Pocięłam Kościół Ognissanti.
Drugi raz zapraszam do wnętrza, drugi, ale nie ostatni, bo to jeszcze nie wszystko, co przyciąga tam miłośników sztuki sakralnej.
Czegoś bardzo ważnego nie zobaczyłam, gdyż to nie była odpowiednia pora dnia. W planach jest powrót :)
Lutowe spotkanie Grand Tour poświęcono dwóm artystom silnie związanym z rodem Medyceuszy oraz z innymi rodzinami z tego kręgu. Można powiedzieć, że to nadworni malarze - Domenico Ghirlandaio i Alessandro Filipepi, znany wszystkim jako Sandro Botticelli, cztery lata starszy od Domenico.
Dobrze się złożyło, że poprzedni wpis skończyłam na Giotto, gdyż to o nim wspomina się, by zrozumieć przełom w sztuce Zachodu, tak niezwykle potem rozwijającej się, także dzięki Ghirlandaio i Botticellemu.
Od Giotta, czyli dwa wieki wcześniej sztuka staje się bardziej zrozumiała. Pojawiają się w niej elementy powszedniego życia, można powiedzieć, że postaci z dzieł sztuki "schodzą na ziemię". Widzimy emocje, które targają ludźmi.
A społecznie? Jak wygląda życie we Florencji? Na jakim tle rodzi się w połowie XV wieku tych dwóch wielkich artystów?
W 1378 we Florencji zniszczonej epidemią dżumy i biedą, wybucha bunt zwany rewoltą ciompich, czyli robotników zaczynających proces obróbki wełny poprzez uderzanie w nią, ludzi zamieszkujących właśnie w dzielnicy Ognissanti. Była to najniższa grupa społeczna, bez praw do zrzeszania się i otrzymywania koncesji. Dzięki okupowaniu Palazzo Priori uzyskali dla siebie i jeszcze innych pracowników (krawców i farbiarzy) prawo zrzeszenia się oraz wyborcze. Wynikiem mieszania wewnętrznego bogatszym grupom mieszczan udaje się rozbić buntowników, łącznie z wygnaniem ich przywódcy. Po niecałych stu latach od wydarzenia władzę od mieszczan przejmuje jeden ród, jakże nam już, wszystkim miłośnikom Florencji, znany. Ród kładący duży nacisk na rozwój wiedzy i sztuki, rządzący z inteligencją.
W takiej atmosferze rodzi się Sandro Botticelli. Jako malarza rozsławiły go neoplatońskie obrazy nawiązujące do mitologii, do czasów zwanych pogańskimi, wcale nie tak od razu zrozumiałe dla ludzi.
dygresja: Iwonko, już poprawiłam w tamtym wpisie o Kaplicy Sassettich. Zbyt zaufałam nagraniu, i męczyło mnie to, bo też jakoś do Ghirlandaio bardziej pasował mi dworski charakter malarstwa. Nie śmiałam jednak poprawiać historyka sztuki Luki Vivony, więc posłusznie pisałam i podtrzymywałam, co powiedział. Doszłam jednak do wniosku, że musiał się przejęzyczyć. Podczas tego wykładu kładł silny akcent na neoplatonizm Botticellego. Dziękuję, że czuwałaś.
Zawartość obrazów Botticellego była już za jego życia tak słabo czytelna i hermetyczna, że dotąd trudno w pełni odczytać jego dzieła. W swoich czasach malarz był dość zamknięty w sobie, otoczony jakąś ciemną chmurą. Wydaje nam się teraz to niemożliwe, gdy cały świat zna jego dzieła.
Wspominam najpierw o Botticellim, bo od niego zaczynamy wizytę w świątyni, a właściwie od jego szczątków doczesnych, które złożono właśnie w Kościele Wszystkich Świętych.
Jeśli się nie wie, gdzie i czego szukać, można mieć problem ze znalezieniem grobu Botticellego. Po sposobie pochówku innych wielkich artystów spodziewałabym się okazałego nagrobku, jakże więc przejmująco prosta jest okrągła tablica w bocznej kaplicy z prawej strony transeptu kryjąca grób rodzinny Filipepich. Nie znajdziecie tam pseudonimu, po obwodzie koła wykuto napis: SEPULCRUM MARIANI FILEPI & FILIORUM 1510 (grób Mariano Filipepi i synów - Mariano to ojciec Sandro). Ciekawe, że akurat data jest datą śmierci najsłynniejszego z Filipepich.
