Nic dodać, nic ująć. Szlaban na ogródek, trzeba więc pomyszkować po domu i po internecie. Wynikiem tego pierwszego jest "bliżej porządku" i dwie świece (na razie bez zdjęć), wynikiem drugiego: opisy przy albumach z Chorwacji.
Dzisiaj zastępowałam zakrystiana podczas pogrzebu, co ograniczyło się do włączenia i wyłączenia dzwonów pogrzebowych oraz rozpalenia węgielków w trybularzu. Przy okazji westchnęłam, jak bardzo w dużych miastach Polski rozbito ryt pogrzebowy. Msza sobie osobno w kościele parafialnym, krótkie modlitwy w czymś, co trudno nawet nazwać kaplicą cmentarną i pochówek. I tak szczęśliwie udało nam się odmówić chociaż dwa dziesiątki przy Mamie. Nie ma czuwania. A tutaj, tak jak na niektórych jeszcze wsiach w Polsce, bardzo często zwłoki zostają wyprowadzone z domu, a wieczorem poprzedniego dnia przy zmarłym zbiera się rodzina, znajomi i sąsiedzi, by wspólnie omodlić te trudne chwile.
Przypomniał mi się napisany przeze mnie, gdy mieszkałam w Polsce, krótki artykuł do gazetki parafialnej. Nie chcę nikogo przekonywać, ja po prostu tego doświadczyłam, wraz ze śmiercią Mamy jeszcze mocniej:
W CO WIERZY TEN, CO NIE WIERZY
Już od paru miesięcy nie daje mi spokoju pamięć o pogrzebach, w których uczestniczyłam tego roku. Chciałam modlitewnie pożegnać kogoś mi znanego a zobaczyłam jak wobec niewątpliwej tragedii przedwczesnej śmierci polaryzuje się postawa religijna człowieka. Opowiem przede wszystkim o dwóch pochówkach: dziecka oraz mężczyzny w tzw.sile wieku. Dziecko pochodziło z rodziny wierzącej i widać, że wzrastało w takim otoczeniu. W dniu jego pogrzebu dostałam dużą dawkę nadziei. Tę nadzieję nieśli jego rodzice, wsparci jedno o drugie małżonkowie, rodzina i wszyscy obecni. Cała uroczystość była wielkim świętem nadziei na przyszłe spotkanie zbawionych. Wiarę tę ujawniała modlitwa, ale też i strój przybyłych. Niemal wszyscy ubrani byli na biało wyrażając w ten sposób swoje przekonanie o świętości kilkuletniego zmarłego chłopca.
Drugi pogrzeb to najpierw Msza św., podczas której wielu uczestników nie wiedziało, kiedy wstać, usiąść czy klęknąć. I sam pogrzeb: Przyzwyczajona w swojej rodzinie, do co najmniej modlitwy różańcowej, weszłam do kaplicy z wystawioną trumną przekonana, że będziemy się modlić za zmarłego. Poraziła mnie beznadziejna cisza i puste krzesła, na których nie zasiadły oczekiwane a nieobecne osoby, niebędące chyba w stanie przebaczyć przeszłości zmarłemu. Po tych dwóch pogrzebach jeszcze wyraźniej spostrzegłam, jaką siłę daje wiara. Mam nadzieję, że gdy przyjdzie pochować mi moich najbliższych, stanę z nadzieją przy ich trumnie i zdam egzamin ze swojej wiary.
Zawsze w chwilach rozważań o śmierci myślę o przejmujących słowach zadeklarowanego ateisty Umberto Eco: „Najbardziej wstrząsające wydarzenie mojego życia. Kiedy umarł [ojciec], nie miałem już wiary, a więc możliwości posiadania nadziei na życie wieczne”. I jeszcze: „To oczywiste, że z tym moim rodzajem ryzyka, życiem mianowicie, jak gdyby Bóg nie istniał, żyję o wiele bardziej tragicznie, niż kiedy byłem wierzącym: teraz dla mnie rozliczenie się ze śmiercią jest o wiele bardziej uciążliwe. Muszę bardziej pracować, aby nadać sens mojemu przejściu. I to mnie najbardziej wyczerpuje.”
A gdy przyjdzie na kogoś kryzys wiary to może zupełnie racjonalnie przekona go Warłam Szałamow, przysięgły ateista - syn duchownego prawosławnego. W jednym ze swoich „Opowiadań kołymskich” napisał, że łagry były egzaminem moralnym, i 99% więźniów tego egzaminu nie zdało; w owym jednym procencie znakomitą większość stanowili wierzący.
Zakończę słowami z brewiarza: Noc spokojną i śmierć szczęśliwą niech nam da Bóg wszechmogący, Ojciec i Syn, i Duch Święty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz