czwartek, 14 stycznia 2016

PODWÓRKA I OGRODY

Nawet nie napiszę daty, kiedy skorzystałam z corocznej imprezy organizowanej w wielu miastach Włoch.
Wiem, że nie ukryję pory roku, bo wprawne oko wypatrzy kwitnienie specyficznych  roślin. Mogłabym zaśpiewać piosenkę Maryli Rodowicz o mojej imienniczce. I wszystko jasne!
Małgośka :)

Ale przyznacie pewnie, że miło w taki dzień, gdy za oknem szaro buro, wrócić do słońca i zieleni? Jest nadzieja na wiosnę :)

Stowarzyszenie Włoskich Rezydencji Historycznych znowu umożliwiło zwiedzenie na co zazwyczaj niedostępnych podwórek i ogrodów. Zdecydowałam się na Florencję (kiedyś już skorzystałam z oferty, co opisałam w artykule Florenckie Słodkości), przyrzekając sobie, że w końcu muszępodczas tej imprezy ruszyć w Toskanię, ale jeszcze nie tym razem. Tym razem udało mi się namówić Krzysztofa na wspólną wyprawę. I dobrze, bo gdy ja latałam z klasycznym aparatem, on robił telefonem zdjęcia sferyczne.
Wybrałam większość miejsc, w których nie byłam, chociaż na początek znane już Palazzo Antinori:

Kliknij, by zobaczyć zdjęcie sferyczne podwórza Palazzo Antinori oraz Giardino Antinori.

Czy ktoś z czytelników pamięta legendę o Florenckiej Penelopie? Okno zawsze widuję otwarte, ale dziedzińca nigdy dotąd nie miałam możliwości obejrzeć. Zajrzyjmy więc do Palazzo Grifoni, do którego wchodzi się od Piazza Santissima Annunziata. Jego obecna nazwa to Budini Gattai. Ugolino di Jacopo Grifoni wybudował posiadłość za czasów Cosimo I, tak jak wspomniany w poprzednim artykule Antonio Ramirez de Mantolva. Jak widać, dworzanom Medyceusza źle się nie działo. To, co widzimy obecnie, jest efektem długiej dość budowy i rozbudowy. Ostateczną formę palazzo przybrał dopiero w XVIII wieku, ciągle jeszcze będąc w posiadaniu rodu Grifoni. Właściciele zmieniając się, pojawiają się nazwiska Riccardi, Antinori, mieszka tu nawet Karolina Bonaparte, wdowa po Muracie.  Pod koniec XIX wieku Budini Gattai kupują rezydencję i dotąd mogą się szczycić jej posiadaniem, pomimo tego, że był to nie tylko budynek mieszkalny, ale i siedziba pierwszego rządu Regionu Toskanii w 1970 roku. Do ogrodu dociera się oszkloną loggią. Ileż w niej światła. Już sobie wyobrażam tutaj jakiś obiad przy mniej sprzyjających warunkach pogodowych.

Lepiej jednak skorzystać z ogrodu. Ciekawa jestem, kiedy się przyzwyczaję, że solidne mury, dom przy domu, kryją za sobą ogrody, pełne zieleni i ciszy wyspy. Doskonałe rozwiązanie dla miasta. Florencja od ulicy jest mało zielona, ale zajrzyjcie do niej posługując się mapami satelitarnymi, albo ... przyjedźcie tu wiosną, gdy dużo łatwiej jest zobaczyć ukryte ogrodnicze skarby.
 I wszystko pięknie, ale do udających groty fontann nie mogę się przekonać. Chociaż, zauważam pewien postęp, przyzwyczaiłam się do tej maniery.

Kliknij, by zobaczyć zdjęcie sferyczne podwórza Palazzo Grifoni.

Zupełnie poza programem zajrzeliśmy do pierwszy raz widzianego przeze mnie chiostro przy Santissima Annunziata. Grzechem byłoby nie zajrzeć. Dlaczego wcześniej tu nie byłam? Hmm, nie przypominam sobie otwartych drzwi, zapraszających do środka?

Kliknij, by zobaczyć chiostro przy bazylice Santissima Annunziata.

Kawałek za Santissima Annunziata, przy Via Gino Capponi stoi olbrzymi budynek - Palazzo Capponi. Nazwę swoją wziął od pisarza i polityka mieszkającego tu właśnie, zmarłego w XIX wieku.  Gmach zaczął być budowany na początku XVIII wieku, przy niezłym rozmachu projektu wznoszenie trwało latami. Gino Capponi był ostatnim przedstawicielem jednej z gałęzi rodu Capponi. Ubawiłam się, gdy chciałam bardziej szczegółowie dowiedzieć się, której. Kliknęłam na link odsyłający do opisu, kim pradziad Gino, kupiec i pomysłodawca budowy nieruchomości Alessandro Capponi, jego antenat. Przekierowało mnie do XX wiecznego piłkarza!
Mnie chyba najbardziej poruszył fakt, że jednym z właścicieli palazzo był Egisto Paolo Fabbri, wielki kolekcjoner, który zgromadził 32 obrazy Cezanne'a. Niestety zbiór potem rozjechał się po wielu muzeach i kolekcjach prywatnych. Widzicie wszystkie je w jednym miejscu? I to we Florencji? Eh ...
Obecnie Palazzo Capponi jest domem mieszkalnym dla wielu rodzin, znaczy się taka większa kamienica, ale na pewno nie jest to budynek komunalny. Widziałam jedną rodzinę wychodzącą z domu, sądzę, że to raczej oni mogliby pomagać bardzej potrzebującym. Elegancja, szyk, klasyka, nawet w ubiorach dzieci.
Do dyspozycji mieszkańcow jest przestrzenny ogród alla italiana. Proste i symetryczne podziały, głównie zielone rośliny, centralnie umieszczona prosta fontanna. Najbardziej zdumiewającym elementem wystroju jest okazała limonaia.

