Tak sobie przypomniałam tytuł tej dziewczyńskiej książki, gdy zabrałam się za opisywanie mojego wypadu sprzed tygodnia, do koleżanki w Umbrii. A bo imienniczki jesteśmy, w dodatku "po fachu". Ale nie zgadza się to "kontra" pomiędzy imionami, my raczej po tej samej stronie sztuki i życia jesteśmy :)
W zeszłym tygodniu wybrałam się do Małgosi na dwa pełne dni. W końcu więc mogłyśmy się nagadać, pojechać do wspaniałej hurtowni artykułów papierniczych, artystycznych i hobbystycznych, gdzie spędziłyśmy upojne dwie godziny. To był nasz pierwszy dzień.
Jedyne fotografie z tego dnia to ujęcia z mieszkania, położonego w Ripie, niedaleko domu Małgosi, które jest przygotowane pod wynajem. Nowe, jeszcze nawet za mało w nim detali, ale znając dom mojej gospodyni, wiem, że i powoli to miejsce zamieni w cacko.
www.ilcantico.pl |
Pokaż Ripa na większej mapie
Niech nikogo nie odstrasza uliczka przed domem, ruch samochodowy jest na niej znikomy.
Drugi dzień pobytu, oprócz babskiego gadulstwa pospolitego poszedł w bardziej uduchowione klimaty.
Najpierw wyskoczyłyśmy w kierunku Asyżu nigdy od tej strony przeze mnie niewidzianego. Nigdy nie widziałam go także w takiej mgle.
Śnieg, zimno i cisza od razu przywołały z pamięci kadry z filmu Zefirellego. Niewielu zwiedzających wtapiało się w strukturę, nie zaburzając jej sakralnego charakteru. Oderwanie od świata podkreślały ścielące się poniżej nas chmury.
Wszystko wydawało się być tak odległe, takie nieważne.
Zdjęcia wolno robić tylko z zewnątrz, z chęcią się temu podporządkowałam.
Wyciszone wróciłyśmy do domu Małgosi, by powoli uszykować się na popołudniowe wydarzenie, jakim był wernisaż Biennale Grafiki w Perugii.
Właśnie to wydarzenie zmotywowało mnie do wizyty w Umbrii, okazało się, że zaplanowałam rewelacyjnie, bo mogłam wraz z Małgosią cieszyć się wygraną w konkursie zorganizowanym w ramach Biennale. Otrzymała główną nagrodę!
O dziwo, we włoskiej wersji wernisażu, jedzenie wcale nie było na pierwszym miejscu. Mieliśmy przyjemność wysłuchania minikoncertu w ciekawym wykonaniu franciszkanina Alessandro Brustenghi oraz Szwedki Catherine Sharp, od dawna osiadłej we Włoszech.
Czasami tylko spoglądałyśmy się z Gosią niewyraźnie na siebie i po cichu zastanawiałyśmy się, czy tylko my czułyśmy jakiś zgrzyt, gdy zakonnik śpiewał miłosną pieśń?
Wcześniej pięknie wykonał "Fratello Sole Sorella Luna" (w języku polskim widać zmianę rodzaju, bo tytuł brzmi "Brat słońce, siostra księżyc"), co, oczywiście, współgrało z habitem.
Najpiękniejszym momentem i tak było wręczenie I nagrody Małgorzacie Chomicz.
Grafika bardzo odmienna od pozostałych.
Abstrakcyjna, lecz z jakąś taką niezwykłą przestrzenią, niemal krajobrazem. Jej tytuł to "przebudzenie". Gra z matrycą zaciekawiła wiele osób. Małgosia zdradziła trochę tajników cięcia blachy, więc tym bardziej mnie zadziwiła. Usiłowałam wyobrazić sobie tę drobną kobietę zmagającą się z ciężkimi nożycami i twardym tworzywem.
Potem także dzielnie zmagała się z rozmówcami, którzy nie chcieli dać jej chwili wytchnienia.
Wykorzystałam ten czas, by choć trochę rozejrzeć się po wystawie mistrzów, czyli pozakonkursowej ekspozycji uznanych włoskich grafików. Prezentuję cztery, które najbardziej przypadły mi do gustu.
Nie mogłam się do końca skupić na prezentowanych pracach, gdyż samo miejsce wystawy przykuwa wzrok. To Rocca Paolina, a właściwie niewielka część olbrzymiej papieskiej twierdzy z XVI wieku. W niektórych zakamarkach widać wyraźnie, że ten skomplikowany architektoniczny organizm wchłonął wcześniejsze średniowieczne budowle.
Wyobraźnia już mi galopowała na całego, czułam ocierające się o mnie tkaniny dworzan, podsłuchiwałam intrygi, gdzieś pomiędzy nimi cicho dreptał habit skromnego franciszkanina, do Asyżu wszak niedaleko.
