Trudno.
Taki czas.
Zastanawiające, jak dwa niby zwyczajne spacery, obydwa z zamierzeniem uchwycenia świąteczności, różniły się od siebie. Pierwszy, mimo, że miasto większe, był jakiś taki bardziej kameralny, wręcz wsobny. Tak, jakby nikogo więcej we Florencji nie było. Natomiast Lukka przyniosła, czasami bardzo żywe, kontakty z ludźmi.
Zaczęło się niemal od pierwszego zdjęcia, gdy ustawiłam statyw i usiłowałam zrobić poprawne zdjęcie uliczki. Długi czas naświetlania, więc czekam spokojnie, a tu mi w plan wjeżdża mała śmieciarka, rzęsiście dając po obiektywie.
Uśmiałam się, bo i dwoje ludzi siedzących wewnątrz pojazdu gestami rąk przeprosiło i pokazało, że inaczej się nie dało. No, przecież! Również rękami odpowiedziałam, że nie ma problemu i pomachałam im na pożegnanie.
Zaraz potem zatrzymała nas witryna hotelu z bardzo oryginalną szopką zbudowaną głównie ze sztućców.
Pomyślałam, że to dobry pomysł, by rozejrzeć się po wystawach za szopkami. Może znajdę różne ciekawe realizacje?
Oczywiście nie mogło zabraknąć tej najbardziej klasycznej szopki, więc gdy tylko taką zobaczyłam, zatrzymałam się i uszykowałam do robienia zdjęć. W tym momencie podszedł człowiek, otworzył drzwi do pomieszczenia, w którym umieszczono żłóbek i zaprosił do wnętrza, by mi lepiej fotografowało się bez szyby. Poprosił też, czy mogłabym tę dokumentację przesłać mu mailem. "Oczywiście, czemu nie?".
Poszedł po namiary do budynku naprzeciw, po czym wrócił z wizytówką i ... butelką lokalnego Chardonnay! Krzysztof był kompletnie zaskoczony tym gestem. Ja także, choć później okazało się, że ja przynajmniej wiedziałam, że to w podziękowaniu za spodziewane zdjęcia. Nawiązała się sympatyczna rozmowa z właścicielem osterii, który zorganizował zbudowanie szopki. Gdy dowiedział się, że jesteśmy Polakami, zaczął rozpływać się nad jakimś polskim księdzem, który ochrzcił jego dzieciątko. Po czym Krzysztofowi udało się odpłacić zaskoczeniem, bo po wysłuchaniu całych rozważań na temat teoretycznej religijności Włochów, powiedział człowiekowi, że też jest księdzem. Jak ten się ucieszył! Rozstaliśmy się jak bardzo dobrzy znajomi z zaproszeniem na posiłek. Bez względu na to, czy nas będzie w przyszłości pamiętał, na pewno wrócimy do Osteria Bastiana Contrario, bo podają tam flaki. A już chyba wiecie, kto jest kolekcjonerem flaków pod różnymi postaciami? Tym bardziej, że te w Lukce są z truflami. Krzysztof musi tam wrócić! Takich jeszcze nie jadł.
Z wrażenia po spotkaniu zupełnie zapomniałam o zamierzeniu fotografowania szopek. Gdzieś tylko jedną na starym piecu wypatrzyłam. Na kilka wystaw rzuciłam wzrokiem.
Z czystą radością napawałam się atmosferą niedzielnej, poświątecznej Lukki.
Temperatura w okolicach zera dawała posmak zimy, co wzmocnił widok lodowiska i ludzi popijających "grzańce".
