niedziela, 31 lipca 2011

NIEKLASYCZNA KLASYKA, O WYŻSZOŚCI ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA NAD CYFROWYM APARATEM, CZYLI BUSZUJĄCY NA ŚCIERNISKU, ALBO DESZCZEM PO OCZACH, ALBO....

Tym razem cierpię na nadmiar pomysłów na tytuł, więc na razie jest taki jak powyżej.
Jedną z propozycji biura podróży, z którym przyjechała moja przyjaciółka, była fakultatywna wycieczka na Elbę. Podsunęłam propozycję "obligatoryjną": Val d'Orcia. Po przekonaniu syna, że może jednak lepiej jakieś miasteczka, "i w ogóle", zabrałam całą Monikową ekipę na wycieczkę do "zbożowej Toskanii" (że zacytuję Monikę).
Zaczęło się pięknie. Przed Sieną GPS zalecił nam zjechanie z trasy, by nie stać w dużym korku, grzecznie posłuchałam i dzięi temu podjechaliśmy nieopodal Monteriggioni. Skoro już tam się znaleźliśmy, to czemu nie zjechać jeszcze kilometr dalej do Abadia a Isola?
Pozaglądaliśmy w zakamarki, spytałam pana z lokalu,w którym zatrzymaliśmy się w zeszłym roku, co się stało z "Legendą Braciszków". Dowiedziałam się, że właściciel się nie zmienił, ale ta  "wyższa półka" przeniosła się w inne miejsce, a tu jest teraz tańsza restauracja z szybciej przygotowywanymi potrawami. Nie spróbowaliśmy, bo na obiad było stanowczo za wcześnie.
Zdjęcia: Monika Zawadzka-Adamiak

Jeszcze chwilowy postój wśród już przekwitających słoneczników i jedziemy dalej.
Zdjęcia: Monika Zawadzka-Adamiak
Za Sieną znowu coś nas zatrzymało. Przecież nigdzie nam się nie śpieszyło. A nie sposób było oprzeć się połaciom skoszonych pól z zupełnie nieprzewidzianie rozrzuconymi na nich balotami słomy.
W końcu ruszyliśmy dalej. W okolicach Montalcino na przedniej szybie pojawiły się niepokojące krople. Ale co tam! Przecież to lipiec w Toskanii, drobny deszczyk nam nie straszny.
Do Sant'Antimo dojechaliśmy już w regularnych strugach. Naiwnie nie mieliśmy nic, co by nas przed nimi obroniło. Na szczęście odległość między parkingiem a kościołem nie jest zastraszająco duża, więc sprintem dotarliśmy do świątyni i chłonęliśmy cudownie miodowy romanizm.
Niestety sytuacja nie zmieniła się, gdy ruszaliśmy w  dalszą drogę. Pozostało nam robienie zdjęć z auta. Ciekawie jest porównać możliwości aparatów.

