wtorek, 26 stycznia 2010

SANTUARIO MARIA SS. DEL RIFUGIO

Ostatni etap niedzielnej  podróży prowadził na krańce Sinalungi położone na drugim jej wzgórzu.

Na polski Maria SS. del Rifugio można by przetłumaczyć jako Najświętszą Maryję - Ucieczkę Grzeszników. Jest to patronka Valdichiany, kaplica z jej wizerunkiem znajduje się w kościele przy klasztorze Św. Bernardyna w Sinalundze. Przyjechaliśmy w trakcie trwania Mszy św., więc poczekaliśmy penetrując okolice. Auć! Ale sielsko!

Rzadko zabudowana okolica, pełno gajów oliwnych i bardzo rozległe panoramy. Niestety tego dnia dosyć mgliste. Można się tylko domyślać co widać na odległych wzgórzach, dowiedziałam się potem od Jarka, że widzą nawet Asyż przy dobrej widoczności, to chyba dobre dla franciszkanina, nieprawdaż? 

Przy malutkiej kapliczce skręca się ku sanktuarium, do którego wiedzie piękna aleja cyprysowa.

  

Zostawiliśmy samochód pod kościołem i poszliśmy wzdłuż klasztornego muru. Duża posiadłość! .

   

Bardzo się cieszę, że mój kolega tu się przeprowadził. To miejsce z historią o wiele dłuższą niż poprzednie miejsce pobytu w Chianciano Terme, początki klasztoru sięgają XV wieku. Obecnie jego większa część należy do sióstr zakonnych, które prowadzą rodzaj domu rekolekcyjnego.

Nie wiadomo jak długo to potrwa, bo siostry już wiekowe kobiety są. Na szczęście piękny wirydarz wewnętrzny jest też dostępny dla braciszków.

Ale zacznijmy od kościoła o mocno renesansowo-barokowym wystroju.

Przyjemne rozmiary sprzyjają małej wspólnocie. Nie widać chóru w prezbiterium, bo został zabudowany typowo franciszkańskim olbrzymim żłóbkiem, do którego figury przyjechały z Polski. Ludzie z zadowoleniem przyjęli to novum.

Postaram się kiedyś lepiej obfotografować tę świątynię. 
Tym, co przyciąga tu ludzi jest niezwykła kaplica o ośmiobocznym kształcie z wizerunkiem Madonny namalowanym przez Sano di Pietro w XV wieku.

Prawdziwy obraz jest dobrze schowany przed złodziejami, na razie w ołtarzu wisi zdjęcie, które ma zastąpić kopia namalowana przeze mnie. Wspaniałe zamówienie! 

A oto oryginał:

Nie dziwię się przezorności w dbaniu o bezcenny wizerunek. Na jednej ze ścian kaplicy widać fotografię obrazu będącego obecnie na wystawie odzyskanych. Został kiedyś skradziony i pojawił się w Ameryce na aukcji wystawiony przez pewną kobietę. Podczas podziału majątku dostała go od byłego męża i wystawiła na sprzedaż. Ciekawe czy to była zemsta małżonka?

Kaplica ma jeszcze kilka, na szczęście już zabezpieczonych obrazów.

  

Samo pomieszczenie wymaga odnowienia, ale nasi polscy braciszkowie w liczbie dwóch mają tam mnóstwo pracy, a przeprowadzili się do Sinalungi dopiero parę miesięcy temu. Przedtem sanktuarium zamieszkiwali starsi włoscy franciszkanie, którzy nawet nie mieli pojęcia o niektórych cennych zabytkach będących na ich stanie.

Zostaliśmy ugoszczeni pyszną kolacją ugotowaną przez siostrzyczki a potem jeszcze zajrzeliśmy do raczkującej mniszej piwniczki. Są w niej pierwsze litry wina własnej roboty, lekkiego, takiego akurat do codziennego posiłku oraz oliwy z oliwek z przyklasztornego ogrodu. Już się nie mogę doczekać wiosny, by pojechać i zobaczyć wszystko jeszcze raz ale w cudownym słońcu. A muszę tam dotrzeć przed Wielkanocą, bo obiecałam wykonanie paschału.

Zmierzyłam czas, 1 godz i 20 minut i byliśmy w domu.

7 komentarzy:

  1. Kolejne cudne miejsce i ciekawe opowieści.Okazuje się że wszędzie można spotkać Polaków i to jeszcze w jakich pięknych okolicach:))
    Gratuluję też zamówienia- to chyba pierwsze takie poważne dzieło do wykonania w Toskanii?
    Super!
    Gdynianka

    OdpowiedzUsuń
  2. To zamówienie, to na zawsze zostawiony po sobie ślad.
    Gratuluję!
    Obrazy "wyjęte" ze świątyń w muzeach są takie "nie święte", ale takie czasy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne zamówienie.Gratuluję.Iwona

    OdpowiedzUsuń
  4. pięknie!
    moja miłośc włoska wzrosła :)

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam :)
    miło jest czytać o ciekawych miejscach... :)


    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Troche nie na temat napisze - podczas krotkiego pobytu w Polsce nie omieszkalam zajrzec do Empiku po Twoja ksiazke - ostatni egzemplarz udalo mi sie dorwac :) Okladka jest troche zbyt typowa dla wszystkich wydawnictw o Toskanii ale to chyba wymog wydawcy,za to tyl swietny, z bardzo osobistym zdjeciem i rysunkami. W ogole mnogosc zdjec i rysunkow to wielki plus. Czytalam w samolocie i doczytalam prawie do konca. To nie jest oczywiscie przewodnik po Toskanii ale po prostu zapiski sympatycznej, pozytywnie nastawionej do innych i najwyrazniej szczesliwej kobiety. Mile uplynal mi czas i z checia poczytam kolejna ksiazke. A przepis na sernik musze kiedys wyprobowac. Pozdrawiam
    DUBLINIA

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta fasolka podoba mi się straszecznie.

    OdpowiedzUsuń