sobota, 23 stycznia 2010

UCZMY SIĘ WŁOSKIEGO!

Chcąc zmotywować do nauki nie tylko Was, ale i siebie, zebrałam to, co jest na stanie domowej biblioteczki. Są to przewodniki w języku włoskim. Lista jest jeszcze niedokończona, muszę zrobić porządek na półkach. Znajdziecie ją po prawej stronie, pod listą przewodników w języku polskim.

14 komentarzy:

  1. witam Pani Małgosiu:) no ja własnie jestem w trakcie nauki,chociaż powiem że tak jak pobyty w Italii dużo mi dają to nic, najgorsze jest to że przebywając tam z różnymi ludźmi gadam w kilku dialektach:)), tak więc ostatnio nauczyciel w Polsce, którego cudem w mojej obecnej miejscowości znalazłam, zdziwił się po jakiemu ja do niego:) pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Małgoś, ja bardzo chętnie, bardzo, bo uczę się sama, w domku,jak tylko mam trochę czasu.

    Pozdrawiam cieplutko z mroźnego Gdańska !:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja nie zamierzam :( próbowałam ale nie wchodzi i już !

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja narazie mam zamiar szczery zbadać swoje możliwości i zmierzyć się z nauką :))
    Trójmiasto- do dzieła!:)))
    Gdynianka

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do przewodników po Florencji ale w języku polskim to dobrze się sprawdził - Miasta Marzeń Florencja. Języki, no cóż w pewnym wieku człowiek zatrzymuje się na tym co już umie, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziewczyny: Mażena i Niebieska, proszę mi tu nie siać defetyzmu!
    Ja próbuję, chociaż uważam, że pogląd o łatwości włoskiego jest nieco przesadzony.
    Kinga z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja troche znam wloski z podrozy oraz z warsztatow tancow renesansowych, nauczylam sie odczytywac stare traktaty wloskich mistrzow tanca, i to one mnie nakierowaly aby na dluzej zatrzymac sie przy tym jezyku. Nie uczylam sie na zadnym kursie- jestem ciezko przyswajalna jezykowo jesli chodzi o kursy jezykowe. Staram sie narazie uczyc sama. Jakos idzie.
    Dla mnie to najpiekniejszy jezyk swiata. Czy mzoe byc cos piekniejszego od nazywania po wlosku "Il bianco fiore" czy "farfalla".
    Wloskie imona tez brzmia jak muzyka.
    Pozdrawiam wszytskich kochajacych wloska kulture.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapomniala przy okazji sie zapytac: Czy ktos z Was czytal moze ksiazke 100 dni w Wenecji i druga 100 dni w Toskanii?

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja czytałam.Podobały mi się,ale może nie zachwyciły.''W Wenecji'' początek jakoś trącił romansidłem zwykłym,dalej było lepiej.To jest historia romansu,ale z kuchnią i sztuką Italii w tle.Pozdrawiam. Iwona

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytając opinie i zapowiedzi "1000 Dni w Wenecji i Toskanii" liczyłam na coś innego. Część o Toskanii jest bardziej ludzka, ale jeśli będzie kolejna część to nie kupię. Nie przepadam też za językiem tłumaczki tej od Wenecji. Może romantyzm i postrzeganie autorki amerykanki jest inne. A tej sztuki jest za mało - zdecydowanie. Jak zrozumiałam, opowieść kończy się planami komercyjnych kursów amerykanki gotującej po włosku???
    A język najlepiej udoskonalać w praktyce..

    OdpowiedzUsuń
  11. Wloski wcale nie jest taki latwy, choc wymowa nam nie stwrza wielkic trudnosci... no ale trzeba jednak chciec i trenowac! Ja sie szybko poddalam, nie wspominajac, ze moj kurs na ktory uczeszczalam byl za drogi (250 euro za 2-mce tj, 2 razy w tygodniu po 2,5 godziny).
    Dalam spokoj z nauka, a teraz zaluje... coz, madry Polak po szkodzie. Troche wiec jak potrzebuje sama szukam, a z reguly macham rekami!

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja czytałam obie książki, I obie mi się bardzo podobały. Ta o Wenecji, jak dla mnie, nie ma nic z taniego romansidła, za to sporo w niej fajnych obserwacji wenecjan z różnych grup społecznych, dużo o ich kulinarnych upodobaniach - i nie tylko. Książka o Toskanii jest opowiedziana bardziej potoczyście, widać, że autorce udaje się bardziej zbliżyć do Włochów (no bo gdzie, jak nie w Toskanii?). Obie książki są według mnie warte przeczytania. No i lubię bohaterkę-autorkę, która będąc w wieku... hmmm... słusznym, nie waha się podejmować rożnych wyzwań.
    No i Amerykanka gotująca dobrze po włosku (pamiętamy, że ona i w Ameryce była całkiem nietuzinkową kucharką) wcale mnie nie bulwersuje.
    A co do włoskiego jeszcze raz: ja się tak łatwo nie poddam! Zgadzam się, że z wiekiem nauka przychodzi trudniej, że trudniej się zapamiętuje słówka, gorzej wprowadza w praktykę wyuczone reguły gramatyczne. Ale - jeśli się uzna, że się nie da, że sobie odpuszczamy (włoski i nie tylko :) ), to jedynym, co nam zostanie będzie fotel, łatwo przyswajalna literatura i seriale w telewizji. A w perspektywie choroba Alzheimera.
    Trzeba podejmować wyzwania, w każdym wieku, dziewczyny.
    Kinga z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeszcze o książkach 1000dni w Wenecji ,w Toskanii.Czytałam i obie mi się podobały.
    Ta ,,wenecka"część całkiem bezpruderyjnie ukazuje zmagania autorki z wejściem w nowe środowisko ,nowe życie ,obyczaje pojęcia. Kapitalne są jej spstrzeżenia o włoskiej tęsknocie do ,,bella figura",a ile w tym serdecznego zrozumienia i chęci porozumienia z włoskim mężem!!Część druga- Toskańska ,to przede wszystkim wspaniała kuchnia opleciona jednak wątkami niełatwej lecz takiej prawdziwej przyjaźni,która trwa dłużej niż zycie... Obie książki są dla mnie jeszcze jedną ,kolejną odsłoną krainy zwanej Toskanią -i bardzo się z nich cieszę..
    Co zaś się tyczy nauki włoskiego - to nie łudzę się ,że opanuję język na 100% -Będę szczęśliwa jeżeli uda się to w stopniu umożliwiającym porozumiewanie się-to też bardzo wiele...
    Gdynianka

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam Wszystkich serdecznie :)
    bo to mój pierwszy komentarz...póki co tylko przyglądałam się z boczku, ale co tam, czas wyjść z ukrycia :)
    Z nauką w dorosłym wieku jest tak, że boimy się pomylić i denerwuje nas długi czas przyswajania wiedzy...dla dzieci błędy są normalne :).
    Ja próbuję zmierzyć się z włoskim ale stale coś mi przeszkadza: praca, zmęczenie, lenistwo i inne obowiązki...Ostatnio znalazłam motywację w madrelingua i to był dobry pomysł nic tak nie motywuje jak możliwość rozmowy z rodowitym Włochem :)
    pozdrawiam
    Renata

    OdpowiedzUsuń