Dzięki uprzejmości Moniki mogę Wam pokazać niezwykłe jak na lipiec zdjęcia, właśnie nieklasyczną klasykę, czyli Val d'Orcię tonącą latem w sinym deszczu widzianą przez obiektyw lustrzanki.
Zdjęcia: Monika Zawadzka-Adamiak
Ja zazwyczaj prowadziłam i zatrzymywałam auto w dogodnych miejscach z rzadka łapiąc za aparat.
Przerwę w tej niezwykłej sesji zdjęciowej stanowił wyborny obiad w Castiglione d'Orcia. Podczas szukania lokalu, który by nas uratował od śmierci głodowej i przed totalnym rozpuszczeniem uratowała nas plandeka, na której zazwyczaj leży Boguś podczas jazdy autem. Wyobraźcie sobie grupkę przemieszczającą się pod czarną płachtą, przyklejone do siebie figurki współtowarzysze deszczowej niewoli, pożądliwym wzrokiem patrzące na samotny parasol.
Zdjęcia: Monika Zawadzka-Adamiak
Miasteczko wydawało się wymarłe, ale w końcu bardzo gościnnie przyjęła nas osteria "Il Ritrovino". A przyjęła przepysznie. Staraliśmy się wybrać różne potrawy i dzieliliśmy je między sobą, by poznać jak najwięcej nowych smaków. Na przystawkę były przysmaki z cinta senese, lokalnej odmiany świni. Swoją drogą ciekawe, czy nazwano ją tak ze względu na czarno-białe umaszczenie, jak kolory w herbie Sieny? Nie wiem, co było genialniejsze, czy prosciutto z niej zrobiona, czy lardo, także z tego zwierzęcia (słonina), podana na ciepło na grzance. Pialiśmy też z zachwytu nad serami pecorino o różnym czasie sezonowania z rewelacyjnymi dżemami, między innymi z pomarańczy i ostrej papryczki. Jako danie główne Maciej zamówił sobie tagliatelle z ragù, Monika z Olgą - bistekkę z "cinta senese" i rukolą a ja - schab z pigwą. A warzywa? Zielone smażone pomidory, gotowany kalafior z oliwą oraz pieczony bakłażan z pomidorami i papryką. No niebo w gębie! A tu jeszcze na deser ricotta z czekoladą i czymś, o co zapomniałam zapytać, buuuu!
Niezwykle mistyczne deszczem krajobrazy, pełna Boga architektura Sant'Antimo i ten obiad osłodziły nam niemożność kontynuowania wycieczki. Chociaż z daleka obejrzeliśmy Capella di Vitaleta. Jakież niesamowite nasycenie barw nadaje zwyczajny deszcz. Słoma żółcią starała się zastąpić brak słońca.
Zdjęcia: Monika Zawadzka-Adamiak
Reszta planów związana była z plenerami a nie z wnętrzami, więc podjęliśmy dzielną decyzję o powrocie.
Na osłodę pojechaliśmy do handlarza starzyzną, a po przyjeździe do domu czekało na nas zaproszenie Krzysztofa do Montecatini Alto - na lody. Już nie padało, zabraliśmy nawet psy i przemile zakończyliśmy dzień.

14 komentarzy:

  1. To był cudowny dzień.Dał mnóstwo radości mojej rodzinie.Dziękuję Ci Małgosiu-wlałaś w nasze serca mnóstwo ciepłych uczuć i nadziei na przyszłość.Niestety czytelnicy Twojego bloga nie zobaczą cudownych czerwonych butów Madonny Sant'Antimo.Olga nazwała ją Madonną od Gucciego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna wycieczka! przepiękne pejzaże, te pola są niesamowite! Można patrzeć i patrzeć. I słoneczniki , no cuda!:)
    Wspaniale spędziliscie czas, zazdroszczę.
    Buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Toskania piękna jest i w niepogodę.
    Odliczam dni :)))
    Kinga z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też tam już niedługo będę. Mam nadzieję na tepszą pogodę chociaż zabieram ze sobą dużą pelerynę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga Pani Małgosiu, coś się niedobrego dzieje z ta pogodą, nawet w Toskanii. Ja byłam równiez na zorganizowanej wycieczce po Toskanii z biura Itaka, wróciłam do Polski tydzien temu i również tam padało! Pozdrowienia od wiernej czytelniczki z okolic Sieradza.

    OdpowiedzUsuń
  6. No proszę! Moje ścieżki :-)
    Ech, wspomnienia, wspomnienia...

    OdpowiedzUsuń
  7. Deszcz na zdjęciach nie przeszkadza.. wszystko takie ech..
    To zdjęcie z - czy pod plandeką w scenerii murów, to jak epizod z życia tkaniny jakiejś! niesamowity ten wielonogi stwór!