Krzysztof ratował się w czeluści jakiegoś baru kawą, a mnie rozgrzewało robienie zdjęć :)
Cierpliwie rozstawiałam się ze statywem, wyszukiwałam najlepszych ustawień, czekałam aż przejdą ludzie. Czasami ludzie czekali, aż ja zrobię zdjęcie. Jeden pan powiedział, że jemu się nie spieszy, na co ja odpowiedziałam, że ja tak samo :)
W innym miejscu, kobieta jadąca na rowerze, gdy spostrzegła, że omal w plan mi nie wjechała, krzyknęła:"Oh! Dio!" i stanęła w oczekiwaniu. Uśmiałam się, bo ja wręcz czekałam na nią przed obiektywem, by pokazać swoiste maskowanie światłem. Ciekawe, czy znajdziecie, na którym zdjęciu jest rowerzystka.
Zobaczcie, jak zwykłe proste wzorki z rzutnika, zmieniały wygląd ludzi. Raz źródło światła było przede mną, raz za mną.Nie nakręciłam filmiku, ale te światełka były w ciągłym ruchu. Jedna z par chciała szybko przemknąć przez światła, żeby mi nie przeszkadzać, gdy ich zachęciłam do pozostania w centrum, to dziewczyna nawet przystanęła, by mi pozować. Potem podeszli i zapytali się, czy jutro to będzie w gazecie. He, he. wystarczy statyw i już wygląda się profesjonalnie? Wyjaśniłam im, że nie jestem dziennikarzem i potem zaczęła się oryginalna rozmowa. Ludzie bardzo szybko zrezygnowali z włoskiego i zaczęli śmigać do mnie po hiszpańsku. Na początku myślałam, że chcieli, bym zrobiła im zdjęcie przy użyciu ich aparatu. Ale ona twardo mówiła mieszając języki, że "la nocze non va bueno". Ok! Nie wiedzieli, jak robić dobre nocne zdjęcia. Ludzie kochani! Ja sama dopiero się szkolę i szkolę. Nawet przed tym wyjazdem czytałam różne porady na temat nocnych zdjęć. Moi rozmówcy mieli dosyć prosty i stary aparat Sony. Z trudem, bo bez okularów (a Krzysztof z dobrym wzrokiem do czytania akurat znowu gdzieś przepadł), znalazłam nocne nastawy, przecież nie dałabym rady wytłumaczyć im kwestii czasów i przesłon oraz ISO. Zaleciłam im też, by opierali aparat, gdzie się da i pożegnałam wesoło.
Mimo, że akurat mój aparat ma funkcję robienia nocnych zdjęć z ręki, ja targałam statyw, wolałam panować nad niektórymi ujęciami i samej dobierać pasujące mi opcje.
No i tak oto zeszłam z tematu, bo mnie ci hiszpańskojęzyczni wybili z rytmu. A przecież w Lukce także wykorzystano budynku do rzucania slajdów. Nie tylko budynki, co było już widać po pierwszych wzorkach. Wszystkie kompozycje miały świąteczny i dość prosty charakter, no i nie były tak zmienne, jak te z Florencji.
Ale i tak od razu weselej!
Znowu koniecznie musiałam uwiecznić ludzi robiących sobie zdjęcia. Ile w tym jest ludzkiej, zwykłej radości!
Statyw budził co chwilę zaciekawienie. To dziwne. Dopiero pod koniec spaceru spostrzegłam, że byłam chyba jedyną z takim sprzętem, w przeciwieństwie do Florencji, gdzie widziałam wiele osób, podobnie jak ja radzących sobie z trudnymi warunkami oświetleniowymi.
Ludzie zaglądali mi na ekranik, sprawdzali jakie zdjęcia mi wychodziły, jedna pani żałowała, że nie wzięła statywu ze sobą. Akurat robiłam to zdjęcie:
Dygresyjka: Do tej samej dekoracji świetlnej zupełnie nieźle dołączył się jeden z mieszkańców Piazza dell'Anfiteatro
Fakt, że ze statywem jest trudniej się poruszać, no i cierpliwości trzeba więcej, niż za dnia. Cierpliwości własnej i współtowarzysza spaceru :) Na szczęście Krzysztof to chodząca cierpliwość, więc i mi się udziela niespieszność, spokojne wyszukiwanie kadrów, rozglądanie się wkoło.