Teraz część fortecy jest właśnie miejscem wystawowym, ale i te mniej regularne pomieszczenia tego dnia opanowały inne wystawki, świątecznego kiermaszu.
Na koniec dnia, zeszliśmy trochę na ziemię, a raczej zjechaliśmy w dolinę, by zasiąść przy stole i kolacją uczcić zwycięstwo Małgosi. Miejsce z nazwą odpowiednią na wyborną kolację "La Locanda dei golosi" (Zajazd Łakomczuchów). Dzięki namowie Gosi, nie zaryzykowałam i przystawek i chociaż jednego dania. W przeciwnym wypadku noc miałabym spędzoną na trawieniu. Zamówiłyśmy na spółkę firmową przystawkę. To, co wjechało na stół, okazało się być orkiestrą smaków, a nie zwykłym wstępem do posiłku. Inni biesiadnicy zamówili jakieś mięsne potrawy, lecz wcale nie patrzyłam na nie tęsknie. Nie dałyśmy rady tylko temu naszemu daniu.
Zasiedzieliśmy się tak długo, że błogosławiłam pomysł zostania u moich wspaniałych gospodarzy jeszcze na jedną noc. Następnego dnia wyspana ruszyłam do domu, mijając po drodze Florencję, o której wspominałam kilka wpisów temu.
Małgosiu, dziękuję za tak wspaniałe dwa dni :) Czekam na rewizytę :) Tylko wernisażu nie gwarantuję, ale to Twoja domena :)
Ewelinko T. już wiesz skąd wracałam :)
Przypomniał mi się Asyż sprzed wielu laty i te chmury ,któte narobiły troche zamieszania w mojej percepcji rzeczywistości.To była wczesna wiosna,zajechaliśmy o pólnocy do jakiegos pensjonatu wysoko na górze.Pamiętam jak autobus z wielką biedą wspinał się i ledwo wyjechaliśmy.Rano jak zwykle mam w zwyczaju zrobiłam sobie samotny spacerek.Wyszłam na drogę,patrzę w dole zatoka a dookoła góry.Zaczęłam sie zastanawiać nad położeniem Asyżu na mapie i nijak mi nie wychodziło ,że znajdujemy się nad morzem...Wszystko się wyjaśniło po jakieś pół godziny ,gdy opadły chmury,które były pode mną a które brałam za zatokę na morzu .Nie zapomnę tego widoku Asyżu o świcie zalanego słońcem...Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNam Asyżu słońcem nie zalało :) Było mgliście przez cały nasz krótki wypad w jego okolice. Mam wrażenie, że bez względu na pogodę to miejsce odbija się wieczną pieczęcią w naszej pamięci.
UsuńWnoszę reklamację do tego postu ! Gdzie jest Twój prezent dla mnie, którym zrobiłaś mi niezwykłą niespodziankę ? Nie ma nawet zdjęcia tej wzuraszającej niespodzianki ! :)
OdpowiedzUsuńA bo ja z zaaferowania przedwyjazdowego nie zrobiłam zdjęcia, hi hi.
UsuńWobec tego muszę zrobić zdjęcie i Ci przesłać. :)
UsuńA ja gratuluję zwycięstwa w konkursie naszej rodaczce!:)
OdpowiedzUsuńKinga
Ach, Małgosie dwie kochane! Jedną znam osobiście, drugiej nie, ale mam nadzieję kiedyś poznać :).
OdpowiedzUsuńJakże wspaniałe spotkanie no i ten wernisaż. Małgosiu Ch. gratuluję po raz kolejny!
A Małgosiu M jak zwykle piękna relacja fotograficzna i słowna. Mój kochany Asyż, cudowne zdjęcia. Wspaniale mu w tej mgle.
Uściski:*
Gratulacje! To wspaniale, że rodaczki chcą razem świętować!
OdpowiedzUsuńJesteście szczęściary, na pewno to wiecie, gdzie się nie ruszycie wszędzie tak pięknie. Co ja zrobię, że lubię takie miejsca i wcale nie trzeba bardzo wytężać wyobraźni aby zobaczyć więcej niż widać.
Książkę pamiętam, a jakże. Potwierdza tylko, że Małgosie potrafią odnaleźć się w każdym czasie...dostosować i wygrać!
Zdjęcia Asyżu mistyczne. Wszystkie zdjęcia pozwalają poczuć się tam. Dziękuję, że nas tam zabrałaś :)
Obu Paniom Małgosiom składam serdeczne gratulacje, jednej, że wygrała a drugiej, że uwieczniła i nam pokazała,
OdpowiedzUsuńpozdrowienia
J
Piękne zdjęcia Asyżu, znowu chciałabym tam być !!! Gratulacje dla Małgosi !!
OdpowiedzUsuń