Po zwiedzeniu nie żałowałam, myślę, że i Was przekonam, iż to były dobrze wydane pieniądze.
A co zwiedziliśmy?
Pierwszy raz w tym roku udostępnione turystom poddasze i dach Duomo ze Sieny, pod hasłem "Porta del Cielo", czyli właśnie "Brama Niebios". To nie tylko poetycka nazwa, ale i wskazująca na to, że znajdziemy się blisko sklepienia świątyni, które pomalowano na niebiesko i zainstalowano na nim gwiazdy.
Wchodzimy krętymi schodami, które kryją się w prawym narożniku fasady. Z zewnątrz słabo widoczne alabastrowe okna, w środku dają piękne rozproszone światło. Wspinaczka nie jest trudna, a więc możliwa dla turystów o bardzo przeciętnej kondycji fizycznej.
Mimo, że przed wyprawą śniłam strachy związane z moim lękiem wysokości, na miejscu ani razu nie zadrżałam, gdyż wszystko jest doskonale zabezpieczone, a w takich sytuacjach wysokość mi niestraszna.
Po trzydziestu latach porządków, konserwacji, dostosowywania, pomieszczenia zadziwiają logistycznymi rozwiązaniami, łącznie ze skórzanymi osłonami, które niwelują ewentualne zderzenie głowy z krokwią.
Prowadziła nas urocza i z olbrzymią pasją opowiadająca przewodniczka, ale oprócz niej były z nami jeszcze dwie osoby z obsługi, pilnujące, by nikt się nie zawieruszył w czeluściach poddasza.
Zaczynamy od prawej nawy, a raczej przestrzeni nad nią. Widzimy sklepienie małej kopuły wieńczącej pierwszą boczną kaplicę.
Nad nami geometrię wyznaczają odnowione krokwie z kasztanowego drewna, a pomiędzy nimi olbrzymie dachówki, ponad 30 kilogramowe. Wiem, co piszę, przecież maluję na dachówkach, moje ważą około 2,5 kg!
Dachówki widzimy nie tyko od spodu, ale część z nich złożono pod ścianami, jako materiał zapasowy, na wypadek uszkodzeń spowodowanych przez wiatr, gołębie, czy inną klęskę żywiołową.
Skosy dachu nie odprowadzają wód deszczowych jedynie na zewnątrz bryły, jest on dwuspadowy, ten wewnętrzny spad ma na celu doświetlenie głównej nawy. Obecnie deszczówkę gromadzi się systemem wewnętrznych rynien, widocznych po bokach traktu, jako zupełnie nowoczesne metalowe koryta.
Wędrowaliśmy, gdy na zewnątrz świeciło piękne słońce, przewodniczka mówiła, że i podczas deszczu jest też bardzo atrakcyjnie, bo dochodzą efekty dźwiękowe w postaci kropel uderzających o dach, no i widać wodę płynącą rynnami.
Gargulce mające na celu "wypluwać" wodę na zewnątrz, tak by woda nie opryskiwała murów, zdjęto i dla ozdoby umieszczono wzdłuż pierwszego korytarza, którym właśnie idziemy. Co się dzieje z wodą? Zbiera się ją w czterech punktach, trzy z nich odprowadzają opady do miejskiej kanalizacji, natomiast czwarty punkt doprowadza deszczówkę do cysterny, stamtąd wykorzystuje się ja na potrzeby arcybiskupiego pałacu. Wody używa się także do mycia kościoła.
Ciekawostką jest fakt, że jeszcze 60 lat temu wodę tę wykorzystywano w pobliskiej piekarni, co skojarzyło mi się ze swoistą manną z nieba :)
Na pierwszym odcinku nie wszystkie lampy są zapalone, gdyż część jest włączona w system, który na wypadek wyłączenia prądu, pozwoli pozostawić oświetlonym cały podniebny trakt, przez mniej więcej godzinę.
Trochę światła dziennego wpuszczają okna, a to w ścianach, a to w połaci dachu.
Idąc mijamy charakterystyczne czarno-białe pasy marmuru, co przypomina nam, że jedynie sieneńska katedra jest zbudowana z marmuru, całe miasto to charakterystyczna dla niego cegła i kamień. Ponoć zupełnie niezamierzenie ten sam zestaw barwny stanowi herb Sieny.
Pasmowania spotykamy, oczywiście, w wielu miejscach Toskanii, najczęściej bywają biało-zielone. To wpływy architektury arabskiej.
