piątek, 17 października 2008

PIZA NIEMAL BEZ KRZYWEJ WIEŻY

Powoli kolejka się kończy. Czwartek to pożegnanie z Aneczką. Wstałyśmy i wyruszyłyśmy dużo wcześniej do Pizy, by jeszcze zajrzeć na Piazza dei Miracoli.
Zajrzeć i się zachwycić dokumentnie. Teraz już nie dam się zwieść tłumom i „popularesowi” Krzywej Wieży. Cały zespół budowli zasługuje w moim mniemaniu na miano cudu. Nie miałyśmy zbyt wiele czasu, więc zwiedziłyśmy baptysterium oraz katedrę. Zaczęłyśmy od tego pierwszego, gdyż Duomo otwierano o 10.00.
Powolutku zagłębiłyśmy się w świat romańskiej Italii. Już ściany zewnętrzne zapraszają „ do nas, do nas, mamy tyle piękna do zaoferowania!”
Właściwie cały czas przed wylotem Aneczki można byłoby poświęcić na „lekturę” detalu. Nie mogłyśmy sobie pozwolić na taką rozrzutność, więc weszłyśmy do środka. Od razu kroki skierowałam do ambony autorstwa Nicolo Pisano.
Jestem wielkim admiratorem dzieł w wykonaniu rodziny Pisano, a to w baptysterium zaczyna świetlany szlak wielkich kazalnic. Powolutku przyglądałam się rzeźbom, jeszcze nie tak rwącym się z płaszczyzny w przestrzeń, jeszcze bardziej surowym, bardziej antykizującym; gdy nagle poproszono wszystkich o ciszę i do uszu spłynął nam polifoniczny balsam . Napisałam polifoniczny, ale źródłem owego dźwięku był jeden tylko człowiek. Cztery lata temu nie trafiłam na taką prezentację, podejrzewam, że jeszcze nie istniała. Dowiedziałam się, że w 2006 roku na życzenie księdza Silvano Burgalassiego włoska Rada Badań Naukowych skierowała do baptysterium zespół z Laboratorium Muzyki Komputerowej pod kierunkiem Leonello Tarabelliego. W oparciu o wyniki badań skomponowano utwór na 200 osób zatytułowany „Siderisvox”, trwający 15 minut. Budowlę potraktowano jako największy instrument muzyczny na świecie. Informację o tym projekcie można przeczytać na stronie Laboratorium  , tylko w języku włoskim lub angielskim, są tam jednak zdjęcia i ilustracje dające wyobrażenie, jak geometria niezwykłej architektury sprzyja akustyce. Szczególnie interesująca jest wizualizacja baptysterium ze "zdjętą" wierzchnią kopułą. Jeszcze cztery lata temu można było pod nią wchodzić, teraz pozostaje nam wierzyć, że tak wygląda wewnętrzne sklepienie baptysterium. Dźwięk wydobyty tak nas wprowadził w stupor, że nie wiedziałyśmy, co ze sobą począć, powoli zaczęłyśmy dostrzegać piękno olbrzymiego baptysterium.
 
Wnętrze o jednym tylko przeznaczeniu: dokonywanie ceremonii chrztu, nie ma w nim więc zbyt wielu elementów.
  
Dzięki temu mamy do czynienia ze szlachetną prostotą, grą prostych brył geometrycznych, i niewielką ilością żywych barw, początkowo niemal niedostrzegalnych witraży w małych oknach.
Z galerii koniecznie trzeba podziwiać widok na Plac Cudów, mimo pokratkowanych okien.
  
Już nas przez okno przyzywała katedra.
Jakoś nie mogę sobie przypomnieć, bym ją wcześniej widziała. Wizyta ta więc była mi pierwszą. I znowu zachwyt i jęk, że tyle piękna, że człowiek nie może tego udźwignąć, że musi sobie poradzić uszlachetnieniem? Tym razem bez żadnego przewodnika, bez wcześniejszego przygotowania, swobodnie chodziłam z miejsca na miejsce podziwiając naszych przodków za kunszt i maestrię. Na koniec zostawię sobie ambonę, by klamrą jakowąś spiąć cuda, nanizane mozolnie jak koraliki na sznurek, by ich nie zgubić, by się nie rozsypały.
Zacznijmy więc od olbrzymiej lampy z brązu przypominającej gigantyczny chwost. To z nią wiąże się nazwisko Galileusza, jeszcze nastoletniego młodzieńca i jego pierwsze odkrycie naukowe o prawie izochronizmu ruchu wahadła. Ponoć zmierzył okres wahań lampy, porównując z własnym pulsem i stwierdził, że nie zależy on wcale od tego, czy wychylenie lampy jest małe, czy duże.
Mam duży problem z jakimś logicznym ujęciem tego, co zobaczyłam. Nie chcę tym razem wielce sięgać do wiedzy przewodników i albumów. Może po prostu zaproszę, byście razem ze mną powiedli wzrokiem?
Na koniec zatrzymajmy się przed kolejną amboną autorstwa Pisano, ale tym razem Giovanniego, syna Nicolo. To już zupełnie inny rodzaj rzeźby, bliski gotykowi francuskiemu.
Druga ambona tegoż rzeźbiarza jest w Pistoi w Kościele Św. Andrzeja. I tu i tam wielka precyzja detalu, starzec jest starcem, a lew ma przerażać.
Jak to się stało, że teraz potrzebujemy klucza do odczytania tej kamiennej wykładni teologicznej? Który współczesny rzeźbiarz umiałby nam wyłożyć Historię Zbawienia? Dlaczego teraz epatuje nas się formą bez treści? W tak nobliwej świątyni odczułam to jak zgrzyt widelcem po szybie, patrząc na ołtarz i pulpit w prezbiterium.
Im bardziej obcuję z dawną sztuką, tym bardziej zaczynam sobie cenić warsztat, fach, umiejętności, wiedzę artysty. Miałam na studiach takich kolegów, co ani razu nie zajrzeli do biblioteki. Może stąd potem penisy na krzyżu? Człowieczeństwo ograniczone, okaleczone?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz