Panienki za wysmukłym gonią borowikiem,
Którego pieśń nazywa grzybów pułkownikiem.
Wszyscy dybią na rydza; ten wzrostem skromniejszy
I mniej sławny w piosenkach, za to najsmaczniejszy,
Czy świeży, czy solony, czy jesiennej pory,
Czy zimą. Ale Wojski zbierał muchomory.
Z całego fragmentu naszego wieszcza zgadzają się panienki, a raczej jedna, czyli ja, i prawdziwki. Choć zdarzały się i podgrzybki.
Czas: przed wyjazdem na wakacje
Miejsce: północne, bardzo górzyste skrawki Toskanii, blisko miejscowości o nazwie Doganaccia
Bohaterowie: Tata, Krzysztof, psy i ja
Czy ja już Wam zdradziłam, że jestem namiętną zbieraczką grzybów? Potrafiłam nawet po imprezie poprawinowej u koleżanki wstać bladym świtem, by jechać na grzyby. Wychowałam się na płaskich lasach wokół Gorzowa Wielkopolskiego oraz cudownej puszczy na Kaszubach. Takich lasów we Włoszech nie spotkałam. Nie miałam pojecia, gdzie jechać, by oddać się namiętności zbieracza?
Krzysztof przetarł szlak. Pojechał z wytrawnym toskańskim grzybiarzem, który zdradził mu swoje miejsca i pouczył, pod którymi drzewami znajdzie prawdziwki późną wiosną, a pod którymi jesienią.
Nauka zaowocowała zbiorem, z którego ugotowałam obiad. Aha! Sama go zjadłam, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło, bo grzyby to ja mogłam zbierać i zbierać, ale jeść? Jeno w bigosie, barszczu i uszkach. Tym razem uzbroiłam się w przepis z kursu kulinarnego - zdradzę go na końcu wpisu.
Trzy dni po grzybobraniu pogoda nadal rozpieszczała nas słońcem, więc ruszyliśmy całą ekipą, właścwie bardzie w celuj, by Krzysztof mógł utrwalić w pamięci miejsca, niż z nadzieją, że coś uzbieramy.
No, i ważny był sam spacer.
Zanim wyruszyliśmy, na poczcie Krzysztof uiścił opłaty.
Opłaty?
Ano tak.
Przepisy nie pozwalają na grzybobranie bez wpłacenia pieniędzy na rzecz Regionu Toskanii.
Mieszkający na terenie Toskanii chcąc zbierać grzyby, muszą zapłacić 13 euro za pół roku, albo 25€ za rok. Turyści mają dużo drożej - 15 euro za dzień, albo 40€ za siedem dni, bądź 100€
Określona jest też wielkość grzybów, prawdziwki, których kapelusze nie przekraczają średnicy 4 cm, muszą pozostać na swoim miejscu. No, nie wspomniałam jeszcze o wadze - maksymalnie 10 kg w koszyku, ale kto tyle na raz znajdzie? Tym bardziej, że tubylcy zbierają wyłącznie prawdziwki.
Powiem tak: wyprawa warta opłaty! Zbiór niewielki, za to spacer doskonały.
Nie miałam pojęcia o pięknie lasów, ani o wysokości, na jaką wjechaliśmy.
Piałam z zachwytu i nie wiedziałam, czy gapić się pod nogi, czy sięgać wzrokiem najdalej, gdzie się da.
Tylko miejsce upamiętniające śmierć (chyba jakiegoś narciarza) przypominało, że nie znaleźliśmy się w raju. Narciarza? A tak, kilka razy przecinaliśmy narciarskie trasy, a w miejscu zaparkowania auta powitała nas ekipa armat do naśnieżania.
Nie jeżdżę na nartach, słyszałam, że toskańskie ośrodki do szałowych nie należą, choć pewnie dla miłośników Toskanii, to może być ciekawa zimowa propozycja - trochę nart, trochę sztuki, duuuuużo jedzenia :)
Psy szalały po chaszczach, Druso zgubił szelki, na szczęście nie wymienił ich na kleszcze. Boguś dosyć szybko się zmęczył, staruszek.
Miał jednak towarzystwo drugiego wiekowego pana. Tata czasami przysiadał i razem z chartem podziwiał widoki.
A my w tym czasie smykaliśmy po pagórkach. W końcu zakończyliśmy grzybobranie z efektem, powiedzmy, ratującym honor grzybiarza. Kilka podgrzybków, kilka prawdziwków i pełen kosz zadowolenia. Na zdjęciach są i grzyby, które na koszyk nie zasłużyły.