Sandro Botticelli urodził się i umarł w jednej dzielnicy Florencji - Ognissanti - i tu został pochowany.
Nie do uwierzenia, ale zapomniano go na cztery wieki! Wiele jego dzieł zniszczono, przemalowano. Nawet to znajdujące się w Kościele Wszystkich Świętych z ledwością przetrwało do naszych czasów. Aż w XIX wieku pisarze angielscy "odkryli" Botticellego. Motyw zainteresowania zdaje się być przedziwny. W Anglii zapanowała moda na tancerki. Skojarzono postaci Botticellego z tańcem i dzięki temu "odkurzono" dzieła zapomnianego malarza.
A jakie były jego prawdziwe początki?
Sandro Botticelli urodził się w rodzinie skromnej, lecz nie ubogiej. Jego ojciec był garbarzem, brat złotnikiem. Trafił pod dobre skrzydła mistrza Filippo Lippiego, co widać w jego pierwszych dziełach. I Lippiego i Botticellego często określa się jako przedstawicieli linearyzmu florenckiego. Ciągle trzeba podkreślać, że we Florencji rysunek był niezywkle ceniony, więc nic dziwnego, że linearność rysunku miała wpływ także i na malarstwo. Najpierw rysunek, potem barwa. Uważa się, że właśnie w malarstwie Botticellego linearyzm znalazł swoją kulminację.
Rysunek według Botticellego przekazuje nam ideę, zamysł, malarz nie interesował się odtwarzaniem rzeczywistości, aż po drobny szczegół. Stąd wszystko, co malował wydaje nam się stylizowane.
Zupełnie na przeciwnym biegunie ze swoją działalnością był, na przykład, młodszy od niego o 7 lat Leonardo da Vinci. Nawet anielskie skrzydła u Leonardo są konkretnym przedstawieniem skrzydeł obserwowanych ptaków.
Z drugiej strony - także dosłownie, jeśli stanąć w środku nawy - mamy innego artystę, który rozwinął zupełnie inną wrażliwość estetyczną, z całą uwagą skupioną na opisie rzeczywistości, jej detalu. Domenico Ghirlandaio. I to od jego fresku zaczyna się wykład.Zupełnie na przeciwnym biegunie ze swoją działalnością był, na przykład, młodszy od niego o 7 lat Leonardo da Vinci. Nawet anielskie skrzydła u Leonardo są konkretnym przedstawieniem skrzydeł obserwowanych ptaków.
Może jeszcze wyjaśnię, dlaczego te freski wydają się być wyrwane z kontekstu. Bo one są rzeczywiście "wyrwane". Zdjęto je z kaplic, które przed przebudową Kościoła Wszystkich Świętych przylegały do prezbiterium. Zburzono je w 1564 roku. Kaplice należały do wspomnianego w poprzednim wpisie rodu Vespucci. Podczas zdejmowania fresków część z nich nieodwracalnie zniszczono. W 1966 roku podczas powodzi zostały lekko podniszczone, ale przy tej przykrej "okazji" odnowiono je i przeniesiono na specjalne podłoże.
Co pisze o dziełach Vasari?
Przytoczę fragmenty z obydwóch życiorysów:
O Botticellim: "U Wszystkich Świętych namalował dla Vespuccich ... fresk ze św. Augustynem; w malowidle tym trudził się wielce, jakby chciał przewyższyć wszystkich, którzy malowali współcześnie, a zwłaszcza Dominika Ghirlandaia, który po przeciwnej stronie, wykonał sw. Hieronima. Chwalono dzieło Sandra, gdyż wyraził w głowie świętego wielką zadumę i wielka bystrość umysłu, jaką zwykli mieć ludzie myślący i chcący ustawicznie rozwiązywać rzeczy trudne i najwyższe. Dzięki temu obrazowi pozyskał Botticelli wziętość i rozgłos."
Ewidentnie Vasari sugeruje nam swoisty rodzaj walki, rywalizacji pomiędzy artystami. To nic nowego. Sam Vasari też przecież jest zestawiany z Pontormo, jako adwersarzem. Jest jednak w tym coś, że renesans kojarzy nam się z walkami giganatów, jak chociażby Leonarda da Vinci z Michałem Aniołem.
