piątek, 14 sierpnia 2015

ŁÓŻKO W KOŚCIELE

Pistoia ma swoje niezwykłe tradycje i legendy.
Dzisiaj opowiem Wam o dwóch wydarzeniach, które dosłownie wprowadziły łóżko do wnętrza świątyni.

Najpierw o pewnym rytuale, jedynym chyba takim na całym świecie. Szukałam informacji, czy gdzieś jeszcze się pojawił, ale na razie nic nie znalazłam.
Rzecz dotyczy nowo wybranego biskupa. Dostojnik wjeżdżał do miasta na białym koniu, w uroczystej procesji. W owych czasach Pistoia przeżywała chyba swój najlepszy czas, z punktu widzenia ekonomicznego, kulturalnego, z punktu znaczenia wśród innych miast. Procesja więc była pełna postaci pochodzących z najważniejszych pistojskich rodzin, z kleru. Mieniła się pięknem tkanin. Idąc ku katedrze cały orszak zatrzymywał się przy kościele San Pier Maggiore.  Nie będę opowiadać o samej świątyni, to kiedy indziej.
Ci najważniejsi wchodzili do wnętrza, w którym stało ustawione olbrzymie łoże.
Zasiadał na nim jego ekscelencja oraz przełożona pobliskiego opactwa, będąca reprezentantką pistojskiego kościoła. Poprzez wymianę obrączek następowały symboliczne zaślubiny miasta z nowym biskupem. Tradycja powoli przekształcała się. Najpierw wyniesiono łoże przed kościół, potem zamieniono je na dwa trony, aż w końcu zaniechano zupełnie zwyczaju.
Wielka szkoda. Podoba mi się ta średniowieczna metoda łopatologicznego wyjaśnienia pewnej nierozerwalności, stosunku biskupa do wiernych, jako do swojej rodziny, a z kolei niemożność spełnienia fizycznego przenosi od razu w wymiar duchowy takiej relacji. Z drugiej strony, wyobrażam sobie dzisiejsze nagłówki w gazetach, memy w internecie, sprośne dowcipy, brak zrozumienia dla rytuału.
A jeszcze w XIX wieku pewien Duńczyk (Kristian Zahrtmann) był tak zafascynowany tą tradycją, że przeprowadził poszukiwania informacji, aż w końcu, z racji bycia malarzem, pozostawił swoje wyobrażenie uroczystości w czasie, gdy już nie było w niej łoża.

https://lifetimediaryproject.files.wordpress.com
Druga historia pozostawiła łoże w świątyni.
Kościół tym razem pokażę, ale zacznijmy od cudu.
       W XIV wieku żyła sobie dziewczynka, różnie mówi się na temat jej wieku, miała siedem, dwanaście lat. Żyła przykuta do łóżka, bez nadziei na wyzdrowienie. Pewnego razu na brzegu jej życia (bo jakże inaczej nazwać w takiej sytuacji łóżko?) pojawiła się Madonna, wynikiem tego spotkania została całkowicie uzdrowiona. Z tej okazji w miejscu szpitalnej izby zbudowano oratorium i umieszczono w nim łóżko, na którym leżała wcześniej chora. W XV wieku w tym samym miejscu postawiono przyklasztorny kościół, a łóżko zachowano w bocznej kaplicy.
       Jesteśmy na Piazza San Lorenzo przed kościołem Maryi Łaskawej, popularnie zwanym Matki Bożej od Łóżka. Sam kościół z zewnątrz jawi się bardzo prosto. Na uwagę zasługuje umieszczony w portalu relief z herbem Pistoi (szachownica i dwa niedźwiedzie, to jego charekterystyczne cechy).

Renesansowo (i trochę barokowo) robi się po przekroczeniu jego progów, co nie jest łatwe, bo albo przyjdzie się tam na poranną Mszę, albo trafi na jakąś uroczystość. To ostatnie kiedyś mi się udało, dzięki czemu mogę Wam zaprezentować wnętrze i rzeczone łoże.
Gdy tak sobie patrzę na zdecydowany styl, na charakterystczne draperie z co najmniej gipsu, na obrazy, na rzeźby, na różne piękne detale, zawsze tak troszkę mi żal, że to nasze San Pantaleo zostało wypatroszone do niemal gołych ścian. Ale tylko tak troszkę, bo przecież lubię nasz mały wiejski kościół.
A radość jest wielka, że mogę widzieć inne i napawać się ich pięknem.



Kościół Madonna del Letto odczułam jako bardzo jednorodny stylistycznie, mimo barokowych dodatków, panuje w nim harmonia. Na pewno bardzo pomagają w tym proporcje samej bryły świątyni, zbudowanej na planie centralnym. Stonowana gama barwna, z dominującymi szarościami pietra sereny, niebieskim sufitem kasetonowym, z barwnymi akcentami marmurowymi i niewielką ilością złoceń aż się proszą o to, by być częściej podziwianymi.

I tutaj kościół nie uniknął fatalnych przeróbek, wprowadzono dwudziestowieczne dodatki, częściowo obcięto ołtarz przedsoborowy. Trudno teraz wypatrzeć, że wśród marmurowych kolumn jest (źle oświetlony) fragment fresku. Pochodzi on z wcześniejszego oratorium i, jak chce ludowa tradycja, nie został namalowany ludzką ręką, tylko samoistnie pojawił się na ścianie.

Na koniec zostawiłam zdjęcia kaplicy ze średniowiecznym łóżkiem.
Widać je przez kraty, ale wystarczyło kilka chwil, bym zobaczyła ludzi wewnątrz i śledząc ich kroki odkryć, że z prawej strony, od transeptu jest wejście do pomieszczenia.

10 komentarzy:

  1. Na brzegu jej życia... Pięknie powiedziane !!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, cieszę się, że spostrzegłaś to wyrażenie - całusy!

      Usuń
  2. Po okresie wakacyjnych rozjazdów wracam i czeka mnie uczta w postaci Pani wpisów od czerwca do teraz. Pozdrawiam serdecznie i już zasiadam, by wszystko przeczytać :-) Dominika dalla capitale polacca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę miłej lektury. To dobrze, że nie było czasu na czytanie z powodu wakacji :) Saluti da Pistoia!

      Usuń
  3. Piekne zdjecia, ciekawy post, chyba nic nie mamy zadnego zwiazanego z lozkiem kosciola w Polsce,pozdrawiam cieplo, baci e abbracci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może gdzieś się znajdzie na świecie? Ale ciekawy mebel, jak na świątynię :)

      Usuń
  4. Ciekawa historia i ładny zwyczaj. Sugestywny. Jednak to były czasy, kiedy wiele ułatwiało przedstawienie i zobrazowanie. Dzisiaj też inscenizacje szybciej zapadają w pamięć i zostawiają refleksję... Szkoda, ze tak unowocześniamy się odchodząc od rytuałów i tak... faktycznie wyśmiewając coś, co powinno być bez podtekstów biorąc pod uwagę miejsce i czas.

    OdpowiedzUsuń