Poszliśmy jeszcze dalej pięknym, bukowym lasem, aż wyszliśmy poza strefę drzewostanu. Znaleźliśmy się na wysokości 1600 m n.p.m.
Wszyscy przysiedliśmy oniemiali, ja wśród intensywnie czerwonych krzewinek czarnych jagód. Z radością rozkoszowałam się słodkimi owocami, z chęcią je rwałam i zajadałam, dołączył do mnie Druso.
Boguś jakoś nie był chętny na ciemne kuleczki.
Aż żal było stamtąd wracać.
Zwłaszcza od takich obrazów:
Na pocieszenie zostaje przepis na prawdziwki, oczywiście według Elizy.
Czas: przed wyjazdem na wakacje
Miejsce: północne, bardzo górzyste skrawki Toskanii, blisko miejscowości o nazwie Doganaccia
Bohaterowie: Tata, Krzysztof, psy i ja
Czy ja już Wam zdradziłam, że jestem namiętną zbieraczką grzybów? Potrafiłam nawet po imprezie poprawinowej u koleżanki wstać bladym świtem, by jechać na grzyby. Wychowałam się na płaskich lasach wokół Gorzowa Wielkopolskiego oraz cudownej puszczy na Kaszubach. Takich lasów we Włoszech nie spotkałam. Nie miałam pojecia, gdzie jechać, by oddać się namiętności zbieracza?
Krzysztof przetarł szlak. Pojechał z wytrawnym toskańskim grzybiarzem, który zdradził mu swoje miejsca i pouczył, pod którymi drzewami znajdzie prawdziwki późną wiosną, a pod którymi jesienią.
Nauka zaowocowała zbiorem, z którego ugotowałam obiad. Aha! Sama go zjadłam, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło, bo grzyby to ja mogłam zbierać i zbierać, ale jeść? Jeno w bigosie, barszczu i uszkach. Tym razem uzbroiłam się w przepis z kursu kulinarnego - zdradzę go na końcu wpisu.
Trzy dni po grzybobraniu pogoda nadal rozpieszczała nas słońcem, więc ruszyliśmy całą ekipą, właścwie bardzie w celuj, by Krzysztof mógł utrwalić w pamięci miejsca, niż z nadzieją, że coś uzbieramy.
No, i ważny był sam spacer.
Zanim wyruszyliśmy, na poczcie Krzysztof uiścił opłaty.
Opłaty?
Ano tak.
Przepisy nie pozwalają na grzybobranie bez wpłacenia pieniędzy na rzecz Regionu Toskanii.
Mieszkający na terenie Toskanii chcąc zbierać grzyby, muszą zapłacić 13 euro za pół roku, albo 25€ za rok. Turyści mają dużo drożej - 15 euro za dzień, albo 40€ za siedem dni, bądź 100€
Określona jest też wielkość grzybów, prawdziwki, których kapelusze nie przekraczają średnicy 4 cm, muszą pozostać na swoim miejscu. No, nie wspomniałam jeszcze o wadze - maksymalnie 10 kg w koszyku, ale kto tyle na raz znajdzie? Tym bardziej, że tubylcy zbierają wyłącznie prawdziwki.
Powiem tak: wyprawa warta opłaty! Zbiór niewielki, za to spacer doskonały.
Nie miałam pojęcia o pięknie lasów, ani o wysokości, na jaką wjechaliśmy.
Piałam z zachwytu i nie wiedziałam, czy gapić się pod nogi, czy sięgać wzrokiem najdalej, gdzie się da.
Tylko miejsce upamiętniające śmierć (chyba jakiegoś narciarza) przypominało, że nie znaleźliśmy się w raju. Narciarza? A tak, kilka razy przecinaliśmy narciarskie trasy, a w miejscu zaparkowania auta powitała nas ekipa armat do naśnieżania.
Nie jeżdżę na nartach, słyszałam, że toskańskie ośrodki do szałowych nie należą, choć pewnie dla miłośników Toskanii, to może być ciekawa zimowa propozycja - trochę nart, trochę sztuki, duuuuużo jedzenia :)
Psy szalały po chaszczach, Druso zgubił szelki, na szczęście nie wymienił ich na kleszcze. Boguś dosyć szybko się zmęczył, staruszek.
Miał jednak towarzystwo drugiego wiekowego pana. Tata czasami przysiadał i razem z chartem podziwiał widoki.
