Zaraz po powrocie z warsztatów kaligrafii, w niedzielę 28 lipca ruszyliśmy na południe Toskanii.
Zwiedziona zajawką na kanale youtube, pomyślałam, że to coś w stylu naszej Grupy MoCarta.
Taaaa! Nie dość, że byłam w błędzie, to jeszcze namówiłam znajomych na wspólne wysłuchanie koncertu. Nie wiedziałam, gdzie się schować, bo poziom wirtuozerii nie przystawał do poziomu poczucia humoru i japońskiej krzykliwej stylistyki. Tylko jeden moment koncertu dostarczył mi błogiego poczucia piękna, gdy artysta, właściwie w ramach dowcipu, udownodnił, że umie zagrać utwór od początku do końca. Zagrał pięknie! Niestety reszta była na dość żenującym poziomie, a śmiech głównie dzieci świadczy o dość prostych gagach muzyków.
Szkoda!
Przewrotnie zaczęłam od zakończenia dnia, a teraz słów trochę o tym, co było przedtem.
Nie żałuję wyprawy, gdyż miałam w końcu okazję przyjrzeć się posiadłości La Foce, bowiem przed koncertem córka właścicieli - Benedetta Origo - osobiście oprowadziła wszystkich chętnych po ogrodzie, opowiadając przy okazji historię posiadłości.
O jakim miejscu piszę?
Znacie drogę zygzakowo wiodącą na wzgórze, z rosnącymi wzdłuż niej cyprysami?
Poajwia się w wielu kalendarzach, widnieje na wielu pocztówkach.
To fragment tego, co powstało wynikiem zakupu La Foce w 1924 roku przez małżeństwo Origo.
Przedtem na terenie posiadłości była tylko niewielka tawerna, ślad po dawnym szlaku pielgrzymim. Jesteśmy na obrzeżu słynnej Val d'Orcia, obecnie sielska, budząca zachwyty. Przed wojną panowała tam bieda, a wręcz nędza.
I tak na scenie losów rejonu pojawia się niezwykła para Iris i Antonio. Mieszane małżeństwo. Ona, z domu Cutting, obecnie bardziej znana od męża, Angielka i Amerykanka z pochodzenia, pisarka, głównie specjalizująca się w historii, zwłaszcza życiorysach. Wychowywała się między innymi w Italii, czerpiąc przykład z filantropijnej postawy swoich rodziców i dziadków. W 1924 roku wychodzi za mąż za 11 lat starszego od siebie Antonio, syna (z nieprawego łoża) markiza Clemente Origo.
Antonio był miłośnikiem życia wiejskiego, wielkim pasjonatem usprawniania pracy na roli, wynalazcą, trafił na żonę o zacięciu dobroczynnym, co zaowocowało rozwojem okolicy.
http://www.trustandtravel.com/blog/wp-content/uploads/2012/06/Antonio-Origo-.jpg |
Wybrali La Foce właściwie z motywów pozytywistycznych, ale także i dla niewątpliwego uroku oraz walorów krajobrazowych.
Iris ściągnęła na miejsce młodego angielskiego architekta Cecila Pinsenta, który stworzył projekt rozbudowy tawerny w okazałą posiadłość oraz przygotował plan zagospodarowania ogrodu, według swojej (z lekka błędnej) wiedzy o renesansowych ogrodach Italii.
Powstało miejsce niezywkłe, perła wspaniale wpisująca się w krajobraz.
Małżonkowie Origo nie poprzestali na "udoskonaleniu" własnego domu. Nauczyli kilkudziesięciu chłopów efektywnej gospodarki, oddali im ziemię w wieczystą dzierżawę.
Podczas wojny zajęli się ludnością zmuszoną do opuszczenia własnych domostw, nawet z odległych zakątków Półwyspu. Otoczyli opieką sieroty wojenne, a potem także i żołnierzy.
Przybyło wiele budynków, na których zachowane napisy mówią nam o pierwotnym ich przeznaczeniu, dowiadujemy się z nich o powstaniu amublatorium, szkoły podstawowej, domu dla dzieci, czy też karczmy dla rolników, by mieli gdzie odzyskać siły po pracy. To ostatnie miejsce przechodziło różne koleje losu, by od niedawna stać się bardzo dobrą restauracją, w której zatrzymaliśmy się jedynie na lekki posiłek przed samym koncertem.
Tak, jak wspomniałam, po ogrodach oprowadzała nas Benedetta, jedna z trojga dzieci Origo.
http://www.gazzettagastronomica.it/wp-content/uploads/Iris_Origo_Donata.jpg |
Oprócz niej urodziło się jeszcze dwoje, córka Donata oraz syn Gianni, który zmarł w wieku ośmiu lat i jest pochowany, wraz z rodzicami, na pobliskim cmentarzu. Jeden ze zwiedzających pytał się Benedettę, czy można tam dojść z ogrodu, Pani Origo wskazała kierunek, ale sama z resztą ludzi wróciła na wystawną kolację, którą można było zamówić przy okazji zakupu biletów na koncert. Nie rezerwowaliśmy sobie tego posiłku, więc wraz z tym panem udaliśmy się na cmentarz. Pan doszedł do furtki, zobaczył ścieżynę wiodącą przez las i zawrócił, lecz my, wraz ze znajomymi, ruszyliśmy dalej i dotarliśmy na krótką modlitwę przy skromnych grobach rodziny Origo. Pochowani są tam też okoliczni mieszkańcy, tak wiele zawdzięczający pozytywistycznym bohaterom La Foce.