Dochodzimy do tamburu kopuły spinającej nawę główną z transeptem. Jesteśmy na zewnątrz tamburu, do środka zaglądamy przez otwarte okna witrażowe.
Oczu nie mogę oderwać od wnętrza, widzę słynną ambonę Pisano, papieskie głowy, kaplice, ale wszystko w niezwykłej, ptasiej perspektywie.
Każdy witraż wypełnia sylwetka jednego z Apostołów. Tu na przykład jest św. Bartłomiej, rozpoznawalny przez atrybut w postaci noża służącego do zdjęcia skóry.
Trudno robić zdjęcia, trzeba się śpieszyć, przewodniczka już opowiada o zaułku, w którym się zatrzymaliśmy. Z jednej strony mamy ścianę tamburu, a z drugiej interesującą wystawę prezentującą narzędzia ze średniowiecznego placu budowy katedry.
Na szczęście, dokonaliśmy podziału zadań - Krzysztof cały czas pilnuje przewodniczki i nagrywa jej wypowiedzi, a ja usiłuję zrobić jak najlepszą dokumentację fotograficzną.
Zgromadzone obiekty wskazują na pierwotne przeznaczenie poddasza jako miejsca budowy, nie traktu turystycznego.
Tutaj powstawały niektóre elementy, bądź tu właśnie je odnawiano.
Bardzo ciekawą jest tablica ze wszystkimi próbkami marmuru użytymi w Duomo, czy to do konstrukcji, czy też tylko ku ozdobie. Co za paleta!
Absolutna większość lokalnego pochodzenia. Najbardziej cennym jest żółty marmur, najrzadszy, pochodzący z Montagnola Senese, wzgórz pomiędzy rzekami Elsa, Rosia i Merse (teren wyznacza Siena, Colle Val d'Elsa, Monteriggioni i Sovicille). Ze względu na jego drogocenność, używało i używa się go zazwyczaj przy zdobieniu niewielkich elementów.
Wszędzie pojawia się skrót OPA - od Opera del Duomo, spotkamy go i w Orvieto, i we Florencji, i w Mediolanie. Jest to prywatna instytucja założona w średniowieczu, która zajmuje się katedrą, daną katedrą. Funkcjonuje aż po czasy nam współczesne, jest jednostką podległą lokalnej diecezji.
W jednym narożniku widzimy XIX wieczne szkice wykonane przez sieneńskiego architekta, Giuseppe Partiniego, odpowiedzialnego za konserwację katedry, która nie uniknęła wielu różnych zniszczeń, między innymi z powodu pożarów, czy straszliwego trzęsienia ziemi pod koniec XVIII wieku, po którym zamknięto świątynię na trzy lata.
Giuseppe Partini wykonał te szkice dla robotników, którzy w XIX wieku zajęli się wymianą całej fasady, kawałek po kawałku (oryginały są w Muzeum Katedralnym), mamy więc do czynienia z niezwykłym notatnikiem, szkicownikiem.
Na trasie przemarszu pojawiają się małe schody, które prowadzą na zewnątrz, do loggi u nasady kopuły, z widokiem na dzwonnicę, i nie tylko na dzwonnicę. Rzec by można: "loggia z widokiem".
Zdobienia fasady widziane od tyłu sprawiają wrażenie jakiejś orientalnej architektury.
Tylko w tym miejscu możemy przekonać się o oszczędności budowniczych katedry. Odcinek niewidoczny z żadnej innej strony pozostał bez marmurowego obłożenia!
Z loggi zaglądamy na dach, a raczej jego brak, nad nigdy niewybudowaną jeszcze większą katedrą, mającą być największą katedrą Europy. Ludzka pycha, ukrócona dżumą.
35 metrów nad ziemią kontynuujemy zwiedzanie.
Zatrzymujemy się w samym środku świątyni.
Przeszliśmy na drugą stronę budynku, nad lewą nawę. Z daleka widzimy Bazylikę San Domenico, a dużo bliżej latarnię kopuły nad kaplicą, w której znajduje się św. Jan Chrzciciel Donatella.
Znowu przez okna widzimy następną ciekawostkę. Ściana nawy głównej od tej strony jest podparta na zewnątrz przyporami, z tamtej strony ich nie było. Powstały na początku XIX wieku, po trzęsieniu ziemi. Uznano, że z tej strony przypory nie zniszczą aspektu estetycznego katedry.
