czwartek, 18 lipca 2013

SKOCZKIEM PO SZACHOWNICY

W wersjach roboczych mam kilka zaczętych wpisów, istna szachownica, chronologia już dawno się zatarła, więc właściwie, czemu mam się nią przejmować?
Dzisiejszy artykuł jest wynikiem wizyty we Florencji na wystawie "Wiosna renesansu", ale wcale nie będę pisać tutaj o wystawie. Do tego chcę się porządnie przygotować, bo wystawa niezywkle ciekawa, a i katalog z niej nie jest jedynie katalogiem, lecz też zbiorem świetnych artykułów wokół tematu, muszę się w nie wgryźć.
Zacznę od momentu po wystawie.
Pojechałam na nią sama, Krzysztof miał potem do mnie dołączyć, gdyż wyjątkowo miał zajęte i niedzielne popołudnie, pozostał mu wieczór.
Umówiliśmy się, że na spacer zabierze też dwa smoki, dawno ich tu nie było.
Oczekiwanie na zacną ekipę umiliłam sobie akwarelkowaniem na dziedzińcu Palazzo Strozi. Na początku i pod koniec przechodzili koło mnie dwaj panowie i zatrzymali się porozmawiać o efekcie, który im się spodobał. Jak zwykle w plenerze, nie nastawiam się na studium, tym bardziej, że nie miałam pojęcia, kiedy uda się Krzysztofowi dotrzeć po błogosławieństwie ślubu, czytaj: "ile spóźni się panna młoda".
Jeden z tych dwóch panów zaskoczył mie kwotą, na jaką wycenił moją akwarelę. Niepytany powiedział, że biorąc pod uwagę czas (mniej więcej 2,5 godziny), wyceniłb pracę na około 100 euro. Z chęcią bym się zgodziła, tylko kto tyle zapłaci? Nie mówiąc o tym, że akwarela jest mi obcą techniką i długa droga przede mną. Bardzo powoli ją oswajam.
Krzysztof jeszcze nie dotarł - ślub opóźnił się bodajże o godzinę! Ale już zamykali Palazzo Strozzi, no to wyszłam na zewnątrz, na jakże idealne w tym momencie kamienne ławki. Właściwie nic mi więcej do szczęścia nie było potrzebne, z jednego kawiarnianego ogródka docierały dźwięki świetnie grającego zespołu, zwłaszcza balsamem były bardzo wprawnie zagrane fragmenty Santany. 
Smoków jak nie było, tak nie było, ale za to ja miałam widok na inne czworonogi, gdyż akurat koło mnie zrobili sobie spotkanie ich właściciele. Najsłodsze w odbiorze zawsze są szczeniaki, tym bardziej jeśli jest to tak niezywkle uroczo pokraczny buldog angielski. 
Dotarł w końcu i Krzysztof. 
Zespół przestał grać, więc przemieściliśmy się na Piazza Signoria, choć nie mieliśmy pojęcia, że i tam trafią nam się muzyczne atrakcje.
Krzysztof ubrał stosowną koszulkę, nieprawdaż? Niestety nie było takich z chartem, musiał zadowolić się mopsem :)
Najpierw zagrała nieźle chałturząca orkiestra dęta. Rozbujali ludzi na placu zwłaszcza coverami Abby i Copacabaną, choć ja tam wolę muzykę filmową, której także nie zabrakło.
Filmiki denne, jak zwykle, ale nie oczekuję za wiele w tym dziale od mojego aparatu. Trochę jednak atmosfery oddają.
Zaszłam do otwartego Palazzo Vecchio, zawsze mnie oszałamia wystrój pierwszego dziedzińca. Groteska na grotesce, groteskę pogania. I ta podświetlona wieża widziana od wewnątrz. 
Zapadł już późny wieczór, lecz było tak przyjemnie ciepło, ani gorąco, ani zimno, że żal byłoby wracać.





W stałym punkcie rozłożył się jeden z dwóch polskich gitarzystów i idealnie wpisał się dźwiękami gitary w klimat leniwego letniego wieczoru.
Nie znaczy, że on grał leniwie, o co to, to nie. Ludzi już było o wiele mniej, więc zrobiło się kameralnie i można było smakować niemal każdą nutę. Nawet Boguś kładł się na schodach tak, by łbem być skierowanym do gitarzysty - meloman!
Nie nagrałam, bo szkoda tak dobrej muzyki na mój aparat.
Swoistego smaczku dodał krwiście czerwony jaguar, przy którym ludzie z chęcią robili sobie zdjęcia. Jedna turystka wskoczyła nawet do środka. Przesadziła?

Wyprawa z psami jest zawsze okazją do wielu, wielu rozmów z przechodniami, zaczepiają, chcą głaskać, wymieniają uwagi o swoich pupilach. Najbardziej rozśmieszyli mnie czterej panowie, którzy nas zaczepili rozczulając się nad psiakami. Wyglądali dokładnie na czterech z lekka już podstarzayłych playboy'ów, którzy wyruszyli na "nocne łowy". 
Gdy tak co chwilę byliśmy zaczepiani, fotografowani pomyślałam o Ani, autorce książki "Kudłacze w podróży". Wraz z synem opisali swoją podróż po Włoszech. Niby nic, ale przemieszczali się kamperem i z trzema (!) owczarkami szkockimi. Podziwiałam ich zorganizowanie, poświęcenie, kto kiedy zostaje, pilnuje psów, a kto wyrusza zwiedzać. Przyznam, że jako psiara miałam wręcz niedosyt opisów podróżowania z pupilami. Nasze dość ciężko znoszą zwykłe spacery, Boguś z racji wieku, a Druso upałów, ale i wcześniej wycieczki zawsze je nieźle wymęczały. Ciekawi mnie, czy tym psom nic nie dolegało, czy zdarzyły im się wyraźnie nieprzyjazne wobec psów spotkania, w jakich okolicznościach?
Tak czy siak, brawo za pomysł i jego realizację, bez (chyba?) szkody dla psów :) Gratulacje Aniu!

12 komentarzy:

  1. Właśnie weszłam na Pani bloga po raz pierwszy (zachęcona dwiema książkami, które pochłonęła w dwie chwile) w poszukiwaniu wieści o Druso i Bojanglesie. Widzę, że mają się bardzo dobrze, co mnie niezwykle cieszy. Szczególnie interesują mnie przygody Drusa, bo sama mam mopsiczkę Pumbę. Po książki sięgnęłam z uwagi na wątki kulinarne, a tu taka niespodzianka! Niedługo zamieszczę kilka słów o książkach na moich blogach, ponieważ jestem cały czas pod wielkim ich wrażeniem. Czeka mnie teraz nadrabianie wydarzeń od 2009 roku na Pani blogu, ale zrobię to z miłą chęcią.

    OdpowiedzUsuń
  2. Taki psi los towarzyszyć panu, koty nie dały by się namówić - pewnie? i by rozpaczały w domu samotne. Lubię to miejsce za ornamentykę i nastrój a może i dlatego, że byłam też nocą tam.. Akwarele bajeczne, syn wykupił mi w prezencie zajęcia z akwareli a ja jestem zupełnie zielona, nabyłam min. płyn maskujący....jeśli mówisz, że jeszcze czynisz próby to czym jest mistrzostwo? wiem to bardzo trudne, chyba pomylił akryl z akwarelą ale darowanemu....
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Małgosiu!Jaki uroczy wieczór - letni wieczór we Florencji - dzięki Tobie przeżyłam. Twoje , jak zwykle, celne spostrzeżenia, niezwykle plastyczne opisy (nic dziwnego - artystka!)fantastyczne zdjęcia i wieńcząca dzieło akwarelka, dostarczyły mi wielu wzruszeń. Niestety nie udało mi się być na Piazza Sinioria po zmroku, ale po tej lekturze czuję, jakbym tam była z Wami. Dzięki serdeczne.
    Pozdrawiam
    Ewa z Legnicy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. A cóż to za czerwone cudo na ostatnim zdjęciu? No, no!

      Usuń
  4. Cudowny wieczór w pięknym mieście. Z chęcią obejrzałam filmik, wspaniała atmosfera!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Juz nie moge doczekac sie urlopu.

    OdpowiedzUsuń
  6. mój pies do samochodu nie wsiada, absolutnie zaś wyjazdy do wet są niedozwolone, ale cóż czasami trzeba
    pozdrawiam
    j

    OdpowiedzUsuń
  7. przepiękne nocą ;), my podróżowaliśmy z kotem, chyba łatwiej, można zwiedzać wkładając kota do torby na ramię - nikt nie robił problemu, choć obawiałam się ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Małgosiu, akwarelka śliczna! I nie żałuj nam filmików - Twój jest bardzo dobry, ale nawet słabszy jakościowo daje cudne wrażenie, że się tam jest! Też byłam raz w Palazzo Vecchio w nocy i wrażenia są niezapomniane. Pozdrawiam - Annamaria, czasowa współmieszkanka kota ( mojej córki, która wyjechała na wakacje-a kot nie lubi samochodu, oj, nie lubi!), rozpieszczonego i zestresowanego bez swojej pani.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo czekam na wrażenia z wystawy. Obejrzałam w Internecie, co było do obejrzenia, przeczytałam, co było do przeczytania, ale wystawy nie zobaczę. Jeśli uda mi się w tym roku pojechać, to będzie to sam koniec sierpnia i wystawa będzie juz passe. Żałuję, bo już sam tytuł jest magiczny - La Primavera del Rinascimento! Może kupię katalog.

    Podziwiam ich, tzn. Włochów, że im się chce. Że chce im się robić wystawy czasowe, kiedy mają tyle arcydzieł w, że tak powiem, stałej ekspozycji dookoła. W maju, w weneckim Pałacu Dożów, widziałam wystawę Maneta - Ritorno a Venezia. Nieduża, ale jakże piękna i mądrze urządzona wystawa, gdzie obrazy Maneta zestawiono z arcydziełami malarzy weneckich - Tycjana, Antonella (ten akurat nie wenecki!), Carpaccia, Lotta.

    serdeczności,

    iwona

    OdpowiedzUsuń
  10. Chciałam coś dopisać, ale się nie udało.To spróbuje jeszcze raz-"próba techniczna"

    Grażyna

    OdpowiedzUsuń