Wróćmy do fresków i ich treści.
Święty Augustyn pisał listy do św. Hieronima, wymieniał z nim poglądy teologiczne. Według legendy krążącej w czasach Botticellego, św. Augustyn czytając jeden z takich listów, zaczyna słyszeć głos św. Hieronima przepowiadający własną śmierć. Ten moment "rozmowy" między nimi widzimy na freskach.
Malunek Ghirlandaio jest nadzwyczajny.
W detalach rozpoznajemy wpływ malarstwa flamandzkiego. Pomieszczenie pracy św. Hieronima przedstawił z niezwykłym pietyzmem, mimo że to nie jest tempera na desce, lecz fresk, więc trudniej uchwycić niuanse podobne malarstwu olejnemu, jak to robił malarz w innych swoich dziełach (np. w kiedyś przez mnie opisanej "Adoracji Dzieciątka" z Kościoła Świętej Trójcy).
Św. Hieronim spogląda na nas, ale jest to wzrok osoby zamyślonej, tak naprawdę zapatrzonej gdzieś w dal. Medytuje nad czymś, coś rozważa.
Nam jest trudniej tak się rozpłynąć w zapatrzeniu, gdyż kusi skrupulatna inwentaryzacja szczegółów.
Przycisk do papieru rzucający cień na księgę. okulary, nożyczki, słoje w drewnie, półki w perspektywie, a na półkach kapelusz kardynalski. Aby podkreślić rolę św. Hieronima jako tłumacza Biblii (znane tłumaczenie pod nazwą Wulgata) , Ghirlandaio "poutykał" między przedmiotami kartki zapisane w hebrajskim i greckim. Oko cieszą też butelki apteczne, owoce, różaniec, a nawet kałamarz i mieszek na pióra do pisania. A wszystko to oświetlone tak, że widzimy wspomniane cienie i możemy określić kierunek, z którego pada światło. Te cechy chyba każdego przekonają o przywiązaniu Domenico Ghirlandaio do malarskiego odtwarzania rzeczywistości.
Pierwszym, który zastosował cień, był Masaccio. Jego Adam i Ewa wypędzani z Raju rzucają długi cień. Dlaczego to taki ważny element? Bo cień przynależy żywym osobom. Postaci z "Boskiej Komedii" Dantego nie rzucają cienia, a jedynie poeta wędrujący przez zaświaty, co wskazuje na to, że nie umarł.
Po obejrzeniu pierwszego fresku nie dziwi opinia o Botticellim, że bardzo go poruszyło dzieło Ghirlandaio. To było wyzwanie dla artysty.
Jak na nie "odpowiedział"? Wystarczy przejść na drugą stronę nawy i także nad konfesjonałem obejrzeć medytującego Św. Augustyna.
Także on pokazał fragment z codzienności, co jest niezwykłe dla malarza skupiającego się na idei, nie realiach. I znowu mamy księgi, półki, nakrycie głowy (tym razem biskupią mitrę), przyrząd astronomiczny.rodzaj zegara z czerwoną tarczą, który wyznacza czas akcji fresku - zachód słońca.
Ciekawostką jest utrwalony na wieki pewien rys charakterologiczny Botticellego, który mimo chmurnego obycia lubił sobie stroić żarty. I tak wśród znaków otwartej księgi (za zegarem) nie musimy się trudzić o odczytanie treści, bo jej tam nie ma, z jednym wyjątkiem. Gdzieś wśród linii ukryły się wyrwane z kontekstu słowa, niczym krótki dialog: "Gdzie jest brat Marcin? Uciekł. Ale gdzie poszedł? Za Bramę Prateńską".
W obrazie wizji nie zostajemy dopuszczeni do jej treści, możemy tylko się domyślać stanu świętego. Twarz zapatrzona jest poniekąd "do wewnątrz". Marsilio Ficino (włoski neoplatonik) określił ją jako wizerunek pięknego intelektu.
Dodam tylko, że później ten duchowy rys przeważy. Botticelli przeżyje głęboką przemianę artystyczną pod wpływem Savonaroli, ale to nie jest temat tego wykładu.
Malarz, poza niewątpliwymi zdolnościami artystycznymi, miał też olbrzymi talent przedsiębiorczy. Jego warsztat był świetnie funkcjonującą instytucją, w której uczyło się wielu uczniów. Sandro pracował intensywnie. W studio używał, co było zwyczajem i innych dobrze prosperujących pracowni, tak jak już to kiedyś wspominałam, szkiców i studiów. Po pomieszczeniach walały się kartki z narysowaną dłonią, nogą, fragmentem pejzażu, wszystkie oczywiście, autorstwa mistrza. Te rysunki wykorzystywano jako wzorce, łączono je ze sobą tworząc spoistą całość.
Na fresku z Kościoła Ognissanti widzimy pewien szczegół, który powinien wydać się nam znajomy, to dłoń, ta oparta o klatkę piersiową. Przepiękna, wyrazista, wręcz ekspresyjna. Dlaczego znajoma? Bo pojawia się i w innych dziełach Botticellego, jak chociażby w "Narodzinach Wenus". Poszukałam wśród reprodukcji, wcale nie tak trudno znaleźć podobny układ dłoni. I pomyśleć, że wiele dzieł z warsztatu Botticellego nie przetrwało do naszych czasów. Ile takich dłoni można by jeszcze znaleźć?
Nie będę zdradzała, która postać z obrazów jest jej właścicielem. Zdradzę tylko, że czasami należy szukać przekręconej dłoni, albo jej lustrzanego odbicia. Zabawcie się sami:
http://www.culturaitalia.it/opencms/export/sites/culturaitalia/images/BOTTICELLI.jpg |
http://www.oremosjuntos.com/Papa/28650.JPG |
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/5/5c/Sandro_Botticelli_086.jpg |
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/d6/Sandro_Botticelli_016.jpg |
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/it/d/d3/Botticelli%2C_fortezza_480.jpg |
My tymczasem pożegnajmy się z dwoma mistrzami. Myślę sobie, że jeśli wynikiem walki między artystami mają być dzieła na tak wysokim poziomie, to niech się kłócą zawzięcie. Cudownie twórcza dyskusja.
I już zupełnie na koniec powiem tylko, że Sandro chciał być pochowany w Ognissanti nie tylko ze względu na rodzinne powiązania. Właściwie to prosił, by mógł spocząć u stóp pięknej Simonetty Vespucci, której ciało złożono w kaplicy rodowej, lecz nie wiem, gdzie teraz jest jej grób. Musiałam coś nieźle przegapić, wszak i Amerigo znalazł w tym kościele swój ziemski spoczynek. Następny powód, by wrócić do Chiesa Ognissanti.
A wracając na razie do Simonetty - warto zapamiętać tę renesansową piękność. Żyła krótko, bo 23 lata, zdążyła w tym czasie wyjść za mąż, właśnie za Vespucciego (Marco, dalekiego kuzyna Amerigo). Zawróciła w głowie wielu mężczyznom. Kochał się w niej Giuliano, brat Lorenza de' Medici. Inspirowała i poetów i malarzy, także Sandro Botticellego, który jej wizerunek utrwalił tak dobrze, że łatwo ją rozpoznamy nie tylko na portretach, ale w i tak zbiorowych scenach, jak "Narodziny Wenus" czy "Primavera". Oto dwa portrety florenckiej muzy, obydwa autorstwa Sandro Botticellego:
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/d2/Sandro_Botticelli_066.jpg |
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/5/5a/Sandro_Botticelli_069.jpg |
Przyszło mi na myśl juz dawno temu ,że gdybym miała się dac komuś sportretować to byłby to Botticelli. Niestety, przepadło. Małgosiu, fantastyczny wykład. Rączki będę poszukiwała na pewno.
OdpowiedzUsuńZawsze jakiegoś pogrobowca - ucznia możesz znaleźć :) A wykład nie mój. Ja jeno go odsłuchałam i trochę uporządkowałam, jak zwykle :) Coś tam od siebie tylko delikatnie dodałam :)
UsuńGawęda prawie jak u Bożeny Fabiani (polecam; II PR w co drugą niedziełe o 10)
OdpowiedzUsuńCiągle zapominam o tych gawędach. Może w końcu przypomnę sobie w odpowiednim momencie, choć niedziela godz.10.00 to trudny termin, zazwyczaj szykuję się wtedy na Mszę św. Za komplement dziękuję :)
Usuń