Oczywiście przeciwna ściana też potrzebowała wzmocnień, wykonano specjalne belki, które przecinają przestrzeń głównej nawy, ale tak je ozdobiono, pomalowano iluzjonistycznie, by nie były widoczne. Od dołu wydają się być integralne z łukami. Co zobaczycie za chwilę, na kolażu z datami.
W następnym pomieszczeniu oglądamy małą wystawę starej terakoty.
Najpierw wzrok trafia na dwie płaskie dachówki. Jedna ma oznaczenie OPA, natomiast druga zachowała ślad psa sprzed kilku wieków, stwór nadepnął na wysychającą dachówkę.
Dachówki wykonano w cegielni Petroio, niedalekiej od Sieny, miejscowości dotąd słynnej z wyrobów glinianych.
Wspominałam o zbieraniu deszczówki i pokazałam nowoczesne rynny, natomiast nad lewą nawą zbudowano fragment systemu jej zbierania w dawnych czasach. Nawet rynny były z wypalonej gliny.
A pod ścianą stoją dachówki z otworami wpuszczającymi do wnętrza powietrze (te z wybrzuszeniami), lub światło (te z wyciętymi trapezowymi otworami).
Dach jest niezwykle ważną częścią budynku, wymagającą stałej opieki. Tuż pod nim przebiegają kable elektryczne, zabezpieczone w specjalnych rurkach miedziano-ceramicznych. Wszystko przemyślane, uporządkowane, wykonane we Włoszech (co bardzo podkreślała nasza cicerone).
Wielkim problemem są gołębie, czy różne pasożyty, z którymi walczy się bardzo współczesnymi środkami, które nie degradują środowiska. Kiedyś zamieszkiwały tu nawet łasice.
Każdego dnia wykonywany jest zwykły obchód kontrolny, co dwa tygodnie robi się bardziej szczegółowy przegląd dachu, a raz w miesiącu sprawdza się dachówkę po dachówce. Niewyobrażalne!
Ostatnią częścią wycieczki jest niezwykle atrakcyjny odcinek z widokiem do wnętrza katedry, jej nawy głównej, od strony fasady, a z drugiej strony na Ospedale della Scala.
Okazja rzadka: zajrzeć aniołowi w skrzydła :)
Zatrzymujemy się dokładnie nad głównym wejściem do katedry.
Możemy zajrzeć w oko olbrzymiego XVI wiecznego witrażu, z zewnątrz widzianego jedynie jako duże okrągłe okno, autorstwa mało znanego malarza Pastorino Pastorini. Tematem dzieła jest ostatnia wieczerza.
Z daleka z kolei widzimy kopię witrażu z historią życia Najświętszej Maryi Panny, według projektu Duccia.
Widok na główną nawę i prezbiterium wycisza, każe tylko patrzeć:
Z balkonu możemy przekonać się o iluzjonistycznie zamalowanych belkowaniach, tych zamiast przypór. Faktycznie, nieźle ukryte, widać tylko jakąś niezidentyfikowaną poziomą linię, ale ma się wrażenie, że to jakieś poprawki na murowanym łuku sklepienia. Gdyby się dobrze przyjrzeć malunkom i na sklepieniu i nad turystycznym przejściem, można wypatrzeć daty różnych prac w katedrze. Np 1438 na sklepieniu, albo 1748 w klatce schodowej.
Z boku obok pierwszego okna zachował się ciekawy napis. Brzmi on mniej więcej tak: 1948. Ugo Brandi, artysta obiektywu fotograficznego, chciał oszołomić ludzi swoimi wyprawami wzdłuż sterczyn (pinakli) tej katedry, by uwiecznić na kliszy fotograficznej artystyczne piękności.
Dał nam do zrozumienia, że dotarł tak wysoko.
Zresztą nie on jeden, bo po drugiej stronie tegoż okna widać piękniej wykaligrafowany ślad po wizycie dwóch mieszkańców Sieny. Mogli tam wejść, gdyż podczas Drugiej Wojny św. zamontowano rusztowania, aż pod sufit, przewidując, że Siena może być zbombardowana, więc co bardziej drogocenne fragmenty rozebrano. Dotyczy to między innymi witrażu Duccia, który już nigdy nie wrócił na swoje miejsce i jest do obejrzenia w muzeum obok.