A my w tym czasie smykaliśmy po pagórkach. W końcu zakończyliśmy grzybobranie z efektem, powiedzmy, ratującym honor grzybiarza. Kilka podgrzybków, kilka prawdziwków i pełen kosz zadowolenia. Na zdjęciach są i grzyby, które na koszyk nie zasłużyły.
Poszliśmy jeszcze dalej pięknym, bukowym lasem, aż wyszliśmy poza strefę drzewostanu. Znaleźliśmy się na wysokości 1600 m n.p.m.
Wszyscy przysiedliśmy oniemiali, ja wśród intensywnie czerwonych krzewinek czarnych jagód. Z radością rozkoszowałam się słodkimi owocami, z chęcią je rwałam i zajadałam, dołączył do mnie Druso.
Boguś jakoś nie był chętny na ciemne kuleczki.
Aż żal było stamtąd wracać.
Zwłaszcza od takich obrazów:
Na pocieszenie zostaje przepis na prawdziwki, oczywiście według Elizy.
SOS Z PRAWDZIWKÓW
prawdziwki ok. 400 g (miałam dużo więcej, więc na zdjęciach widzicie proporcjonalnie zwiększone ilości składników)
mały pęczek pietruszki
1 duży ząbek czosnku
białe wino (około szklanki)
peperoncino (według uznania, całe, zmielone)
odrobina mąki
sól
oliwa
Grzyby pokroić w plastry, wrzucić je wraz z posiekanym czosnkiem i pietruszką na oliwę (chłodną). Gdy czosnek delikatnie zbrązowieje, zalać białym winem. Po kilku minutach, czyli po odparowaniu alkoholu, zagęścić sos emulsją z mąki rozrobionej z oliwą. Gdy płyn się zagęści, zdjąć z ognia. Jeśli sosu wydaje się być za mało, to, po odparowaniu wina, zalać chochelką wody, a potem zagęścić emulsją.
My zjedliśmy z chlebem, ale tutaj często podaje się ten sos z polentą, albo jako dodatek do mięs, albo do risotto, albo ... smacznego!
Piękne zdjęcia Małgosiu,zazdroszczę mieszkania o rzut beretem od takich obrazów no i smacznego,grzybki wyglądają bardzo apetycznie,Iwonka
OdpowiedzUsuńIwonko, jest czego zazdrościć. I nie piszę tego, by drażnić, ale by wyrazić docenienie tego faktu. Grzyby musiały być pyszne, jeśli i ja je zjadłam :)
UsuńGrzyby smaczne ale zdjęcia jakie zaserwowałaś - fantastyczne. Ciekawe jakby w Polsce przyjęły się takie opłaty, no może co do wysokości to nie dosłownie, byłoby na posprzątanie parkingów i lasu :) chyba..bo za w wędkowanie przecież sie płaci.
OdpowiedzUsuńWiem, że wiele osób nie przestrzega tego prawa, ale to nie jest argumentem, żeby samemu się tak zachowywać. Opłaty tutaj są za każde zbieractwo, także za jagody.
UsuńDziękuję za piękny spacer. Cudowne zdjęcia!!
OdpowiedzUsuńAngelika
Kadry tak piękne, że niewiele kosztowało, by i zdjęcia zachwycały. To takie samograje :) Choć miałam trudność, żeby nie robić tylko widoczków, gdyż zpierały dech w piersiach.
UsuńDla takich widoków warto było się pomęczyć, no ale cel osiągnięty grzyby zebrane, jagody zjedzone a psy wybiegane, aż padły wyczerpane :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam :)
Wiesz, najwięcej to się męczył Tata i Boguś. Bo jednak autem można wjechać bardzo wysoko. Z chęcią bym tam wyskoczyła ponownie, ale jednak po tamtym doświadczeniu myślę, że trzeba na cay dzień, bo różnica wysokości nieźle namieszała w organizmie.
UsuńMałgosiu, piękne zdjęcia! Widoki zapierają dech w piersiach. Po prostu cudownie...
OdpowiedzUsuńW Polsce tegoroczna jesień też nas rozpieszcza, oby jak najdłużej :)
Pozdrawiam serdecznie Ania
Oby! Bo wrzesień nie był zbyt piękny, więc teraz jesieni trwaj!
UsuńPrześliczny ten jesienny las.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem kto i w jaki sposób sprawdza te opłaty.