Robię zdjęcia lampom i nagle widzę, że pod nimi, ale i tak wysoko nad głowami, żywym ogniem jarzą się inne lampy. Jejka! Kto i jak pozapalał tyle świec?
Zaczyna już mocno dokuczać zimno, rękawiczki nie chronią rąk, każde buty są za zimne. Nie kuszą koce rozwieszone na krzesłach przed jedną z restauracji.
Czas do domu.
Jeszcze tylko rzut oka na ulubioną aleję drzew i wracamy.
Żegna nas, iluminacja na murach.
Nie przesłodziłam?
Takie sle slodkosci lubie najbardziej,te widoki i
OdpowiedzUsuńiluminacje wspaniale ,zrobie sobie powtorke z rozrywki wieczorem.Pozdrawiam z Poznania juz prawie Noworocznie .Dosiego Roku.irena z Poznania
Takie zdjęcia najlepiej wieczorem, pozdrawiam ulubiony Poznań :)
UsuńPiękny wpis :)
OdpowiedzUsuńJa wraz z dziećmi zapadliśmy na grypsko i nie wychodzimy z domu, więc miło było pooglądać takie urokliwe zewnętrza :)
Pozdrawiam, życząc szczęścia w Nowym Roku
No to zdrowia, zdrowia, zdrowia! A sio z chorobą!
UsuńDziękuję za spacer świątecznymi uliczkami Lukki !
OdpowiedzUsuń... a najbardziej "zazdroszczę" perspektywy truflowych flaków.... uwielbiam i zawsze wszędzie we Włoszech bardzo chętnie je wybieram.... a czy ksiądz Krzysztof lampredotto też poważa? Ja bardzo lubię tę florencką wersję flaków, a teraz w grudniu spotykałam znacznie częściej ciekawe dania z lampredotto w roli głównej, a nie tylko standardowe panini, skądinąd pyszne ( dla mnie ). Statyw faktycznie zazwyczaj wzmacnia szacunek do fotografującego, ale nie budzi tyle emocji i chęci nawiązania kontaktu z fotografującym co "tajemniczy" prostokątny szary filtr gradacyjny. A cóż to takiego, a po co..... i już mamy rozmówcę....
Felice Anno Nuovo,
Małgorzata Kistryn
No szarego filtra to ja nie przebiję. Chyba schowam statyw.
UsuńA lampredotto akurat daleko od florenckich flaków nie stoi, bo są nadzieniem do buły, więc podejrzewam, że raczej wchodzi w skład flakowych upodobań Krzysztofa.
Małgosiu zdjęcia jak zwykle piekne;ale fascynująca jest ta aleja drzew.Serdeczne życzenia Noworoczne.
OdpowiedzUsuńAnia K.
Aleja jest na zewnątrz murów, tuż przy Porta San Donato. Zawsze parkujemy na pobliskim parkingu.
UsuńZupełnie nieuzasadnione te obawy-to tak wg mnie. Dziękuję za piękny "spacer", pozdrawiam i życzę samych radosnych dni w 2013 r.
OdpowiedzUsuńTak trochę kokietowałam, bo ja to bym mogła jeszcze wiele takich spacerów odbyć :)
UsuńWszystko takie piękne, radosne i to się w fotografowaniu najbardziej liczy. Radość, spontaniczność i miejsca, które tak wspaniale pokazujesz!
OdpowiedzUsuńWspaniałego kolejnego roku 2013 w Toskanii! Spełnienia w pracy i dużo zdrowia!