Zawsze podziwiam zdobienia, których potem ludzkie oko z poziomu podłogi nie zobaczy. Poruszają mnie, na przykład, takie figurki na pilastrach przy oknach doświetlających główną nawę.
Kończymy wędrówkę u "Bramy Niebios", po zejściu wchodzimy wraz z przewodniczką do katedry, gdzie poniekąd uzupełnieniem jest krótkie oprowadzenie po wnętrzu świątyni. Aż żal, że nie było już więcej czasu na dokładne zwiedzenie z tą niewątpliwą pasjonatką Duomo.
W następnym artykule postaram się spisać chociaż to, co zdołała nam przekazać, w tym wpisie niech pozostanie sama uczta na, dosłownie, wysokim poziomie.
Dla zainteresowanych zwiedzeniem poddasza katedry:
Należy najpierw zadzwonić do biura OPA, od poniedziałku do piątku w godzinach 9.00 - 17.00, pod numer +39 0577 286300. Można też napisać mail na adres: opasiena@operalaboratori.com.
Po przyjęciu rezerwacji wpłaca się na podane konto kwotę (obecnie 25 euro) z zaznaczeniem w tytule wpłaty kodu rezerwacji.
Z odcinkiem wpłaty już w dniu zwiedzania, w kasie odbiera się bilet.
Wizyty odbywają się do 27 października.
ja chcę tam wrooocic!!!!!!!!!!!!!!! Jagoda
OdpowiedzUsuńMałgosiu zdjęcia tak piękne i dokładne,że można sobie wyobrazić,ogląda się na żywo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie - dawno nie pisałam.
Anna K.
A ja nie jestem bardzo zadowolona, mogły być lepszej jakości. Nie chciałam jednak opóźniać wędrówki.
UsuńPani Małgosiu! Dzięki za wspaniałą wycieczkę po poddaszu Katedry i niezwykłe zdjęcia. Czułam się jak bym tam była! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKrystyna z Poznania.
Przeczytałam, obejrzałam... nie! Ja wchłonęłam to piękno uwiecznione na zdjęciach. Dla mnie to wszystko jest tak niezwykłe, tak nieosiągalne, może dlatego przy każdej fotografii zatrzymałam się na dłużej. Dziękuję za to, że choć w takiej formie i za Pani pośrednictwem dane jest mi ujrzeć piękno włoskiego świata.
OdpowiedzUsuńZ resztą to dotyczy każdego z reportaży, bo tak traktuję poszczególne wpisy. DZIĘKUJĘ.
Jest mi niezmiernie miło czytać takie słowa :) Dziękuję :)
UsuńPrzeczytałam, zobaczyłam i ....nadal nie mogę ochłonąć! Małgosiu, dzięki serdeczne! Niewyobrażalna, niezwykła katedra sieneńska zawsze budziła mój największy zachwyt i podziw dla ludzkiego geniuszu i umiejętności. A teraz, widziana z tak niezwykłej perspektywy! Te wszystkie drobne elementy i detale, których przecież z dołu rzeczywiście nie widać, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach (darujmy tę niewykończoną marmurem ścianę!), te wszystkie "duże plany" i perspektywy, znakomicie, jak zawsze, sfotografowane, poruszyły we mnie zarówno wspomnienia, jak i rozbudziły na nowo ciekawość i zainteresowanie niezwyką budowlą. A wszystko dzięki Tobie, Małgosiu i Twojej wyprawie do Bramy Niebios. Dziękuję!!
OdpowiedzUsuńEwa z Legnicy
Ja się tam czułam jak mała dziewczynka, którą wpuszczono po godzinach do sklepu z lalkami :) Jeśli jeszcze małe dziewczynki zachwycają się lalkami :)
Usuńsufity kosciołów bywają niesamowite....
OdpowiedzUsuńA myszkowanie po nich to przyjemność wielka, nawet jeśli myszkowanie jest zorganizowane :)
Usuńzaczytałam się..., a tak w ogóle to biedny ANIOŁ. Musi takie ciężkie uprzęże nosić, żeby skrzydłami w Sienie się chwalić...
OdpowiedzUsuńPewnie większość świątynnych aniołów nie ma lekko :) Ale to po to, żebyśmy my czuli się lekko na duszy :)
UsuńOpowieść o wodzie deszczowej używanej przez piekarnię podbiła moje serce i wyobraźnię.Pisz tak dalej Małgoś!