Druso - jak zwykle wykorzystał wyprawę jak należy :). Nie marnuje chłopak czasu na jakąś czczą bieganinę li i jedynie...
A przepis wypróbuję, zwłaszcza teraz, kiedy mam świeżutką oliwę prosto z Sycylii.
Kinga
Ponoć jeździ straż leśna, ale wytrawny grzybiarz nigdy ich nie spotkał. Druso biega właściwie tylkow jednym celu, żeby znaleźć coś do pożarcia :)
Usuńto my przynosząc co drugi dzień niemal pełne kosze z naszych Borów Dolnośląskich już byśmy za te opłaty poszli z torbami ;)
OdpowiedzUsuńJak dla tubylców, to opłata nie jest zatrważająco wysoka :) Należy się cieszyć, że tutaj może nie koszami, ale jednak coś można znaleźć, a przy tym pięknie było. A wiesz, że w pewnym momencie miałam wrażenie podchodzenia na Ślężę, bardzo podobne klimaty.
UsuńMądry pomysł z opłatami za zbieranie grzybów, podoba mi się. A grzybów musi być dużo, bo na targach, na przykład w Sinalundze, cieszą oko w dużych ilościach. Uwielbiam prawdziwki, zrobione tak, jak podałaś (albo bardzo podobnie :-) do makaronu typu tagliatele. Za to jagód w sprzedaży nigdy nie widziałam, dobrze wiedzieć, ze ich też nie wolno zbierać bez opłaty. Kiedys trafiłam na jezyny i sie nimi raczylismy obficie - to pewnie również niedozwolone? ale malutko chyba można? Ach, jak tam jest pięknie, wszystko jest piękne!
OdpowiedzUsuńserdeczności z Gdańska,
Iwona Magdalena
Muszę Cię rozczarować, bardzo dużo grzybów sprowadza się z innych krajów, np. z Rumunii. Gdy zajadasz się jagodami na miejscu, to nikt się nie przyczepi. Chodzi o zbieractwo. Jeśli chodzi o jagody, to coś słyszałam, że w ogóle nie można ich zbierać na własny użytek, tylko licencjonowani zbieracze mogą to robić. Ale nie jestem tego pewna.
UsuńNie no...to jest po prostu bajka! Bajka! Te cudowne widoki, te nasycone kolory...:)
OdpowiedzUsuńDopiero dwa dni temu rozmawialysmy o zwierzakach, a tu prosze, cala fotorelacja! ;)
Dziekuje Gosienko! Zafundowalas mi cudowna wyprawe!
I te grzyby...ale mi narobialas smaka!:)
Pozdrowionka!:*
Grzyby koniecznie wypróbuj, chyba nawet przy Twojej diecie możesz :) A miejsce tak piękne, że myślę, jak by tu wykroić cały dzień na wycieczkę, byle połazić :) Oczywiście ze smokami :)
UsuńNo i znowu zazdroszczę. A myślałam ,że do wiosny jakoś wytrzymam . Taka kanapeczka z grzybkami i na to dwie krople oliwy truflowej. Ta od Elizy była wyśmienita. Niestety już na wykończeniu.
OdpowiedzUsuńJa dopiero zaczęłam oliwę, więc jeszcze dużo przede mną, a kanapka alla Elisa cieszy się szalonym powodzeniem, także mój pryncypał zwariował na jej punkcie, nawet w zubożonej wersji, bez sosu grzybowego, tylko ser ze śmietaną i szynka - no i oliwa :)
UsuńMałgosiu,jakie piękne okoliczności przyrody, cudowne ujęcia , wspaniałe kolory!
OdpowiedzUsuńBardzo optymistyczne obrazy.
Pozdrawiam ciepło:)
Oj! Tak, cudownie tam :)
UsuńDobrze, że w tym roku również u nas dopisały grzyby. Ten piękny grzyb nad koszykiem, po prawej to borowik ceglastopory. Bardzo smaczny i jak najbardziej do koszyka (mam nadzieję, że tam trafił). Zdjęcia fantastyczne. Mnie widoki przypominają masyw Śnieżnika. Góry jednak najpiękniejsze jesienią. Pozdrawiam serdecznie ze Śląska
OdpowiedzUsuńŚlicznie dziękuję za przyuczenie grzybiarskie. Niestety, nie miałam pojęcia o takim cudzie, a wolę kierować się zasadą, że gdy nie znam, to nie jem. Ja trochę z kolei myślałam o Ślęży, tak ciut podobnie, buki i skałki.
Usuń