Wiele osób dziwiło się, że też chce mi się zimą do Szwecji. A ja właśnie świadomie wybrałam tę porę roku i wcale nie z tęsknoty za zimą.
Pierwszy powód nie ma związku z porą roku, tylko z osobą Joanny z bloga o znamiennie włosko brzmiącym tytule http://kaffe-latte.blog.onet.pl/.
Joanna ma taką swadę w pisaniu, że z najdrobniejszego wydarzenia potrafi utworzyć pełną napięcia opowieść. Dziwię się i martwię, że nie przekuwa tego w książki. Na jej to zaproszenie wybrałam się do Umeå (czyt. umio). Główny cel, to było poznać się i nagadać do woli. To drugie nam nie wyszło, za mało czasu było, hi hi hi.
Latem nie mogłabym lecieć, bo być może czeka nas pandemonium w postaci remontu plebanii :)
Poza tym miałam wrażenie, że zimą Szwecja jest najbardziej reprezentatywna sama dla siebie. Ciekawa byłam życia ludzi, którzy przez pół roku zmagają się z mrozami i śniegiem. Czułam, że muszą mieć na to swoje pomysły.
Poraziła mnie odległość, jaką miałam do pokonania. W linii prostej to 2300 km, a że leciałam z Rzymu to trezba dorzucić dodatkowe 600km. Ufff! Trzy pociągi, dwa samoloty i "już" byłam na miejscu. Oh! Nie, na miejscu byłam po przejechaniu jeszcze 30 km na zanurzoną w lesie wieś.
Program miałam bardzo urozmaicony, spacery nożne,samochodowe i skuterowe.
Rewelacyjne są olbrzymie przestrzenie wokół domu Joanny, które jednak na co dzień stanowią duże utrudnienie.
Ja napawałam się ciszą, odległościami i ... reniferami grodzącymi przejazd. Dla mieszkańców - utrapienie, pasą się po ich prywatnych lasach i wstrzymują ruch na drodze, bo zlizują z niej sól wysypywaną przez ich właściciela - Lapończyka (albo ponoć poprawniej politycznie, przez Sama). Skąd pod Umeå renifery? Otóż przybywają na popas, gdy w Laponii jest tyle śniegu, że już nie da rady się dogrzebać do smakołyków. O tym, że możemy spotkać je na trasie informuje tymczasowy znak drogowy, na widok którego Joanna jęczy, a ja pieję, hi hi hi.
Byłam więc osamotniona w zachwycie nad ich bajkowym wyglądem i pociesznym truchtem.
Może Wy mi potowarzyszycie?
Joanna jęczała też, że na za krótko przyjechałam. Choć przyznam, że faktycznie czas zleciał bardzo szybko.
Nie wiem sama, jak w kilku słowach opisać ten pobyt. Gdzie umieścić zdjęcia detali?
A gdzie ogólnych widoków?
Dosyć nowoczesne Umeå jest największym wysuniętym na północ miastem Szwecji, liczy sobie zaledwie 80 tys. mieszkańców (poprawiam za stroną oficjalną i pod wpływem Pauliny jest 115 500 tys. mieszkańców).
Wybrano je na Europejską Stolicę Kultury w 2014 roku.
Powstało w XVII wieku, ale w XIX wieku połowa Umeå doszczętnie spłonęła. Coś tam jednak wejdzie do obiektywu i pozostanie pod powiekami.
Kościół miejski odbudowano z pietyzmem i dbałością o szczegóły.
Ponieważ jestem maniaczką starszych obiektów swoje serce przylepiłam do drewnianego kościółka przeniesionego z jakiejś wsi pod miejskie muzeum.
Bo, niestety, nie mogę powiedzieć, że mi przypadła do gustu wybudowana niedawno katolicka świątynia. No, może jeszcze zewnątrz łagodnie wtulała się swoją różową cegłą, ale wnętrze, hmmm. Nie przepadam za zabudową centralną, nic na to nie poradzę.
Z uporem maniaka szukałam lokalnych sposobów na zimę, która łaskawie mnie oszczędziła. Podczas mojego pobytu świeciło piękne słońce, dając przyjazne, lekko ponad zero (w dzień) temperatury. Nie udało się mu stopić zimowego stylu Umeå, a więc śniegowych i lodowych rzeźb, koszy do ogrzewania palonym drewnem, śniegowych ławek, czy olbrzymiej rzeki, po której przeprawiali się ludzie na drugi brzeg.
W miejskim muzeum prześledziłam historię nart, od najstarszej na świecie, po zupełnie współczesne. Oczywiście mnie się podobały drewniane, z pięknymi rzeźbionymi zdobieniami. Zakazem zdjęć odsyłam na mało dla mnie czytelne strony, z lekka dające wyobrażenie o eksponatach.
Nawiązaniem do nart jest inny środek służący przemieszczaniu się, widziany nie w muzeum, ale pod zostawiony sklepem. Swoiste sanki z pionowymi, metalowymi i bardzo długimi płozami. Jeździ się na nich mniej więcej jak na hulajnodze, a gdy górka sprzyja, to można na płozach postawić obydwie nogi.
Co jeszcze robią ludzie, gdy śnieg i mróz za oknem?
Śpiewają. I to jak śpiewają!
Wybrałyśmy się na współczesną wersję "Otello" Verdiego. Problemu nie było, libretto po włosku, w przybliżeniu znane i niezmienione. Nałożono tylko na nie obrazy z naszych czasów, co pokazało, jak aktualne są emocje towarzyszące oszczerstwom, poczuciu zdrady, czy żądzy władzy. Aria Desdemony została tak pięknie zaśpiewana, że łzy same ciekły mi po policzkach. Jakoś nigdy wcześniej tak mnie nie poruszyła żadna opera. Chciałam jeszcze zwrócić uwagę, że przedstawienie odbywało się w budynku przeznaczonym ku temu, czyli w miejskiej operze - 115 tysięcznego miasta!
Najtrudniejsze do przekazania są smaki, którymi raczyła mnie Joanna. Poznałam kilka specjałów szwedzkiej kuchni - m.in. zapiekankę ziemniaczaną, słodkie drożdżowe bułki - pycha! Czułam się wybornie ugoszczona, a w drogę zostałam jeszcze wyekspediowana m.in. ze słoiczkami borówki brusznicy (którą uwielbiam w herbacie) i czegoś, co mieszkańcy zwą drugi złotem Szwecji czyli maliny moroszki. Jeszcze nie spróbowałam, więc nic o smaku nie umiem powiedzieć.
Żal było wyjeżdżać i opuszczać gościnne progi Joanny.
Na szczęście u celu podróży czekała na mnie Toskania, moje miejsce na Ziemi.
Joasiu za wspaniałe wakacje z całego serca baaaaardzo dziękuję!
Jak wspaniale, że wróciłaś. Miło, ze pamiętasz o blogowiczach. Dzięki za ciekawa relację i mroźne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńPiękna relacja , piękne zdjęcia ! jestem zachwycona ! ale gdzie Joanna ???
OdpowiedzUsuńWitam Małgosiu po powrocie :) No to się nalatałaś nieźle. Fajnie w tej Szwecji, zupełnie inaczej, jakby się przenieść do innego świata, np.te renifery na drodze w takiej ilości... Ja tam jednak wolę ciepełko :)
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać blog Joanny i ... mnie wessało :) Świetna babka być musi, czyta się doskonale.
Dzięki za relację - tak różną od toskańskiej:)
Pozdrawiam Eugenia
wspaniale miejsce, fotografie i relacja z pobytu:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWspaniałe wakacje!Mnie Szwecja smakowo kojarzy się z ciastem marchewkowym bo pierwszy raz tam je jadłam-pycha.A z malin to wolę te nasze,moroszki są jak na mój gust trochę cierpkie,no ale zamknięte w słoiczku na pewno lepiej smakują:)
OdpowiedzUsuńNo wreszcie! Rozumiem punkt widzenia Joanny w sprawie reniferów, ale mnie też one zachwyciły. Zwłaszcza te tłumnie truchtające na drodze. Szwecja jest piękna w swoim raczej surowym pięknie, ale zapewne trudna do życia codziennego.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że sobie z Joanną przypadniecie do gustu.