Dzięki wizycie w ogrodach i spotakniu z naszymi dobrymi znajomymi, dzielnie przełknęłam gorzką pigułkę w postaci koncertu. Inaczej teraz spoglądam na słynny cyprysowy zygzak stworzony przez Antonio Origo, by łatwo dostać się do jednego z domostw na wzgórzu.
Obecnie część posiadłości można wynająć na pobyt wakacyjny. Kto chętny?
PS. Dzięki uprzejmości jednej z osób na moim forum dowiedziałam się, że ogrody można zwiedzać w środy od 15.00 do 19. 00 . Zapewne chodzi tylko o okres letni, bo potem jest już za ciemno.
znane miejsce oj znane (o zygzaku mówię) byłam tam 3 razy i mam zdjęcia z 3-ch pór roku tego miejsca ale muszę powiedzieć, że taka zygzakowa droga jest w Toskanii jeszcze jedna :))) ale gdzie to już nie umiem wytłumaczyć ;/
OdpowiedzUsuńTa druga droga jest asfaltowa i wiedzie na Monticchiello :)
Usuńaaaaaaaaaaaaaaaaa teraz się przyjrzałam. To ja miałam na myśli tamtą właśnie koło Monticchiello drogę, że mam ją kilka razy co roku na fotkach a tą P. Origo w takim razie też przypadkiem znaleźliśmy :))
UsuńZapewne tak bywa, gdy się nagromadzi za dużo wrażeń :) Mam to szczęście troszkę wolniej smakować Toskanię, nie wiem, ile bym zapamiętała z wakacyjnych wyjazdów :)
Usuńdlatego ja sobie opisuję co roku bo by mi się już wszystko pomieszało po 3 razach w Toskanii ;D
UsuńOglądałam ten film o ogrodzie La Foce, piękny i komentarz był wspaniały
OdpowiedzUsuńdziękuję za przypomnienie
j
Do tego jest jeszcze jeden aspekt, o którym nie wspomniałam, miło tak skonfrontować to, co się zobaczyło w TV z rzeczywistością i przekonać się, że ta druga jest jeszcze piękniejsza.
UsuńMam Małgosiu i ja takie zdjęcie ale kompletnie nie znałam tej historii o tych wspaniałych ludziach a już mi nawet do głowy nie przyszło ,że można pozwiedzać ogród.No i kiedy ja to wszystko mam nadrobić?
OdpowiedzUsuńJest na to sposób, przyjeżdżaj tu jak najczęściej, odpuść sobie resztę świata :)
UsuńPiękna historia Małgosiu. Bardzo przyjemny wpis. Czyta się samo. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńEwa Parmacotta
Bardzo dziękuję, oddałam w takim razie choć trochę przyjemności, której sama zaznałam :)
UsuńWpis pasujący swoim klimatem do zblizającej się jesieni. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCo za ponure skojarzenie! Lato jeszcze trwa :)
UsuńCudne miejsce. Kiedyś je zobaczę :)))
OdpowiedzUsuńKinga
Ty, na pewno!
UsuńZwykła, a jednek niezywkła droga... Tak samo jak rodzina o której napisałaś! Piękne zdjęcie to z zygzakiem :)
OdpowiedzUsuńAno, dobrze jest utwierdzać się, że w niezwykłej krainie żyjemy :)
UsuńMałgosiu, czytam Twojego bloga już od dawna. Każdy Twój wpis, jest dla mnie, jak cudowna wakacyjna podróż, dlatego nominowałam Cię do Liebster Blog Award :)
OdpowiedzUsuńSzczegóły u mnie na blogu: www.zaplatana.blogspot.com
Zapraszam Ania
Dziękuję, odpowiedziałam na Twoim blogu :)
UsuńTo pierwsze zdjęcie, zygzakowa droga z cyprysami,... po prostu się zakochałam! Za taki widok na żywo bym oddała naprawdę wiele!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://made-in-joy.blogspot.com
No, to czas realizować marzenia :)
Usuńjestem oczarowana pani blogiem, czytam od jakiegoś czasu, ale dzisiaj mam wieczór odwagi i się ujawniam :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOjej! Przecież to sama radość :) Ślicznie dziękuję :)
UsuńJedziemy do La Foce w środę, jutro zwiedzamy willę I Tati we Florencji.Oba ogrody mają tego samego autora.
OdpowiedzUsuńKasia
Niesamowity post,uwielbiam to zdjęcie przedstawiającą drogę na wzgórze a teraz dowiedziałam się,jak powstała,dzięki Tobie.Uwielbiam poznawać historię miejsc i ludzi mieszkających w nich.Jeśli kiedyś będę zwiedzać Toskanię nie zapomnę o tym miejscu.
OdpowiedzUsuń