Ano właśnie, radość, to główny motyw na spacerze :) A Tobie Mażenko, powrotów życzę :)
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńWpis bardzo ciekawy. Wydaje mi się, że Lucca jest bardziej świąteczna, chyba ciekawsze dekoracje niż we Florencji. Widzę w sztuce fotograficznej postępy, rzeczywiście aleja drzew to pełen profesjonalizm. Ja też od jesieni uczę się "nowego aparatu iobiektywu", fotografuję dużo, próbuję różnych wariantów. Mam też różne w związku z tym spotkania z ludzimi. Niestety u nas w Polsce ludzie nie są tak serdeczni jak we Włoszech, ale to już inna opowieść. Podobne jest to, że niekiedy wzbudzam sensację. A ja mam tylko aparat CANON 550D i obiektyw CANON 18-200mm, statywu jescze nie mam (na razie). Pozdrawiam Alicja R.
Pani Alicjo, ta aleja sama w sobie taka profesjonalna, że właściwie wystarczy stanąć i robić zdjęcia :) Ze statywem jest tak, że łatwiej go kupić, niż targać ze sobą :)
UsuńCoś cudownego Małgosiu!
OdpowiedzUsuńTakich zdjęć nigdy za wiele. Twoja alejka będzie od dziś moją ulubioną alejką i postanawiam sobie (choc postanowień nie robię noworocznych, a to będzie postanowieniem na kiedyś),że kiedyś ,kiedy czas, okoliczności pozwolą obejrzę tę alejkę i Luccę też.
A Tobie dziś kochana życzę samych wspaniałości na Nowy Rok, spełnienia marzeń i wielu sukcesów!
Majana
Może się w tej alejce kiedyś spotkamy?
UsuńMagiczna opowiesc i magiczne zdjecia. Malgosiu, wszystkiego najlepszego na ten nadchodzacy Nowy 2013 Rok zycze Tobie i Ks.Krzysztofowi.
OdpowiedzUsuńDziękuję Renatko i życzę, by i Twój Nowy Rok był takim, jakim powinien być.
UsuńDosiego Nowego Roku! Oby był tak piękny jak Lukka na tych zdjęciach:-)
OdpowiedzUsuńAleksandra
Nawzajem, nawzajem :)
UsuńPięknie!
OdpowiedzUsuńA najbardziej urokliwe zdjęcie to to z gwiazdką w oknie.
Do siego roku!
Kinga
Prawda? Świetnie się wpisała w iluminację :)
UsuńŚlicznie!!!
OdpowiedzUsuńNie przesłodziłaś spacer super, alejka śliczna.Luka w iluminacji ,ach.
Szczęśliwego Nowego 2013 Roku życzy
Warmianka
Nie ma to, jak delikatnie podpuścić :)
UsuńRewelacja! Obejrzałam z zachwytem -rowerzystkę dojrzałam na dwóch zdjęciach:)
OdpowiedzUsuńBuźka
Ale się zamaskowała! Aż tak, że się w oczach Tobie rozmnożyła. Hi, hi. Jest tylko na jednym, po lewej stronie, na dole :)
UsuńLukka w świąteczne odsłonie- wspaniała! Dziękuję i życzę szczęścia w Nowym Roku!
OdpowiedzUsuńDziękuję i nawzajem :)
UsuńW Nowym Roku życzę wielu takich spacerów WSZYSTKIM :D
OdpowiedzUsuńOj! Tak! Przynajmniej wszystkim tu zaglądającym :)
UsuńAleż nie! Chętnie pospacerowaliśmy z Panią.Wszystkiego dobrego w tym Nowym Roku.Życzymy sobie więcej takich "słodkości":)
OdpowiedzUsuńHe, he, pomyśleć, że kiedyś nie lubiłam spacerów :)
UsuńPIękny spacer.Namiastkę takich iluminacji na ścianach mam w moim mieście przed świętami. Pięknie to wygląda. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA ja mam wrażenie, że na przykład w Warszawie są dużo bogatsze dekoracje świetlne. Ja tylko wyłapałam te fragmenty, gdzie najciekawiej :)
UsuńJestem pod wrażeniem i świątecznej Luki i Twoich umiejętności statywowych. przyzna ,że mnie statyw kusi i jednoczesnie zniechęca ale kiedyś sięza niego wezmę. Piękne iluminacje. Rowerzystka chyba na tle tych świetlnych wzorków ale trudno zgadnąc. Efekty świetne.
