środa, 3 stycznia 2018

ONIRYCZNA PIZA

Zaraz po Świętach przyleciała do nas siostrzenica Krzysztofa. Z pewnego ważnego powodu pojechałam razem z nim na lotnisko i dzięki temu zobaczyłam plakat: Escher w Palazzo Blu.
Więcej mówiło mi nazwisko artysty, niż Palazzo Blu. Sądząc po stronie internetowej trzeba będzie tam wrócić, także dla stałej ekspozycji, ale dobrze się złożyło, że nie miałam o tym pojęcia. Mogłam do woli rozkoszować się grafikami Holendra, który wpisał się w moje życie, gdy byłam dzieckiem i nastolatką. Byłam dziewczynką zafascynowaną książkami z zagadkami logicznymi i matematycznymi, nic dziwnego, że wciągnęły też mnie grafiki-mozaiki, z przenikającymi się kształtami.
 

A potem przez wiele lat miałam przyczepioną do jakiegoś mebla reprodukcję samorysujących się rąk.

   

 Poczułam, że i nasz gość, nastolatka, także wciągnie się w świat Eschera. Pomysł na wizytę w Pizie od razu celował na ostatni dzień starego roku.
Informacje o Palazzo Blu zostawiłam sobie na kiedyś, ale o artyście  wypadałoby coś napisać.
Ze zdumieniem odkryłam, że polska wikipedia (w odróżnieniu chociażby od włoskiej), nie poświęca Escherowi zbyt wielu słów. Jeśli zdarzają się czyjeś analizy to w oparciu o stronę fundacji Eschera: http://www.mcescher.com. Zobaczycie tam nie tylko jego dzieła, ale nawet i film podczas pracy.
Z róznych polskich stron, moją uwagę przyciągnęła matematyczna analizę jego dzieł: http://www.matematyka.wroc.pl/doniesienia/w-magicznym-zwierciadle-eschera 

Tak króciutko o artyście:
Maurits Cornelis Escher (1898 -1972) urodził się i zmarł w Holandii, ale przez całe swoje życie wędrował przez kilka krajów, w tym Włochy. Za szkołą na tyle nie przepadał, że musiał nawet powtarzać jedną klasę. Jedyne, co w niej go trzymało to lekcje rysunku. Syn inżyniera, nie poszedł drogą ojca, bo był bardzo świadomy swoich uzdolnień. Artystycznie też nie przystawał do tego, co się działo w XX wieku. Nigdy nie porzucił wybitnego warsztatu grafika. W szkole artystycznej taką wyrobił sobie opinię: Escher jest zbyt uparty, zbyt filozoficzno-literacki: brakuje mu żywotności i oryginalności, jest zbyt słabym artystą.
W 1922 wybiera się do Włoch i wpada jak śliwka w kompot :) Nie dziwimy mu się, nieprawdaż?
To we Włoszech spotyka miłość swojego życia - Szwajcarkę Jettę Umiker. Żeni się z nią i ma trzech synów. Jako artysta nie zarabia wiele, ciągle otrzymuje pomoc od swoich rodziców. Po dojściu Mussoliniego do władzy, wyjeżdża do Szwajcarii, Hiszpanii, Belgii , a na koniec wraca do Holandii.
Mimo szczęśliwego, rodzinnego życia, umiera opuszczony przez żonę, w domu opieki dla artystów.

Jeśli ktoś nie lubi zabawy złudzeniem optycznym, czy kafelkowych metamorfoz, to może zachęci go część twórczości Eschera inspirowana Włochami, w tym rzadkiej urody pejzaże toskańskich miast, miejsc jego zamieszkania podczas "włoskiego" okresu, czyli Sieny i San Gimignano.



Sama wystawa jest świetnie skonstruowana, potwierdzając moją opinię o Włochach jako doskonałych projektantach ekspozycji.
Swoim układem, różnymi dodatkowymi, czasami ruchomymi atrakcjami, potęguje klimat sztuki Holendra żyjącego aż do lat 70 XX wieku. Chociażby animacja jego panoramicznej metamorfozy, wyświetlonej na bębnie, to zagrywka na moim błędniku, nie wiadomo, czy rusza się pomieszczenie, czy grafika Eschera.



W jednej z sal skontruowano bryłę, która tylko na ekranie, widziana przez kamerę zamieniała się w przestrzenny trójkąt.



To jednak nie koniec wrażeń z wyprawy do Pizy.

Zaczęłam od wystawy, bo ona była głównym motywem wyjazdu, lecz niezwykłości temu popularnemu miastu dodał dzień, który wybraliśmy na wizytę. Zdążając pieszo do Palazzo Blu trafiliśmy na pokazy akrobatyczne nad Arno, w ramach miejskiej imprezy na zakończenie roku.





 Idealny przedsmak, wstęp do spotkania z Escherem.

Ale nawet i po wystawie było ciągle onirycznie.
Pan pilnujący plenerowej imprezy nosił podświetlane buty.


 Mijaliśmy ludzi balowo odświętnie ubranych, zdążających na Sylwestrowe kolacje.



My zupełnie nieodświętni postanowiliśmy jeszcze zajrzeć na Plac Cudów.

Sen nad snami.  Krzywa Wieża, pierwszy raz widziana w takiej atmosferze.
   

 Mało ludzi, nikt, ale to nikt, wśród turystycznych niedobitków, nie podpierał słynnej dzwonnicy. Czułam się wręcz nieswojo. Jak to? Serio? Da się?  Przestrzeni między Duomo, Baptysterium a Camposanto nie wypełniało właściwie nic innego, poza światłem i trawnikiem.



Nie tylko Escher tego dnia był twórcą figur niemożliwych, cała Piza jawiła mi się złudzeniem optycznym. Doskonałe zakończenie jakże dobrego roku 2017.

10 komentarzy:

  1. No i co ja widzę? :)))
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój niezwykły prezent w niezwykłym miejscu. Dziękuję bardzo!

      Usuń
  2. Uwielbiam Eschera, samorysujace sie dlonie byly moim (kopiowanym na perwszych maszynach ksero) exlibrisem.
    Piekne zakonczenie roku, Szczesciaro ;-)
    Pozdrawiam
    A

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam, ze pierwszy raz czytam o Escher. Pewnie powinnam sie wstydzic, ale ja sie ciesze ze jest tyle jeszcze pieknych rzeczy do odkrycia o ktorych nie mam pojecia.
    Wzajemnie rysujace sie dlonie robia wrazenie. Pozdrawiam
    Malgosia Neuss

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma czego się wstydzić. Po prostu teraz już będziesz znała Eschera :)

      Usuń
  4. oooo nigdy o tym Panu nie słyszałam ale faktycznie przez te jego grafiki mogłabym nawet polubić matematykę :) piękne takie trójwymiarowe ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki niemu można w ogóle polubić grafikę, jeśli się jeszcze jej nie lubi :)

      Usuń
  5. Dla mnie Escher to także nowość a że w obecnym momencie jestem zafiksowana mozaiką to tym bardziej się cieszę bo to bardzo ciekawa inspiracja.

    OdpowiedzUsuń