w golfa...plenery idealne, a spokój i relaks w tej grze prównywalne do tego co pokazujesz na fotkach...pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękna sceneria! Ja bardzo żałuję, że podczas mijej niedawnej wycieczki po Toskanii nie było w programie San Galgano.


    Sieradzanka

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się rozmarzyłam .....W tak magicznym miejscu być na koncercie to chyba niesamowite przeżycie.
    Piękne zdjęcia, tęsknota mnie zżera!
    Dwa fotele, dwa leżaki i dwa drzewka i ten widok!

    OdpowiedzUsuń
  5. koh a skąd ja bym miała wziąć ten czas na golf? bue? wiem, że są ludzie przyjeżdżający tu na golfa, ale trawniki spotkasz na całym świecie, mnie tutaj "kręci" coś innego. A poza tym to chyba drogi sport?
    Małgosiu, a mnie zawsze będą bolały opuszczone świątynie, a tym bardziej te, którym zmieniono formę użytkowania. Zupełnie jakimś absurdem wydaje mi się być np. spotkanie masonerii w murach San Galgano.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystko piękne, cisza i muzyka.....

    Są tacy, którzy zamieniają świątynie w swoje domy, w ołtarzu mają jadalnię. Bardzo trudno to zaakceptować. Może ja mam takie konserwatywne podejście, już wolę opuszczone mury.. choć szkoda...

    OdpowiedzUsuń
  7. Małgosiu,
    ja się też kiedyś zastanawiałam czy kiedykolwiek, przy moich i tak niezwykle długich( dla mnie nigdy za długich...) pobytach we Włoszech będę miała kiedyś czas ( czytaj raczej moje wewnętrzne przyzwolenie w takim miejscu) na granie w golfa, ba nawet jakieś częstsze popływanie w morzu! Choć faktycznie kilka niezłych ( czytaj- super położonych) golfowisk widziałam.... pociągały mnie o tyle, że kiedyś dawno temu dobrze się bawiłam przy minigolfie ( oczywiscie nie we Włoszech...), o ile te dwa sporty można w ogóle porównywać....

    Faktycznie ja na opactwa patrzę nieco inaczej, dla mnie ważne jest czy nie pobadają w ruinę (nie taką jak Galgano....) ale czy są restaurowane i zadbane i jak tylko ich nowe wykorzystanie nie narusza ich architektury, ich wpisania w krajobraz itd to nie przeszkadza mi gdy odbywają się tam koncerty czy nawet jak wielu klasztorach włoskich po prostu są przekształcone na hotele. Jak wiesz, wiele z nich po prostu by nie przetrwało, a tak ich piękno to artystyczne, trwa. Mnie to nie przeszkadza, ale rozumiem, że może to smucić. Pozwoliłam sobie więcej pisać bo wczoraj, gdy czytałam w Corriere Fiorentino zobaczyłam ,że wymierzono pierwsze mandaty, za sprzedaż obscenicznych gadżetów dla turystów - (krzywa wieża w falicznych odsłonach na fartuszkach i podkoszulkach) w pierwszej chwili się ucieszyłam niezwykle bo pomyśłałam, że w końcu może będzie mniej brzydoty, kiczu i tandety na tym wspaniałym placu... ale niestety interwencja władz kościelnych - wg Corriere- dotyczyła jedynie tylko tego aspektu "seksulanego" nazwijmy, szkoda bo może należało w ogóle walczyć po prostu o estetykę szeroko pojętą, szczególnie w takim miejscu! No cóż , ale pewnie dopóki statystyczny turysta woli kupić dowolnie brzydką pamiątkę, i to we Włoszech, gdzie ma taką wspaniałą ofertę rzeczy pięknych.... pewnie niestety i tak żadne protesty nie pomogą.
    pozdrawiam, w tym momencie nie pada! i jest nawet słonecznie!
    m

    OdpowiedzUsuń
  8. To bardzo ciekawy temat. Mażenko, właśnie o tym pisałam. Koncerty odbywają się i w użytkowanych świątyniach, ruiny mają w sobie coś uroczego, ale np restauracja w Pistoi, z której nawet nie zabrano ołtarza i stawia się na nim kieliszki,naczynia itp. Smutne. Ciekawe,to co napisałaś o proteście. Trudno, żeby Kościół protestował wobec całego kiczu, ale może chociaż wyrazić niezgodę na takie chamskie traktowanie obiektów sakralnych. Jak by nie było Krzywa Wieża jest dzwonnicą pizańskiej katedry. Problemem jest fakt w Polsce niemal zupełnie nieznany, że często nawet użytkowane przez Kościół obiekty należą do włoskiego państwa, o czym być może niebawem napiszę, bo czeka na mnie jeden zaległy wpis.

    OdpowiedzUsuń
  9. Małgosiu,
    jedyne co chciałam podkreślić,to to ,że mnie smuci jak miejsce piękne nie ma dobrego gospodarza, postrzegam San Galgano czy inne takie miejsca jako miejsca dziedzictwa kulturowego, oderwane od aspektu religijnego, dlatego zadowala mnie gdy jest tak zarządzane, że jego walory artystyczne na tym nie tracą. Chociaż zgadzam się, że nawet odrywając aspekt religijny
    może smucić widok gwarnego hotelu w miejscu stworzonym do kontemplacji, ale właściwie takiego przypadku na szczęście nie widziałam. Byłaś np. w Villa San Michele w Fiesole?, czy przekształcenie tego dawnego klasztoru, przez grupę hoteli Orient Express, jest aż tak smutne?
    Gdyby nie takie wykorzystanie popadł by pewnie w ruinę, brzydką ,nie romantyczną jak San Galgano.
    Dzięki jednak takiemu, może kontrowersyjnemu, podejściu istnieje i cieszy nadal nasze oko, duszę i miejsce to daje na pewno wiele radości wielu osobom.

    Poza tym chciałam zwrócić uwagę, że jeden aspekt potrafi na tyle zdenerwować,że się jednak protestuje a inne jakoś już nie, a czyż inne kiczowate podkoszulki czy fartuszki nie tak samo gryzą się z tym miejscem, i je " obrażają", miejscem traktowanym nawet jedynie jako miejsce dziedzictwa kultury i tu faktycznie raczej ktoś odpowiedzialny za tę działkę powinien chociażby z racji pełnionej funkcji protestować....
    muszę przyznać, że ciekawa jestem niezwykle co też napiszesz,w zapowiedzianym wpisie, twojego spojrzenia. W Polsce, pewnie nie tylko o tym co piszesz często nie wiemy, nasze wyobrażenie o znaczeniu Kościoła we współczesnych Włoszech niezwykle często też się rozbiega z prawdą.

    Pozdrawiam,
    m

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepięknie Małgosiu!:)
    Kochana, własnie doszła do mnie przesyłka :)). Dziękuję Ci z całego serducha, sprawiłaś mi ogromną radość. I taką pachnącą i piękną.
    Dziękuję. Napisałam mailika :)
    Buziaki ślę:*
    Majana

    OdpowiedzUsuń
  11. Małgosiu, to nagranie, to po prostu miód na moją duszę... Wielką przyjemność miałam w odsłuchaniu, a do tego jeszcze taaaka sceneria... Aż żal ściska, że San Galgano tylko za dnia poznawałam. Patrząc na fotki, chyba więcej w nim uroku i tajemnicy w wydaniu wieczornym.
    Relacja, jak zwykle u Ciebie, cudowna. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. To musialbyc niesamowity koncert, zazdroszcze, bo uwielbiam jezdzic do San Galgano. Tam jest tak jakos magicznie. Pozdrawiam,A.

    OdpowiedzUsuń