Zaczyna się codzienność. Do południa jeszcze podróż w tę i z powrotem do Pizy, żeby odwieźć Witka na lotnisko, naszego wspaniałego opiekuna psiuniów. Potem szybki obiad - z sałatą z własnego ogródka, już trochę mniej zachwaszczonego, bo po obiedzie próbowałam opanować to szaleństwo. Na razie sukces połowiczny, ale grządki już przynajmniej różnią się od siebie uprawianymi roślinami, nie ma strasznych ilości wszechobecnego chwastu. Wczesnym wieczorem zabrałam się za układanie kwiatów w kościele, które przyniosła jedna z parafianek, były to piękne kalie i róże - wszystko z własnego ogrodu. Może też się kiedyś doczekam takich kwiatów, tymczasem widzę tylko, że akant szykuje się do kwitnienia. Bardzo jestem jego ciekawa.
Powoli opracowuję zdjęcia z Chorwacji, może jutro uda mi się przedstawić je online.
Małgorzato, długo zwlekałem z napisaniem tego posta, ale w końcu zmobilizował mnie Twój powrót z kraju i nowe wpisy w blogu. Nazywam się Tomek Kądzik, jestem księdzem diecezjalnym w Warszawie i nie ukrywam, że zafascynował mnie Twój blog. Polecam go wszystkim na równi z książką "Pod słońcem Toskanii".
OdpowiedzUsuńWybieram się w lipcu do Toskanii, gdzieś nad morze, jeszcze nie znam szczegółów. Jedzie ze mną ponad 40 osób, moich znajomych z poprzednich pielgrzymek po świecie, którzy chcą w końcu trochę odpocząć i spędzić ze mną urlop. Wyszło to wszystko bardzo spontanicznie.
Wspaniałe są Twoje zapiski świadczące o wielkiej pomocy bratu. Wiem, co to znaczy mieć pod ręką bliską osobę na plebanii :-)
Proszę, pozdrów swego brata a mojego współbrata w kapłaństwie - Krzysztofa. Nie widziałem Ciebie ani Jego nigdy w życiu a staliście się mi bardzo bliscy.
A propos poprzednich wpisów na blogu - sałatka krewetki + cukinia jest pyszna. Dodałem jeszcze mozarellę i pinię. Tak to wirtualne podróże kształcą również kulinarnie.
pozdrawiam i do następnego wpisu.
Tomek