OdpowiedzUsuńNajbardziej zniechęcająca jest jego nieporęczność Maszko, ale warto się pomęczyć. Dotąd go często używałam tylko w domu, by robić zdjęcia moim pracom, w plener mi się nie chce z nim jeździć :)
UsuńWarto dla takich fotek się pomęczyć trochę. A ja wreszcie doczekałam chwili ,że mogłam odkryć pierwszą kartkę z Twojego kalendarza.Co zerknę to się uśmiecham .
UsuńPięęęęęękne zdjęcia i bardzo przyjemny blog. Wcale nie za słodko. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo piękna w Nowym Roku!
Powitać, powitać! Mam nadzieję, że się tu rozgościsz :)
UsuńJestem właśnie w trakcie czytania Pani książki "Mój pierwszy rok w Toskanii" jestem zachwycona opisami, a szczególnie jedzenia. Już chciałabym tam być, nawet na kilka dni, ale brakuje mi odwagi. Bardzo się cieszę, że ten blog nadal istnieje i można zobaczyć tu tyle fantastycznych zdjęć.
OdpowiedzUsuńOjej! A ja bym już teraz inaczej pisała :) Ale taka wtedy byłam :) Blog istnieje, bo nie był pisany dla książki, tylko dla swojej pamięci, rodziny, przyjaciół. Teraz grono "trochę" się powiększyło :) Co mnie bardzo cieszy!
Usuńjak zwykle czad nad czadami!
OdpowiedzUsuńTaaaa!
UsuńTe piernikowe światełka i wszystkie inne załamane sztućcowe łapki...Wierzę Ci na zdjęcie, nawet na słowo Ci wierzę. W końcu jest Rok Wiary!:-Dalszego błogosławieństwa Bożego i wielu nowych cudów w Nowym Roku 2013!
OdpowiedzUsuńTak, właśnie, oby tej Wiary z Nadzieją i Miłością nam nie zabrakło!
UsuńWspaniały spacer-deser! A te zatrzymane w obiektywie światełka wyglądają zupełnie jak lukrowane pierniczki. W ogóle wszystkie ujęcia to uczta dla oczu. Aż żałuję, że nie mogę zobaczyć i poczuć tego na żywo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, życząc radośnie twórczego Nowego roku!
Wiesz Małgosiu, zaraz zaczęłam szukać, czy nie mam gdzieś jeszcze zbunkrowanych pierniczków :) Pozdrawiam i odwzajemniam życzenia :)
UsuńPiękna, piękna Lukka i przepiękne zdjęcia! Te choinki i gwiazdki na domach, śliczna delikatna szopka na murach... Cuda! A koce na krzesełkach przed restauracyjkami to u nas (w Gdańsku) wiszą często latem... Taki klimat. Ucałowania i serdeczności na nowy 2013 rok dla Ciebie, Małgosiu, księdza Krzysztofa i wszystkich czytelników!!! Annamaria
OdpowiedzUsuńPiękna, piękna. Ale to, co o kocach piszesz, to okropność. Lato jest od pocenia się,nie od marznięcia :) Takiego więc należy sobie życzyć w obydwóch krajach :)
UsuńPrzepiękne zdjęcia! Klimat po prostu taki że no...zazdroszczę:):d
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńSwietne klimaty piekny spacer jak dla mnie może być wiecej
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
j
Bez obaw, wcale nie zrobiło się mdło - zdjęcia są wspaniałe! A poza tym do 06.01 możemy delektować się świątecznymi klimatami bezkarnie :)
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona zwłaszcza świetlną szopką, choinkami i gwiazdkami na budynkach - wygląda to subtelnie i tak... magicznie. No i wspomnienie spaceru pełnego sympatycznych spotkań i rozmów czyta się świetnie :)
Pozdrawiam
Marta