czwartek, 16 października 2008

PIERWSZY W KOLEJCE

Kolejka zaległych wydarzeń do opisania zrobiła się tak długa, że nie umieszczę ich wszystkich w jednym poście.
Zacznę chronologicznie od poniedziałku. Po telefonie od Ryszarda, że w Treppio już kolorowość jesienna, czem prędzej wsiedliśmy do auta i pomknęliśmy w góry. Im wyżej tym bardziej zaczynało nam się mienić w oczach. Prawdziwa złota włoska jesień.

Pogoda łagodnie zapraszała do wycieczki. Najpierw jednak nasz przemiły gospodarz oprowadził Aneczkę po swoim kościele, z czego ja chętnie skorzystałam i nowe rzeczy zobaczyłam.

Potem opuściliśmy Toskanię i wjechaliśmy w Region Emilia-Romagna:
Zjechawszy nad Lago di Suviana (sztuczny zalew) udaliśmy się starą trasą na Bolonię.
Mały poziom wody i tak nie przeszkodził zabawie w lustrzane odbicia. Które zdjęcie zrobiono do góry nogami?
Naszym celem było zobaczyć sen szalonego hrabiego Cesare Mattei. Człowiek ten, nazwany twórcą elektrohomeopatii tak się zachwycił pewnymi terenami należącymi do rodziny bratowej, że postanowił zakupić pozostałości po twierdzy Matildea. Początkowo miał zamiar zbudować średniowieczny zamek, ale na jakiejś wystawie w Londynie zobaczył zdjęcia z Alhambry i Kordoby, co skończyło się wizją bliższą chyba Zamkowi Neuschwanstein. Zresztą ponoć Ludwik Bawarski nie był hrabiemu obcy.
Nie będę się rozpisywać nad historią hrabiego i budowli Rocchetta Mattei. Co do tej drugiej, poczekam na zakończenie remontu zachęcona zdjęciami w dziale „foto” na stronie . Chwilkę tylko zatrzymam się nad kolejami losów ludzkich, a tu dokładnie hrabiego Mattei. Otóż w 1837 roku był on jednym z założycieli Banku Cassa di Risparmio in Bologna. Pętla czasu się zamknęła i w 2005 roku tenże bank przejął na własność Rocchettę.

Na razie wielkiego wrażenia to nie robi, cały czas nieodparcie myślałam o megalomańskim kiczu architektonicznym, tak przedziwnym, że aż interesującym.
Takiego zdjęcia jak na tej stronie nie mieliśmy możliwości zrobić, a daje wyobrażenie o położeniu Rocchetty.

Bardziej naturalne i rzeczywiste były napotkane nieopodal zwierzęta.

Z powrotem do Treppio na przepyszny obiad; bigos w wykonaniu Ryszarda nie ma sobie równych. Ochłonąwszy po wspaniałościach wróciliśmy do Pistoi. Nie mogliśmy jednak nie zatrzymać się w Parku Acquerino, by mieć może szczęście i spotkać daniele. Cicho jednak było w lesie, nigdzie żywego stwora. Wróciliśmy do auta, i już mieliśmy doń wsiąść, gdy doszły do nas dziwne dźwięki, jakby komuś o bardzo niskim głosie brakowało powietrza. Były to porykiwania olbrzymiego samca zagarniającego stadko.
A może określającego się przed innym samcem, młodszym, który pojawił się w okolicy?
Niestety mam krótki filmik z jednym tylko „odgłosem paszczą”. Reszta to zdjęcia. Znowu spotkaliśmy "krzywozgryza" ( no bo przecież nie krzywoustego?) i tym razem, jak podczas wycieczki z Tatą, spokojnie się przyglądał nam z przekąsem.
Droga powrotna z zachytem wieczornych mgieł:

I już zupełnie niespodziewanie wykorzystując piękną pogodę zatrzymaliśmy się przy małym średniowiecznym kościółku w Valdibura tuż pod Pistoią. Krzysztof kiedyś błogosławił tam ślub. Proboszcz miejsca powiedział mu, że ma ponad 80 ślubów rocznie. Co oznacza, biorąc pod uwagę raczej tylko soboty (i to nie wszystkie w roku), parę ślubów jednego dnia. U nas w tym roku nie było żadnego. Ludzie szukają miejsc, gdzie można wyjść przed kościół, nasza świątynia odpada więc w przedbiegach ze swoimi drzwiami niemal wprost na ulicy. Parafia w Valdibura zachwyciła mnie położeniem wśród gajów oliwnych, na sporym wzgórzu z cudowną panoramą. W żartach powiedziałam Krzysiowi, że w imię tak cudnego położenia mogłabym zrezygnować ze swojej pracowni, ale czy na pewno?

1 komentarz:

  1. Piękna objazdówka po okolicach Poretty Terme i Vergato!
    Zastanawiam się dlaczego nie ma mnie na zdjęciach z Rocchetty Mattei,to właśnie mi przyszło obsługiwać ten dźwig przed wejściem głównym a także mam swój udział w restauracji tego obiektu.
    Pozdrawiam Jacek N.

    OdpowiedzUsuń