Kinga z Krakowa
Bajkowo:) I tem karminowy dom w białym śniegu! Ja chcę na plener do Szwecji !A ja podobała się Szwedzka Madonna?(pytanie retoryczne:)
OdpowiedzUsuńsciskam,fajnie że Jesteś
Małgosiu,Ty do wszystkich swoich talentów posiadasz jeszcze talent dziennikarsko-reporterski. Tak napisałaś o północnej Szwecji i tak ją pokazałaś, że pozazdrościłam samej sobie samej, że tu mieszkam. Umeå powinno też być Ci wdzięcznym za reklamę, zwłaszcza że w 2014 będzie europejską stolicą kultury. A i jeszcze jedno, drzwi do mojego bloga nie zamykają się, dzięki Twojej rekomendacji:)))Te zdjęcia stanowią nieprawdopodobny wręcz kontrast do zdjęć toskańskich.
OdpowiedzUsuńŚciskam
Joanna z kaffe-latte
A, zapomniałam dodać,by poinformować Twoich czytelników, że nie mieszkam w tym domu, ktory jest przedstawiony jako pierwszy w pierwszym collage/kolażu;)
OdpowiedzUsuńto znowu ja Joanna z kaffe-latte
Ja tez po tych zdjeciach opublikowane tutaj sobie pomyslalam, kurcze calkiem niezle to Umeå! Chce tylko poprawic liczbe mieszkancow, mieszka tu mniej wiecej 110 000 ludzi.
OdpowiedzUsuńMocno pozdrawiam!! Wszyscy sie zachwycaja Maddona!!
Paulina
Bardzo zgrabny fotoreportaż. Fajnie jest popatrzeć, ze gdzieś na świecie jest tak pieknie czysto ;-)
OdpowiedzUsuńPaulinko a to macie niezły przyrost, bo ja brałam info z wikipedii i tam ta liczna ponad 100 tys. dotyczyła wtedy całego okręgu, czy jak go zwał. Wlazłam na stronę oficjalną Umeå i jakoś zrozumiałam, że się pomyliłam.
OdpowiedzUsuńJoanny dom jest na ostatnim kolażu.
Umeå teraz rosnie, sa wielkie plany na nowe osiedla dla mieszkancow i powiekszenie samego centrum. Dzis jest wielki problem z tym ze centrum takie male i strasznie drogo jest wynajac lokal zeby otworzyc sklep lub knajpe, dlatego wiekszasc sklepow w samym centrum to te okropne globalne firmy ktore mozna znalesc juz na calym swiecie. jak centrum sie powiekszy to sadze ze bedzie wiecej miejsca dla lokalnych firm.
OdpowiedzUsuńPaulina
Południe spotkało się z Północą i przeżyło przygodę.
OdpowiedzUsuńPodziwiam i pozytywnie zazdroszczę.Jestem urodzonym podróżnikiem, którego los przytrzymuje chwilowo w domu.Dzięki takim relacjom podróżuję z Wami.
Pozdrawiam.
Fantastyczna relacja, piękna opowieść i cudowne widoki :)dziękuję za tak miła wirtualną podróż!
OdpowiedzUsuńPani Małgosiu! Widoki zapierające dech,reniferki przesłodkie (też bym piszczała na ich widok,hihi),drewniany kościółek piękny...super że nawiązała Pani taką fajną nową przyjażń...Pozdrawiam gorąco,Agnieszka B.-Rz.
OdpowiedzUsuńWszędzie jest pięknie i może nawet dałabym się skusić na kilka dni w Szwecji pod warunkiem ,że temp.u nas byłaby ponad 30.W każdym innym przypadku mówię brrrrrr Maszka (a opowieść ciekawa jak zawsze)
OdpowiedzUsuńPorażająca biel śniegu!!!!
OdpowiedzUsuńSzwecja jest piękna. Śliczne fotki. pozdrawiam
OdpowiedzUsuń