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowite,deszcz o tej porze???
    To, ze u nas pada to raczej juz klasyka, ale w Toskanii?
    Szkoda, jednak wiecej i inaczej sie oglada podczas slonecznego dnia.
    Ale zdjecia i tak niezwykle udane :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    a ja w Dolomitach załapałam się nawet na lipcowy śnieg.... ale pierwsza połowa lipca w centrum Włoch
    była z pogodą jak na BelPaese przystało. Ale takie mgiełki w Toskanii mają też niezwykły urok, chociaż zazwyczaj o innej porze roku się ich spodziewamy.
    A jeśli chodzi o antyczną świnię hodowaną już ponoć przez Etrusków, a mianowicie wspomnianą we wpisie cinta senese, spotkałam się z tłumaczeniem nazwy od jej miejsca hodowli: wzgórza wokół Sieny a cinta to to samo co cintura a ona ma właśnie tę charakterystyczną biała łatę w środku swego tułowia, jakby właśnie była spięta paskiem.
    Doczekała się nawet już dawno swojego malarskiego uwiecznienia, obraz chyba znajduje się wciąż w Ratuszu w Sienie a tu to co się znajduje w sieci:
    http://www.google.pl/search?q=ambrogio+Lorenzetti,+%22Effetti+del+buon+Governo&hl=pl&client=firefox-a&hs=Mtu&rls=org.mozilla:en-GB:official&prmd=ivnso&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=5742TrruOYrNsgawpLG5Ag&ved=0CBwQsAQ&biw=1189&bih=670

    pozdrawiam z deszczowego Krakowa
    Małgorzata

    OdpowiedzUsuń
  10. Drogie Panie,

    ten wpis to prawdziwa fotograficzna poezja, a ten blog po raz kolejny ukazuje, jak wiele jest piękna w otaczającym nas świecie (trzeba jedynie umieć je zauważyć).

    Dziękuję Pani Małgorzato, za kolejną bardzo cenną lekcję nauki patrzenia.

    Pozdrawiam z deszczowej Warszawy

    Romeus

    OdpowiedzUsuń
  11. Małgosiu, obecnie to już tylko z lekką zazdrością spoglądam na Twoje wojaże, nie dowierzając, że dopiero co ja sama przemierzałam toskańskie drogi...
    Chciałam nawiązać do Isola Abbadio, a konkretnie do tej restauracji z pysznym jedzeniem. :) Która z dwóch obok siebie sąsiadujących jest ta "pyszna"? Czy może ta bliższa klasztoru? Lub stojąc twarzą w tunelu kierującego w stronę zapleczowego ogródka - ta po prawej stronie? Pytam z ciekawości, bo my mieliśmy (o czym dopiero co pisałam na blogu :D) okazję zawitać w tej "po lewej" i było... jak w czeskim filmie. :D Do tego średnio smacznie... Oczywiście od razu, już na miejscu, pożaaowałam ,że nie wybraliśmy tej drugiej. No ale jak mogłam przewidzieć... :D
    Pozdrowienia serdeczne! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Tfu! przepraszam za błąd w nazwie miasteczka. :D Pisałam szybciej niż myślałam. :D oczywiście chodziło mi o Abadia a Isola. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. hi hi, wiedziałam,o czym piszesz :) no więc przepysznie to ja tam jadłam rok temu, skręciwszy w lewo od kościoła idąc tunelikiem na tył świątyni to była knajpka po prawej stronie. Teraz jest tam ponoć tańsze jedzenie, ale nie wiem, czy gorsze :)Może kiedyś spróbuję?
    Cieszę się,że deszczowa Toskania przypadła Wam do gustu. Ja nie narzekam, i tak jest ciepło, a moi wycieczkowicze bez względu na aurę byli przeszczęśliwi.
    Kingo! Czekamy :)
    Alicjo, chyba zupełnie deszczowo nie będzie, czego Ci życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  14. No właśnie...my trafiliśmy do tej drugiej. Z Adonisem, który niemal doprowadził nas do histerycznego płaczu. :D A przynajmniej do osłupienia. :D Uciekaliśmy stamtąd, aż się kurzyło. :D
    A do kościółka nie udało nam się zajrzeć. Czego oczywiście żałuję, ale szukanie "kobiety od klucza" było ponad moje siły. :D Zwłaszcza, że włoski u mnie zerowy.

    OdpowiedzUsuń