Kliknij, by zobaczyć zdjęcie sferyczne ogrodu Palazzo Capponi.

Trasa otwartych ogródów wiedzie w kierunku Borgo Pinti. Idę ze specjalnie wydaną na tę okazję mapką w ręce, mijamy po drodze osoby z tymi mapkami. Niby się nie znamy, ale wiemy, że robimy tego dnia to samo - staramy się zobaczyć jak najwięcej, ze świadomością, że wszystkiego i tak się nie da. Każdy zaczął w dogodnym dla siebie punkcie, więc bywa, że idziemy w przeciwnych kierunkach. Oni już tam byli, oni wiedzą, że teraz kolej na Palazzo Ximenes Panciatichi, którego nazwa jest jedną z wariacji, może być np. Ximenes da Sangallo, Panciatichi-Ximenes. Jesteśmy na Via Giusti, gdzie w XV wieku bracia da Sangallo kupili teren i wybudowali swoją rezydencję. A że to znani architekci włoskiego rensasnu, to chyba nikogo nie zdziwi, że także zaprojektowali budynek. Na początku XVII wieku posiadłość zostaje kupiona przez Portugalczyka Sebastiano Ximenesa i to jego syn decyduje, by palazzo zostało rozbudowane kosztem ogrodu. Poprzez ożenek trafiają tu Francuzi a miejsce staje się nawet ambasadą francuską. Tutaj dwa dni goszczono Napoleona Bonaparte. Druga część nazwy - Panciatichi - pochodzi od następnych właścicieli domu.
Przejście do ogrodu prowadziło przez niewielkie podwórze pilnowane przez rzeźby.

Ogród też nie jest oszałamiająco wielki, bo przez wszystkie wieki to jego kosztem dobudowywano różne nowe części palazzo. Widać w nim ewidentne ślady ogrodu angielskiego, do którego starają się wrócić charakterystyczne te all'italiana.  To przyjemne miejsce, oaza, do której się dociera z wąwozów wąskich uliczek Borgo Pinti.

Kliknij, by zobaczyć zdjęcie sferyczne ogrodu  Palazzo Ximenes Panciatichi

O następnym miejscu nie napiszę tutaj, bo absolutnie wymaga osobnego wpisu, o czym, mam nadzieję, kiedyś Was przekonam. Pójdźmy więc teraz na Piazza Santa Croce. W końcu zaspokoiłam choć trochę ciekawość, co kryje podwórze olbrzymiego budynku pokrytego mocno zniszczonymi,  acz imponującymi freskami, nazywanego Palazzo dell'Antella (zamiennie: Antellesi). To na nim jest namalowana kopia "Śpiącego amorka" Caravaggio, gdyż właśnie ten obraz należał do rodzinnej kolekcji właścicieli.
Przeszłam przez spowitą łagodnym mrokiem i historią klatkę schodową.

Ogród należący do posiadłości jest tak zwanym ogrodem sekretnym, ogrodzonym murem i budynkiem. Założenie to opiera się na wcześniejszej średniowiecznej tradycji zamkniętego ogrodu, co opisałam w artykule o aptecznym ogrodzie. Niewielką przestrzeń zapełniało tyle osób, że nie wiem, czego było więcej - ludzi, czy niadawno posadzonych różanych krzewów. Uchwycenie samych roślin było nielada sztuką.

Kliknij, by zobaczyć zdjęcie sferyczne ogrodu przy  Palazzo dell'Antella.

I już ostatnie miejsce tego dnia, rzutem na taśmę, przed zamknięciem gościnnych bram.
Dziedziniec palazzo, do którego przylegają kamienne ławy zapraszające do odpoczynku. To spod niego obserwowałam podczas Bożego Narodzenia impresje wyświetlane na budynku San Firenze. Jestem więc na Piazza San Firenze i wchodzę do Palazzo Gondi, charakterystycznego florenckiego pałacu z XV wieku zaprojektowanego przez Giuliano da Sangallo. Tu kiedyś stał rzymski amfiteatr, a potem było tu kilka małych budynków, wśród których było biuro notarialne wynajmowane przez ojca Leonarda da Vinci. Budynek Palazzo Gondi jest jednym z niewielu należących nadal do potomków Gondi.
Tak się śpieszyłam, by zdążyć zobaczyć choć jeszcze jedno miejsce więcej, że zapomniałam zrobić zdjęcia zewnątrz budynku. Ale trudno go przeoczyć, jest typowym dla swojego czasu przedstawicielem - trójpoziomowy, z wyraźnym podziałem na ośrodek prowadzenia interesów, piano nobile i część mieszkalną dla mniej znamienitych członków rodu.
Szlachetność i spokój renesansowej konstrukcji odbija się w cortile. Grubość murów i szum fontannny odcina dźwiękowo od zgiełku miasta.

Przyjemnie było znaleźć się tam i wyciszyć po swoistym "podwórkowym" maratonie.

Kliknij, by zobaczyć zdjęcie sferyczne cortile Palazzo Gondi. 

Dodatkową atrakcją dla zwiedzających były piwnice i degustacja win. Ja skupiłam się na murach i ich wyposażeniu. A było na czym. To właśnie tutaj wzbudzono moją zazdrość kolekcją butelek z pojemnikiem na lód.


Gdy tak kończyłam pisać ten artykuł, sprawdziłam jeszcze raz listę dostępnych wtedy miejsc i zwątpiłam, czy aby na pewno mam już zrezygnować z Florencji podczas następnych dni otwartych rezydencji? To tylko fragment oferty z tego dnia.

4 komentarze: