Zaczęła się w szybkim tempie i przez ponad pól dnia nie chciała ani na minutę zwolnić. Rano musiałam się wcisnąć pomiędzy godzinę otwarcia sklepu o 8.00 a wyjazd Krzysztofa na pogrzeb. W pół godziny więc zrobiłam niezbędne zakupy do ugotowania uroczystego obiadu. Potem do 9:30 przygotowałam sos z krewetek z cukinią oraz podsmażyłam wołowinę w całości owiniętą gałązkami rozmarynu. Następnie gdy tylko Krzysztof przyjechał z wyprowadzenia zwłok na Mszę pogrzebową ja pomknęłam na kurs włoskiego.
Nie mogłam przegapić rozpoczęcia, tym bardziej, że w związku z wyjazdem przepadną mi trzy lekcje. Mamy ciekawy skłąd narodowościowy. Jełsi pojawią się jeszcze dwie zapisane osoby to na kurs chodzą: trzy Polki, dwie Rumunki, dwie Rosjanki, jedna Amerykanka, jedna mieszkanka Dominikany oraz Marokańczyk. Z kursu urwałam się na 15 minut przed zakończeniem, odebrałam Aneczkę z placu w Pistoi, jeszcze ciutkę pozwiedzała i pomyszkowała wśród środowych kramów.
O 12.00 byłam gotowa do kulinarnej walki. Dzięki wielkiej pomocy Ani sprawnie uwinęłam się do 13.00. Podałam na przystawki crostini scure (wątróbkowe) oraz bresaolę z rukolą i parmezanem, skropioną cytryną. Na pierwsze było spaghetti z dwoma sosami do wyboru, krewetkowym oraz z gorgonzoli. A na drugie plastry wołowiny oraz jako sałata roszponka. Alkoholami, jak zwykle, zajmował się Krzysztof, a ja zabezpieczyłam tylko deser w postaci kremowo-brązowego sernika z ricotty.
Wracając do obiadu. Zasiedzieliśmy się w ogrodzie, przy łagodnym słońcu aż do 17.00. Niestety nie miałam fizycznie najlepszego dnia i jego resztę spędziłam z bólem czego się dało w łóżku.
Wsystkiego najlepszego Pani Małgorzato z okazji imienin.@->-
OdpowiedzUsuńTo komputerowa róża dla Pani
A ja wreszcie znalazłam kogoś kto obchodzi imieniny w tym samym dniu.
:) Pozdrawiam Małgorzata:)