Prawie - a jaka różnica, ale nawet w codziennym zabieganiu można wydziergać chwile czysto wakacyjne. Zaczęło się wczoraj od kolacji. Kojarzy mi się z wakacjami, bo tego typu posiłek miałam okazję zjeść pierwszy raz podczas moich pierwszych toskańskich wakacji, gdy jeszcze przez głowę mi nie przyszło, że tu zamieszkam. Wtedy faktycznie tylko jadłam, a tym razem kilka godzin soboty poświęciłam na dekorowanie miejsca.
Umyśliłam sobie magnolię, która już właściwie przekwita, do tego dostałam granatowe serwetki (bo takie organizatorki z Circolo miały na stanie) oraz prośbę, bym zajęła jak najmniej miejsca na stole. Wiadomo - jedzenie ważniejsze!
Serwetki pozaginałam, co zajęło mi dwie godziny, ale 100 serwetek szybko się nie układa. Potem jeszcze strojenie stołu, za to uwieńczeniem tego była pyszna kolacja z toskańskimi przystawkami, lazanią, płatami schabu z pieczonymi ziemniakami oraz cytrynowymi cantuccini z sosem z mascarpone. Poziom dźwięków przekraczał wszelkie moje przyzwyczajenia, ale co zrobić, jeśli w takiej przestrzeni zasiadło około 100 osób? Jeden stół zajmowały, a raczej zakrzykiwały dzieciaki. Rodzice wymyślili dobry system, jeden był na pewien czas oddelegowany do całej ferajny, a reszta smakowała potrawy i rozmowy, potem następowała zmiana warty. Ja jakoś już się przyzwyczaiłam, ale mój Tatko goszczący u nas od wtorku patrzył na całe wydarzenie z dużym zainteresowaniem. Czegoś takiego to on jeszcze nie widział i nie słyszał, hi hi hi - aparat z ucha musiał wyjmować, żeby doszczętnie nie ogłuchnąć :)
Dzisiaj więc zaserwowaliśmy mu dużo spokojniejsze doznanie. Ze względu na popołudniowe zajęcia Krzysztofa, wybraliśmy się znowu na piknik ale do parku przy Giaccherino.
Słońce grzało tak ostro, że nawet mój Rodzic-zmarzluch schował się w cieniu.
Jak już napisałam o poprzedniej niedzieli, tak i tym razem nie zaszły wielkie zmiany w zachowaniach. Tym razem do polegujących dołączył Tata, a ja kręciłam się, jako i Druso. Choć w pewnym momencie i Boguś pozazdrościł spacerów w alejach cyprysowych i nas wyśledził.
Generalnie jednak Boguś wolał dołączyć do męskiej części pikniku.
Psiaki miały większą swobodę, bo teren jest zamknięty i niedostępny publicznie, nie było więc w pobliżu żadnych czworonożnych, czy nawet dwunożnych obiektów zainteresowania.
Temperatura uruchomiła cały spektakl wiosennych zapachów, nie mogłam się więc opanować i do domu zabrałam naręcze jednego z nich.
Piszę szybko, bo wieczorem wybieramy się z kolei do znajomych na pizzę, a potem to już tylko zgon :) Tym bardziej nie mam co liczyć na chwilę wytchnienia w ciągu tygodnia, na razie koniec wakacji :) To mocno wypełniony zajęciami czas. Mam nadzieję, że podołam wszystkim planom, niektóre są zależne od pogody.
O rany! BEZ!! Umnie pod oknem jeszcze listki nawet się nie rozwinęły!!!
OdpowiedzUsuńGośka tam jak w raju!
OdpowiedzUsuńKasia
Zgadzam się z Przdmówczynią,pyszne jedzenie i ta przyroda,nastracja mnie bardzo dobrze!Jaki cudny ten piknik:)
OdpowiedzUsuńJa też, zabierz mnie tam! W Warszawie ledwo co forsycje pączkują a w nocy ma być minus. Dzielna jesteś, tyle pracy stoły udekorowane pięknie a wypoczynek pod oliwkami /chyba?/ to marzenie. Osobliwa ta butelka /wino?/ w bucie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPięknie sobie poradziłaś z dekoracją stołu!
OdpowiedzUsuńButelka w bucie? Bardzo praktyczne rozwiązanie na nierównościach plenerowych! :)
W Krakowie kwitną forsycje i jakieś białe drzewka. Magnolie mają już spore pączki, tylko patrzeć, jak zakwitną.
Druso udekorowany bzem wygląda niezwykle efektownie. No a Boguś, no, temu do wyrażenia dostojeństwa nie trzeba niczego.
Ciekawa jestem tych Twoich zadań na przyszły tydzień. Ogród?
My tu ciągle czekamy na efekty zeszłorocznego planowania :)
Kinga z Krakowa
śliczny Bez,,pachnący,,,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPies w bzie niesamowity, wazon /czterouchy/z bzem taki malarski.Świetna ta zielona ściana jako tło.. "Kiedy znów zakwitną białe bzy..." Wolę fioletowy! U nas w maju! Zazdroszczę zapachów wiosny!!!!
OdpowiedzUsuńPachnacy, smkowity i piekny wpis... no nic tylko pozazdroscic!!!
OdpowiedzUsuńWidać, że lato tuż, tuż....
OdpowiedzUsuńMoja tęsknota za Toskanią wzrasta z dnia na dzień. Pozdrawiam Iwona
W Polsce już też tak prawie można...jeszce tydzień, dwa... ale nie w takich plenerach ;)
OdpowiedzUsuńZdjęcie piękne, jak zawsze, Pani Małgosiu, takie na rozmarzenie się.... U mnie w ogródku (w trakcie powstawania) kwitnie już biała magnolia gwiaździsta, a różowa jeszcze nie chce. O bzie na razie mogę pomarzyć patrząc na Pani zdjęcia.....ale pięknie!
OdpowiedzUsuńCieszynianka
Jak u Was ciepło, jak cudownie! I ten bez! Ach,ach :)))
OdpowiedzUsuńUsciski Małgosiu:)
A do mnie dzisiaj dotarła przesyłka z laurem i rozmarynem i to w idealnym stanie!
OdpowiedzUsuńDziękuję Pani Małgosiu:))).Przed świętami jak znalazł,przyda się do potraw:)
U mnie na mazurach bez dopiero nieśmiało w pąki się stroi.a o pikniku mogę tylko pomarzyć-Joanna