OdpowiedzUsuńMarzysz o spróbowaniu takiego chleba?
UsuńMałgosiu to jest uczta na wysokim wydaniu,prawda. Mnie dane było ucztować w Duomo
OdpowiedzUsuń, ale to też Wyskoki poziom, muszę następnym rarem wspiąć się pod kopułę.
Opowieść cudna. Pozdrawiam
Warmianka
Koniecznie! Nawet osoby, które nie posługują się włoskim (i chyba angielskim, ale tego nie jestem pewna), zaznają przyjemnych dreszczy zmiany perspektywy. A poza tym zawsze już teraz będzie można przedtem przeczytać tłumaczenie z tego artykułu :)
UsuńNo mnie dech zaparło i jeszcze się nie mogę pozbierać. Mam lęk wysokości, ale chętnie wszedłbym tam i zobaczył to na własne oczy...
OdpowiedzUsuńKilka dni przed wyprawą śniłam lęki, że trafiam na jakąś kładkę bez zabezpieczenia - histeria gotowa. Ale to był tylko sen, tak jak snem wydaje mi się teraz być to, co zobaczyłam :)
UsuńWspaniała "ta ptasia perspektywa" ach! tylko westchnąć :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia piękne, dzięki Tobie należę pewnie do jeszcze wąskiego grona oglądających te miejsca. Fantastyczne!
Zwiedzanie uruchomiono w kwietniu, ale nie spotkałam jeszcze nigdzie takich prywatnych sprawozdań, więc chyba masz rację :)
UsuńCudowna wycieczka! Kocham takie klimaty - korytarze, zakamarki, odwrocia i rewersy. Może uda mi się jej doświadczyć podczas najbliższego pobytu w Toskanii, na przełomie sierpnia i września. Mam nadzieję, że znajdę jakieś info w Internecie. Czy trzeba się zapisywać i płacić z góry, czy wystarczy stawić się w danym dniu i godzinie na miejsce zbiórki?
OdpowiedzUsuńdziękuję, czekam na dalszy ciąg, czyli wyciąg z przewodniczki, kłaniam się i... kalendarz! (bardzo przepraszam, że ja taka marudna z tym kalendarzem jestem, ale ponieważ wisi u mnie w domu, to na stronie od razu go widzę i widzę, czy mi się widoczki zgadzają, czy nie)
iwona
Dopisałam na dole artykułu, jak należy zamówić zwiedzanie.
UsuńDzięki za przypomnienie o kalendarzu, Ty i jedna miła Pani dzielnie czuwacie nad moim roztargnieniem, wdzięczna pozostaję :)
Dziękuję w imieniu wszystkich co przeczytali i co przeczytają,,,my to zobaczymy,,,
OdpowiedzUsuńTakiej wycieczki pełnej spokoju zadumy, urody potrzeba mi było po tym jak mi grzebano w sercu. Zachwycają mnie rozwiązania architektoniczne, rytm w katedrze jak również u Bramy Niebios, takie misterne wykończenia, setki dachówek, pilastry, a wszystko pokryte pięknym marmurem włoskim z najbliższych okolic, niby kamień ale koronka, a prześwity w oknach? poezja, światło rozproszone, witraże, i wiele innych wspaniałych Tobie tylko znanych delikatnych ozdób, które pewnie mi umknęły, dziękuję Małgosiu, znowu nauczyłaś mnie innego spojrzenia na Duomo w Sienie
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
j
Czytam pierwszą książkę, dopieszczam się zdjęciami z bloga i rano z mężem przy kawusi podczytujemy najnowsze nowinki. Zachwyca mnie twój twórczy dzień codzienny i to umiłowanie do miejsca w którym żyjesz.
OdpowiedzUsuńAgnieszka
Witaj Malgosiu ,pozdrawiam Cie z mojego zeslania ,jestem w takim miejscu gdzie nie docieraja lacza internetowe.Ale bede miala gratke czytajac Twoje wpisy jednym ciagiem z ostatnich dni/od wystawy poczawszy/to bedzie to niewatpliwie bezcenna lektura.Jeszcze raz pozdrawiam i zycze duzo slonca pod Toscanskim niebem.irena z Poznania
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za opis tej wycieczki, nawet nie wiedziałem, że można oglądać te skarby z takiej perspektywy. Wspaniałe zdjęcia i jak zawsze - obszerny, ciekawey opis. Bomba!
OdpowiedzUsuń